Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzę ze łzami w oczach, jak kładą mnie prosto na ziemię i Lydia zaczyna masaż serca. Scott i Liam chodzą w kółko nie wiedząc co zrobić, a Malia trzyma mnie za nadgarstek by wyczuć tętno. To jest przerażające widzieć, jak ktoś próbuję przywrócić cię do życia, a ty możesz się tylko patrzeć z boku.

— Takie coś nie mogło cię pokonać! —krzyczy Lydia, a jej łzy spadają na moję bluzkę — No dalej!

— Nie zostawię ich — podchodzę do swojego ciała, ale nie jestem w stanie się dotknąć.

Coś mnie odpycha.
Z całej siły naciskam na ciało, ale nie przybliżam się nawet o milimetr.

— No dalej! — krzyczę do siebie.

Uderzam z całej siły w swoją klatkę piersiową, słyszę swój płacz i swoich przyjaciół. Nie mogę ich zostawić, nie w takim momencie, gdy wszystko znowu się sypie. Douglas dostał się do Jeźdźców, a tam prawdopodobnie jest też Stiles i reszta, więc możemy się tam dostać. Nie tym samym sposobem co on, ale jednak.
Odwróciłam się w stronę "portalu". Teraz może będę w stanie się tam dostać, jednak co jeśli nie wrócę?
Kręcę głową i ruszam w stronę korytarza. Zamykam oczy  i idę przed siebie, czekając aż zostanę odepchnięta przez niewidzialną ścianę, ale nic takiego się nie dzieje. Otwieram oczy i widzę, że stoję po drugiej stronie. Odwracam się w stronę przyjaciół, którzy nadal walczą. Wycieram łzy spływające nadal mi po policzku i odwracam głowę.
Jeśli mam umrzeć to chociaż chcę wiedzieć co tam jest.
Skręcam w lewo na korytarzu i widzę, że po drugiej stronie jest ciemno. Nie widać żadnego światła, nie słuchać rozmów i kroków.

— Czyli to jest przejście — mówię cicho do siebie.

Podchodzę bliżej i wkładam rękę do tej czarnej przestrzeni. Od razu przechodzi mnie dreszcz, gdy wyczuwam chłód. Wkładam ją głębiej, a zimno rozlewa się po całym moim ciele.
Biorę głęboki wdech i przymykam oczy. Wchodzę cała do środka, nie robię nawet kroku do przodu, a już czuję, że tracę grunt pod nogami. Zamykam przerażona oczy, a czując, że ktoś chwyta mnie za ramiona od razu robię zamach i biję tę osobę w twarz, słysząc łamaną kość.

— Jezu, Lily! — ktoś mocno mnie obejmuje.

— Stiles? — otwieram oczy zszokowana.

— Nie, to ja Scott — widzę zapłakaną twarz przyjaciela.

Lydia, która przez chwilę stała obok mnie zahipnotyzowana moją osobą, rzuca się na mnie i z całej siły obejmuje, prawie mnie przy tym dusząc.
Maila siedzi obok nas i trzyma się za złamany nos.

— Wybacz — uśmiecham się do dziewczyny przepraszająco i odsuwam od Lydii — Co tu się stało?

Mam pustkę w głowie. Pamiętam tylko, że Douglas zmusił mnie to przerwania bariery i nic więcej.

— Umarłaś — szepta Lydia i wyciera łzy — Po tym jak Douglas poszedł, ty upadłaś na ziemię, a serce przestało ci bić.

— Myślałem, że nie uda nam się cię uratować — Liam klęka przede mną i też mnie tuli.

— Wow, tyle czułości w ciągu pięciu minut, chyba muszę częściej umierać — śmieje się by rozluźnić atmosferę.

Wszyscy smutno się do mnie uśmiechają.
Odwracam wzrok i przyglądam się przejściu. Totalnie nic nie pamiętam, zamknęłam oczy na chwilę i okazało się, że umarłam. Czuję, że coś widziałam, że byłam po drugiej stronie.

— Cholera — słysząc przerażony głos Scott'a, od razu się odwracam i widzę, że naszą stronę idzie dwóch Jeźdźców — Lydia, Liam weźcie Lily do bunkra.

— Mogę walczyć — wstaję podtrzymując się ściany — Nie zostawię was.

— Wolimy, żebyś zostawiła nas w taki sposób, a nie poprzedni — Tate odwraca się do mnie przemieniona — Biegnijcie!

Liam chwyta mnie za talię i ciągnie przez tunel. Słysząc za sobą głośną walkę przyjaciół, mam ochotę tam pobiec i pomóc, ale ledwo się trzymam na nogach.
Czuję się jakbym była po jakiejś mocnej imprezie. Głowa boli mnie niemiłosiernie, a gdyby nie Liam to już dawno bym leżała na podłodze.

— Musimy się pospieszyć — mówi przerażona Lydia.

— Może wezmę cię na ręce — blondyn staje przede mną i się schyla.

— Nie ma szans, Liam — ominęłam go małymi kroczkami — Pomóż mi iść...

Nie dane mi dokończyć przez głośny krzyk Peter'a.
Patrzę przerażona na przyjaciół i bez wahania ruszam do przodu, co chwile pomagając sobie ścianą.

— Nie, nie możesz tam iść — Lydia odwraca mnie w przeciwnym kierunku, a ja prawie upadam.

— To jest mój wujek, muszę pomóc.

— W takim stanie będziesz tam tylko dodatkową osobą do chronienia.

Liam delikatnie chwyta mnie za ramię i z cichym westchnieniem ruszam do przodu, prawie się potykając. Wychodząc zza zakrętu, od razu zauważamy Jeźdźce. Stwór musiał tu stać już chwilę, bo broń ma cały czas wycelowaną.
Lydia staje przed nami, a Jeźdźca od kryje broń.

— Co jest? — pytam cicho zaskoczona.

— Nie wiem, ale idźcie za mną.

Powoli przechodzimy obok stwora, który cały czas się na nas patrzy, wydając z siebie te obrzydliwe jęki.

— On się ciebie boi — mówimy z Liam'em, stojąc na drugim końcu korytarza, a Jeźdźca nadal się nie rusza.

— Nie mamy teraz czasu na zastanowienie — szybko chwyta mój nadgarstek i ciągnie przez kolejne korytarze, a ja próbuje nie upaść przez ten szybki krok.

Stając przed bunkrem, słyszymy za sobą kroki. Czując się już trochę lepiej, odwracam się z głównym warknięciem.
Na szczęście jest to Scott i Malia, jednak po minie dziewczyny mogę stwierdzić, że coś niedobrego się wydarzyło i podejrzewam, że chodzi o Peter'a. Znów zniknął.

— Nie ma ich — mówi Scott — Wracajmy do mnie.

***

Siedzę pod kocem i patrzę na załamanego Scott'a, który już ponad dziesiąty raz próbuje wybrać numer do swojej mamy.
Będąc już w domu, nie było słychać ani Melissy ani Argent'a. Scott od razu zaczął latać po całym domu szukając swojej mamy, ale na marne.
Lydia próbowała dodzwonić się do Argent'a, ale od razu włączyła się poczta z informacją, że taki numer nie istnieje. U Scott'a jest to samo, gdy dzwoni do mamy, ale nie rezygnuje.
W totalnej ciszy przyglądamy się alfie, chcę jakoś zacząć rozmowę w delikatny sposób, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

— Scott — obok chłopaka siada Malia, przygryzam wargę wiedząc, że dziewczyna nie jest zbyt delikatna — Twoja mama zniknęła — mówi to w jak najdelikatniejszy sposób, ale żyje — wyłącza połączenie i odsuwa telefon od bruneta.

— Co teraz? — zmieniam temat — Zostaliśmy tylko my i Stilinscy.

— Jeździec bał się Lydii.

— Wyczuwałam bardziej szacunek — dziewczyna siada obok mnie, a ja chwytam ją za rękę. Nie wiem czy jej chcę dodać otuchy czy sobie.

— Szczelina i tak jest zamknięta, jesteśmy sami — odwracam głowę w stronę Scott'a, zaskoczona jego pesymizmem.

— Przestań, może uda się go jakoś otworzyć. Jestem do niego potrzebna to może...

— Nie ma mowy, już raz cię straciliśmy — patrzy na mnie wymownie — Za drugim razem może się nie udać.

— Jedno życie by uratować tysiąc innych, Scott — prostuję się — Co mamy innego do roboty? Czekanie aż Jeźdźcy po nas przyjdą?

Scott już chce coś powiedzieć, ale słyszymy pukanie i do salonu wchodzi szeryf.

— Mam syna — patrzy na mnie przepraszająco — Nazywa się Mieczysław Stilinski, ale mówimy na niego Stiles.

Na to imię moje serce zaczyna bić szybciej. Brzmi tak bardzo znajomo. W moich oczach pojawiają się łzy, które próbuję powstrzymać.

— Pamiętam, że w dzieciństwie nie umiał do wypowiedzieć. Zamiast niego mówił ,,mischief" — przygryzam wargę, słysząc kolejne znajome słowo — Mama go tak nazywała dopóki... — głośno wzdycha, nie umiejąc dokończyć słowa.

Miałam rację. Z tą kobietą jest coś nie tak, ale jeśli umarła to czym jest ta?

— Na piętnaste urodziny dałem mu jeep'a, należał do matki — mówi smutnym głosem — Chciała, żeby go miał, a ja nie miałem nic przeciwko. Chociaż jego pierwsza przejażdżka skończyła się w rowie — uśmiecham się — Tego dnia dałem mu pierwszą rolkę taśmy, na następny rok cały silnik był nim obklejony — Zawsze się w coś pakował, ale miał dobre serce — odwraca wzrok w moim kierunku — Pamiętam, że gdy zerwaliście nie był sobą. Wszystko go wkurzało i pewnego dnia wrócił szczęśliwy do domu, nie musiałem się go pytać co się stało, bo wiedziałem, że do siebie wróciliście.

Zakrywam twarz rękoma i daję słynąć łzą. Od razu ktoś mnie obejmuje, a po perfumach czuję, że to Lydia.

— Jesteśmy tu dzisiaj, bo mój głupi syn zaciągnął Scott'a do lasu poszukać  zwłok i po twojej przemianie zabrał do szkoły by znaleźć alfę i poznał bliżej ciebie — zdejmuję ręce z twarzy i patrzę na mężczyznę.

— Jak pan sobie przypomniał? — pytam drżącym głosem.

— Zaczęło się od bluzy — patrzy na Lydię — Później przyszła Lily i znaleźliśmy nitkę z jego tablicy aż wrócił cały pokój i wspomnienia wróciły. Po wyjściu Lily i zniknięciu... — znowu nie jest w stanie dokończyć — Wydawało mi się, że go widzę, jakby coś na środku pokoju się otworzyło. Szybko jednak zniknęło.

— Przejście — mówi zaskoczona Malia — Myślałam, że jest jedno.

— Przypomniał pan sobie Stiles'a i otworzyło się kolejne przejście — wycieram łzy — Skoro panu się udało...

— To nam też może — kończy za mnie Lydia — Ale szczelina się zamknęła.

— Przypominając sobie Stiles'a i wszystko inne. Powinno nam się udać.

— Z moją pomocą — wszyscy odwracają się w moim kierunku — Może będąc poza ciałem będzie łatwiej mi go przyprowadzić.

— Wykluczone, może nam się udać bez — Lydia chwyta mnie za ramię — Już raz umarłaś, nie wytrzymam twojej kolejnej straty.

— Umarłaś? — patrzy na mnie zaskoczony Stilinski.

— To długa historia — macham lekceważąco ręką — Bierzmy się do roboty.

Przypomnienie sobie Stiles'a oznacza otworzenie się szczeliny, przez którą może przejdzie on i cała reszta.
Muszę spróbować wyjść z ciała, może tak uda się szybciej go sprowadzić.
Kolejna smierć nie wchodzi w grę, chociaż może się to wydarzyć. Umrę chociaż w spokoju wiedząc, że reszta stada będzie wiedziała co robić.

Hej! Chciałabym was przeprosić za znowu długą nieobecność, ale tyle teraz tego mam, że nie mam na nic czasu. Na przeprosiny napisałam dłuższy rozdział, a książka już jest bliżej końca niż początku.
W mojej drugiej książce z Bucky'm także napisałam dłuższy rozdział, wiec wszystkich zapraszam.
I jak mam być szczera jestem trochę zestresowana końcem. Książkę piszę już dość długo (chyba jakieś 3 lata) razem z pierwszą i drugą częścią. Nie umiem sobie wyobrazić, że już niedługo nie będę się zastanawiać co napisać w kolejnym rozdziale.
Ta książka pomagała mi zapominać o tych nieprzyjemnych chwilach. Dzięki niej mogłam całe moje scenariusze w głowie gdzieś zapisać i pokazać je światu.
Jest to naprawdę dziwne uczucie wiedząc, że zaraz zakończy się jakiś ważny etap w moim życiu, ale zabiorę się też w pełni za pisanie kolejnej książki z Bucky'm i może kiedyś pojawi się coś więcej z TW.
Dziękuje wszystkim, którzy przeczytali do końca, musiałam się komuś wygadać haha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro