Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zrobię wszystko, żebyś przeżyła ty i reszta, nawet jeśli mam umrzeć.

Budzę się przerażona nie wiedząc co się dzieje. Przez chwilę siedzę osłupiała, ale ogarniając się zauważam, że jestem w pokoju Lydii.
Nikogo przy mnie nie ma, a wydaje mi się jakby ten głos chłopaka był przy moim uchu. Wydaje się taki znajomy, a jednocześnie kompletnie obcy. Nie przypominam sobie żadnej sytuacji, w której ktoś powiedział takie coś. Może mam jakieś zwidy? Albo to ktoś odebrany nam przez Jeźdźców.
Zamykam z powrotem oczy i biorę głęboki wdech, potrzebuje przerwy... I alkoholu, mimo że nie mogę się upić.
Powoli wstaję z łóżka, a drzwi pokoju się otworzyły. Staje w nich Lydia z ręcznikiem i moimi ciuchami, które u niej kiedyś zostawiłam.

— Wreszcie wstałaś — kładzie ciuchy i ręcznik na łóżko — Idź się umyj, a później wszystko mi wyjaśnisz.

— Dobrze — wstaję — Ale potrzebuje jakiegoś wina.

— Ja coś przygotuje, a ty się idź ogarnąć.

Kiwam tylko głową i ruszam do łazienki, zabierając rzeczy z łóżka. Wchodząc, od razu się rozbieram i wchodzę do prysznica. Zimna woda spływa po moim ciele, na którym pojawia się gęsia skórka, ale szybko znika przez pojawienie się ciepłej wody.
Opieram czoło o ścianę, czuję się strasznie zagubiona. Nie wiem już co jest prawdą, a co fikcją. Może to wszystko to tylko głupi sen i zaraz się obudzę, czując się lepiej. Nagle ktoś puka mi do drzwi, a ja przerażona podskakuje i uderzam się w głowę.

— Co jest? — masuję się po obolałym miejscu.

— Pośpiesz się, musimy jechać do Scott'a — słyszę głos Lydii i przeczuwam, że dzisiaj sobie nie odpocznę.

— Daj mi dziesięć minut! — szybko się myję i wychodzę spod prysznica.

***

Liam zrobił imprezę u Scott'a by mieć na oku dziewczynę, która może zostać porwana przez Jeźdźców, pięknie. Ten plan nie jest najlepszy, inni także mogą zostać przez nich zabrani i wtedy będzie jeszcze większy problem. Zapomnimy co się wydarzyło i kto został zabrany, a może być to każdy.
Wchodzę z Lydią do domu, od razu czuję zapach alkoholu i potu, a także głośną muzykę i krzyki innych. Krzywię się na to wszystko i mam ochotę zawrócić, ale nie mogę tak ich zostawić, muszę zrobić wszystko by nikt nie został zabrany.
Rozglądam się po pomieszczeniu i widzę Liam'a, chcę o tym powiedzieć Lydii, ale nigdzie jej nie zauważam. Ruszam w ich stronę i widzę zbiegającą ze schodów dziewczynę.

— Widziałam go! — cała drży — On tu jest!

Czuję dziwną obecność, ale nikogo nie widzę. Przyglądam się uważnie wszystkim i jedyne co widzę to tańczących nastolatków, żadnej dziwnej postaci.

— Tu jest! — Coley nagle coś łapie, a przede mną pojawia się Widmowy Jeździec.

Otwieram szeroko oczy i nie wiem co zrobić, jeśli ja go widzę to reszta tak samo, co oznacza, że teraz wszyscy mogą być zabrani.
Jeździec uderza Coley'em o ścianę, a ten upada na ziemię. Wszyscy nagle cichną i patrzą na to wszystko przerażeni, a ja nie jestem w stanie się ruszyć. W momencie kiedy Widmo chce mnie złapać odsuwam się gwałtownie i upadam na podłogę.

— Wszyscy uciekać, już! — krzyczy kameleon, a ja ogarniam się i szybko wstaję.

Wszyscy z krzykiem wypadają na zewnątrz, a ja próbuję się dostać do reszty. W momencie kiedy chcę do nich przejść, odbijam się od ściany i prawie się przewracam.

— Lily... — Mason patrzy na mnie przerażony — Zaraz to zdejmę.

— Nic nie rób — odwracam się w stronę Widmo, który powoli do nas podchodzi — Poradzę sobie, nie martw się.

Jeździec jednak przechodzi obok mnie i próbuje rozwalić niewidoczną ścianę. Muszę coś zrobić, nie może ich zabrać. Chwytam za leżący obok mnie wazon i chcę w niego rzucić, ale wyprzedza mnie Liam, który robi to z lamką nocną. Wkurzone Widmo chce go zaatakować, ale popycham go na ścianę i wbijam w brzuch pazury. Potwór patrzy na mnie niewzruszony i odpycha mnie z całej siły, a ja upadam na szafę rozwalając ją.
Kątem oka dostrzegam pojawiającą się Lydie obok Mason'a, która patrzy na to z przerażeniem. Unoszę tylko kciuk. pokazując, że wszystko okej i powoli wstaję, patrząc jak Coley zostaje rzucony o ścianę i upada z cichym jękiem.
Ruszam znowu na Widmo i chcę go uderzyć, ale ten przekręca mi ręka i znów popycha. Tym razem nie upadam i atakuję razem z Liam'em. Jeździec chwyta chłopaka i rzuca we mnie, a mi nie udaje się tego uniknąć i upadam pod ciężarem chłopaka.

— Boże, ile ty ważysz? — cicho jęczę z bólu.

Jeździec znowu próbuje rozwalić barierę. Mówię bezgłośnie by uciekali, Mason chwyta dziewczynę za rękę i robi to co każę, jednak po chwili wraca. Liam wstaje i pomaga także mi, a brunetkę nagle coś chwyta i ciągnie w swoją stronę. Bariera przez to została rozwalona, więc do nich podbiegam i próbuję pomóc.
Coś nagle pojawia się dwa metry ode mnie i chcę zaatakować, ale widzę, że jest to Parrish.

— Wszyscy na ziemię — robimy to co każe, a on unosi wysoko broń — Odłóż to!

Jeździec odwraca się w jego stronę i patrzy z uwagą, nagle zaczyna iść w jego stronę i staje kilka centymetrów przed bronią.
Patrzę na to wszystko przerażona i nie wiem co zrobić, nie uda mi się go pokonać, a broń Parrish'a pewnie też nie pomoże. Widzę jak cały drży, widząc, że Widmo nic sobie nie robi. Wstając i chwytając za pobliską figurkę, chcę go uderzyć w głowę, ale nagle pojawia się mocny wiatr i Widmo znika.

— Lydia — odwracam się w stronę dziewczyny, ale jej nie ma — Gdzie ona jest?

— Kto? — pyta zdziwiony Liam.

— No Lydia, stała przed chwilą obok Mason'a — rozglądam się wszędzie.

— Lily, nie było tutaj Lydii — Liam powoli do mnie podchodzi.

— Jak jej nie było? Przecież z nią tu przyjechałam.

Gdzie ona poszła? Przecież jechałam z nią całą drogę i wchodziłam do środka.

— Lydia jest na komisariacie razem ze Scott'em i Malią — mówi Parrish — Przyjechałem tu, bo miałem przeczucie, że tu jesteś i miałem cię tam zabrać za pobicie tego mężczyzny.

Opieram się o ścianę, nic nie rozumiem. Przecież rozmawiałam z nią, byłam u niej w domu. Co się ze mną dzieje? Nic już nie rozumiem. Te Widmo doprowadza mnie już do szału, może jeśli mnie porwą to uda mi się dowiedzieć co się dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro