Stara - nowa przyjaźń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝Nasza piękna przyjaźń wypaliła się jak świeczka... Czy to wszystko co wspólnie przeżyliśmy, jeszcze kiedyś powróci?❞

Los nie jest łaskawy, a życie kręci się swoim tempem, choć czasem chcielibyśmy, aby się zatrzymał. Niestety ludzie przychodzą i odchodzą, mimo iż nie jesteśmy na to gotowi. Ledwo pogodziliśmy się ze stratą jednej osoby, a już wchodzimy w głębsze relacje z innymi. Każdy rozdział naszego życia przynosi obfite zbiory, jak i porażki. Przyjaciół, którzy w trudnych chwilach wyciągną do nas pomocną dłoń, ale również znajdą się tacy, którzy będą z nas szydzić. Omamią nas, a my nie spostrzeżemy, że to wszystko, to jedynie iluzja, w którą chcemy bezkarnie wierzyć. I kiedy nadejdzie ten dzień, w którym upadniesz, łzy otoczą twą mikrą posturę, będziesz w stanie odróżnić przyjaciela od wroga. Bo tylko wtedy, kiedy nie będziesz już nikomu potrzebny, poczujesz nóż w swych plecach.

Przeprowadzki bywają trudne, wszak wszystko się zmienia. Już nie będzie trzepaka na dywany pod blokiem, na którym w dziecięcych latach się huśtało. Ileż przygód spotkało cię w zaroślach, wyrzucone i podniszczałe zabawki wykopywało się z ziemi. Każdy dorasta, a te chwile odejdą bezpowrotnie. Będą żyły w gorzkich, jak i przepełnionych radością wspomnieniach. Mimo, iż te czasy dawno przeminęły, jakoś trudno pożegnać się ze starszą sąsiadką, u której przesiadywało się na herbatce. Bo jednak tam zostawiłeś swe serce. I tam na zawsze pozostanie.

Marinette tego doświadczyła. Siedząc na tylnym siedzeniu, starego samochodu rodziców, obracała się co jakiś czas za siebie, choć dawny dom zniknął już z pola widzenia fiołkowookiej. Jednak ona chciała zapamiętać jak najwięcej z tej chwili. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, zasłaniając tym samym widok. Westchnęła cicho, przyglądając się mijającym w zawrotnym tempie drzewom. Bała się nowego, zupełnie innego - wszak przeprowadzają się za granicę - życia. I mimo, iż wracała do swojego rodzinnego miasta, dla niej był obcy, wszak nie było jej tu kilka lat.
Pogoda na zewnątrz, nie poprawiała jej samopoczucia. Widziała jak ciemne chmury przysłaniają słońce, zwiastując deszcz. Odwróciła wzrok i sięgnęła do małej torebeczki. Wyciągnęła czarne słuchawki i odpaliła ulubioną playlistę. Chwyciła szkicownik oraz ołówek i zaczęła szkicować nowy strój.

Teraz, siedząc przy stole wraz z mamą, myślała, co stanie się za parę chwil. Skręcało ją od środka na myśl o nowych, obcych jej ludziach. Bała się, że nie podoła w nowej szkole, nie będzie rozumieć jakiś słów, lub sama je przekręci. Na samą myśl, jaką głupotę może palnąć, widziała twarze roześmianych rówieśników. Jęknęła, przywołując zatroskany wzrok swojej matki.

- Stresujesz się? - I bez pytania znała odpowiedź, wszak była jej rodzoną córką. Widziała jak zaciska wargi w wąską szparkę i ciężko oddycha. Chwyciła jej dłonie w swoje. - Wszystko będzie dobrze.

- A jeśli czegoś nie zrozumiem? Albo ludzie będą okropni? - obawiała się nastolatka.

- Na pewno nie. To twój ojczysty język, poza tym, z tego co wiem nie zaniedbywałaś lekcji. Ale nawet jeśli się pomyślisz, koledzy zrozumieją. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Przestraszona, że spóźni się na rozpoczęcie roku, założyła plecak na ramię, telefon włożyła do kieszeni skórzanej kurtki, dała przelotnego buziaka mamie w policzek i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.

Była na siebie zła. Cała zdyszana wparowała do autobusu, w dodatku z poplamioną sukienką. No ale nie nazywałaby się Marinette Dupain-Cheng, gdyby przynajmniej cztery razy dziennie nie potknęła by się o własne nogi.

W trakcie jazdy, przyglądała się mijającym budynkom tego pięknego miasta jakim był Paryż. Zamajaczyło jej wspomnienie tych pięknych chwil, które nigdy już nie powrócą. Myśli niczym pędzący gepard, same pognały ku jej przyjaciołom. Od dnia przeprowadzki - a było to dwa miesiące temu - po nocach nawiedzały dziewczynę sny, ludzi; rodzeństwa z wyboru. Ale one nie miały tak wielkiego znaczenia, aniżeli to jedno. Snu, którego śniła praktycznie co noc. Który gdy tylko nadchodził, w oczach granatowłosej zbierały się łzy.
Rok temu, śniło jej się, spotkanie starej przyjaciółki pierwszego dnia liceum. Tego snu nie brała w ogóle pod uwagę, ponieważ już wcześniej śniły jej się spotkania lub ich wspólne przygody. A nadzieja na odzyskanie kontaktu gasła każdego dnia...
Próbując odgonić to okropne wspomnienie, zastanawiała się co teraz czują, czy może poznali już kogoś nowego. Odtwarzała ich uśmiechy, wpatrzone z troską w nią oczy osób ważnym jej sercu. Gdyby była taka potrzeba oddałaby za nich życie, ale nie była w stanie przewidzieć, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkają...To właśnie ta myśl łamała jej najbardziej serce. Wierzchem dłoni wytarła pojedynczą łzę, spływającą po zaróżowionym policzku.

To nie polepszyło sytuacji. Chcąc, nie chcąc, wracała do tych wcześniejszych wspomnień. Także tego jednego. Jej oczy niebezpieczne się zaszkliły. Jeden zły ruch i mogła się rozpłakać w miejscu publicznym. Nie chciała tego, ale wbrew swojej woli, jej palce same wyszukały jedyne zdjęcie jakie jej zostało z tamtego okresu.
Dwie dziewczynki w wieku ośmiu lat, bawiły się na osiedlowym placu zabaw. Właśnie rozpoczęły się wakacje, chwile wypoczynku od codziennej rutyny.
Słoneczko delikatnie grzało, dookoła latały barwne motyle, a na dziecięcych twarzyczkach można było dojrzeć lekkie uśmiechy. Wokół huśtawek porozrzucane zostały zabawki, natomiast dziewczynki kręciły się z prędkością światła na karuzeli. Niestety jedna z nich wypadła i zdarła sobie łokcia. Wtem druga, zeszła zmartwiona i zapytała się czy nic się nie stało. Na szczęście nie bolało, więc wróciły do wspólnej zabawy. Tym razem wzięły plastikową siatkę i za pomocą dmuchania grały nią, niczym piłką plażową. Trawa łaskotała bose stopki, a przez ich głowy przelatywały różne piękne wspomnienia.
Przypadkowy przechodzień, nie mógł domyśleć się, iż przyjaciółki widzą się po raz ostatni. One same nie wydawały się zbytnio przejęte, tym, że są to ich ostatnie wspólne chwile, starały się cieszyć tym co im pozostało.
Dopiero gdy zaszło słońce, przyszła pora pożegnania. W oczach dzieci zalśniły łzy, a usta przybrały niepewny wyraz. Objęły się mocno, upewniając się w przekonaniu, że nigdy o sobie nie zapomną. Złożyły sobie obietnicę - będą pisać do siebie listy. Takim sposobem, idąc za rączki ze swoimi mamami do swoich domów, przekrzykiwały się, która pierwsza napisze, a ich radosny śmiech roznosił się po okolicy.

Spod firanki długich i ciemnych rzęs, zauważyła zaciekawione spojrzenia pasażerów. Nie wiedziała o co chodzi, póki nie zorientowała się, że płakała, a cały makijaż się rozmył, ukazując jego mroczniejsze oblicze.
Nie chciało jej się sięgnąć po lusterko, więc odpaliła w telefonie aparat na przedniej kamerze. Oceniła sytuację, ale mimo, iż wyglądała koszmarnie - maskara zdobiła jej policzki, oczy wydawały się spuchnięte, a część szminki została przez nią zjedzona - nie miała ochoty niczego poprawiać. Chociaż wiedziała, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, w tym momencie miała na wszystko wywalone. Spojrzała przez dłuższą chwilę, w swoje odbicie i na powrót stała się małą, beztroską dziewczynką, nie rozumiejącą okrucieństwa tego świata. Żałowała, że nie mogło tak zostać.

Niespodziewanie szarpnęło nią do przodu. Telefon upadł kilkanaście centymetrów dalej, pod siedzenie, na którym siedziała starsza kobieta. Podnosząc komórkę widziała jej zabójczy wzrok, a do uszu dotarł szept "ta dzisiejsza młodzież". Nie mogła powiedzieć, że jej to nie uraziło. Byłoby to kłamstwem. Podniosła się szybko i otrzepała kolana z brudu. Na szczęście nie było żadnego zadrapania, jednak na ekranie ukazało się pęknięcie. Małe, ale jednak.
Mimo to, dobrze się stało, ponieważ inaczej przegapiła by swój przystanek. Uśmiechnęła się zakłopotana i dopadła automatycznych drzwi w ostatniej chwili.

Stojąc pod budynkiem liceum, ogarnął ją strach. Mury budynku były podniszczone, ale wokoło było przyjemnie. Stanęła pod rozpostartym drzewem, myśląc jak pokaże się innym w tym stanie. W końcu wzięła się w garść i nie zwracając uwagi na innych weszła do środka. Na korytarzu mijało ją wiele wscipskich spojrzeń. Skuliła się w sobie pod tym naciskiem. Idąc tak nie zauważyła nikogo przed nią.

- Przepraszam - odparła zmieszana, gdy zderzyła się z czyimś ciałem. - Czy wiesz gdzie odbędzie się rozpoczęcie roku?

Dopiero, gdy nie uzyskała odpowiedzi, podniosła niepewnie głowę. Na swojej drodze napotkała parę brązowych tęczówek.

- Marinette? - sapnęła zaskoczona.

Dziewczyna podniosła brew w geście zaskoczenia i przyjrzała się twarzy mulatki.

- A-Alya...? -ogarnęła ją nostalgia. Tyle lat minęło...przeżyły razem całe dzieciństwo, lecz nie widziały się od siedmiu lat, w takim razie czy możliwe jest to, by się rozpoznały po tylu latach? A nawet jeśli, to czy będzie chciała ją znać? Chyba nie wytrzymałaby myśli, iż jej nienawidzi. W końcu obie się zmieniły. Każda poszła swoją drogą, na której los postawił innych ludzi. A ona nie zasłużyła by znów wpakować się z butami do jej życia. Nie była godzien, by dostać wybaczenie.
Przypomniała sobie, kiedy czekała podekscytowana przy oknie na listonosza, który miał przynieść list od przyjaciółki. To uczucie otwierania koperty, po czym czytania kilkunastu - jednak tak wiele dla niej znaczących - zdań, nie równało się z żadnym innym. A jaka była niespodzianka, gdy okazało się, że w środku ukrył się dodatkowo mały podarunek. Niestety nawet w ten sposób, w końcu kontakt się urwał. Dlatego nie była pewna, czy przypadkiem wyobraźnia nie płata jej figle, ale wszelkie obawy minęły, gdy utonęła w żelaznym uścisku swojej dawnej przyjaciółki.

- Boże! Marinette! - Przyjrzała się ponownie jej twarzy. Strasznie się zmieniła. Nie była już tą małą, słodką dziewczynką, którą ostatnio widziała. - Eee, co ci się stało? - Pokazała na jej ubiór i rozmazany makijaż.

- Ah...cóż...można powiedzieć, że....wspominałam? Hehehe.

- Ty nigdy się nie zmienisz. - Pokręciła głową z aprobatą. - No chodź. - Złapała dłonie pół chinki i pociągnęła ją w ustronne miejsce. Posadziła na ławce obok dwóch chłopaków i zaczęła grzebać w torbie. Marinette spojrzała na blondyna, a gdy spytał jej o imię zarumieniła się mocno.
W końcu Alya wyjęła kosmetyczkę i zaczęła poprawiać make up.

Takim sposobem odnowiły starą przyjaźń, zapominając o długich latach rozłąki. Obie czuły, iż są na właściwym miejscu. To jest niewiarygodne, że życie lubi nas tak zaskakiwać. Akurat gdy ostatnia iskierka nadziei zgaśnie.

❝Prawdziwa przyjaźń może mieć wiele przecinków, ale żadnej kropki.❞

━━━

Historia oparta na faktach...tylko ciut zmieniona ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro