❝┊12 ⦁ R A N D K A #Andrew

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpadłaś w popłochu do swojej sypialni i otwierając szafę, rzuciłaś okiem na sukienki, które odpowiadałyby klimatowi randki, na którą umówiliście się już kilka dni wcześniej. Zbliżał się zachód słońca, a ty jeszcze bardziej nie mogłaś się doczekać waszego romantycznego spotkania. Wybrałaś twoją ulubienicę, która zawsze w sprawach miłosnych była najlepszym wyjściem. Lekka i zwiewna do kostki w kolorze beżowym. Włosy związałaś w luźny kucyk, pozostawiając dwa luźne kosmyki i obwiązując je w miejscu gumki chustą we wzory kolorystycznie pasujące do sukienki. Wykonałaś delikatny makijaż, po czym chwytając torebkę na ramię i telefon wyszłaś z mieszkania, zamykając je. Pod domem czekał już na ciebie Andrew, więc oboje wsiadając do samochodu z odkrytym dachem pojechaliście na miejsce waszego wyjątkowego wieczoru.

- Pięknie wyglądasz, [T.I] - powiedział w drodze, zerkając na ciebie.

- Dziękuję - zarumieniłaś się i położyłaś swoją dłoń na jego, która spoczywała na gałce do zmiany biegów samochodu, lekko ją ściskając.

Kiedy aktor zatrzymał auto, na twojej twarzy pokazał się uśmiech zaskoczenia.

- Jeśli panna chce zobaczyć najpiękniejszy widok w tym mieście to zapraszam za mną - rzekł, podchodząc do ciebie i wyciągając w twoją stronę swoją dłoń.

- Nie mówiłeś nic, że to przy ogromnym klifie! - wykrzyknęłaś, kładąc swoją dłoń na jego i dając się poprowadzić.

- Mówiłem, że na łonie natury. I nie przy tylko na nim samym - zaśmiał się i powoli zaczęliście dreptać ścieżką na samą górę malowniczego klifu.

Spacer zajął wam trochę, ale widok, który ujrzałaś z wysokości 100 metrów był nie do opisania. Na niebie malowała się tęcza barw, które pozostawiało za sobą zachodzące słońce. Zaczynając od granatowego, przez fioletowy, różowy i pomarańczowy, a kończąc na delikatnym żółtym. Westchnęłaś cicho, napawając się pięknym krajobrazem.

- Już się chyba wystarczy tej uwagi na przyrodę - mruknął mężczyzna, stojąc przy tobie po prawej stronie i obejmując cię ręką w talii.

- Tak? A z jakiego to powodu? - spytałaś, spoglądając na niego z zaciekawieniem.

- Z tego powodu, że teraz pora na mnie, prawda? - odpowiedział, na co na twoją twarz wpłynął promienny uśmiech - Skusisz się na mały piknik?

- Co to za pytanie... Oczywiście! - zachichotałaś, po czym oboje skierowaliście się do drewnianych dwóch ław i stołu pomiędzy nimi, który był do nich na stałe przymocowany. Na blacie stały różne smakołyki, które naprawdę wyglądały pysznie. Skusiliście się na kilka z nich, kilka razy wzajemnie się podkarmiając. Wypiliście lampkę czerwonego wina, klasycznie stukając się kieliszkami. Po posiłku Andrew rozłożył wam duży koc, na którym usiedliście. Mężczyzna lekko pochylił się do tyłu, opierając się dłońmi i wyprostowując nogi. Ty skorzystałaś z okazji, o której zawsze marzyłaś. Oparłaś się o jego klatkę piersiową, jedną ręką przytrzymując go na jego dalszym biodrze. Aktor westchnął z rozmarzenia i delikatnie pocałował cię we włosy. Uśmiechnęłaś się na ten czyn pod nosem, spoglądając na moment na niego.

- Tak sobie teraz przypominam... Kiedy nagrywaliśmy Spider-Mana, często w trakcie przerw mi się zwyczajnie nudziło.

- Więc wygłupiałeś się z ludźmi i innymi aktorami z planu?

- Blisko. Dokładnie... Aż głupio mi to przyznać...

- No mów! Ciekawi mnie to! - podniosłaś się z jego klatki, domagając się jego odpowiedzi.

- Tak nieskromnie powiem, że wtedy lokalizowałem najbliższe podwórka i szedłem grać z dzieciakami w koszykówkę.

- Powiedz jeszcze, że w stroju Spider-Mana to ryknę śmiechem.

- To się śmiej, śmiało - spojrzał na ciebie wyczekująco.

- Nie żartuj! Ty to niemożliwy jesteś, Andrew! - parsknęłaś śmiechem, wtulając się w ponownie w jego tors - To ja wolę już nic nie mówić o mnie...

- Coś za coś! Teraz ty. Nie ma tak łatwo!

- Niech Ci będzie. Kiedyś jak byłam mała...

Zaczęliście opowiadać sobie różne i zabawne sytuacje ze swojego życia. Czas minął wam tak szybko, że nawet nie zorientowaliście się, kiedy na niebie zapanowała w całości granatowa barwa. Garfield pomógł Ci wstać i po spakowaniu rzeczy zanieśliście do samochodu, który stał na dole klifu. Mężczyzna odwiózł cię do domu, na koniec całując cię w krótko w usta. Zarumieniłaś się, po czym odmachałaś mu, posyłając mu buziaka w powietrzu. Wbiegłaś do swojego mieszkania jak na skrzydłach, w pełni szczęśliwa i zadowolona, że jedno z twoich marzeń się w końcu spełniło...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro