𝟚

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wcześniej...


  Ciche pykanie oraz spokojny, kobiecy głos uświadomił czarnowłosemu chłopakowi, że to jego przystanek. Zerwał się z miejsca i zaczął zbierać swój bagaż. W ostatniej chwili udało mu się uniknąć zmiażdżenia przez przesuwane drzwi pociągu, na co odetchnął głęboko z ulgą, po czym rozejrzał się z wyjątkowo entuzjastycznym wyrazem twarzy.

  Kageyama Tobio w końcu dotarł do miasta, gdzie miał zamiar rozpocząć nowe życie, czyli do Tokio. W Sendai pomimo jego wielu osiągnięć oraz wielu planów, wszystko zakończyło się fiaskiem. Stał się kompletnie innym człowiekiem po ukończeniu szkoły, lecz to nie wystarczyło. Postanowił szukać szczęścia w ogromnej, wiecznie zabieganej stolicy.

  Poprawił plecak na prawym ramieniu i ruszył pewnym krokiem w stronę centrum. Po parunastu minutach krążenia z mapą oraz drobnymi wskazówkami od mieszkańców, udało mu się dotrzeć pod wskazany adres mieszkania do wynajęcia. Właśnie tam miał spędzić parę najbliższych miesięcy, a kto wie może nawet i lat.
Z niewielkimi trudnościami wspiął się z walizką po schodach i dotarł do drzwi z numerem '9'. Uśmiechnął się dyskretnie pod nosem na wspomienie ukochanego numeru, który zawsze zdobił jego plecy podczas meczów w Karasuno. Wiele by dał, aby powrócić do tamtych czasów...
Nagle zza jego pleców wyłoniła się sympatycznie wyglądająca staruszka, która po przedstawieniu się oraz omówieniu paru formalności, w końcu podała mu klucz do mieszkania i zniknęła z pola widzenia. Tobio bez wahania wszedł do środka, umiarkowanie dając po sobie poznać, jak bardzo cieszy się z pobytu tutaj. Odsłonił od razu żaluzje, a jego oczy od razu zabłyszczały pod wpływem wspaniałego widoku z okna przedstawiającego rząd kwitnących wiśni w pobliskim parku Ueno. 

Gdy wystarczająco nacieszył wzrok zapierającym dech w piersiach, można by rzec wyjętym z pocztówki obrazem, od razu zabrał się za rozpakowywanie rzeczy.
Gdy w końcu się zadomowił i ułożył wszystkie rzeczy na swoim miejscu poczynając od ubrań w szafie, a kończąc na szczoteczce do zębów w małym platikowym kubeczku na umywalce, opadł wykończony podróżą oraz emocjami na niewielkie łóżko obok okna pod ścianą. Wpatrując się w sufit rozmyślał nad planami na kolejny dzień. Zapowiadał się dosyć pracowicie - miał udać się do niewielkiego biura w celu zabiegania o pracę oraz rozejrzeć się trochę po okolicy. W międzyczasie wyciągnął z plecaka ulubioną piłkę do siatkówki i odbijał nad głową, wciąż będąc głęboko pochłonięty przez myśli. Powoli docierały do niego także tęsknota za rodzinnym miastem oraz za klubem siatkarskim. Nawet rudowłosa Krewetka przestała mu tak bardzo przeszkadzać...

Nagle gwałtownie usiadł na łóżku i potrząsnął głową. Zaczynał nowy rodział w życiu i wszystko będzie dobrze! Wstał, wziął stosunkowo szybki prysznic i skierował się na zasłużony wypoczynek.

Z głębokiego snu wybudził go irytujący dźwięk budzika. Wyłączył urządzenie zbyt agresywnie przez co wylądowało ono na ziemi z głuchym brzdękiem. Kageyama westchnął głęboko i niechętnie zwlókł się z łóżka. Po porannej toalecie, szybkim śniadaniu, ubrał się w elegancki garnitur i zakładając przez ramię torbę, opuścił mieszkanie. Powitało go dość chłodne powietrze oraz oślepiające promienie wschodzącego słońca. Starając się myśleć pozytywnie, ruszył nieznanymi uliczkami z wcześniej przygotowaną mapą w telefonie.


Dlaczego?! Co zrobił nie tak?
Czy to ten rozpięty guzik w koszuli pod szyją? Może sposób w jaki usiadł przed biurkiem dyrektora? Dlaczego w ostatnich czasach wciąż spotyka się z odmową na jego starania...?

Tobio błądził coraz bardziej po zalewanych przez ciemność uliczkach, nie widząc żadnego konkretnego miejsca, gdzie mógłby się udać, aby nie zamykać się ze swoją frustracją w czterech ścianach. Nie miał pojęcia skąd wziąć pieniądze na dalsze życie - w końcu nie dostał żadnej pracy. Zawsze było mu trudno pogodzić się z sytuacjami nie idącymi po jego myśli. Zacisnął mocno zęby, aby powstrzymać zalewającą go falę bezsilności i rozgoryczenia, po czym usiadł na samotnej ławce obok automatu, który rzucał blade światło na chodnik. Schował twarz w dłoniach, lecz zaraz musiał ją wznieść, gdy poczuł czyjś ciężar na drugim końcu ławki.
Dostrzegł zakapturzoną postać, która patrzyła przed siebie. Czarnowłosy jeszcze przez
chwilę obserwował nieznajomego, a następnie przeniósł wzrok, starając się wyłapać punkt, w który osoba obok niego się wpatrywała.

— Zły dzień? — usłyszał nagle męski głos. Poczuł, że zakapturzona postać go obserwuje, więc w odpowiedzi pokiwał tylko słabo głową. Usłyszał ciche westchnięcie. — Wydawałoby się, że wszystko będzie dzisiaj idealne, lecz los zgotował coś kompletnie innego, prawda? — te słowa przykuły uwagę Kageyamy, który zwrócił swoje spojrzenie na nieznajomego. Patrzył na niego młody chłopak, niewiele starszy od niego, który analizował każdy jego ruch swoimi przenikliwymi, błękitnymi oczami, pod którymi Tobio także dostrzegł ciemne, niezdrowe plamy.

Nagle chłopak wstał i wyprostował ramiona na boki.
— Jednakże... jak to mówią, są wzloty i upadki. Po każdym upadku trzeba się wziąć w garść lub...po prostu zapomnieć. Co bardziej może cię podnieść na duchu niż przeciwieństwo smutku oraz żalu? Trzeba podejść do tego trochę bardziej...na luzie. — rzekł, a każde słowo wypowiedziane przez nieznajomego brzmiało nader poetycko. Wydawałoby się, że włożył w te zdania tyle pasji, jakby były dla niego święte. Odwrócił się w stronę czarnowłosego z delikatnym uśmiechem na ustach. — Znam interesujący bar za rogiem. Będziesz mógł się trochę rozerwać.

Tobio zamrugał parokrotnie, analizując propozycję. Co mógłby chcieć tak dziwnie wyglądający typ od beznadziejnie rozgoryczonego w swoim eleganckim garniturze chłopaka?

— Ciekawa teoria oraz propozycja, lecz będę musiał odmówić. Powinienem już iść. — odparł Kageyama i wstał z ławki w celu udania się do domu. Zakapturzony jednak nie dał mu tak łatwo odejść; złapał go za ramię, gdy ten już go mijał.

— Iść? Dokąd? Do domu, aby w samotności roztrząsać ten problem? Nie wolałbyś się komuś wygadać?

— Przepraszam, ale nie znam cię.

— I co z tego? Każdego dnia możesz poznać tyle nowych osób, że nie potrafiłbyś potem zapamiętać każdego z imienia, lecz i tak będą cię kojarzyć na ulicy. Co ci szkodzi?

Właśnie. Co mu szkodzi? I tak był w dołku, a nowe znajomości się przydadzą...Szkoda niestety, że z tak podejrzanie wyglądającą, zakapturzoną osobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro