Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sayo wzięła głęboki wdech, zanim jeszcze uniosła rękę, by zapukać. Nie wiedziała, jaką to osobną misję miała dostać i dlaczego wymagała ona dyskrecji, ale nie miała zamiaru po raz kolejny zawieść. Odkąd kilka dni wcześniej Natsuki zniknęła, Temari starała się jak najbardziej zająć ich czymkolwiek, byle tylko nie przejmowali się jej nieobecnością. Gdzieś z tyłu głowy Sayo telepała się myśl, że młoda Uchiha może już nie wrócić do ich drużyny, a nawet jeśli, to pojawiać się będzie sporadycznie. Myśl napełniona dziwną nadzieją, że tak właśnie się stanie.

– Wejść. – Miyami otworzyła drzwi gabinetu Hokage, jednak widok, który zastała na miejscu nie był tym, jakiego się spodziewała. W środku nie było Kageyamy i Temari-sensei, zamiast nich za biurkiem siedział Hokage, a przed nim stał doskonale jej znany chłopak o blond włosach. – Hitomi – wyrwało się spomiędzy jej rozchylonych warg, kiedy młody mężczyzna odwrócił się, by spojrzeć wprost na nią. Wyglądał inaczej. Zniknęły przydługie włosy w nieładzie, zniknął również ten pretensjonalny wyraz twarzy i sztuczny uśmiech, które zapamiętała. Gdyby nie twarz, nie poznałaby go. Na czubku nosa opierały się prostokątne okulary, a od niego samego biła powaga i spokój, jakich wcześniej przy nim nie czuła.

– Sayo Miyami. – Kiwnął jej głową i nastolatka zamrugała kilkakrotnie, zdezorientowana. – Liczę, że będzie nam się dobrze współpracować – dodał, rozbrajając ją całkowicie. Kiedy przeniosła wzrok na uśmiechniętego przywódcę wioski, jej mina wyrażała kompletne niezrozumienie.

– Sayo, rozumiem, że pamiętasz Tsugushi'ego. Przejdę więc od razu do rzeczy. Jego sytuacja w Wiosce Mgły jest aktualnie skomplikowana, jednak zdecydował się on naprawić kilka błędów i aktualnie pozostaje pod naszą opieką z polecenia jego ojca i Mizukage – wyjaśnił Uzumaki i dziewczyna nie mogła powstrzymać prychnięcia.

– Czyżby dawni sojusznicy się zdenerwowali? – rzuciła drwiącym tonem, chłopak jednak nie zareagował. Zamiast tego zacisnął lekko usta i odwrócił głowę w stronę okna, byle tylko już na nią nie patrzeć.

– Można tak to ująć. Sayo. Chciałbym, żebyś zajęła się nim przez kilka dni. Pokaż mu wioskę, jednak nie trać czujności. W razie czego zwróć się po pomoc do reszty drużyny.

– Szanowny Hokage, nie sądzę, abym była odpowiednią osobą, by go niańczyć – odezwała się nastolatka po chwili wahania, lecz Hokage nie wydawał się ani trochę przejęty jej oporem.

– Myślę, że jesteś bardzo odpowiednią osobą, skoro Hitomi sam o ciebie poprosił – odparł, wyraźnie rozbawiony, i Miyami z niedowierzaniem patrzyła, jak uszy blondyna momentalnie czerwienieją.

– Ale!

– Sayo. Dosyć. Możecie odejść – Naruto spoważniał i wskazał na drzwi, nie pozostawiając żadnego pola do dyskusji. Nastolatka z trudem powstrzymała się od dalszych narzekań i posłusznie opuściła gabinet z Hitomim kroczącym tuż za nią. Gdy tylko opuścili siedzibę Hokage, odwróciła się gwałtownie i chłopak prawie na nią wpadł, zaraz jednak odsunął się o krok, jakby bojąc się o własną przestrzeń osobistą.

– Posłuchaj mnie. Nawet patrzeć na ciebie nie mogę bez wpadania w szał przez to, co narobiłeś ostatnim razem. Nie myśl, że tylko dlatego, że nagle coś ci odwaliło i zachciało ci się być dobrym, staniemy się przyjaciółmi. Zajmę się tobą, bo takie było polecenie Hokage, ale nie utrudniaj mi go i siedź cicho – powiedziała, czując, jak jej poziom irytacji niebezpiecznie wzrasta, a kiedy blondyn nie zareagował, zapragnęła natychmiast zostawić go w tamtym miejscu i po prostu odejść. Nim zdążyła zrobić choćby krok, Hitomi chwycił ją za dłoń, którą lekko ścisnął.

– Przepraszam. Za to, jak zachowałem się ostatnio – powiedział łagodnie i Sayo poczuła nieprzyjemny dreszcz, przechodzący jej ciało. On wyglądał, jakby naprawdę żałował tego, co zrobił, a przy tym wydawał się zupełnie inny. Było w tej nowej postawie coś, co sprawiło, iż poczuła... zainteresowanie.

To ono ją przeraziło.

Co wywołało tak ogromną zmianę? Widziała, że mówił szczerze, choć wolałaby, by było inaczej. Choć tak naprawdę nie chciała, uśmiechnęła się kpiąco, po czym obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.

– To ma wystarczyć? Niespodzianka. Życie nie jest tak banalnie proste i idiotyczne przepraszam nie załatwi wszystkiego – powiedziała, wyrywając dłoń z jego uścisku.

– Zawsze tak się bronisz przed ludźmi? – Jego nagłe pytanie sprawiło, że Sayo zastygła w bezruchu i po raz pierwszy na jej twarzy pojawiła się niepewność.

Prosto w punkt.

Hitomi zawahał się. Nie widział tej dziewczyny wcześniej od tej strony i nie był do końca pewny, jak się wobec niej odnosić. Rozumiał jej rozczarowanie jego osobą, ale nie sądził, że będzie żywić urazę. Nie wyglądała na taką. A jednak oto stała przed nim, próbując za wszelką cenę się od niego oddalić.

Chciała uciec.

Co takiego przerażało ją w wybaczaniu innym do tego stopnia, że sztuczną agresją starała się ich od siebie odepchnąć? Gdyby nie sytuacja, w jakiej obydwoje się znaleźli, pewnie podziwiałby jej wyćwiczoną do perfekcji mimikę twarzy i ton głosu, którymi starała się zamaskować dezorientację i bezradność. To był tylko krótki moment, kiedy straciła nad nimi panowanie i utwierdziła go w przekonaniu, że po prostu udawała.

– Jesteś ostatnią osobą, z którą chce rozmawiać na temat tego, jaka jestem – odparła po chwili i ponownie chciała odejść, i tym razem powstrzymana przez jego głos.

Chodźmy gdzieś razem.

*

– A więc to ty jesteś Uchiha. – Nim Natsuki zdążyła związać swoje długie włosy w kitkę, kobieta o równie długich, bordowych kosmykach, zasłoniła jej całkowicie pole widzenia i uśmiechnęła się tajemniczo. Przypominała jej nieco przyjaciółkę ojca, Karin, choć okulary nieznajomej były okrągłe, a ona sama zdawała się kimś o wiele bardziej niebezpiecznym niż członkini klanu Uzumaki. – Ako – dodała nagle, wyciągając w stronę Natsuki dłoń. Ta już miała ją uścisnąć, gdy ktoś ją powstrzymał, chwytając mocno za ramię.

– Nie radziłbym. Złamie ci ją, tylko po to, by sprawdzić, czy będziesz w stanie ją powstrzymać. – Natsuki uniosła lekko głowę i spojrzała za siebie przez ramię.

Kuro stał blisko. Jedną rękę schowaną miał w kieszeni, przy której przyczepiona była również maska ANBU z wizerunkiem wilka. Obserwował czerwonowłosą dziewczynę, lecz jego mina nie wyrażała żadnych emocji i Uchiha również spojrzała z powrotem na nową towarzyszkę, która przybrała niewinny wyraz twarzy.

– Ty ostrzegający kogoś? Niespotykany widok. – Blondwłosy chłopak, będący prawdopodobnie ostatnim członkiem jej drugiej drużyny, podszedł do nich wolnym krokiem, mierząc Uchihę od stóp do głów. – Tatara.

– Nie pieprz, nie nazywasz się tak – powiedziała znienacka Ako. – Takatsu Urahara. Skrócił sobie do Takara, żeby nie odstawać od nas – dodała, sekundę później uchylając się przed lecącym w jej stronę kunai. – W dodatku jest nerwowy. Myśl o nim jak o lasce z wiecznym okresem, wtedy przynajmniej nie poczujesz potrzeby, by się nim przejmować – dopowiedziała jeszcze, lecz nim Natsuki zdążyła zareagować, blondyn zaatakował dziewczynę, która z piskiem rzuciła się do ucieczki.

Uchiha patrzyła na nich zdumiona, jednocześnie uśmiechając się lekko. Z pewnością byli oni bardzo specyficzną dwójką, choć Natsuki odkryła, że ich odmienność wcale jej nie przeszkadzała. Może nie była przyzwyczajona do osób aż tak energicznych, lecz szybko dotarło do niej, że mogłaby ich polubić. Byli inni i nie ukrywali tego. Właśnie to jej się w nich spodobało.

– Zignoruj ich. Nie ufają ci, więc mogą czasem wydać ci się dziwni. No, bardziej niż zazwyczaj, ale do tego też się przyzwyczaisz – powiedział Kuro i Natsuki mimowolnie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Są zabawni. Inni – odparła i chłopak nieznacznie się skrzywił.

Inni to dobre słowo. Oby cię nie przerazili w czasie misji. – Otworzył usta, by powiedzieć coś jeszcze, lecz nagle zamknął je, rozmyślając się. Czy powinien mówić to, co właśnie przyszło mu na myśl? Nie byłoby to rozsądne, choć z przyjemnością ponownie zobaczyłby na twarzy nastolatki zdezorientowanie i strach. Może właśnie dlatego, gdy spojrzała na niego pytająco, zdecydował się dokończyć. – Choć żadne z nich nie jest nawet w połowie tak bezlitosne, jak twój ulubiony wybawiciel.

Uchiha zacisnęła zęby i linia jej szczęki uwydatniła się na tyle, by zrozumiał, że wkroczył na grząski grunt. Z jej oczu zniknęła radość, zastąpiona chłodem, gdy spojrzała na niego, jedynie z pozoru, obojętnie. Odpędził od siebie ochotę, by się od niej odsunąć, która nagle go ogarnęła i czekał na reakcję dziewczyny, ta jednak nie nastąpiła. Zamiast tego Natsuki zostawiła go, stojącego w bezruchu, i odeszła w stronę, w którą pobiegli jej nowi towarzysze.

Nie rozumiała, jakie powiązanie istniało między Kuro a Kageyamą, ale z pewnością nie należało ono do tych, którymi ludzie zwykli się chwalić. Skąd się znali i na ile dobrze, że członek ANBU był do Arinary aż tak negatywnie nastawiony? Natsuki nie była nawet pewna, czy chciała się tego dowiedzieć. Nie zamierzała jednak słuchać złośliwych komentarzy, które sugerowałyby, że go nie znała. Sama myśl o tym napełniała ją gniewem i niemożliwe było, by zaakceptowała coś takiego.

Znała Kageyamę. Znała go przecież tak dobrze. Nikt z ich drużyny nie powinien znać go lepiej, a już tym bardziej jakiś obcy jej człowiek! Gdyby był blisko z Kageyamą, na pewno by go jej przedstawił.

Prawda? 

******

AN: Dziękuję za ogromne wsparcie i wszystkie komentarze, które zostawiacie pod rozdziałami! Jestem wciąż w szoku, jak wiele osób czyta tę historię, co sprawia, że czuję dodatkową presję, ale i ogromną motywację! Mam nadzieję, że ten rozdział też Wam się podobał! Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanego tygodnia :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro