Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kageyama postawił obok, siedzącej na kuchennym blacie, Natsuki kubek z gorącą herbatą, a sam oparł się o zlew, sącząc powoli kawę i jakby zbierając się w sobie, by rozpocząć temat. Uchiha nie czuła się w jego mieszkaniu zbyt komfortowo i samo wspomnienie ich ostatniego spotkania w nim sprawiało, że miała ochotę jak najszybciej się ewakuować. Rozumiała jednak, że w żadnym innym miejscu chłopak nie wyjaśni jej niczego, musiała więc zacisnąć zęby i dotrwać do końca rozmowy.

Może było to głupie i naiwne z jej strony, lecz nawet siedząc, jak to zwykła zawsze podczas swych odwiedzin robić, na blacie w tym samym miejscu, w którym ją wtedy pocałował, czuła się zażenowana. Zupełnie, jakby bała się, że nagle do niej podejdzie i to powtórzy.

Nie zrobię tego. – Podniosła na niego wzrok znad kubka.

Arinara patrzył na nią jedynie z pozoru obojętnie. Widziała rozczarowanie i zawód w jego lekko przymrużonych oczach i ledwo dostrzegalnie wygięte w grymasie usta.

– Wybacz, ja... – zaczęła pospiesznie, ale przerwał jej machnięciem ręki.

– Masz to wymalowane na twarzy. Nieważne. Chciałaś wiedzieć, a więc miejmy to z głowy – odparł, przechylając głowę w bok, a jego kark strzelił nieprzyjemnie. – Do ANBU Temari-sensei wysłała mnie zaraz po tym, jak zostałem Chuninem, a więc tak samo, jak w twoim przypadku. Nie było większego problemu z ich przyjęciem mnie, choć początkowo Ibiki chciał, abym trafił właśnie do tej drużyny, w której ty znajdujesz się obecnie.

– Dlaczego odmówiłeś? – spytała Uchiha, choć znała odpowiedź. Musiało mieć to jakiś związek z Kuro, nie wiedziała jednak, jakie były powody ich wzajemnej niechęci.

Pamiętała wszystkie niemiłe komentarze rzucane przez mężczyznę na temat jej przyjaciela, z których nie była zadowolona. Jego prowokacje i próby wmówienia, że tak naprawdę nie zna wcale Arinary.

– Nie przyznał ci się jeszcze? – odpowiedział pytaniem Kageyama, a w jego głosie chyba po raz pierwszy usłyszała czystą drwinę.

A Kageyama nie drwił. Nie był złośliwy, ani nawet nieprzyjemny, jedynie czasem szczery do bólu. Ale nigdy nie było w jego słowach, czy też nastawieniu, choćby grama kpiny.

– My nie rozmawiamy o takich rzeczach – powiedziała Natsuki niezamierzenie chłodno, momentalnie reflektując się i starając przynajmniej trochę rozluźnić. – Oni nie są taką drużyną, jak nasza - dodała.

– Masz rację. Nasza ma w sobie krztę współczucia i ludzkich odruchów. On i pozostali nie mają ich wcale. – Chłopak zacisnął mocniej palce na szklance z kawą, po czym odetchnął głęboko, zanim kontynuował. – Wiesz, że moi rodzice nie zawsze byli razem. On jest synem kobiety, z którą mój ojciec kiedyś był – wyjaśnił, po czym odstawił kawę do zlewu, o mało nie zbijając szklanki o jego krawędź. – Tak to jest, jak się nie potrafi utrzymać spodni zapiętych – wycedził z obrzydzeniem i Natsuki zacisnęła usta, czując się co najmniej niekomfortowo. – Ojciec poznał ją na jednej z misji. Była taka sama jak Kuro. Wyrachowana, zimna i perfidna. Niedbająca o nic. Najwyraźniej właśnie to go w niej urzekło. Widziałem ją raz, zanim pięć lat temu zginęła podczas wykonywania zadania dla Hokage. Wtedy też ojciec orzekł, że Kuro nie może zostać sam, bo przecież również jest jego synem. – Arinara prychnął i skrzywił się, jakby właśnie wypowiedział na głos najbardziej absurdalną z możliwych rzeczy.

– Przecież to nie twoja ani jego wina. Dlaczego tak się nie znosicie? – wtrąciła Uchiha, lecz jedno spojrzenie ze strony przyjaciela wystarczyło, by ponownie zamilkła, zawstydzona swoim pytaniem, które wyraźnie z jakiegoś powodu było nie na miejscu.

– Bo to kanalia i morderca. Czerpie przyjemność z tego, co robi innym.

Natsuki odwróciła wzrok, darując sobie komentarz, który cisnął jej się na usta. Przecież skoro Kageyama od czterech lat był członkiem ANBU, to on z pewnością również mógł już pochwalić się tym tytułem, dokładnie tak, jak Kuro. Nie był to pierwszy raz, kiedy Arinara stosował podwójne standardy wobec ludzi, a Natsuki poznała się na tym już przez jego podejście do niej samej. Nie była pewna, czy w tej sytuacji mogła jakkolwiek stanąć po jego stronie, jeśli chodziło o wydanie niepochlebnej opinii na temat Kuro.

Owszem, mężczyzna stosował drastyczne środki, ale Uchiha wiedziała, że miał w sobie o wiele więcej serca i współczucia, aniżeli którekolwiek z nich - ona lub Kageyama. Nie robił tego wszystkiego dla przyjemności. Natsuki podejrzewała, że był to jego, w pełni usprawiedliwiony przez system shinobi, sposób, aby zapomnieć.

Nie trzeba było geniusza, aby to zauważyć. Wystarczyło jedynie przez chwilę uważnie na niego patrzeć.

– Wiem, co sobie myślisz, Natsuki. I mylisz się, sądząc, że jest taki sam jak ty czy ja. – Usłyszała głos przyjaciela i westchnęła.

– Posłuchaj. Rozumiem, że to może być dla ciebie czymś złym. Obwiniasz jednak nie tę osobę, co trzeba. A ja nie zamierzam znaleźć się pośrodku waszego konfliktu – powiedziała, z niechęcią się wycofując.

Była naprawdę ciekawa ich historii, ale wiedziała, kiedy należy odpuścić.

– Seijūrō tak ci spasował, bo nie próbuje cię uczłowieczać? Bo pozwala ci, byś się zatraciła? – Ton głosu Arinary był ostry, a on sam rozgoryczony i Uchiha wykrzywiła twarz w brzydkim grymasie zniecierpliwienia. Zignorowała nawet fakt, że wypowiedział prawdziwe imię brata, zeskoczyła natomiast z blatu i podeszła do niego, po czym dźgnęła palcem w pierś.

– Słuchaj, nie jestem jakąś cholerną marionetką, która tańczy, jak grają jej inni. Nikt poza mną samą nie ma na mnie takiego wpływu, jaki ty sobie wyobrażasz, a również, jaki może chciałbyś na mnie mieć. Dlaczego nie pasuje ci to, kim jestem? – spytała, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Kageyama zawahał się, nim chwycił jej dłoń. Sądziła, że odtrąci ją ze złością, lecz zamiast tego ścisnął jej palce, a zanim nastolatka zdołała się odsunąć, pochylił się i położył czoło na jej ramieniu, wzdychając ciężko, z rezygnacją.

– Kocham cię – wyszeptał i Uchiha uśmiechnęła się delikatnie, ale i gorzko, słysząc zmianę, z jaką wypowiedział te słowa. – Jesteś dla mnie ważna. Nie chcę, abyś stała się potworem.

To nie było miłosne wyznanie z jego strony, a przynajmniej nie całkowicie. Powiedział, co czuł, pomimo iż obawiał się jej reakcji. Ulżyło mu, gdy dotarło do niego, że już nie próbowała od niego uciec. Nie chciał ponownie zmuszać jej, by spojrzała na niego w romantyczny sposób. Chciał za to, aby pozostała bliską mu przyjaciółką, jaką była, odkąd trafili do jednej drużyny. Pragnął, by wciąż na nim polegała i nie wahała mu się zaufać, w obawie, że będzie ją tylko wiecznie potępiał i krytykował.

– Ja też cię kocham, Kageyama. Ty i Sayo jesteście dla mnie jak rodzina – powiedziała, wsuwając wolną dłoń w jego potargane włosy.

Nie była w stanie odwzajemnić jego uczucia i na tę chwilę wiedzieli o tym oboje doskonale. Jeśli mieli pozostać przyjaciółmi, musieli zaakceptować siebie wzajemnie i właśnie w tamtej chwili udało im się to porozumienie osiągnąć.

Natsuki powoli zaczynała rozumieć, że problem nie leżał tylko w ich wieku. Dotychczas sądziła, że to z powodu tego, iż są za młodzi, nie byliby w stanie zrozumieć, czym naprawdę jest miłość. Teraz wiedziała, że nie chodziło jedynie o to. To Arinara był osobą, którą traktowała bardziej jak brata, niż potencjalnego chłopaka. Był opiekuńczy do przesad, dobry i wybaczał jej wszystko. Martwił się i próbował sprawić, by była taka, jaka według niego być powinna. To była rola brata, a nie partnera.

Może była jeszcze za młoda, by zrozumieć to wszystko w pełni, ale przynajmniej tyle potrafiła. I wiedziała, że nie byliby ze sobą szczęśliwi.

*

Sayo przyglądała się z uwagą chłopakowi siedzącemu przed nią w kawiarni. Hitomi zawzięcie walczył z kostką cukru, próbując sprawić, by rozpuściła się w mrożonej kawie, twierdząc przy tym, że ta była zdecydowanie za mało słodka. Zupełnie, jakby ogromna ilość bitej śmietany na jej powierzchni była niewystarczająca.

– Dlaczego ja? – spytała w końcu dziewczyna, zniecierpliwiona jego zachowaniem, jak i brakiem odpowiedzi na dręczące ją od kilku dni pytanie.

Jej rola jako jego opiekunki ograniczała się do pilnowania go, co w praktyce oznaczało tyle, że spędzali ze sobą niemal każdą chwilę. Widziała zmianę, jaka zaszła w młodym mężczyźnie, nie oznaczało to jednak, że ot, tak wybaczyła mu jego zachowanie podczas ich misji.

Nie chodziło jedynie o to, iż chciał zniszczyć postęp, który robiła Wioska Mgły. Sayo nie była ani na tyle dorosła, ani też dojrzała, by sprawy polityczne i innych osad mogły ją obchodzić. Wychodziła z założenia, że dopóki nic złego nie działo się w jej otoczeniu, wszędzie indziej mogło dziać się, co tylko chciało. Możliwe, że była samolubna. Ale czy było w tym coś złego?

Hitomi okazał się kimś zupełnie innym, aniżeli sądziła. Miał prawie dwadzieścia lat, lecz momentami przypominał jej małego chłopca. Dopiero gdy sytuacja wymagała powagi, widziała, że nie jest już nastolatkiem. Jego bystre, jakby kalkulujące, oczy obserwowały każdy jej ruch, a jedna nieostrożnie skonstruowana sekwencja słów wywoływała falę pytań z jego strony.

Chciał ją poznać, z nieznanych jej przyczyn, czym sprawiał, że tym bardziej pragnęła od niego uciec.

Sayo nie była potężnym shinobi, a jeśli miałaby być całkowicie szczerą - nie chciała nim być. Do Akademii poszła tylko i wyłącznie dlatego, że zmusili ją do tego rodzice, którzy sami shinobi nie byli. Chcieli, by społeczność ją poważała i uznali to za najlepszy na to sposób. Miyami natomiast cieszyła się, że mogła powoli stawać się medykiem, trzymając się z dala od walk.

Sayo bała się walczyć. Bała się świata shinobi, który coraz bardziej wyciągał w jej stronę dłoń, a ona nie mogła jej odtrącić. Nie, dopóki nie znalazła alternatywy na życie. A jej poszukiwanie skutecznie utrudniali jej rodzice, od pewnego czasu pilnujący ją i obserwujący każdy jej krok.

Hitomi wystarczyło te kilka dni z nastolatką, by zdążył zorientować się w jej sytuacji. Dlatego podczas ich wspólnie spędzonych chwil starał się zabierać ją z daleka od wszystkich miejsc, które kojarzyły się z działalnością shinobi.

Pytania przez nią zadanego, spodziewał się dużo wcześniej i uśmiechnął się, mogąc w końcu na nie odpowiedzieć.

– Ponieważ cię polubiłem – powiedział wprost, na co dziewczyna uniosła brwi. – Wiem, że to brzmi głupio. Na początku było mi cię żal, że z mojego powodu wyszłaś na tę najgorszą w drużynie. Kiedy jest się postawionym pod murem, człowiek zastanawia się nad wieloma rzeczami, ale przede wszystkim nad tym, jak postępuje. A ja nie jestem wyjątkiem. To było głupie, że dałem się im namówić na ten idiotyczny bunt. Po powrocie do wioski Mizukage pokazał mi... uświadomił mi, jakie były konsekwencje działającego w tamtych czasach egzaminu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że inni ludzie, nie tylko shinobi, też przez niego cierpieli. Miałem ninja za kukły, których obowiązkiem było robić to, co nakazuje góra. – Hitomi upił łyk kawy, krzywiąc się przy tym, i przegryzając drobinki cukru, na co Sayo skrzywiła się z niesmakiem. Czy to naprawdę był odpowiedni na to moment?

– I co? I potem zobaczyłeś kogoś, kto jest tym shinobi i sobie z tym nie radzi? Obudziło się w tobie współczucie? – spytała zirytowana. – Nie potrzebna mi twoja litość, dostaje jej od ludzi wokół aż nadto – syknęła, z trudem walcząc z chęcią zostawienia go samego przy stoliku i wrócenia do domu.

– Tak – odparł bezczelnie, a Miyami otworzyła usta ze zdziwienia.

– Ty... świnio – wydusiła z siebie w końcu, gdy nic lepszego nie przyszło jej do głowy i nie mogąc uwierzyć, że nadal z nim rozmawiała. Marnowała na niego czas.

– Myśl, co chcesz. Nie interesuje mnie, jak zaczęła się nasza znajomość. Obchodzi mnie to, jak się ona potoczy – odparł, wzruszając ramionami i odsuwając kawę od siebie, najwyraźniej dając sobie z nią spokój. Poprawił okulary i Sayo przełknęła ślinę, nagle dziwnie speszona.

– Nijak się nie potoczy! – zaoponowała, wstając gwałtownie i uderzając dłońmi o blat stolika. Hitomi również wstał i nachylił się do niej z poważnym wyrazem twarzy.

– Potoczy – stwierdził po prostu, a dziewczyna oblała się rumieńcem. Na moment zastygła w bezruchu, nim się opamiętała i odsunęła od niego na, według niej, wystarczająco bezpieczną odległość.

Obrzuciła go taksującym spojrzeniem, z niezadowoleniem zdając sobie sprawę, że wywarł na niej wrażenie podobne do tego, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Choć teraz wyglądał i zachowywał się o wiele poważniej, zauważyła, iż ta jego wersja o wiele bardziej jej się podobała, jeśli już koniecznie musiała przyznać przed samą sobą, że chłopak w ogóle przypadł jej do gustu.

******

Wiem, że większość z Was nie przepada za Sayo, ale to jedna z bardziej lubianych przeze mnie postaci xD

Będę wdzięczna za Wasze opinie odnośnie historii, ponieważ jestem ciekawa, jak odbieracie ostatnie wydarzenia i wyjaśnienia :D

Kolejny rozdział pojawi się dopiero w lutym, ponieważ teraz mam już okres "przedsesyjny" na uczelni i muszę wyżyłować sobie średnią, jeśli chcę mieć za co płacić za zajęcia z koreańskiego xD

Ps. zapraszam do spróbowania swych sił w kolejnej edycji "Splatanych Nici", którym patronuje ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro