Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Stała, oparta o ścianę tuż obok drzwi pokoju młodego Kondou. Ręce skrzyżowała na piersi, po czym przymknęła oczy, czekając, aż jęki dochodzące z pomieszczenia w końcu ustaną, a ona będzie mogła zabrać z niego dziewczynę.

Musiała skierować ją do bezpiecznego miejsca, zanim jej wspólniczka odpali notki wybuchowe i wszystko się rozpocznie.

Mariko Asahi pracowała jako kucharka w rezydencji Kondou, lecz kiedy do niej trafiła, wcale nie parała się tym chlubnym zawodem. Nie, przeszła dokładnie przez to samo, co dziewczęta, z którymi przebywała Natsuki, ale kiedy skończyła trzydzieści lat, panowie znudzili się nią i odesłali do kuchni. Nietrudno było namówić ją do współpracy, a Uchiha wiedziała, że kobieta nie miała dosłownie nic do stracenia i z chęcią przeniosłaby się do Liścia, gdyby tylko okoliczności na to pozwoliły. Jej udział w ucieczce i zniszczeniu domu miał pozostać tajemnicą znaną jedynie Natsuki i Mariko, żadna z nich bowiem nie chciała dodatkowych problemów.

Szelest i inne odgłosy ucichły, a Uchiha przyjęła obojętny wyraz twarzy, bezwiednie upewniając się, że kunai schowany za paskiem jej krótkich spodenek znajduje się wciąż na miejscu. Drzwi otworzyły się gwałtownie i mężczyzna wyszedł, poprawiając pasek spodni, po czym zmierzył ją pełnym samozadowolenia spojrzeniem, przez które ponowne miała ochotę go uderzyć. Zamiast tego zignorowała jego żenujące próby zwrócenia na siebie uwagi, gdy napiął się niczym płachta na żuku przy zakładaniu koszulki, na jej oko ze dwa rozmiary za małej.

– Zajmij się nią, tak jak poprzednimi, które się nie nadawały – powiedział, wyraźnie podirytowany brakiem zainteresowania ze strony dziewczyny.

Przesłanie jego słów było jasne. Ciekawe, jak zareagowałby, gdyby wiedział, że tak naprawdę nigdy żadnej z nich nie zabiła, lecz z pomocą Mariko wyprowadziła z terenów rezydencji.

– Czyżby nie była zadowolona z twojego, z pewnością jakże spektakularnego, przebiegu? – zakpiła Uchiha, a mężczyzna obrzucił ją wściekłym spojrzeniem, po czym stanął tuż przed nią, zaciskając dłoń na jej szyi.

– Gdybym tylko mógł, trzy lata temu zajęłabyś jej miejsce. Ciekawe, czy wtedy ta niewyparzona buzia miałaby takie bezużyteczne zastosowanie jak teraz. Jesteś tu więźniem, Uchiha. Nie zapominaj o tym – wycedził, a Natsuki sięgnęła po kunai.

Dokładnie w tym samym momencie w oddali rozległ się huk, a ściany budynku niebezpiecznie zadrżały. Kondou rozejrzał się, nagle pozbawiony wcześniejszej odwagi, odsuwając się od niej.

– Masz rację, jestem więźniem. Najwyższy czas to zmienić – powiedziała, po czym uśmiechnęła się szeroko, niemal czując tak bliską jej zasięgu wolność. Podrzuciła kunai, podchodząc do przerażonego mężczyzny, czerpiąc czystą satysfakcję z jego strachu.

To była jego kolej, by zapłacić za to, co robił, a także za to, co planował zrobić z nią. Za te trzy cholerne lata, które spędziła w strachu i odrazie do samej siebie, ponieważ była bezsilna.

– Twoja wioska za to zapłaci! – krzyknął, uderzając plecami o przeciwległą ścianę i wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście.

– O ile się dowie – odparła Natsuki beznamiętnym tonem, wzruszając lekko ramionami.

– Nie wymordujesz wszystkich – powiedział niemal jadowicie, już niemal kuląc na podłodze i sprawiając, że dziewczyna roześmiała się głośno.

– Oczywiście, że nie wszystkich – oświadczyła z lekkim uśmiechem, chwytając mocno kunai. – Naprawdę czekałam na ten moment. – Chwyciła jego włosy i podciągnęła mocno, odchylając dzięki temu głowę do tyłu.

Poprawiła uścisk na broni, a w następnej chwili ostrze przecięło powietrze i szyję mężczyzny. Prysnęła krew, lecz kunoichi nawet nie drgnęła, obserwując ten widok niemal z fascynacją.

Ot, tak, sekunda wystarczyła, by oprawca umarł.

Sądziła, że poczuje żal, strach, a może obrzydzenie do samej siebie. Że pożałuje odebrania komuś życia, nic takiego jednak nie miało miejsca.

Czuła pustkę zmieszaną z dziwną satysfakcją.

Rozluźniła uścisk na włosach i ciało mężczyzny bezwładnie padło na ziemię. Nie musiała już wysłuchiwać tych paskudnych słów, które zwykł do niej kierować, nie musiała patrzeć na jego ohydną twarz, wykrzywioną w grymasie zadowolenia, nie musiała spędzić już ani jednego dnia dłużej w tym przeklętym miejscu.

Zabicie go dało jej wolność, zarówno psychiczną, jak i fizyczną, a więc czy naprawdę było w jej czynie coś prawdziwie złego? Czy może to adrenalina na moment przysłoniła wyrzuty sumienia, które dopiero miały się pojawić?

– Możesz już wyjść – powiedziała, doskonale wyczuwając obecność nastolatki za sobą. – Idź do bocznego wyjścia, tam będzie czekać reszta. Za nic nie wychodźcie na zewnątrz, dopóki nie wrócę, chyba że chcecie zginąć – dodała, a po chwili kroki biegnącej dziewczyny rozniosły się echem po jeszcze pustym korytarzu.

Natsuki odwróciła się tyłem do trupa i pobiegła w stronę miejsca, z którego dochodził wcześniejszy wybuch. Musiała się pospieszyć, nim chroniący posiadłości shinobi dotrą do Mariko i pozostałych dziewcząt.

Była tak blisko wydostania się. Nie mogła popełnić żadnego błędu, nie mogła też sobie pozwolić na żadną dłuższą walkę, przeciwników zdecydowanie było zbyt wielu, a ona dopiero miała odebrać broń. Nie było takiej opcji, by zwykły kunai miał wystarczyć.

– Natsuki! – Mariko biegła w jej stronę, w dłoni trzymając katanę. – Uciekłam, zanim się pojawili! Wszędzie panuje chaos, mamy szansę się wydostać – powiedziała, zatrzymując się przed nią i podając broń. – Dziewczyny już czekają, możemy...

– Nic nie możecie – ostry głos z końca korytarza sprawił, że kobieta urwała, a Natsuki pociągnęła ją natychmiast za siebie, osłaniając.

Starszy Kondou, który trzy lata wcześniej odebrał ją od ojca Ako, stał niewzruszony z kilkorgiem shinobi wokół. Żaden z nich nie miał na twarzy maski, a więc nie zdążył jeszcze powiadomić podległych mu z oddziału ANBU. Na to jednak młoda Uchiha wcale nie zamierzała narzekać.

– Mariko, idź. Nie wychodźcie, póki nie przyjdę. Ja lub ktoś z Liścia, możliwe, że wiedzą o zakończeniu kontraktu między wioskami i w końcu mogą kogoś wysłać. A nawet jeśli nie oficjalnie, to wierzę, że moja przyjaciółka już się wszystkim zajęła – powiedziała, uśmiechając się, by dodać kobiecie otuchy, gdyż ta najwyraźniej przez moment zwątpiła w to, że uda im się uciec. – Na miejscu aktywuj resztę notek.

Poczekała, aż Asahi odbiegnie, obserwując wrogich shinobi, którzy na polecenie Kondou ruszyli do ataku.

Katana w jej dłoni była ciężka, o wiele bardziej niż jej własna, choć może nie była to kwestia ostrza, a czasu, przez jaki go nie trzymała. Było jednak w dotyku klingi coś dziwnie kojącego, dającego poczucie bezpieczeństwa, które nie towarzyszyło jej od tak dawna, iż niemal zapomniała, jakie to uczucie. Gdy skrzyżowała ostrze z pierwszym ninja, zachodząc mu drogę, miała ochotę się uśmiechnąć. Trzy lata treningu w tajemnicy nie poszło na marne, a jej przeciwnik był zastały. Jego ruchy były sztywne, jakby niepewne, co natychmiast wykorzystała. Stworzyła klony do pozostałej dwójki shinobi, gdy fala wybuchów przeszła przez posiadłość, w tym jeden niedaleko nich. Kątem oka zobaczyła, jak ściana pęka, a szczelina przecina całą jej powierzchni aż do sufitu. Jego kawałek spadł niedaleko jej klona, dając wyraźny znak, jak mało czasu miała, nim konstrukcja całkiem runie.

Złożyła pieczęci i wypuściła z ust kulę ognia, kierując ją w stronę wroga. Mogła wykorzystać powoli niszczejące otoczenie. Jej jutsu uderzyło w sufit tuż nad jednym z przeciwników. Beton z żelaznym zbrojeniem runął, nim mężczyzna zdążył uskoczyć, powstrzymany przez klona, a ona ponownie odparła atak własnego przeciwnika.

– Wybacz – wymamrotała, używając chakry, by pojawić się za nim, i wbijając katanę miedzy jego łopatki, celując tak, by przebiła serce. Wyciągnęła ostrze, a pozostali dwaj shinobi spojrzeli na nią z wahaniem.

Wiedziała, co myśleli. Byli jedynie strażnikami, nie wynajęto ich po to, by walczyli na śmierć i życie, tylko powstrzymywali potencjalnych złodziei i pilnowali, by żadna z dziewcząt nie uciekła. Nie mieli na tyle umiejętności, by walczyć naprawdę. Zresztą, patrząc na ich postawę, Natsuki była pewna, że nawet nie chcieli.

– Udam, że was nie widziałam – powiedziała, mijając ich i biegnąc za Kondou, który przeczuwając marność swojej sytuacji, zdążył już się oddalić, prawdopodobnie w celu zwołania posiłków. Przy jego tyranii, jaką wprowadził do swego domu, tak naprawdę tylko on stanowił problem, a dla niej zagrożenie. Wioska nie mogła przecież dowiedzieć się o tym, że zamordowała cywila, zostałaby przez to, w najlepszym wypadku, wygnana i pozbawiona tytułu oraz praw shinobi.

Nie była naiwna. Uchiha czy nie Uchiha, Kage nie rządził wioską, to Starszyzna stała za wszystkimi prawdziwie poważnymi i znaczącymi decyzjami, a przynajmniej w Liściu. Stanowiła również największą przeszkodę w osiągnięciu jakiejkolwiek normalności i racjonalnym podejmowaniu działań.

Tak naprawdę dopiero porzucona przez własną wioskę, Natsuki zrozumiała dawną nienawiść ojca do władz Konohy. A jednocześnie przestała rozumieć poświęcenie wuja. Zawsze uważała go za przykład najbardziej lojalnego shinobi, jakiego widziała ta wioska, choć kwestionowała słuszność jego wyboru. Teraz przepełniało ją przekonanie, iż popełnił błąd. To nie swój klan powinien wymordować, lecz Starszyznę. Miał przecież na tyle siły, by tego dokonać.

Dokładnie w chwili, gdy dogoniła Kondou, który zdążył już dobiec do salonu, a raczej tego, co z niego zostało, dostrzegła tak znajome jej twarze shinobich. Zawahała się jedynie przez chwilę, zanim pojawiła się przed mężczyzną, a ostrze katany weszło miękko w jego ciało. Kondou splunął krwią, kładąc dłoń na jej, trzymającej rękojeść, po czym ostatkiem sił uniósł głowę i spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem, tym bardziej groteskowym, przez czerwoną ciesz spływającą powoli po jego brodzie.

– Jesteś teraz zwykłą morderczynią, Uchiha – wycharczał, a ona cofnęła broń, lecz nie odsunęła się, gdy osunął się pomiędzy leżące na podłodze gruzy.

Morderczyni.

Dopiero gdy słowo to padło, wypowiedziane na głos, dotarła do niej jego prawdziwość. Poczuła ciarki, przebiegające przez jej ciało, gdy przeniosła spojrzenie z martwego mężczyzny na swoich przyjaciół, którzy stali nieruchomo przy zniszczonym wybuchem wejściu do domu.

Kageyama przyglądał jej się szeroko otwartymi oczami, w których widziała jedynie szok i niedowierzanie. Jego twarz była blada jak ściana i Natsuki wiedziała, że choć próbował rozpoznać w niej swoją przyjaciółkę, nie był w stanie tego zrobić. Sayo przełknęła ślinę, jakby wahając się, czy do niej podejść, ale zanim zdążyła zrobić choćby krok, zza niej wyłoniła się ostatnia osoba.

Kuro przekroczył próg posiadłości z przekleństwem na ustach, strzepując ze spodni kurz i kawałki gruzu.

– Pozbyłem się tych na zewnątrz – powiedział, przy czym obkrwawiony kunai wytarł o kamizelkę, nim schował go do pochwy, a gdy uniósł głowę i jego spojrzenie skrzyżowało się z Natsuki, uśmiechnął się kpiąco, jedynie zerkając na zwłoki leżące u jej stóp.

– Już nie wyglądasz jak dzieciak – odezwał się w końcu, podchodząc do niej, jak gdyby nigdy nic. Poczuła łzy zbierające się w jej oczach i parsknęła łamiącym się śmiechem, kiedy stanął tuż przed nią, przesuwając nieboszczyka nogą na bok. Wiedziała, że zrobił to specjalnie, by rozluźnić napięcie wiszące w powietrzu, choć była przekonana, że jego młodszy brat z pewnością odebrał to inaczej, bynajmniej nie tak pozytywnie.

– Całkiem się zestarzałeś – odparła, kręcąc głową z rezygnacją, a on podrapał się po brodzie.

– To ten zarost, wiem, jest paskudny. Niestety ostatnie trzy lata spędziłem w zamknięciu za pozbawienie jednego ze śmieci języka, nie miałem więc zbyt dużych możliwości zadbania o mój wygląd – odparł żartobliwie, choć Uchiha doskonale wykryła nutę goryczy w jego głosie.

Nagle obrócił się, wskazując ręką na rozluźnioną już Sayo i wciąż zesztywniałego Kageyamę.

– Wracamy? Ta dwójka nieźle się natrudziła, by cię znaleźć – powiedział, a Natsuki ponownie się zawahała. Zanim jednak zdążyła stchórzyć, Miyami uśmiechnęła się do niej szeroko, pokrzepiająco.

– Natsu, wracajmy. 


*****

Matyldo, w końcu mi się udało. Od wczoraj walczyłam z tym rozdziałem, ponieważ jest on jednocześnie taki trochę przejściowy, jak i otwiera nam drogę do analizowania w kolejnych zmian, które zaszły w Natsu. (ale mondże zabrzmiało xD) 

Mam nadzieję, że Wam się podobał :) Życzę udanego, nadchodzącego weekendu, wyśpijcie się za mnie XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro