Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tak naprawdę nie wiedziała, jak się w tamtej chwili zachować. Bliskość jego ciała, tak niegdyś niepokojąca, nagle stała się czymś, co wcale nie wydało jej się odstręczające. Wręcz przeciwnie, gdyby była zmuszona do określenia, jak czuła się w tamtej chwili, użyłaby najprostszego słowa: dobrze. Może było to kwestią niemal bezgranicznego zaufania, którym go obdarzyła, a może nie chciała przyznać się do tego, co naprawdę czuła względem niego? Nawet gdyby chciała, nie była w stanie zignorować rosnącego uczucia zniecierpliwienia i podekscytowania, jakie ogarnęło jej ciało.

Miała go tuż pod sobą. Mężczyznę, który zafascynował ją w momencie, gdy spojrzała w jego oczy i zobaczyła go po raz pierwszy. Mężczyznę, którego chciała, bez żadnego racjonalnego powodu, ochronić podczas ich pierwszej wspólnej misji, dlatego też przyjęła rolę złoczyńcy i niemal udusiła świadka. Mężczyznę, który jako jedyny zdawał się ją rozumieć.

Natsuki nie była naiwna. Widziała zmiany, jakie w niej zaszły; czuła nienawiść do wioski i jej shinobi, którzy skazali ją na przebywanie w tamtym przeklętym miejscu praktycznie przez najgorszy okres jej dojrzewania. I nie marzyła o niczym innym, jak o zagrzebaniu ich na wieczność, by nie wyrządzili takiej krzywdy już żadnemu innemu ninja. Chciała, by zniknęli. Była jednak całkowicie pewna, że nikt poza Kuro i Miyami nie pochlebiłby jej czynów.

Sayo mogła być niegdyś jej rywalką w miłości, a przynajmniej tak postrzegać ich relację, ale nie był wątpliwości, że to ona w pierwszej kolejności troszczyła się o jej bezpieczeństwo. Podobnie jak Kuro, stanowiła ten bezpieczny przystanek, na którym Natsuki mogła w każdej chwili się zatrzymać i zapytać o dalszą drogę.

Jednak w tamtym momencie, leżąc na starszym z braci Arinara, dotarła do niej powaga sytuacji jakiej się znalazła. Nie była już dzieckiem, a więc nie było opcji, by przeszła przesłuchanie jako jedynie świadek. Jej szanse na uniknięcie konsekwencji były marne. Wiedziała też, jakie metody wydobywania informacji stosowali członkowie ANBU, dojrzała to wszystko na własne oczy, patrząc na nonszalanckie podejście Kuro, wyciągającego tamtego dnia kunai z boku tamtego mężczyzny. Teraz, patrząc na niego, poczuła ogarniające ją wątpliwości, czy naprawdę miał zamiar stać po jej stronie.

– Co zamierzasz? – spytał z powagą, choć jego wzrok momentami spoczywał nie na oczach kunoichi, a jej ustach. Chciał wiedzieć, co zadecydowała, by móc dostosować wersję wydarzeń wszystkich, którzy poszli ją ratować, ale w jednej sekundzie dostrzegł w oczach dziewczyny, coś, co wzbudziło irytację. Widział w nich strach pomieszany z czymś, czego nie chciał. Patrzyła na niego tak samo, jak spoglądała niegdyś na Kageyamę, a to w Seijūrō budziło jedynie odrazę.

Natsuki doskonale wiedziała, co miał na myśli, nie rozumiała jednak nagłej zmiany w jego postawie. Powinna w tamtej chwili poczuć do niego niechęć, lecz ich pozorne podobieństwo nie pozwalało jej na to. A może nie była to wcale kwestia podobieństwa? Nie, jego wyczekujący wyraz twarzy sprawił, iż wiedziała, że spokojnie oczekiwał jej reakcji, lecz gdy gwałtownie z niego wstała, a on nie doczekał się ani jednego słowa z jej ust, prychnął rozjuszony i naśladując jej poczynania, podniósł się, po czym stanął naprzeciwko kunoichi, wkładając dłonie do kieszeni.

– Więc tak będzie to wyglądać. Sądzisz, że uciekając od tego, co zrobiłaś, zyskasz na czasie? A może chciałabyś wieść spokojne życie? – zakpił, uśmiechając się kpiąco, podczas gdy ona z trudem hamowała łzy, napływające do oczu. Rozumiała, jakie mogły być konsekwencje jej czynów, miała również świadomość, że Kuro nie był osobą, która ot, tak odpuszczała. Rozumiał, dlaczego zrobiła, co zrobiła, ale uważał, że powinna za to odpowiedzieć, nawet jeśli nie powiedział tego na głos.

Nic nie było jednak tak proste. Nie miało znaczenia, co chciała zrobić. Jeszcze chwilę wcześniej czuła jego płytki oddech, dłonie zaciśnięte w talii, widziała to poniekąd karcące spojrzenie, jakim ją obdarzył, tak gwałtownie zmieniając nastawienie do niej. To wszystko sprawiało, że się wahała.

– N-nie... – wyszeptała, nie będąc tak naprawdę pewną, czemu zaprzeczała.

– A więc to tyle?

– Co?

Seijūrō pokręcił głową, po czym uśmiechnął się drwiąco. Odwróciła się, chcąc od niego uciec, gdzieś w głębi doskonale zdając sobie sprawę z tego, co chciał jej powiedzieć, a co tak najzwyczajniej ją przerażało.

– Powinienem był się tego spodziewać, prawda? Odstawisz szopkę, a potem pobiegniesz do niego? – spytał tonem pozbawionym jakichkolwiek wątpliwości, który jedynie wzbudził jej gniew, gdy zrozumiała, do czego tak naprawdę pił.

Na moment zacisnęła zęby, wahając się, jak sformułować odpowiedź, nim spojrzała Arinarze prosto w oczy i cała irytacja w jednej chwili postanowiła opuścić jej ciało. Dźgnęła go palcem w pierś, zmuszając do cofnięcia się o krok. Przemawiała przez niego zwykła zazdrość, nad którą nie nauczył się jeszcze panować, a ona nie zamierzała po raz kolejny dać się wciągnąć w te dziecinne przepychanki.

– Naprawdę sądzisz, że wiesz wszystko? Oświęcę cię, Arinara. Aktualnie gówno o mnie wiesz. Sądzisz, iż chcę być ratowana niczym niewiasta? Że zaraz powiem, że idę się przyznać Starszym do wszystkiego, a ty będziesz mógł mnie ocalić? Mylisz się i jednocześnie w niczym nie różnisz teraz od swojego brata – wycedziła gniewnie, praktycznie od razu żałując wypowiedzianych słów.

Mimo to Seijūrō uśmiechnął się łagodnie, spuszczając wzrok i wpatrując się w ziemię, a Natsuki nie miała już odwagi, by jakkolwiek zareagować. Odwróciła się więc zrezygnowana, gotowa opuścić siedzibę Hokage i zapomnieć o tej chwilowej bliskości, która jednocześnie tak ją fascynowała, do której lgnęła, a której po prostu się bała.

– Nie zamierzam naśladować Kageyamy. W końcu lepiej, abyś to jego salonowym pieskiem się stała – powiedział cicho, acz nad wyraz wyraźnie, sprawiając, że Natsuki znieruchomiała, zszokowana.

Nie mógł być poważny.

Ponownie odwróciła się na pięcie i wymierzyła mu siarczysty policzek. Mężczyzna cofnął się, zdezorientowany, po czym znieruchomiał, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. Widziała, że się zawahał i natychmiast odwróciła głowę.

Natsuki czuła, jak jej dłoń od wewnętrznej strony zaczyna, irytująco wręcz, piec. Na moment zapomniała o łzach, którym udało się uciec spod powiek i spłynęły swobodnie po jej policzkach.

Obserwował ją. Patrzył, jak krople skapują z jej brody na koszulkę i przełknął ślinę. Nie na tyle dyskretnie, by nie zauważyła.

– Jesteś taką cholerną kanalią – wyszeptała, pociągając nosem. I nienawidząc się za to, że pokazała mu swoją słabość. Udowodniła, że to właśnie on nią był.

Gdyby była mądrzejsza, zignorowałaby słowa Seijūrō i problem by nie istniał. Ale miała dosyć wiecznego udowadniania mu, że nic nie łączyło jej z jego bratem.

To był tylko moment, gdy poczuła jego palce, zaciskające się wokół jej ramienia. Kiedy przyciągnął ją do siebie, uniosła wolną rękę, by ponownie go uderzyć, lecz zanim zdołała to zrobić, chwycił mocno jej nadgarstek. Uniosła głowę i napotkała spojrzenie ciemnych oczu o tym idealnym odcieniu szkarłatu, o jakim sama marzyła. Nie była nawet w stanie drgnąć, gdy nagle jego usta spoczęły na jej.

Czuła strach, niepewność, a także zupełnie nieznane jej uczucie, które zdawało się ogarniać całe jej ciało i paliło od wewnątrz dziwnym ogniem. To właśnie ono sprawiło, że oddała pocałunek, nawet nie zdając sobie sprawy jak gwałtownie.

Nie spodziewał się tego. Nie po niej. Przecież zdawała się na to zbyt chłodna, zbyt opanowana, zbyt niedoświadczona. Spodziewał się, że go odepchnie lub nie zareaguje wcale. Nie znaczyło to jednak, że był zawiedziony.

Puścił jej nadgarstek i zamiast tego chwycił ją w pasie, chcąc poczuć ją bliżej siebie i gdy pomiędzy kolejnymi pocałunkami z jej ust wyrwało się zduszone przekleństwo, zrozumiał, dlaczego tak go irytowała. W pewnym momencie zapragnął mieć ją tylko dla siebie. Nienawidził spojrzenia, jakim obdarzał Natsuki jego młodszy brat i wyładowywał swój gniew na niej. A ona nigdy nie pozostała mu dłużna. To w niej lubił. Nigdy nie pozwoliła mu zdobyć przewagi, nawet kiedy miał rację.

Ten moment był pierwszym, w którym mu się poddała. I był to też moment, w którym zachłysnął się kontrolą, jaką nagle nad nią miał. Było w tym coś tak... odurzającego, że przez chwilę wydawało mu się, że straci opanowanie całkowicie.

Wsunęła palce w jego włosy i pociągnęła za nie lekko, jakby chciała jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między sobą a Seijūrō, choć przecież nie było to już możliwe. Słyszała ich urywane oddechy, widziała podniecenie w jego oczach, gdy na chwilę się od niej odsunął. Wiedziała, że nie spodziewał się tego, co zrobiła, a to jedynie wywołało rosnące uczucie satysfakcji.

Nie była już dzieckiem, a i ten pocałunek różnił się całkowicie od tego, którego doświadczyła trzy lata wcześniej. Nie był niepewny, dziecinny niemal. Nie był też tak naprawdę wymuszony, co czyniło go czymś, czego nie chciała przerywać. Po raz pierwszy czuła tak wiele emocji jednocześnie, po raz pierwszy również jej ciało reagowało w sposób, jakiego nie wcześniej nie znała. 

W teorii wiedziała naprawdę wiele; przez ostatnie trzy lata oglądała zbliżenie między mężczyzną a kobietą dziesiątki razy, lecz nie rozumiała jego potrzeby, do momentu, kiedy dotyk Kuro nie stał się czymś niemal palącym, wywołującym dziwne oczekiwanie i potrzebę. A tym, co wprawiało ją w niecierpliwość był fakt, że to ona sama go pragnęła i nikt jej do tego nie zmuszał.

Jego dłoń ześliznęła się po materiale jej bluzki, po czym zatrzymała się na udzie, na którym zacisnął lekko palce, a ona wciągnęła gwałtownie powietrze, doskonale zdając sobie sprawę, czego od niej chciał, a co ona była w stanie mu dać.

– Natsu? – Odsunęła się gwałtownie, słysząc czyjś zdziwiony ton głosu, a gdy spojrzała ponad ramieniem Arinary, dostrzegła ojca, który przyglądał im się, mrużąc oczy i bynajmniej nie ukrywając swojego niezadowolenia widokiem, jaki zastał. – Nie przychodziliście, więc Sakura chciała, bym was przyprowadził. Widzę już jednak, co was zatrzymało – powiedział tak lodowatym tonem, jakiego Natsuki jeszcze nigdy u niego nie słyszała. Spłonęła rumieńcem, i schowała się za Kuro, który zdążył już się odwrócić przodem do Sasuke i który najwyraźniej nie do końca wiedział, jak wybrnąć z sytuacji.

Seijūrō nie miał złudzeń, właśnie oficjalnie przekroczył granicę, o jakiej przekroczeniu nie miał dowiedzieć się nikt z rodziny Natsuki, a już na pewno nie jej ojciec. Sasuke Uchiha mógł przez lata złagodnieć, lecz Kuro miał dziwne przeczucie, że gdy w grę wchodziły jego córki, litość przestawała występować w słowniku, którym się posługiwał.

– Tata! My nie... – zaczęła Natsuki, wyraźnie zaniepokojona pozbawionym emocji wyrazem twarzy ojca, ale Seijūrō chwycił jej dłoń i patrząc na nią pokręcił głową.

– Obawiam się, że i tak nie uniknąłbym tej rozmowy – powiedział cicho. Położył dłoń z tyłu jej głowy i przyciągnął dziewczynę do siebie, po czym złożył na jej czole krótki pocałunek. – Idź do domu. Dojdziemy potem – dodał, starając się ignorować rosnącą irytację i zagęszczającą się wokół Sasuke atmosferę.

Natsuki pokiwała głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy, szybko więc ukryła go, spuszczając głowę i przygrywając wargę. Pomachała ojcu na pożegnanie, w duchu będąc wdzięczna za możliwość zniknięcia mu z oczu. Choć wiedziała, że prędzej czy później ona również będzie zmuszona z nim porozmawiać, wolała, aby pierwszy cios przyjął jednak Kuro.

******
To by było na tyle, jeśli chodzi o ten rozdział ^^ Wyszła z niego jakaś karuzela, ale jestem całkiem zadowolona i mam nadzieję, że Wam też się podobał :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro