Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Natsuki nie była do końca pewna, czy chciała choćby przekroczyć próg własnego domu, czy może wolałaby odwrócić się i uciec, gdzie pieprz rośnie. Im bliżej drzwi była, tym poczucie zdrady i porzucenia narastało, a kiedy w końcu przed nimi stanęła, przed wycofaniem powstrzymał ją głos matki, która najwyraźniej wyglądała za nią przez okno. Sakura natychmiast pojawiła się w progu, po czym zarzuciła ręce na szyję córki, przy okazji niemal miażdżąc jej żebra.

– Jak dobrze, że jesteś! – zaszlochała i Natsuki poczuła, jak łzy kobiety powoli przemakają jej koszulkę.

– Tak, w końcu jakoś udało mi się wydostać – odparła z lekkim przekąsem, starając się jednak zachować jak największą powściągliwość, lecz Sakura momentalnie się odsunęła i spojrzała na nią z powagą.

– Twój ojciec robił wszystko, by jak najszybciej móc cię odzyskać, lecz każdy jego ruch był nadzorowany. Naruto też miał związane ręce na czas umowy między nami a Trawą – wyjaśniła, na co młoda Uchiha prychnęła rozjuszona, robiąc krok w tył, by zwiększyć dystans między nimi.

– Oczywiście. Bo nadzór dla wielkich Uchiha to coś kompletnie nie do ominięcia. Podobnie jak pozycja Hokage, która okazuje się nic niewarta. W końcu nie ma nic złego w porzuceniu własnego dziecka na rzecz dobra wioski, która ma jednostki gdzieś – sarknęła, splatając ręce na piersi i mierząc kobietę chłodnym, acz gniewnym spojrzeniem. – Nie patrz tak na mnie, jakbym była ci obca – dodała, widząc rozbiegany wzrok byłej Haruno, która po chwili zmarszczyła brwi w zastanowieniu. – Skłamałabym, mówiąc, że nie mam wam tego za złe, lecz nie widzę sensu w rozwodzeniu się nad całą sprawą. Moi przyjaciele poradzili sobie i przybyli po mnie wcześniej niż wioska, co tylko dodaje tu nutki ironii. Rozumiem jednak, że bycie Wielką Trójcą Wojenną i następcami Sanninów zobowiązuje do wypinania się na resztę świata.

Dokładnie w momencie, gdy zakończyła swoją wypowiedź, dotarło do niej, jak zjadliwie brzmiała i jak bardzo emocje wymknęły jej się spod kontroli, choć przecież nie planowała obwiniać ani Sasuke, ani Sakury. Sama wiedziała, jak wyglądają sprawy w wiosce i też z powodu nich pozostawała w rezydencji Kondou tak długo, aż było to konieczne, choć gdyby chciała, wystarczyłoby po prostu ich zabić i uciec, co jednak poskutkowałoby w szkodzie Konohy. Równie dobrze mogła obwiniać za głupotę nie tylko rodziców i władze wioski, ale też samą siebie, lecz nie oznaczało to, iż pogodziła się z tym, że pozostawiono ją na pastwę losu i jakiegoś zwyrodnialca.

– Wybacz. Nie chciałam, jestem po prostu... zawiedziona – powiedziała w końcu, machając  ręką, jakby chciała zbyć kobietę. – Tata i Kuro mają za niedługo przyjść, pójdę się przebrać – dodała, szybko wchodząc do domu i kierując się w stronę swojego pokoju.

Żałowała, że straciła panowanie nad sobą, choć przecież nie powiedziała nic, co nie miałoby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Tylko czy warto było na ten temat w ogóle dyskutować?

Zabrała z szafy niegdyś przydużą tunikę i weszła do łazienki, chcąc zmyć z siebie resztki brudu i krwi pozostałe po walce.

Zimna woda pod prysznicem przyniosła ukojenie dla nerwów, choć jej skóra nieprzyjemnie szczypała, jakby nie pozwalając na całkowite odprężenie. Przymknęła oczy, opierając czoło o zimne kafelki i licząc na odrobinę więcej cierpliwości.

Nie chciała już przebywać w tym domu, wolałaby znaleźć się z dala od niego. Wiedziała, że jeśli zostanie, konflikt między nią a rodziną tylko się pogłębi, a relacje szybko ochłodzą, a tego mimo wszystko wolałaby uniknąć.

– Natsuki! Tata wrócił! – Usłyszała krzyk Sakury, szybko więc zakręciła kurek. Wytarła się i ubrała, licząc, że jej wygląd nie był tak tragiczny, jak podejrzewała, po czym zeszła do kuchni, w której siedzieli już jej rodzice i starszy Kageyama.

– Gdzie Sarada? – spytała, siadając obok Kuro.

– Na misji, badają opanowane klątwą Orochimaru gęsi – odparł Sasuke i Natsuki mimowolnie uniosła brwi.

Gęsi? – powtórzyła z niedowierzaniem i w jej ton, nie wiadomo, kiedy, wkradła się nuta kpiny. – Dobra, nieważne – powiedziała szybko, widząc karcące spojrzenie matki.

Kuro odchrząknął, wyczuwając powoli gęstniejącą atmosferę, zwracając tym samym uwagę zebranych ku sobie.

– Myślę, że załatwienie Natsuki mieszkania będzie dobrym pomysłem. Nie jest już dzieckiem, a zważywszy na okoliczności, byłoby to całkiem rozsądne rozwiązanie. Sasuke też tak sądzi, co ty na to, Sakura? – spytał, na co kobieta momentalnie zmarszczyła brwi, a starsza Uchiha zamrugała, zastanawiając się, czy nie posiadł przypadkiem jakiejś irytującej umiejętności czytania w myślach. A może po prostu rozumiał ją na tyle, że wiedział o jej wahaniu i niechęci?

– Co rozumiesz przez okoliczności? Dopiero, co się wyrwała z tamtego miejsca, gdzie była całkiem sama. Powinna mieć teraz kogoś bliskiego przy sobie! – powiedziała różowowłosa stanowczym tonem, po czym spojrzała na męża. – Uważasz, że to dobry pomysł? Ponownie zostawić ją samą?

Sasuke kiwnął głową, po czym podparł brodę na dłoni.

– Nie jest już dzieckiem i będzie potrzebować prywatności. Najwyższy czas, aby zaczęła sobie wszystko od nowa układać, a my nie będziemy w tym pomocni, jeśli będziemy jej za bardzo pilnować – odparł spokojnie.

– Jestem za – wtrąciła szybko Natsuki, z ulgą odbierając poparcie ojca. – I tak chciałam się wynieść, zresztą, w każdej chwili możemy się odwiedzać, to nie tak, że nagle całkowicie urwie nam się kontakt.

Kuro obserwował ją uważnie, podczas gdy Sakura wahała się do ostatniej chwili, nim wyraziła zgodę. Zresztą, nie musiała jej wyrażać, dziewczyna prawdopodobnie i tak zrobiłaby swoje.

Pomysł z przeprowadzką wbrew pozorom wcale nie był jego. To Sayo namówiła go na rozmowę z ojcem Natsuki w tej kwestii i zaproponowała, że odstąpi jej swoje mieszkanie, a sama przeniesie się na stałe do Hitomi'ego. Znała Uchihę od wielu lat i wiedziała, co dla niej dobre, więc Seijūrō bynajmniej nie zamierzał polemizować z jej zdaniem. Po minie Natsuki widział, że Miyami nie pomyliła się i dziewczyna potrzebowała teraz przede wszystkim samotności, aby uporać się z byciem porzuconą przez wioskę. Kiedy znajdowała się poza jej granicami, nie odczuwała tego w takim stopniu, co będąc z powrotem, wśród ludzi, którzy nie zdecydowali się jej ratować.

Kuro myślami cofnął się w czasie o kilkadziesiąt minut, kiedy Natsuki zostawiła go sam na sam z Sasuke. Spodziewał się prawdziwej przeprawy i drogi przez mękę, ale ku jego zdziwieniu, mężczyzna wcale nie zamierzał go karcić ani zwracać uwagi.

– Mam nadzieję, że będziesz ją wspierać – powiedział po prostu, choć Seijūrō mógłby przysiąc, iż chwilę wcześniej zaciskał dłoń w pięść.

– Od tego już jestem – odparł swobodnie, szybko jednak spoważniał. – Sayo zaproponowała rozwiązaniem. Uważa, że lepiej będzie, jeśli Natsu zamieszka sama – powiedział i oczekiwał w milczeniu na reakcję. Sasuke wahał się tylko chwilę, po czym kiwnął głową.

– Też tak sądzę. A teraz powiesz to mojej żonie – odparł i Kuro mimowolnie się skrzywił. Następczyni księżniczki Tsunade bywała nieprzyjemna.

*

Dłonie Ayuko umoczone były krwią przeciwnika, a z rozciętego łuku brwiowego płynęła jej własna, którą szybko otarła. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa, a ograniczone pole widzenia bynajmniej nie pomagało zachować koncentracji. Tych kilka ruchów, nauczonych przez Konohamaru powstrzymało jej przeciwnika na chwilę, wiedziała jednak, że prędzej czy później ciało odmówi współpracy. Nie była shinobi, nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku. Czuła, jak kolana uginają się pod nią, a kobieta, z którą się mierzyła, ściągnęła maskę z twarzy i spojrzała na nią z wściekłością.

– Chciałam, abyś była nienaruszona, ale nie pozwalasz mi na to – powiedziała rozdrażnionym tonem, a Ayuko zamarła, w szoku patrząc na twarz oprawcy.

– To ty... dlaczego?

– Bo ona na pewno po ciebie przyjdzie.

Pojawiła się tuż za Ayuko i po chwili kobieta padła na ziemię nieprzytomna. Miała posłużyć za idealną przynętę.

Czuła gniew na samo wspomnienie dziewczyny, a to, co zgotowała jej ojcu, choć ona sama nie pałała do niego miłością, sprawiało, że krew w niej wrzała. Wszystko było winą Uchihy, postanowiła więc zmusić ją do zapłaty. Nie obchodziło ją, że na ratunek Ayuko ruszą poza Natsuki również Kuro i możliwe, że jej była drużyna, miała w końcu kogoś, kto był w stanie się nimi zająć, kiedy ona rozprawiałaby się z Uchihą.

– Jesteś pewna, że chcesz to ciągnąć? Minęło tyle czasu... – Męski głos wyrwał ją z chwilowego otępienia. Spojrzała na towarzysza z irytacją i machnęła nerwowo ręką.

– Uważasz, że mam tak po prostu sobie darować? Ta mała krowa powinna siedzieć w rezydencji Kondou i nigdy z niej nie wyjść! Jakim cudem w ogóle pozostała nienaruszona?! Z jakiej racji to właśnie jej udało się uniknąć bycia brudną?! To, co stało się z moją rodziną, to wszystko przez nią i nie zamierzam odpuścić! – wykrzyczała, zaciskając dłonie w pięści i trzęsąc się z gniewu.

Jak on mógł kwestionować jej czyny? Przecież podzielał nienawiść, jaką czuła do Uchihy.

– Nie wiem, dlaczego wróciła bez szwanku, ale Starszyzna na pewno nie zostawi tego w ten sposób. Wiedzą, że zabiła i nawet jeśli nie są w stanie tego udowodnić, rozprawią się z nią w inny sposób.

– Nie zamierzam czekać, aż banda obleśnych staruchów ruszy dupy! Chcę ją teraz! – odparła gorączkowo, po chwili zasłaniając twarz ponownie maską, nie chcąc, by dłużej na nią patrzył. Widziała politowanie w jego oczach, które tylko bardziej ją rozsierdziło. 

Mężczyzna westchnął, przymykając oczy i licząc na odrobinę więcej cierpliwości. Za głupotę uważał porywanie Ayuko. O wiele prościej byłoby znaleźć gdzieś Uchihę, gdy byłaby sama, aniżeli sprowadzać na nich ją i całą jej drużynę, a przede wszystkim Kuro, z którym – wbrew temu, co sądziła jego towarzyszka – on wcale nie miał szans na wygraną, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.

No, ale z drugiej strony nie zamierzał też wcale jej pomagać.

*

Natsuki i Kuro zostali wezwani do gabinetu Hokage, który ze zmrużonymi oczami wpatrywał się w widok za oknem.

– Ayuko zniknęła. W jej mieszkaniu Konohamaru znalazł ślady krwi i walki. Jest w trakcie misji ze swoją drużyną, postanowiłem więc, że to wy się tym zajmiecie. Temari będzie wam dowodzić – powiedział cicho, po czym odwrócił się w ich stronę, przybierając tak rzadki dla niego, poważny wyraz twarzy. – Zachowajcie ostrożność i sprowadźcie zdrajcę żywego – dodał, jakby ostrzegawczo, sprawiając, że Natsuki zmrużyła oczy, przeczuwając, że Uzumaki doskonale wiedział, kto był ich przeciwnikiem. 

*****

Rozdział nieco krótszy, ale walczę z mgr (nadal xD). Mam nadzieję, że się podobał, bo nieco nam się tu namiesza ^^ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro