Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Co teraz? – Natsuki rozejrzała się po twarzach shinobi. Nie podejrzewała ich o pomoc, nie wszystkich w każdym razie. Powinien ogarnąć ją wstyd za to, że zwątpiła, ale nie umiała się do niego nawet zmusić. Nie rozumiała, dlaczego zareagowali dopiero teraz – ponieważ na szali było jej życie i wiedzieli o tym doskonale, a nie jak trzy lata wcześniej, gdy samo jej istnienie pozostawało jedną wielką niewiadomą?

– Wyprowadzimy cię, po drodze wszyscy znajdują się w genjutsu, ale musimy się pospieszyć, by móc wyprowadzić cię z wioski – odparła Sakura, odsuwając się i wypuszczając ją z uścisku. – Sayo i reszta cię przeprowadzi, ja i tata zajmiemy się bałaganem tutaj.

– Podejrzewam, że dostaliście przyzwolenie na to... Nie wierzę, że Hokage zdecydował się na coś takiego – odparła, nie mogąc powstrzymać nuty niedowierzania, zaraz jednak podejrzenia o mądrości Siódmego rozwiał Kageyama.

– Pozwolił na uwolnienie cię. Nie na morderstwo innych – sprostował i do Uchihy dotarła powaga sytuacji, w której mieli znaleźć się zarówno jej rodzice, jak i przyjaciele.

Przez nią mieli ponieść konsekwencje, nie wiadomo, jak poważne. Mogli zostać wygnani z wioski lub ukarani w inny sposób, ale przede wszystkim, nie ulegało wątpliwości, że ich czynów żaden mieszkaniec – shinobi czy nie – nie przyjmie z aprobatą.

Może i jakaś część dziewczyny uważała, że na to zasłużyli, ale wciąż zdecydowanie przewagę miała ta druga, która nakazywała jej natychmiast działać.

– Seijūrō. – Mężczyzna nie poruszył się, gdy podeszła do niego i zmusiła, by się do niej pochylił. Musnęła jego wargi swoimi, zasłaniając ich twarze ramionami, które splotła na jego karku, po czym wyszeptała mu w usta na tyle cicho, by nie usłyszał jej nikt poza nim. – Muszę ich wszystkich uśpić.

Kuro obserwował ją przez kilka sekund, które zdawały dłużyć się bardziej niż kiedykolwiek, czekała jednak cierpliwie. Tylko on był w stanie jej pomóc. Nie posiadała jeszcze na tyle umiejętności, by przełamać genjutsu ojca i zastąpić je własnym, zwyczajnie nie starczyłoby jej do tego chakry. Już samo obezwładnienie ich stanowiło problem, lecz ku jej zdumieniu, starszy Arinara nagle uśmiechnął się czule.

– Tak coś czułem, że w ten sposób się to skończy. Już się tym zająłem, rozejrzyj się. – Odwróciła gwałtownie głowę i zamarła, widząc wszystkich nieprzytomnych i leżących na podłodze.

– Jak ty to...

– Mówiłem Sasuke, że na pewno będziesz chciała wziąć wszystko na siebie, ale on upierał się, że dadzą radę cię od tego odwieźć. Nie pomyśleli, jak czułabyś się potem. Uczestniczyli w zabójstwie Starszyzny. Nie otrzymaliby litości i nawet Uzumaki Naruto by ich nie ochronił.

– A co z tobą? – Kuro zacisnął usta i tym razem uśmiech, który tym razem był wyraźnie wymuszony.

– Powiedzmy, że nie planuję przyszłości w wiosce – odparł mimochodem, a Natsuki poczuła rosnące wyrzuty sumienia.

– Godzisz się na Księgę Bingo. Dlaczego? – spytała z niedowierzaniem, lecz przed odpowiedzią Kuro powstrzymał huk, dochodzący zza drzwi.

– Dojdziemy do tego później, wygląda na to, że jutsu Sasuke przestało działać – powiedział i pociągnął ją za rękę do przeciwległego wyjścia. – Oczyszczeniem tej drogi zajęliśmy się wcześniej z Kageyamą – rzucił przez ramię, sprawiając, że uniosła brwi, nie przerwała jednak biegu.

*

– Zamierzasz dać ją zabić, a może uwolnić? – Seijūrō spojrzał na brata, który pojawił się w progu jego mieszkania w przeddzień egzekucji. Siedzieli przy kuchennym stole, atmosferze jednak daleko było do przyjemnej.

Kageyama zacisnął dłonie w pięści, po czym podniósł na niego chłodny wzrok.

– Plan jej rodziców jest uroczy i godny podziwu, ale nie wypali. Natsu nie zgodzi się na taki koniec, jest na to zbyt dobra i sentymentalna – powiedział.

– Powiedział ktoś, kto właśnie chce zaryzykować wszystko dla dziewczyny, która nie odwzajemniła jego uczuć – zripostował Kuro, podnosząc kubek do ust.

– Wystarczy, że odwzajemni twoje – odparł młodszy Arinara i Seijūrō zamarł, a następnie odłożył kawę na stół.

– Nie odwzajemni. – Skrzywił się nieznacznie. – Jest na to zbyt zepsuta – podsumował niechętnie, a Kageyama po raz pierwszy musiał przyznać bratu rację.

Natsuki nie nadawała się do kochania.

– A więc? – spytał w końcu i Kuro westchnął ciężko, wyraźnie zrezygnowany.

– A więc przedstaw mi swój plan, braciszku.

*

Zachodzące na tle horyzontu słońce zdawało się spowite czerwoną poświatą, przez którą i niebo przybrało krwistą barwę, zupełnie jakby solidaryzowało się z wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu minut.

Natsuki, podążając w milczeniu za Seijūrō, wahała się, kiedy powinna się odezwać. Nie zdziwiła ją jego opowieść o pomyśle Kageyamy, zdumiała natomiast determinacja młodszego Arinary, przez którą po raz pierwszy odsłonił przed nią swoje oblicze; oblicze, o którym istnieniu nie miała pojęcia przez tyle lat, które to skrzętnie chował przed zasięgiem jej oczu. Jakaś mała część kobiety pragnęła wierzyć, że gdyby wiedziała o nim wszystko od początku, ich losy w końcu splotłyby się intymniej, aniżeli jedynie na stopie przyjacielskiej, nie zmieniało to jednak aktualnej sytuacji. Kageyama po raz kolejny ją ratował, tym razem wciągając we wszystko własną rodzinę – nawet jeśli tak mało lubianą.

Postawa Seijūrō była z kolei czymś, czego przyczyny nie rozumiała, a może po prostu bała się zrozumieć. Wiązała się ona bowiem z uczuciami, na które nie była gotowa, nieważne, jak wielkim przywiązaniem darzyła mężczyznę.

To nie była miłość.

Jeśli było coś, czego nauczyła się przez ostatnie lata, to właśnie to, że nie potrafiła zrozumieć uczucia zakochania. Potrafiła odczuć wobec starszego Arinary pożądanie, towarzyszyło jej ono w jego obecności bardzo często, lecz nie przerodziło się w nic głębszego. Nie czuła tęsknoty, pragnienia akceptacji – nie, to wszystko bledło, przesłonione celem, który sobie obrało i który okupywał jej umysł na tyle, iż nie potrafiła podzielić swej uwagi i obdarzyć nią również Seijūrō. Jednocześnie coś podpowiadało jej, że granica, która oddzielała ją od posmakowania miłości, okazać się mogła cieńsza, aniżeli Natsuki przypuszczała.

Teraz miała okazję się o tym przekonać.

Nie miała już niczego, co trzymałoby ją wiosce, przeciwnie wręcz. Nie miała nikogo poza nim, z kim mogłaby znaleźć miejsce, które dałoby się zamienić w dom. Nie miała...

– Nie mam już nic – szepnęła, nagle przytłoczona wszystkim, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich tygodni i objęła dłońmi ramiona, wzdrygając się. Kuro zatrzymał się i odwrócił, a widząc jej zagubiony wyraz twarzy, podszedł i przyciągnął ją do siebie, zamykając w uścisku.

Poczuła ciepło, bijące od ciała mężczyzny, które przyniosło chwilową ulgę, gdy zacisnęła palce na jego płaszczu.

– Masz mnie. Jesteś już na mnie wręcz skazana – powiedział cicho, nie mogąc ukryć nuty zadowolenia, która wkradła się w ton jego głosu.

– Odebrałam ci wszystko. Jak możesz wciąż przy mnie być? – odparła z niedowierzaniem, walcząc z łzami.

Nie rozumiała go. Ani jego, ani Kageyamy. Dlaczego postawili właśnie na nią?

– Myślę, że doskonale wiesz, dlaczego, Uchiha.

*

– Jak myślisz, gdzie teraz są? – Sayo oparła policzek o ramię Takumiego i uśmiechnęła się, patrząc na pozostawioną im przez Arinarę wiadomość.

Dzięki za pomoc.

– Na pewno będą musieli jakoś opuścić Kraj Ognia, narobili zbyt dużo zamieszania. Hokage dziś wystawił decyzję o dodaniu ich do Księgi Bingo i chwilowym uziemieniu całego klanu Uchiha w Konoha. – Blondyn odłożył okulary na półkę obok kanapy, na której siedzieli i pocałował medyczkę w czoło. – Na pewno dadzą sobie radę.

– A co z Tsunade? Przecież widziała, co zrobił Kageyama, co się z nim stanie? I dlaczego to tobie opowiedzieli wszystko, a nie mi?! – Miyami nadęła policzki, udając obrażoną.

– Bo byłaś zajęta w klinice. Nie było czasu czekać, Sarada nie mogła być poza domem zbyt długo, przekazała więc informację na szybko. Z tego, co wiadomo, Sasuke Uchiha namieszał nieco w jej wspomnieniach. Myśli, że to wszystko robota Kuro i Natsuki.

Sayo zamilkła, a miauknięcie, dochodzące z kuchni i dziwnie drażniące sprawiło, że mimowolnie się skrzywiła. Ich drużyna właśnie taka była, jęcząca o uwagę, domagająca się akceptacji – innych i swojej nawzajem.

– Skończyliśmy tak, jak nigdy nie chcieliśmy – wyszeptała, zerkając w stronę kosza na śmieci, do którego wcześniej wyrzuciła swoją opaskę shinobi.

Nie zamierzała już nigdy dać się do niczego zmusić. 


*****

Powiem wprost - był to ostatni rozdział przed epilogiem :) Dlatego ckliwą mowę zachowam na kolejny raz, tymczasem mam nadzieję, że Wam się podobało <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro