Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Czy to będzie typowa misja rangi A, Temari-sensei? – Sayo oparła się o bramę wioski, ziewając przeciągle, gdy tylko dokończyła pytanie. – No wiecie, ochrona jakiejś grubej ryby?

– Tak. Na pierwszy raz wolałam nie brać czegoś w innym stylu z jednej, prostej przyczyny; jeśli to my ochraniamy, to my zostaniemy zaatakowani. Zdolności Kageyamy pozwolą nam to wyczuć, zanim ktokolwiek niebezpiecznie się do nas zbliży. Tym sposobem, wyznaczając trasę, wybierzemy przejścia przez miejsca, które będą sprzyjały nam w walce. Na pierwszy raz będzie to odpowiednie. Jeśli wzięłabym misję innego typu i kazała wam się gdzieś włamać i coś wykraść, nie wiedzielibyście, jak się za to zabrać, bo nigdy czegoś takiego nie robiliście. Przy takiej misji, cała odpowiedzialność spadłaby na Natsuki, bo ona jest najlepsza w ukrywaniu swojej obecności. A to nie na tym polega. Chcę, abyście nauczyli się być jeszcze bardziej zgrani, zanim zaczniemy brać również misje innego rodzaju – wyjaśniła kobieta, rozglądając się ze zniecierpliwieniem. – Nie zmienia to jednak faktu, że mogliby być na czas – dodała, wyraźnie zirytowana.

– Więc? Kogo chronimy? – spytał Arinara, pojawiając się na miejscu, a blondynka natychmiast zdzieliła go trzymanym w ręce zwojem po głowie.

– Spóźniłeś się! – wywarczała głosem wściekłej bestii, a Natsuki i Sayo odruchowo się cofnęły. – Syna jednego z polityków z Wioski Mgły. Jak wiecie, po wojnie zmienił się tam Mizukage, ale nadal pojawiają się ludzie niezadowoleni z jego humanitarnych pobudek. Ten dzieciak ma reprezentować swojego ojca podczas kolejnej narady w wiosce i jego poparcie dla pana Chōjūrō może zaważyć na tym, jaka będzie forma kolejnego egzaminu na genina. Na pewno słyszeliście, że ta wioska nie ma zbyt pochlebnej opinii w kwestii szkolenia shinobi.

– Mamy się użerać z jakimś szczylem? – Kageyama prychnął, rozmasowując tył głowy i w jego głosie zabrzmiało rosnące niezadowolenie.

– To żaden szczyl. Tak właściwie to jest starszy od was, inaczej nie mógłby reprezentować ojca – odpowiedziała Temari, z trudem powstrzymując się od przewrócenia oczami.

Zarówno Arinara, jak i Miyami mieli ciężkie charaktery. Ich niewyparzone języki często pakowały całą drużynę w kłopoty, ciągnąc ją i Uchihę za sobą, a to sprawiało, że kobieta momentami miała ochotę wyrwać im wszystkie włosy, choćby w ramach pouczenia. Uwielbiała swoją drużynę, ale czasem naprawdę działali jej na nerwy, a i ona sama do cierpliwych i wyrozumiałych nie należała.

Cała czwórka odwróciła się w stronę wioski w tym samym momencie, w którym usłyszeli czyjś niski głos.

– Dzień dobry, rozumiem, że to wy jesteście moją eskortą. – Wysoki, blondwłosy, młody mężczyzna zbliżał się do nich z łagodnym uśmiechem na ustach. Jego błękitne oczy uważnie objęły widok przed nim, gdy każde z nich, po kolei, zlustrował bystrym spojrzeniem. – Miło mi was poznać, nazywam się Hitomi Tsuguchi – powiedział, stając przed nimi i wyciągając dłoń w stronę Temari i witając się z nią jak pierwszą. Następnie kiwnął głową w stronę Kageyamy, który patrzył na niego, jakby właśnie obserwował wyjątkowo brzydkiego karalucha, a gdy blondyn zbliżył się do młodej Uchiha, zmarszczka między jego brwiami znacznie się powiększyła. Różowowłosa natomiast grzecznie uścisnęła dłoń Hitomi'ego i odwzajemniła uśmiech.

– Jestem Natsuki, tamten chłopak to Kageyama, a to Sayo – powiedziała, wskazując swoją przyjaciółkę, z którą chłopak natychmiast również się przywitał.

– Czy Hitomi to nie damskie imię? Musiałeś strasznie podpaść rodzicom już na starcie – palnęła Miyami, a Temari w duchu jęknęła, załamana. Czy ta dziewczyna ani na moment mogła spuścić z tonu? Blondyn jednak wybuchnął jedynie śmiechem.

– Masz rację, chyba im się nie spodobałem albo miałem być dziewczynką – odparł wesoło, sprawiając, że na policzkach dziewczyny wykwitły rumieńce. Czy to z zażenowania swoim zachowaniem, czy z nagłego zauroczenia, tego już żadne z nich nie wiedziało, ale kobieta cieszyła się, że trafił im się ktoś taki jak on, a nie jakiś faktycznie rozpuszczony smarkacz, z którym rozpętałaby się wojna.

Natsuki uśmiechnęła się pod nosem, gdy sensei ponagliła ich, by w końcu ruszyli w drogę. Sayo momentalnie odnalazła się w towarzystwie Tsuguchi'ego, idąc u jego boku i prawdopodobnie zapominając kompletnie o tym, że ich zadaniem było go chronić. Młoda Uchiha wyczuła, że ich przyjaciółka praktycznie całkowicie straciła czujność, a więc sama zdecydowała się bardziej skoncentrować, nie chcąc, by coś im się stało. Wiedziała, że umiejętności Kageyamy w tym zakresie przewyższały jej, ale na tamtą chwilę chłopak szedł metr przed nią, wyraźnie naburmuszony. Podejrzewała, że nie podobało mu się to, jakim typem człowieka okazał się ich klient, bo nigdy nie radził sobie z wesołymi, pełnymi charyzmy osobami. Po prostu nie był w stanie się z nimi dogadać, co zawsze bawiło Natsuki.

Zdecydowała się z nim zrównać, po czym szturchnęła go lekko w ramię, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Zerknął tylko na nią, szybko z powrotem patrząc przed siebie.

– Ej, Kageyama? Czemu on aż tak nie przypadł ci do gustu? – spytała, na co chłopak prychnął.

– Może dlatego, że już go widziałem. Dwa dni temu, narzucał się jednej dziewczynie w barze mojego wuja. Bynajmniej nie wyglądał wtedy tak uroczo ani kiedy próbował wepchnąć jej język w usta, ani kiedy kuzyn wywalił go stamtąd na zbity pysk – odpowiedział, tonem pełnym pogardy, obrzucając idącego za nimi mężczyznę krytycznym spojrzeniem. – Sayo już jest w siódmym niebie, uważaj na nią, Natsuki. Oboje wiemy, że w takim stanie już nikt nie przemówi jej do rozumu, a skoro on jest naszym klientem, to nie możemy sobie pozwolić na wszczynanie awantur – dokończył półgłosem, a młoda Uchiha pokiwała głową, momentalnie poważniejąc. Jeśli tak się sprawy miały, to doskonale rozumiała, że nieważne, jak się będą starali, problem i tak się pojawi, prędzej czy później. Nie było to pokrzepiające, raczej sprawiło, że miała ochotę wykonać w tył zwrot.

– Nie powinniśmy poinformować sensei? – spytała po chwili wahania.

– O czym? O tym, że jest rozpuszczonym oblechem? To nie ma związku z naszą misją. Tak czy siak, mamy patałacha ochraniać – odparł brunet, tym razem patrząc jej w oczy. – Ty też na niego uważaj, Natsu – dodał, przejeżdżając opuszkami palców po jej policzku i odgarniając za jej ucho kosmyki, które wiatr zdążył rozwiać. Dziewczyna odchrząknęła, odwracając wzrok, nagle dziwnie speszona.

Nie robił takich rzeczy zawsze, ale i tak zdążyła zauważyć, że wyjątkowo często ją dotykał. Tak było zawsze, odkąd znaleźli się razem w drużynie. Był wobec niej wyjątkowo opiekuńczy, niekiedy mogłaby rzec, że nawet nadopiekuńczy. Jednocześnie pomagał jej rozwijać umiejętności, nieraz trenując z nią do późnego wieczora, choć sam mógłby robić coś innego. Arinara był geniuszem i mógł pożytkować swój czas o wiele lepiej, niż niańcząc ją. Doceniała zarówno jego troskę, starania, jak i to, jakim dobrym przyjacielem był. Jego gesty jej nie przeszkadzały, ale od pewnego czasu stawała się nich coraz bardziej świadoma. I nie było to do końca komfortowe uczucie.

– Nie martw się, będę – wymamrotała, nagle zaciekawiona własnymi butami, w które uparcie zaczęła się wpatrywać, byle tylko ukryć przed nim swoją zaczerwienioną twarz.

Temari trzymała się z tyłu, zamykając szyk. Obserwowała uważnie zarówno otoczenie, jak i swoją drużynę, aż w końcu jej wzrok spoczął na dwójce idącej z samego przodu. Od dłuższego czasu podejrzewała, jakie są intencje Kageyamy względem Natsuki i czasem nawet mu współczuła, gdy nastolatka zdawała się ich nie zauważać lub celowo je ignorowała. Była w tym tak mało subtelna, że kobieta nie wiedziała, czy się załamać, czy parsknąć śmiechem. Zazdrościła im takiego przeżywania młodości; ona swoją rozpoczęła dopiero długo po poznaniu swojego obecnego męża, a on nie należał do osób tak bezpośrednich, jak Arinara i często to ona przejmowała inicjatywę, choć miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.

Natsuki była skupiona na treningach i przez większość czasu nie pozwalała sobie na żadne dystrakcje. Temari wiedziała jednak, że dziewczyna zdążyła już zorientować się, że jej towarzysz zachowuje się w ten sposób tylko i wyłącznie względem niej, choć, patrząc po jej minach i zachowaniu, nie miała jeszcze pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Obydwoje byli tylko nastolatkami, mieli czas, by uczucie między nimi powoli się tworzyło i umacniało, co z pewnością miało nastąpić, Temari nie miała co do tego wątpliwości. Choć ich charaktery były różne, w kryzysowych sytuacjach dogadywali się wręcz perfekcyjnie.

Szelest rozproszył jej nawałnicę myśli i kobieta momentalnie sięgnęła po wachlarz.

– Kageyama! – krzyknęła, a chłopak zareagował natychmiastowo. Razem z Natsuki osłonili Hitomi'ego i Sayo, tworząc razem z blondynką szczelną barierę. Każde z nich trzymało dłoń na swojej broni, a Arinara dodatkowo rozglądał się dookoła, uważnie nasłuchując.

W kolejnej sekundzie wyciągnął kunai i rzucił nim w stronę zarośli znajdujących się po jego lewej stronie, wypłaszając stamtąd kryjących się shinobi. Trójka zamaskowanych mężczyzn rzuciła się w ich stronę i Temari kątem oka zauważyła, jak Natsuki składa pieczęcie.

– Katon! Goukakyuu no Jutsu! – wzięła głęboki wdech, po czym wypuściła z ust ogromną kulę ognia, idealnie nad nich. Blondynka uznała to za wystarczający znak i z całych sił zamachnęła się wachlarzem, rozpraszając ogień na wrogich shinobi, którzy zbliżali się z różnych stron. Lecz ninja natychmiast zniknęli w kłębach dymu.

– Klony, gdzieś jest prawdziwy! – krzyknęła Sayo.

– Pod nami! – słowa Arinary sprawiły, że wszyscy próbowali odskoczyć, a Miyami chwyciła Hitomi'ego za ramię, chcąc pociągnąć go ze sobą. Nim zdołała to zrobić, z ziemi wyłoniła się ręka, która chwyciła dziewczynę za kostkę, unieruchamiając. Kolejna chwila i następny shinobi pojawił się tuż obok blondyna, stając za nim i przykładając mu kunai do gardła, a cała Drużyna 4 znieruchomiała.

– Shinobi liścia jak zawsze zawodzą – odezwał się nagle zamaskowany ninja i szybko poznali, że był mężczyzną. O wyjątkowo chrapliwym głosie, przepełnionym kpiną, która sprawiła, że w całej czwórce aż się zagotowało. – Lepiej się nie ruszajcie albo piękniś przypłaci to życiem.

Natsuki zacisnęła dłoń na rękojeści katany. Tak miało się to skończyć? Ich pierwsza misja i zostali wykiwani najprostszą możliwą sztuczką? Czy jej przepustka do bycia shinobi wyższej rangi właśnie uciekała jej tuż sprzed nosa? Poczuła gniew, ale i zawód. Była rozczarowana swoją nieuwagą, jak i roztargnieniem całej reszty drużyny. Shinobi przed nimi był silny, ale nie na tyle, by nie mogli mu się przeciwstawić. Uciekł się do podstępu, by zyskać przewagę, ponieważ prawdopodobnie w walce bezpośredniej by przegrał.

To była jej szansa. Schowała jedną dłoń za plecami i wykonała pieczęci, tworząc klona tuż za mężczyzną. Uformował się on bezszelestnie i pojawił wśród fioletowej mgły, a nie dymu, jak zwykli to robić inni. Ćwiczyła wszystkie ciche techniki, a wiele normalnych starała się dostosować tak, by nie zwracały uwagi. Tym razem nadarzyła się idealna okazja, by jedną z nich wypróbować.

Jej klon uniósł dłoń z kunai, a cała jej drużyna patrzyła na niego z wyczekiwaniem, aż do momentu, w którym ostrze wbiło się w bok mężczyzny. Ten odskoczył, wystraszony i zdezorientowany, wypuszczając Hitomi'ego z uścisku i z czystego przypadku raniąc go lekko w obojczyk i przecinając w tym miejscu skórę. Natsuki zmaterializowała się tuż przed nim, z kataną wymierzoną w jego szyję, na co ninja w końcu znieruchomiał.

Kageyama patrzył na dziewczynę zszokowany, analizując każdy jej ruch, jaki wykonała w przeciągu tych kilkunastu ostatnich sekund, podczas gdy on analizował sytuację. Dała się ponieść, zauważył to od razu, bo jej chakra aż szalała od gniewu. Za dobrze ją znał, by tego nie widzieć. Ale widział też jej wzrok, gdy stała przed wrogim im shinobi, opierając ostrze o jego skórę i robiąc na niej delikatne cięcie. Chłodny, lodowaty wręcz, pozbawiony choćby grama wahania, za to przepełniony gniewem. Rzadko się zdarzało, by tak reagowała, ale cała ich drużyna wiedziała już, z czym to się wiązało.

Natsuki Uchiha może nie była najsilniejsza, ale z pewnością wiedziała, jak być prawdziwym, bezlitosnym shinobi, co nijak miało się do jej charakteru i przywiązania do rodziny czy przyjaciół. I właśnie taki był główny problem. Granica pomiędzy normalną Natsuki a tą, która była shinobi, mogła w pewnym momencie niebezpiecznie się zatrzeć. Patrząc na nią w tamtym momencie, zdawał sobie sprawę, jak łatwo można ją było zmanipulować i jak bardzo bała się porażki. Na tyle, by całkowicie się zapomnieć.

– Dlaczego go nie zabijesz? – Zirytowany głos blondyna przerwał pełną napięcia ciszę. Sayo spojrzała na młodego mężczyznę z przerażeniem, a Arinara i Temari ze złością. Czy on był poważny? Czy zdawał sobie sprawę z własnych słów? – Próbował mnie zabić, a wy niemal mu na to pozwoliliście! Wykończ go, głupia dziewczyno!

Sekunda.

Tyle wystarczyło Kageyamie, by uderzyć go prosto w twarz.

~~*~~*~~*~~

To chyba mój pierwszy tak długi rozdział od dawna, ale swoje też zajął. Dla wszystkich, którzy molestowali mnie, kiedy "next" - oto on xD Liczę, że wyrazicie opinie na ten temat, skoro rozdział był tak wyczekiwany :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro