Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kageyama zadowolony nie był. Wręcz przeciwnie, przytłoczył go rozwój sytuacji i w pewnym sensie czuł do Natsuki urazę. Nie narzucał jej się nigdy, a przynajmniej nie odczuwał, by jego chęć ochrony jej, mogła być zrozumiana w ten sposób. Zdawał sobie sprawę, że nie była już dzieckiem świeżo po Akademii, nie zmniejszało to jednak niepokoju, który towarzyszył mu na każdej misji, w której brała udział. Czy to źle, że starał się trzymać ją z dala od wszystkiego, co wydało mu się dla niej niebezpieczne? Jego nadopiekuńczość nie wynikała z myśli, że młoda Uchiha była za słaba, a ze zwyczajnej troski i uczucia, jakim ją obdarzył.

Ona się przez ciebie dusi, Kageyama.

Takie słowa usłyszał raz od Temari-sensei, gdy podczas jednej z misji walczył za Natsuki, choć dziewczynie nic nie było. Wtedy nie rozumiał, co miała na myśli, lecz tym razem stawało się to dla niego boleśnie jasne i oczywiste. Nie chciał jej przytłoczyć, jednak...

Nie uważał, by Uchiha była bez winy. Przecież mogła mu powiedzieć. Stop, mówiła wiele razy, ale on nie chciał słuchać. Ale to, jak potraktowała go tego nieszczęsnego dnia, nie dawało mu spokoju.

Uznał, że była po prostu samolubna. Że nie chciała jego pomocy, jego troski, bo przepełniała ją próżna duma, tak charakterystyczna dla klanu, z którego się wywodziła. Z rosnącą frustracją zacisnął dłoń w pięść, na moment tracąc czujność i opanowanie. Zaraz jednak zreflektował się i uspokoił, pilnując idącego z nim shinobi. Sylwetki jego towarzyszek z drużyny już dawno zdążyły zniknąć mu z pola widzenia, zostawiając go sam na sam z nieprzyjemnymi myślami. Nie pojmował, jak różowowłosa mogła dawać ponieść się emocjom. Stanowiły one największą przeszkodzę na drodze ninja, a już z pewnością nie sprzyjały walce. Tymczasem ona, kiedy nie panowała nad sobą, była najlepsza. Nikt z nich nie powiedział tego na głos, ale cała Drużyna 4 wiedziała doskonale, że w takim stanie, Natsuki potrafiłaby poradzić sobie z niejednym, potencjalnie silniejszym od nich, przeciwnikiem. Nikt też nie chciał jej tego uświadamiać w obawie, że utraci zdrowy rozsądek i zacznie polegać na tak wypracowanej sile, co mogło stanowić zagrożenie przede wszystkim dla niej samej. Shinobi musiał nad sobą panować. Jeśli tego nie robił, kończył jak wszyscy wrogowie wojenni.

Jak Madara Uchiha, którego pochłonęła zawiść i zazdrość.

Jak Pain, który stracił wszystko w imię lepszego świata, w jego pokręconym pojęciu.

Jak Uchiha Sasuke, który musiał znieść tak wiele, by odpokutować za swoje czyny.

Arinara nie pałał do ojca Natsuki sympatią, choć może było to zbyt delikatnie określenie. Jako ninja Sasuke był dla niego wzorem; potężnym, silnym. Jako człowiek, wzbudzał w nim niechęć. Bratobójstwo nie było czymś, z czym Kageyama potrafił ot, tak się pogodzić, nawet jeśli było uzasadnione.

Gdy trafił do tej samej drużyny co Natsuki, przestudiował historię klanu Uchiha, choć nie udało mu się znaleźć wszystkiego. Niektóre szczegóły zostały pominięte, niektóre rzeczy wydały mu się bezsensowne.

Pamiętał też reakcję dziewczyny, gdy pewnego dnia spytał o Itachi'ego Uchihę. Mieli wtedy trzynaście lat.

*

– Natsuki. Czemu o Itachim Uchiha jest tak mało w bibliotece? Rodzice powiedzieli, że kiedyś było o wiele więcej i że był zdrajcą. Teraz nie pisze o nim nic poza tym, jakie posiadał zdolności.

Natsuki odwróciła gwałtownie głowę, patrząc na niego z gniewnym wyrazem twarzy.

– Wujek nie był zdrajcą, niech twoi rodzice z łaski swojej nie opowiadają bzdur o rzeczach, o których nie mają zielonego pojęcia! Banda idiotów! – krzyknęła wściekłym tonem, po czym rzuciła w jego twarz plecakiem i odeszła, zostawiając go całkowicie zdezorientowanego.

*

Jeszcze tego samego dnia widział, jak Natsuki wchodzi w ulicę, wzdłuż której niegdyś znajdowały się posiadłości jej klanu, a w obecnej chwili całkowicie stały opuszczone i zapomniane. Nie podążył za nią, bo nie chciał wiedzieć, gdzie zmierzała, ani też stawiać nogi w tamtym miejscu. Obszar byłego klanu Uchiha wydawał mu się miejscem, w które nie powinien zapuszczać się nikt. Po śladach pozostawionych na zniszczonych budynkach można było łatwo domyślić się, że to, co zaszło lata temu, było potworne. Zniesmaczyło go, że się tam zapuszczała, nie znał jednak dziejów jej klanu na tyle, by móc ją skrytykować.

Kageyama był hipokrytą i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Krytykował innych, a sam dopuszczał się tak samo ohydnych rzeczy podczas skrytobójczych misji. Bezwiednie potarł dłonią ramię. Gdyby podwinął rękaw, można by bez problemu zobaczyć tatuaż, świadczący o jego przynależności do oddziałów ANBU.

Jak zareagowałaby Natsuki, gdyby wiedziała?

*

Tymczasem młoda Uchiha znalazła się w środku kłótni z Sayo, która po kolejnym pytaniu; czy wszystko w porządku, w końcu wybuchła.

– Nie, nie jest porządku! – Zatrzymała się gwałtownie, a Temari przeklęła w myślach. Ich klient; pobity i wściekły, na moment przestał użalać się nad sobą, patrząc na dziewczęta z zaciekawieniem. Był to chyba jedyny plus całej tej sytuacji.

Natsuki otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, nie do końca rozumiejąc powód gniewu przyjaciółki.

– Jak możesz być tak bezduszna, samolubna i oschła wobec niego?! Nie widzisz, że po prostu mu na tobie zależy?! – wykrzyczała szatynka, gestykulując gwałtownie rękami. – Czy zdobycie siły jest dla ciebie ważniejsze od bliskich osób? Dlaczego musisz być zawsze taką cholerną ignorantką, do tego samolubną! Gdyby nie ty, Kageyama mógłby zająć się sobą, a nie tylko starać się ciebie niańczyć!

– Nie prosiłam się o niańkę, Sayo – warknęła Uchiha, mrużąc oczy.

– On się o ciebie martwi! – żachnęła się Miyami, powoli tracąc cierpliwość całkowicie, jednak młoda Uchiha nie zamierzała odpuścić tak po prostu.

– Przecież nikt mu nie każe! Rozumiem, że się o mnie troszczy i doceniam to, ale ta nadopiekuńczość doprowadza mnie do szału! Nie jestem ofiarą losu, nad którą trzeba się litować! – wykrzyczała rozjuszona, wsadzając dłonie do kieszeni spodni. – Nie potrzebuję kata nad duszą.

– Gdyby nie ty, mógłby mieć własne, prywatne życie!

– Nie moja wina, że zdecydował się ze mnie zrobić swoje prywatne życie! – Dokładnie w momencie, w którym Natsuki wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę z ich prawdziwości i znaczenia. Powinna była dopuścić je do świadomości już dawno, lecz zwlekała, bojąc się ich reperkusji.

Było też coś jeszcze, co nagle ujrzało dla niej światło dzienne i tak wiele jej wytłumaczyło.

– Zakochałaś się w Arinarze – powiedziała w stronę Sayo, na której twarzy pojawiły się rumieńce, nad którymi nawet nie starała się zapanować.

– Nawet jeśli, to co z tego i co cię to obchodzi? – obruszyła się szatynka, a młoda Uchiha poczuła nagle zrezygnowanie. Jaki miała cel ich kłótnia? Żadnego, a jedynym, czym mogła się skończyć, było nadszarpnięcie ich zaufania wobec siebie nawzajem.

– Obchodzi mnie to dokładnie w takim stopniu, w jakim ciebie powinna interesować moja relacja z Kageyamą – zaczęła lodowatym tonem, prostując się i patrząc na dziewczynę obojętnym wzrokiem. – Odwal się, Sayo – dodała, po czym odwróciła się do Temari i Hitomi'ego, który obserwował je z wyraźnym rozbawieniem. – Z tego, co wiem, nie mamy za wiele czasu na pierdoły. Możemy iść dalej? – spytała, a następnie obrzuciła chłopaka zirytowanym spojrzeniem. – A ty przestań się szczerzyć i zajmij się swoją spuchniętą buźką – wyparowała, na co blondyn złapał się nabrzmiałą wargę i otarł krew spod nosa.

Jesteś cholerną egoistką, Natsuki! – wrzasnęła Sayo, gdy różowowłosa odwróciła się, by iść przodem.

Uchiha nie odpowiedziała, czując, jak łzy zapiekły w jej oczach. Wzięła głęboki wdech, chcąc powstrzymać je przed wypłynięciem i choć z trudem, udało jej się. To było dla niej zbyt wiele. Wystarczająco przytłaczała ją sytuacja w rodzinie i ostatnim, czego chciała, to wplątywać się w miłosne trójkąty. Nie rozumiała, jak mogła nie zauważyć uczuć przyjaciółki wobec Kageyamy, pomimo tego, iż miłość nie była czymś, co interesowało ją w jakimkolwiek stopniu. Możliwe, że faktycznie była nieco apatyczna wobec ludzkich uczuć, zbyt zajęta swoimi własnymi, nie spodziewała się jednak ze strony Sayo takiego wybuchu.

Nie odepchnęła też Kageyamy ze złośliwości, czy aby sprawić mu przykrość. Po prostu poczuła się przytłoczona jego obecnością i nadopiekuńczością. Dotychczas starała się doceniać jego chęć pomocy i była mu wdzięczna, że tyle razy już pomagał jej się opanować. Ale jak miała się nauczyć radzić sama ze sobą, kiedy on ją w tym wszystkim wyręczał? Nie była niepełnosprawną, choć emocjonalnym niedorozwojem oczywiście, niejedna osoba mogłaby ją nazwać. Do pewnego stopnia ją to bawiło, do pewnego się nie przejmowała, a w pewnym bolało jak diabli.

Czy wszystko było jej winą, jak to sugerowały słowa Sayo? Czy naprawdę skupiła się na sobie do tego stopnia, że przestała całkowicie dbać o innych? Uczucie, jakim obdarzył ją Arinara, bardzo jej pochlebiało, lecz stanowiło również nie lada przeszkodę, którą nie do końca wiedziała, jak powinna przeskoczyć. Nie żywiła wobec niego żadnych romantycznych uczuć, a przynajmniej tak jej się wydawało.

Miała piętnaście lat, nie była gotowa na miłość. Nie żyła w czasach, w jakich żyli jej rodzice. Jej matka w tym wieku była już zakochana w jej ojcu po uszy i ratowała świat shinobi, ale ta era dobiegła końca. Oni nie musieli się z niczym spieszyć i Natsuki uważała, że uczucie miłości w ich wieku nie mogło być prawdziwe. Za mało wiedzieli, za mało się znali i za mało widzieli, aby rozumieć, czym było uczucie kochania.

Wiedziała, że gdy misja się zakończy, będzie zmuszona z nim porozmawiać. Nie chciała, by rozumiał ją opacznie i nie chciała również psuć ich relacji. Szanowała go, prawdopodobnie bardziej niż kogokolwiek innego i nie zamierzała pozwolić, by się to zmieniło. Nie potrafiła odwzajemnić jego uczuć, przynajmniej nie obecnie.

Ciekawe, czy jej tata czuł się w ten sam sposób, gdy Sakura wyznawała mu miłość i ją okazywała praktycznie bez przerwy? Natsuki słyszała wiele historii z czasów nastoletnich jej rodziców, które... przeraziły ją. Nie rozumiała, jak jej mama mogła tak długo zwlekać, by ćwiczyć na poważnie. Jak w czasach wojny miała czas na uczucie przywiązania, które przeszkadzało w walce. Młoda Uchiha nie rozumiała wielu rzeczy i chętnie dowiedziałaby się więcej, nigdy jakoś niestety nie znalazła odwagi i chęci, by zapytać rodziców.

Jej źródłem wiedzy była często Temari-sensei, która jednak nie wiedziała wszystkiego, ponieważ nie pochodziła z Konohy, a czasem również żona Siódmego, która pomogła jej opatrzyć rany po jednym z treningów. To była pierwsza wizyta Natsuki w domu Hokage, którą wspominała bardzo miło. Pani Uzumaki poczęstowała ją ciastem, herbatą i spędziła bite trzy godziny, opowiadając o przeszłości. To dzięki niej dziewczyna zgłębiła do końca historię swojego klanu, która okazała się zupełnie inna, niż wszyscy ją przedstawiali.

Natsuki chciała wiedzieć i umieć więcej. Czy było to jednak warte utraty przyjaciół? 


~~*~~*~~

Tym akcentem kończę na dzisiaj :) Rozdział był pisany i betowany w pośpiechu, więc jeśli ktoś widzi gdzieś jakiś błąd - dajcie znać. Dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem i cieszę się, że nie odebraliście źle mojego narzekania na "nexty" ;) Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy dają mi tę chwilę swojego czasu i wyrażają swoją opinię, dziękuję! ^^ 

Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających, głosujących i komentujących! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro