𓆙𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚𝐥 𝟑𝟑. 𝐌𝐚𝐫𝐧𝐲 𝐏𝐮𝐜𝐞𝐲𓆙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV. THEODORE

Sam nie wiem dlaczego, ale zdecydowałem udać się za Adrianem i jego gorylem, w celu dowiedzenia się o co poszło między nim, a Alexą, od której teraz nic nie wyciągnę, gdyż Victoria widząc smutek wymalowany na twarzy Black od razu ruszyła w jej stronę i obie gdzieś zniknęły.

Pucey i Flint szli w kierunku wieży astronomicznej, żaden z nich nie odezwał się, ani słowem. Czuć było napięcie i gniew ze strony Adriana, a ten widok napajał mnie radością. Gdy już miałem skręcić poczułem silny uścisk na ramieniu, przez który musiałem się zatrzymać. Wkurwiony odwróciłem się w stronę, właściciela ręki, która uniemożliwiła mi podsłuchanie rozmowy dwóch idiotów i zauważyłem twarz swojego przyjaciela, który przyglądał mi się uważnie.

— Co ci? — zapytał w końcu, na co ja przymknąłem powieki i wziąłem głęboki wdech i wydech.

— Nic. — odpowiedziałem, chcąc ruszyć dalej, jednak Terrence zagrodził mi drogę. Miałem ochotę mu przyjebać. — Możesz zejść mi z drogi? — zapytałem już zirytowany, na co blondyn zmarszczył brwi.

— Nie, dopóki nie powiesz mi o co chodzi. — oznajmił krzyżując ramiona, a ja westchnąłem.

Terrence ty irytujący wrzodzie na dupie.

— Nie wiem. — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wymijając chłopaka, który nie dawał za wygraną. — Dlatego daj mi teraz spokój, bo mam zamiar się dowiedzieć. — oznajmiłem, a blondyn prychnął.

— Idę z tobą. — oznajmił i szedł krok w krok na równi ze mną.

Boże on chyba upadł przy porodzie.

Jednak nic już nie odpowiedziałem, starałem się nie przejmować obecnością przyjaciela i ruszyłem w końcu na wieżę gdzie oparci o barierki, tyłem do nas stali Adrian z Marcusem. Zatrzymałem przyjaciela, który spojrzał na mnie pytająco, więc wskazałem gestem głowy na dwójkę pajacy, na co Terrence od razu przymknął powieki.

Higgs również nie darzył ich sympatią, kiedyś się ze wspólnie przyjaźniliśmy, we czwórkę. Jednak Pucey i Flint, zaczęli odpierdalać akcję, których z Terrencem, nie zamierzaliśmy tolerować.

— Co się stało? — przerwał w końcu ciszę Marcus, za co mu w duchu dziękowałem, gdyż była ona strasznie męcząca.

— Black się stała. — mruknął markotnie, a ja się cały spiąłem, nie wiedząc czemu.

— Co zrobiła? — ciągnął temat Flint, a ja pomimo mroku zauważyłem, jak Pucey napiął swoje mięśnie.

— Zerwała ze mną. — splunął z nienawiścią, a ja poczułem uśmiech, który wymalował się na mojej twarzy. Alexandra zostawiła Pucey'a. Zostawiła go dla mnie.

Dla mnie...

— Żartujesz? — zapytał w szoku Marcus, a ja miałem ochotę się zaśmiać.

— Nie. — burknął. — Nawet kurwa nie zdążyłem jej przelecieć. — wyznał w żalu, a ja zacisnąłem gniewnie pięści, Higgs obok mnie również się spiął, bo wiedział jaki gniew to we mnie wywołało.

Pierdolony Adrian Pucey, chciał tylko zaliczyć Black. Chciał ją wykorzystać, dla własnych, brudnych celów.

— Szmata. — stwierdził Flint, na co Pucey przytaknął.

— Szmata, która leci na swojego wroga. — prychnął.

O nie tego było za wiele. Nikt nie ma prawa obrażać Alexy, w mojej obecności.

Nie wiele myśląc ruszyłem w stronę chłopaków, którzy odwrócili się w moją stronę, wyczuwając moją i Higgsa obecność. Terrence jak poparzony ruszył w moją stronę, próbował mnie zatrzymać, jednak na marne. Chwyciłem Pucey'a za kołnierz od koszuli i podciągnąłem go do góry, na co ten w przerażeniu wytrzeszczył oczy.

— Powtórz to jak ją nazwałeś. — wycedziłem przez zęby, jednak przerażony chłopak milczał. — No dalej Adrian, pokaż, że masz jaja, a nie pizdę. — prowokowałem go.

— Puść go pojebie! — ryknął obok mnie Flint, którego Terrence poskromił na podłogę.

— D-dogadajmy s-się... — polecił Adrian na co prychnąłem. Widząc jak jego twarz przybiera odcień purpury, rzuciłem nim o chłodną posadzkę, na co jęknął boleśnie. A ja się głośno zaśmiałem. Co za tchórz.

— Och Adrianie... — zbliżyłem się do niego, a ten czołgał się jak mała bezbronna dżdżownica w stronę swojej różdżki, która mu wypadła. Widząc jego zamiaru, kopnąłem go z całej siły w bok, na co ten zawył boleśnie, przekładając się przy tym na drugi bok.

— Kurwa puść go! — krzyczał błagalnie Flint.

— Csi, ty się lepiej nie wtrącaj bo skończysz gorzej, niż twój marny towarzysz. — polecił Higgs, klepiąc go po plecach.

— P-proszę przestań! — krzyknął błagalnie Pucey, gdy klęknąłem przed nim. — P-przepraszam to był błąd! Już więcej jej nie wyzwę, obiecuję to się więcej nie powtórzy! — płakał. Adrian Pucey płakał. Bawiło mnie to jak żałośnie wyglądał, już nic nie zostało po jego marnej, pewności siebie.

— Oczywiście, że się nie powtórzy. — pogładziłem mu dłonią policzek, na co ten zamknął powieki. — A wiesz dlaczego? — zapytałem, na co on pospiesznie pokręcił przecząco głową. — Bo będziesz martwy. — oznajmiłem z uśmiechem, na co ten otworzył oczy z przerażeniem. Nie wiele myśląc zamachnąłem pięścią, która z całej siły odbiła się od jego twarzy, co wywołało wrzask ze strony Adriana.

— K-kurwa Nott... błagam... — błagał Adrian, plując przy tym krwią. Bawił mnie ten widok.

— Umrzesz. — zaznaczyłem. — Ale jeszcze nie dzisiaj. — uspokoiłem go nie co. — Jednak ostrzegam cię, jak jeszcze raz zbliżysz się do Black, krzywo na nią spojrzysz albo co najgorsza wezwiesz, to zakończę twój marny żywot. — oznajmiłem pomagając chłopakowi wstać. — Rozumiemy się? — spytałem.

— R-rozumiemy. — oznajmił.

— Super. — odpowiedziałem z uśmiechem, odwracając się do niego plecami, czekając aż Terrence do mnie podejdzie, gdy tak się stało, odwróciłem się i przyjebałem już ostatni raz Adrianowi, który wpadł w ramiona swojego przerażonego przyjaciela. Uśmiechnąłem się do nich sztucznie po czym opuściłem wieżę, a Higgs zrobił to razem ze mną.

— Postradałeś zmysły? — zapytał mnie blondyn, na co przewróciłem oczami. — Wiesz co z nami będzie, gdy Dumbledore się o tym dowie? Boże wylecimy ze szkoły! — jęknął z przerażeniem.

— Uspokój się. — poleciłem udając się do męskiej toalety w celu umycia, brudnych od krwi rąk. — Nikt się o tym nie dowie. — oznajmiłem. — Wie co się z nim stanie, jeżeli sypnie chociażby słówkiem. — dodałem widząc w odbiciu lustrzanym nie do końca przekonaną twarz chłopaka.

— Ty jesteś nieźle pierdolnięty... — stwierdził, na co ja się uśmiechnąłem.

— Ty też. Dlatego się przyjaźnimy. — powiedziałem, na co chłopak pokręcił błagalnie głową uśmiechając się przy tym.

Oboje zdecydowaliśmy się wrócić na wielką salę, gdzie zauważyliśmy Alexę z Vic, do których zdecydowaliśmy się dołączyć. Usiedliśmy przed dziewczynami uśmiechając się do nich szeroko.

— A wam co? — zapytała Vic, marszcząc brwi.

— Nic. — odpowiedział za nas blondyn, co nie do końca przekonało dziewczyny, bo te tylko spojrzały na siebie.

— Black. — zwróciłem się do szatynki, która posłała mi tylko pytające spojrzenie. — Zatańczymy? — spytałem, na co ta zrobiła wielkie oczy.

— Astoria... — zaczęła, ale jej przerwałem.

— Ona nie ma nic do gadania. — oznajmiłem wstając z miejsca, wyciągając dłoń do dziewczyny, którą niepewnie przyjęła, a wtedy oboje oddaliliśmy się w głąb parkietu, gdzie ułożyłem jedną dłoń na smukłej talii dziewczyny, a drugą trzymałem jej drobną dłoń.

Oboje trwaliśmy w ciszy, a nasze ciała kołysały się do puszczanej muzyki. Czułem wzrok wszystkich na nas, jednak nie przeszkadzało mi to. Miałem to wszystko gdzieś. Liczyła się tylko Black.

— Alexo. — zacząłem, na co ta spojrzała na mnie spod wachlarza, długich i gęstych rzęs.

— Tak? — zapytała cichutkim głosikiem, który działał na mnie kojąco.

— Jesteś tu najpiękniejsza. — oznajmiłem zgodnie z prawdą, na co dziewczyna opuściła wzrok, a uśmiech wkradł się na jej czerwoną od tego wyznania twarz.

***

Hej, witam was bardzo serdecznie 𝐧𝐚 trzydziestym trzecim rozdziale, tym razem z perspektywy Nott'a♡︎

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, a książka przypadnie wam do gustu.♡︎

Życzę wam miłego dnia/wieczor𝐮♡︎

Wiktoria.♡︎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro