Przystojny Złodziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce wstało zza widnokręgu i powoli sunie ku szczytowi. Ranek. Muszę się ogarnąć i pojechać do pracy. Do pracy, którą lubię. Praca w zakładzie detektywistycznym to coś, czym zawsze chciałam się zajmować. Interesowałam się tym od małego, poprzez seriale i filmy z tego gatunku. Zawsze chciałam analizować plany, łapać złodziei, morderców i innych...

Ubrałam się dość wygodnie, ale z klasą - biała koszula i do tego czarne spodnie z wysokim stanem. Delikatnie się podmalowałam, bo jestem osobą, która nie przepada za makijażem. Gotowa wsiadłam do mojego auta i pojechałam do miejsca pracy. Tam przywitał mnie mój kolega z naszego duetu detektywistycznego.

— Witamy naszą ulubioną pracownicę Oksanę! — wykrzyknął Hubert i lekko mnie przytulił.

— Cześć Hubert — odpowiedziałam bezemocjonalnie i sucho.

— A może więcej entuzjazmu? Radości z życia? Hm? Gotowa do pracy w piękny, ciepły i wiosenny czwartek?

— Gotowa — uśmiechnęłam się.

— No i to rozumiem — poklepał mnie po ramieniu.

Po chwili podszedł do nas, nasz szef - już trochę wiekowy mężczyzna, ale bardzo inteligentny i stanowczy.

— Słuchajcie, jest nowa sprawa. W nocy z wczoraj na dzisiaj został ukradziony najdroższy naszyjnik w całym sklepie u jubilera na Królewskiej. Był wart nawet pół miliona złotych.

— Niezły łup — wtrącił Hubert.

— Zgadzam się. Ale sporo czasu nie macie. Musicie szukać. Jedźcie na miejsce. Tam jeden z mundurowych przekaże wam więcej szczegółów — odpowiedział naczelnik naszego wydziału.

— Dziękujemy, szefie. Już jedziemy — zakończyłam i chwyciłam kluczyki od samochodu.

Wyszliśmy na zewnątrz. Po niedługiej chwili usłyszałam z ust mojego partnera pytanie, na które czekałam, aż je wypowie.

— Chcesz prowadzić?

— No tak. A co? Nie mogę?

— Możesz! Oczywiście, że możesz! Ale wiesz... To z reguły facet powinien prowadzić...

— Niech Ci będzie. Orient — rzuciłam mu kluczyki, na co ten je złapał i szybko wsiadł do pojazdu.

Po paru minutach byliśmy na miejscu zdarzenia. Mój towarzysz poszedł do jednego z policjantów i zaczął wypytywać o dokładne rzeczy w sprawie. Ja zaczęłam się rozglądać wokół budynku. Przyglądając się uważnie w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, ktoś mocno mnie szturchnął. Podniosłam wzrok do góry ujrzałam wysokiego i cholernie przystojnego bruneta, który obdarzył mnie czarującym wzrokiem. Był ubrany w brązową kurtkę a'la jeansową i białą koszulkę. Z szyi zwisał mu niebieski wisiorek, który przykuł mój wzrok. Miał zarost, który dodawał mu dostojności i uroku. Na nogach miał zwykłe, dopasowane niebieskie jeansy i białe, sportowe buty. Ręce trzymał w przednich kieszeniach, a ciemnobrązowe włosy częściowo opadały mu na czoło. Wyglądał niesamowicie dobrze i gorąco. Momentalnie przeszły mnie niesamowite dreszcze na całym ciele. Śledziłam go wzrokiem, ale niestety po chwili nieuwagi zniknął mi z widoku. Posmutniałam i weszłam do środka budynku jubilera. Szczerze? Jestem w takim miejscu po raz pierwszy. Tyle złotych bransoletek, pierścionków, kolczyków czy naszyjników naraz nie widziałam. Ale one są naprawdę śliczne!

— Dobrze. Okej, dzięki za informacje. Przydają się na pewno — rzekł Hubert do jednego z mundurowych i podszedł do mnie.

— Wiesz coś jeszcze? — spytałam go.

— Tak i to nawet dość sporo. To był zwykły włamywacz, ale nie miał kominiarki. Co jest dość dziwne. Wykradł tylko ten naszyjnik i nic więcej. A tacy wiesz — pauza — "prawdziwi" to kradną co popadnie im w ręce i w oko - zrobił cudzysłów w powietrzu.

— Może ten był wyjątko... — urwałam i ugryzłam się w język — Nie, sorry... Głupoty gadam...

— No dobra. Chodź, wracamy.

— Okej.

Wróciliśmy na komendę. Gdy weszłam do naszego gabinetu, usiadłam przy biurku i rękami oparłam głowę o blat. Miałam teraz milion myśli... Powiedzieć Hubertowi o tym mężczyźnie? A co jeśli to było przypadkowe szturchnięcie i nie ma żadnego związku ze sprawą? A co jeśli to jest on?

— Hubert... Słuchaj... — zaczęłam, będąc pod wpływem chwili rozmyślań.

— No co? Mów od razu prosto z grubej rury.

— Ty to potrafisz rozbawić — prychnęłam pod nosem, wywracając oczami — Dobra. Mniejsza z tym. Dzisiaj gdy pojechaliśmy do tego jubilera, ty wszedłeś do środka, a ja doszłam później.

— No fakt. I co? Widziałaś coś podejrzanego?

— Być może... Dość mocno szturchnął mnie jeden mężczyzna... Brunet, postawny, przystojny, z obłędnym spojrzeniem...

— Eee... Przesadzasz teraz. To na pewno było tylko przypadkowo — namyślił się — Czekaj... Szukasz może drugiej połówki?

— No trochę czasu już się za nią rozglądam... — odpowiedziałam, wypijając kolejny łyk czarnej kawy.

— Ach... A ja?

— A ty? Ty to tylko mój dobry kumpel z pracy!

— Właśnie złamałaś mi serce! — zamachnął aktorsko ręką, kierując na wspomniany wcześniej narząd, udając, że umiera.

— Oj już... Nie przesadzaj...

— A ty zawsze zimna...

— Ale potrafię być radosna! Jeszcze zobaczysz!

— Obiecujesz?

— Obiecuję, że jutro zobaczysz mnie szczęśliwą!

— No dobra. Umowa o co?

— O stówę?

— Grubo. Niech będzie. I tak wątpię, by coś takiego było...

— A ja czuję, że właśnie jutro znajdę tą drugą połówkę, więc przymknij się już!

— Ha, chciałabyś pani Oksano — puścił mi oczko.

— Ja z tobą kiedyś nie wytrzymam... — szatyn zaśmiał się, a ja tylko głośno westchnęłam.

Godziny pracy mijały dalej, ale w niesamowicie szybkim tempie. Po 15 przyszła do mnie moja przyjaciółka, którą również tutaj pracuje, tyle że na stanowisku technika laboratoryjnego.

— A ty jeszcze nie w domu? — spytała, siadając po przeciwnej stronie mojego biurka.

— Nie, a co? — odpowiedziałam, przekopując kolejną teczkę z dokumentami.

— Powinnaś być już prawie pół godziny temu.

— Naprawdę? No tak... Już dochodzi wpół do czwartej. Straciłam poczucie czasu, ale to pewnie dlatego, że dzisiejszy dzień był bardzo wymagający.

— Żebyś wiedziała, co u mnie się działo...

— To może umówimy się na małą pogawędkę przy kawie w naszej kawiarni? — zaproponowałam.

— Jasne. Bardzo chętnie. Ale nie dzisiaj i nie jutro, kochana.

— Na spokojnie. Zgadamy się potem.

— Super. Dobra, leć do domu. Jezu, jak ja ci zazdroszczę... Ja tu jeszcze półtorej godziny śleńczę, bo muszę wykonać jeszcze jedno badanie DNA.

— Biedaczka. Współczuję — przytuliłam ją — Oki, lecę. To do jutra, Karo! — pożegnałam ją jej zdrobnieniem od imienia.

— No do jutra, [T.I]!

Zbiegłam ze schodów - o dziwo miałam jeszcze w sobie tyle energi, że szok - i szybkim krokiem skierowałam się na parking. Zanim pojechałam do domu, musiałam zrobić zakupy, bo przecież same się nie zrobią i nie przewiozą do domu...

Poszukując jednego produktu, poczułam bliską obecność kogoś obok mnie. Od razu wyczułam męskie i niesamowicie uzależniające perfumy. Zdecydowałam się odwrócić w stronę pięknego zapachu, ale niestety mężczyzna zniknął mi się z pola widzenia. Zaczęłam myśleć i przypominać sobie kolejne fakty.

— Czy to nie jest ten sam brunet? Ten, którego widziałam przy jubilerze? Śledzi mnie? Nie... Boże... A co jeśli to jakiś psychopata? — owiał mnie dziwny chłód — Uspokój się. Jesteś z policji, to nic ci nie będzie... — powtarzałam to zdanie w głowie jak mantrę.

W końcu zakończyłam robienie zakupów pójściem do kasy. Pojechałam do domu, ale jednak myśl o tym cholernie przystojnym, pociągającym i zarazem tajemmiczym mężczyźnie nie dawała mi spokoju...

*następny dzień*

Ponownie zwlekłam się z łóżka i ogarnęłam się. Szybkie tosty i pojechałam do pracy. Dzięki mojej przyjaciółce, która naprawdę nam pomogła, dostaliśmy kilka ważnych wskazówek, które powinny doprowadzić nas do złodzieja.
Po kilku godzin ostrej pracy, na moją twarz wpłynął szczery uśmiech, kiedy wybiła pora lunchu. Moją przekąskę zostawiłam w samochodzie, więc wyszłam po nią. Gdy wracałam z samochodu, dostałam SMS od znajomej. Stanęłam, wyjęłam telefon i odpisałam jej. W między czasie poczułam jakby coś musnęło moją szyję.

— To pewnie kołnierzyk od koszuli się ułożył albo jakiś paproch... — pomyślałam.

Wróciłam na komisariat i poszłam do pokoju wspólnego wszystkich pracowników, by obgadać dalsze nasze "ruchy" w sprawie skradzionego naszyjnika. Akurat gdy weszłam środka, trzymając rozpakowaną z folii aluminiowej z wierzchu kanapkę, Hubert pokazywał na tablecie jak wygląda to, czego szukamy.

— Cały złoty, dość cienki, bardzo lekki. Jako błyskotka był tam umieszczony mały czerwony diament, który nadawał naszyjnikowi wartość.

— Siemanko wszystkim — odezwałam się i usiadłam na rogu kanapy, koło przyjaciółki.

Wszyscy, jak na wezwanie, spojrzeli się na mnie i zaniemówili. Po czasie jakichś trzech minut rzekłam:

— Na co się tak gapicie? Coś jest nie tak?

W końcu mój partner do śledztw odważył się powiedzieć na moje pytania.

— Ty go masz. Na szyi. TY GO UKRADŁAŚ?! — wykrzyknął.

— Jak?! Kiedy? Niby jak? O czym ty gadasz?! — momentalnie przyłożyłam ręce do mojej szyi.

Wyczułam jakby łańcuszek. Zdjęłam go ostrożnie. Słowa Huberta się potwierdziły - to był ten naszyjnik.

— Ty go miałaś cały czas?! — krzyknął wściekły szatyn.

— Ja? Ale ja nic nie wiem!

— Dobra, uspokójcie się. Daj mi ten naszyjnik. Idę zrobić badania DNA i może to nam coś powie. Skoro mamy skradzioną rzecz to może być szansa, że sprawca zostawił odciski palców.

— Dziękuję Ci bardzo, Karolina... — odpowiedziałam, podając jej naszyjnik.

— Dzięki. Zaraz się za to biorę.

— Super.

Po tej dziwnej sytuacji poszłam do swojego gabinetu i opadłam bezsilna na krzesło.

— O co chodzi? Jak ten naszyjnik znalazł się na mojej szyi? Ktoś musiał być tak cichy i jeszcze zrobić to tak delikatnie i szybko, że prawie tego nie poczułam... Faceci zazwyczaj kradną, ale oni nie mają takiego wyczucia... Kobieta? Też wątpię w to... Już sama nie wiem... — intensywnie rozmyślałam.

Było dość duszno w pomieszczeniu, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz, by przewietrzyć się. Próbowałam połączyć fakty i zrozumieć, czy aby to przypadkiem nie jest ten przystojny brunet, który na moje oko był hiszpanem. Cholernie przystojnym hiszpanem. A takich uwielbiałam.

Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie za budynek policji. Po chwili zostałam przyparta do ściany, a na moim policzku dotarł ciężki oddech mężczyzny. Dopiero teraz mogłam zobaczyć, kim jest ta osoba, która była posiadaczem tak pięknych czekoladowych oczu...

— Pewnie jesteś zdziwiona, ale tak. To ja ukradłem ten naszyjnik. Czemu to zrobiłem? Już od dobrego roku obserwuję cię, bo zawróciłaś mi w głowie. Ale jak ostatni tchórz nie mogłem się odważyć, by ci o tym powiedzieć. Myślałem, że taka policjantka jak ty pewnie uzna mnie za głupiego, ale nie znalazłem innego sposobu. Szaleję na twoim punkcie i chciałem, byś w końcu mnie zauważyła...

Nie dowierzałam, to co mówił. Nie miałam słów, co mu odpowiedzieć. Przynajmniej w tej chwili. Wydusiłam ledwo z siebie jedno pytanie.

— A jak się nazywasz?

— Jestem Alvaro. Alvaro, maleńka — spojrzał na mnie z tak wielkim pożądaniem i zarazem ogromną miłością, że z tych kotłujących się we mnie emocji przygryzłam dolną wargę.

To co uczyniłam, widać było, że znacznie go podnieciło, bo momentalnie wbił się w moje wargi. Całował mnie agresywnie, szybko, strasznie namiętnie i wielkim zaangażowaniem. Jego ręce objęły mnie w biodrach, przytwierdzając do ściany, bym nie spróbowała mu uciec. Moje dłonie oplotły go wokół szyi, przybliżając go jeszcze bardziej do siebie, a prawą nogę lekko ugięłam, by nie stracić równowagi.

Zdecydowałam się z nim lekko podroczyć, bo skusiłam się przygryzienie mu wargi. Zaraz po tym usłyszałam warknięcie z jego strony w moje usta. Po tym jedna dłoń powędrowała na moje udo, zmysłowo bawiąc się dziurami w moich jeansach i próbując schować się pod spód. Końcowo jednak podniósł moją mogę, nadal pieszcząc je swoim dotykiem. Ten facet rozpalał i podniecał mnie do cholernego szaleństwa. W tym momencie, gdyby nie fakt, że opieramy się o ścianę budynku komendy, gdzie dzięki Bogu wczoraj zepsuła się tu kamera, znaleźlibyśmy się w łóżku albo na kanapie, próbując siebie nawzajem.

Kiedy już skończył nam się oddech, oderwaliśmy się od siebie.

— Kocham cię — szepnął mi hiszpan uwodzicielsko do ucha.

— Sama siebie zadziwię, ale ja ciebie też kocham — odpowiedziałam mu w tym samym tonie — Trochę to zabawne, nieprawda? To co jest między nami? — zmierzyłam go całego wzrokiem.

— Po prostu jestem nie tylko złodziejem naszyjników — uśmiechnął się łobuzersko.

— Oh ty — i przeczochrałam mu włosy.

— Dla twojej ciekawej i policyjnej podświadomości powiem jedno. Wartość tego naszyjnika znałem o wiele wcześniej. I ukradłem go specjalnie, bo przy innym sprawa nie trafiłaby do, waszego wydziału. Ale on i tak nie dorównuje twojej wartości dla mnie — rzekł nagle, zakładającym kosmyk moich włosów za ucho.

— Romantyk z ciebie — zaśmiałam się, rumieniąc się na jego dotyk przy moim policzku — I czyta w myślach — dodałam, na co ten tylko krótko pocałował mnie w czoło.

Na pożegnanie jeszcze na chwilę przylgnęłam do jego miękkich ust, dodając, że kończę pracę o piętnastej. Weszłam do gabinetu pełna radości i ogromnym uśmiechem na twarzy.

— Ooo, od kiedy ty taka szczęśliwa? — spytał Hubert, spoglądając na mnie spod pliku dokumentów.

— Od niedawna... A właśnie. Pamięta Pan wczorajszy zakład o stówę? — wyciągnęłam rękę w jego stronę.

— O nie... Tylko nie to... — burknął pod nosem, żałując tego, że założył się ze mną o taką kwotę.

— Zakład to zakład... — uśmiechnęłam się pod nosem.

— No dobra... Masz — położył banknot na mojej dłoni.

— Dzięki — chuchnęłam na zielonawy papierek, by było na szczęście, po czym schowałam do tylnej kieszeni w spodniach.

━━━━━━━ ⦁ ༻★༺ ⦁ ━━━━━━━

Jak widzicie - w mediach jest zdjęcie Alvaro. Całkiem nie przypadkowo. Tak wygląda tajemniczy i przystojny złodziej naszyjnika 😂
Ten one shot pisałam jakoś dwa lata temu, ale uwierzcie - korekty było dużo za dużo. Ale dzięki tym wiem, że poczyniłam spore postępy! Mogę pisać romans mafijny i go potem wydać... 😏 Tak, zdradzam wam moje niecne plany 😅

Będzie mi bardzo miło, jak zostawicie gwiazdkę i komentarz ❤️

Zapomniałam dodać, że ten one shot jest dedykowany kochanej i wyjątkowej Przydupasek_Lokiego 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro