𝐇𝐨𝐧𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐫𝐮𝐭𝐡

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Dzień jak co dzień. Przeklinanie głośnego budzika, wypicie kawy, kłótnia z nim, szybkie wyjście do pracy, wielki zapieprz, powrót do domu, zignorowanie telefonu od mamy i nieudolna próba snu. Czułam się jak w jakiejś pieprzonej pętli. Ta rutyna od dawna mnie przytłaczała, jednak nie miałam siły, by cokolwiek zmienić. Nie miałam siły, by sobie pomóc. Spychałam to uczucie w głąb siebie.

Ten dzień miał się niczym nie różnić. Te same sytuacje powinny po raz kolejny pogarszać moje samopoczucie, jednak tak nie było. Muzyka budzika zaczęła dzwonić, ale ja już nawet jej nie przeklinałam. Nie do końca przytomnie wstałam, wstawiłam ekspres do kawy i usiadłam przy stole. Chwilę, której nawet nie zauważyłam, później, kawa była gotowa, a do kuchni wszedł Albin. Nawet na mnie nie patrząc, nalał sobie kawy i usiadł. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale chłopak postanowił ją przerwać.

- Do domu wrócę w nocy. – powiedział spokojnie.

- Czemu? – starałam się, by mój głos nie zdradzał rozczarowania.

- Umówiłem się ze znajomymi na bilard. – odparł wymijająco i już chciał odejść, gdy powiedziałam oskarżycielsko

- Czyli jak zwykle uciekasz.

- Co masz niby na myśli? – spytał ewidentnie zdenerwowany

- To, że za każdym razem, gdy coś ci nie pasuje, znikasz. Nic ciebie nie interesuje i potrafisz pić parę dni z rzędu, nie dając znaku życia!

- Odpieprz się ode mnie! Jestem młody i gdyby nie ty, nadal żyłbym jak normalny dwudziestolatek. – wypluł i spojrzał na mnie z pogardą. Nie powiem, zabolało, ale to uczucie również zignorowałam i wcisnęłam w głąb siebie.

- Czyli to moja wina?! Ja... – chciałam dokończyć, ale poczułam, że z zaciskającego się gardła nie wyjdzie nic więcej.

- Obudź się! Minął rok, a ty się zachowujesz jakby stało się coś wielkiego. Starałem się pomóc, ale ty nie chciałaś tego. Nawet nie znałaś płci, a dla nas lepiej, że nie musimy siedzieć w pieluchach! – krzyknął.

- Pomóc?! Nie ma cię całymi dniami w domu! – krzyknęłam i czułam, że do oczy cisną mi się łzy.

- Alex, weź się w garść. Starzy odcięli mnie od hajsu, przez twoją cholerną ciążę! Muszę mieć z czego żyć, a mam prawo do spotkań ze znajomymi!

- Tak, jasne! Prawo! Mam tego dosyć, rozumiesz?!

- Ja mam ciebie dosyć! Od tego jebanego poronienia się zmieniłaś. Od dawna żałuję, że cię spotkałem! – wrzasnął.

- To po co jeszcze razem mieszkamy! – krzyknęłam. Czułam jednak, że przekroczyliśmy coś, z czego nie ma już powrotu. To koniec.

- Bo myślałem, że cię kocham, ale jednak jesteś warta swojej matki!

Spojrzałam na niego zszokowana. Tego było za dużo. Miałam dosyć.

- A ty jesteś warty swojego sadystycznego ojca! – wiedziałam, że przegięłam, ale on nie był lepszy. Nawet nie patrząc na niego, wybiegłam z kuchni, szybko się ubrałam, spakowałam do torby sportowej pierwsze lepsze ubrania i wybiegłam z domu.

Nie wiedziałam co dalej. Nie miałam gdzie pójść, a w tamtym momencie czułam, że mój świat się wali. Wyciągnięcie na światło dzienne brudów swoich rodzin, było złym pomysłem. Niestety pomysł, na który wpadłam chwilę później, nie był lepszy. Zadzwoniłam po taksówkę i podałam ulicę blokowiska, na którym mieszka moja matka. W czasie tej drogi wzięłam wolne w pracy, tłumacząc się złym samopoczuciem.

Po chwili już stałam przed drzwiami domu, w którym się wychowywałam. Lekko się zawahałam jednak zapukałam. Po jakiejś minucie, drzwi otworzyła mi kobieta po trzydziestce.

- No proszę, córką od siedmiu boleści wróciła. – kobieta zaśmiała się ewidentnie lekko podpita.

- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak tu stać? – spytałam.

- Wiedziałam, że wrócisz. – zaśmiała się i wpuściła mnie do małego, zawalonego butelkami po tanim alkoholu, domu.

Zostawiłam torbę na korytarzu i usiadłam na starej sofie. Po chwili kobieta również to zrobiła i podała mi butelkę wina.

- I widzisz, nie jesteś wcale lepsza od swojej dziwkarskiej matki. – zaśmiała się.

- Co masz na myśli?

- Zaszłaś w ciążę w wieku osiemnastu lat, a teraz zostawiłaś tego synalka, bogatych zgredów. No ale ty miałaś szczęście, bo gówniaka nie ma, poroniłaś. Ja nie miałam takiego szczęścia, a na usunięcie nie miałam kasy. – zaśmiała się gorzko.

- Miło mi to słyszeć – warknęłam – Masz coś przeciwko temu, bym tu została parę dni?

- Naprawdę myślisz, że pozwolę Ci tu zostać? – zaśmiała się – Przypominam ci, że czynsz płacę z pracy dziwki, a jak sama powiedziałaś, brzydzisz się mnie.

Spojrzałam na nią zszokowana. Ciosem poniżej pasa, było przypominanie mi słów wypowiedzianych dwa lata temu, po alkoholu.

- Jesteś straszna – warknęłam, po czym wstałam, wzięłam torbę i wyszłam z mieszkania.

Stojąc na zewnątrz wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Mogłam się spodziewać, że tak się zachowa, jednak spróbowałam. Spróbowałam, a teraz żałowałam. Natomiast na tę chwilę pozostały mi dwie możliwości. Przełknąć swoją dumę i wrócić do domu, albo jakoś sobie poradzić. Zdecydowanie nie zamierzałam znów natknąć się na Albina, za dużo się wydarzyło, dlatego pozostało mi zaplanować dalsze działanie.

Poszłam do najbliższego hotelu, zapłaciłam z góry za trzy nocki i zamknęłam się w pokoju. Chwilowy brak jedzenia mi nie przeszkadzał. Ostatnio i tak prawie nic nie jadłam. Usiadłam na łóżku, wyciągnęłam z torby jakiś stary kalendarz i zaczęłam planować. Tylko co? Sama tego nie wiedziałam. Po prostu coś co siedziało w środku mnie, odezwało się. Jakbym podświadomie znała swoje dalsze działania. Jakbym wiedziała, że to już ten moment.

Tak właśnie zleciały mi dwa dni i dwie noce. Miałam wszystko dopracowane. Zapięte na ostatni guzik. Pierwszy raz od czterdziestu ośmiu godzin postanowiłam wyjść z pokoju. Kupiłam na dole kubek kawy i jabłko, po czym poszłam do sklepu i dokupiłam zwykły zeszyt oraz długopis. Następnie ponownie wróciłam i zaczęłam pisać. Myślałam, że będzie to proste, zajmie tylko chwilę. Myliłam się. Gdy kończył się mój pobyt w hotelu, pożegnałam się z mężczyzną z holu, który widząc mój, zapewne marny, wygląd, spytał czy dobrze się czuję i wsiadłam do taksówki stojącej przed hotelem. Po dwudziestu minutach byłam na lotnisku i czekałam na lot do San Francisco. Gdy tak siedziałam, zastanawiałam się czy na pewno wszystko zrobiłam. Czy niczego nie pominęłam. Nigdy jednak nie ma stu procentowej pewności co do tego. Westchnęłam i stanęłam w kolejce na okazanie biletu.

Gdy wchodziłam na pokład samolotu, stewardessa się miło uśmiechnęła. Jakby pocieszająco. Odpowiedziałam jej tym samym i usiadłam na miejscu przy oknie. Przez kolejne minuty, samolot się zapełniał ludźmi, a pracownicy zapoznawali wszystkich z zasadami panującymi na pokładzie. Później rozpęd samolotu, zatkane uszy przy ruszeniu i coraz wyższy lot. Zmęczona oparłam głowę o ścianę i włączyłam jakąś muzykę na słuchawkach. Musiałam wytrzymać prawie piętnaście godzin lotu.

Jak się okazało, nie było to takie trudne. Dosyć szybko zmógł mnie sen, które trwał zadziwiająco długo. Zanim się zorientowałam lądowaliśmy w San Francisco. Tam pokierowałam się prosto na pocztę i wysłałam dwa listy. Tak pozostał mi tylko jeden szczegół z mojej listy. Jeden mały, ale jednak jeden z ważniejszych. Udałam się na most Golden Gate i włączyłam telefon, który do tej pory był wyłączony. Tym co mnie nie zdziwiło była cisza ze strony matki i innych. Albin natomiast wysłał mi jedną, krótką wiadomość.

„Jestem rozpuszczonym gnojkiem, wybacz."

Poczułam... A raczej starałam się poczuć cokolwiek. Chciałam czuć chociaż jebany smutek, bądź żal do siebie, że to robię. W środku mnie była jednak jedynie pustka.

W tym momencie otaczający mnie mrok, był moim sprzymierzeńcem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na barierkę mostu. Chwyciłam się słupa, by złapać równowagę i przymknęłam oczy. Całkowicie spokojna opuściłam ręce i pochyliłam się do przodu. Następne sekundy były jak zbawienie. Wiatr rozwiewający włosy, lodowata woda obejmująca moje ciało i ciemność.


꧁꧂


Od tamtego momentu dwa listy rozpoczęły swoją drogę do adresatów. Pierwszym, który dotarł, był ten pod tytułem „Szczerość". Dotarł on do matki Alex. Nie był jednak podpisany przez nadawcę, więc kobieta do końca treści listu nie była pewna czy nie jest on zwykłym żartem. Po przeczytaniu treści po jej polikach spływały łzy, a ona sama poczuła się najzwyczajniej źle.


„Mamo...

Piszę to po raz setny, bo tak naprawdę nie potrafię wyrazić tego wszystkiego co czuję. Popełniłam w życiu wiele błędów, wiem to. Nie byłam dobrą córką jednak miałaś w tym swój udział. Nigdy mi nie chodziło o Twoją pracę. Czułam się po prostu nieważna. Sprowadzałaś swoich klientów do domu, cały czas piłaś, oskarżałaś mnie o problemy w swoim życiu. O to, że mój ojciec cię zostawił. Było mi ciężko. W szkole naśmiewali się ze mnie, przez Ciebie. Myśleli, że mogą mnie szmacić na każdym kroku, że mogą dawać mi dwuznaczne propozycje i ja się na nie zgodzę. No a ty? Ty nie reagowałaś. Potrzebowałam Twojej pomocy. Próbowałam z Tobą rozmawiać, ale ty mnie ignorowałaś. Zawsze ważniejszy był dla Ciebie alkohol. Co takiego Ci zrobiłam? Nie prosiłam się na ten cholerny świat! Ty jednak nigdy nie mówiłaś prawdy... Ja to wiem. Próbowałaś mnie nienawidzić, chciałaś mnie obarczać za swoją porażkę, jednak w głębi duszy tak nie myślałaś. Gdyby tak było, pozbyłabyś się mnie przy pierwszej możliwej okazji, a tego nie zrobiłaś. Mimo całego tego gówna karmiłaś mnie, dawałaś ubrania... Wiesz, że przez długi czas mnie to zastanawiało? To jednak nie dawało mi chociażby namiastki matczynej miłości. Z czasem również zdałam sobie sprawę z tego, że Ty się nie zmienisz. Tak samo jak nie zmieni się Twoje podejście do mnie. Uświadomiłam to sobie właśnie wtedy, kiedy wróciłam z imprezy. Właśnie wtedy, kiedy powiedziałam, że się Ciebie brzydzę. Prawda była taka, że na tamten moment to ja brzydziłam się siebie... Wiesz, jak mnie zabolało, że zignorowałaś to, iż miałam łzy w oczach? Nie miałam jednak siły zwracać Ci uwagi... Wszystko byłoby dobrze, gdybyś ty nie zrobiła mi wtedy afery. Choć nie. Nic, by nie było dobrze. Czułam się źle, a ty mnie jeszcze bardziej dobiłaś. Gdyby nie Albin, na tej imprezie zostałabym zgwałcona. Wiesz jakie to uczucie? Tamten chłopak prawie odebrał mi człowieczeństwo, a ty mnie zignorowałaś. Znowu przegrałam z alkoholem i tak było zawsze.

To nie zmienia jednak faktu, że nigdy nie potrafiłam Cię nienawidzić. Wiesz, jak mnie to zabijało od środka?! Coś mnie zawsze do Ciebie ciągnęło. Zawsze próbowałam zwrócić na siebie Twoją uwagę i za każdym razem, bolało coraz mniej. Przyczyniłaś się do tego, że stałam się pustą skorupą. A jednak dalej, gdy miałam jakiś problem, moją pierwszą myślą było to, czy wreszcie mi pomożesz. Czy zwrócisz na mnie uwagę. Teraz, gdy to piszę, już wiem, że nie pokonam tego. Nie mam już siły, by się od Ciebie odciąć. Jedyną rzecz jaką mogę dla Ciebie zrobić, to zniknąć.

Żegnaj,

Twoja córka, Alex."


Drugi list, jak pewnie się spodziewacie, dotarł do Albina. List, był pod tytułem „Prawda".


Drogi Albinie,

Zawdzięczam Ci tyle rzeczy... Ale czy to wystarczyło? Przez ostatni rok tyle się zmieniło. Kiedyś na każdym kroku pokazywałeś mi, jak bardzo mnie kochasz, a teraz? Teraz, to każdego dnia się kłócimy. Ja naprawdę nie wiem co się z nami stało. Ty pewnie uważasz, że to moja wina, że zwariowałam po tym całym poronieniu. Może i racja, ale ja tak naprawdę tego wszystkiego sama nie rozumiem. Po prostu czułam się, jakby coś zniknęło. Jakby jakąś cząstka mnie zniknęła. Mówiłeś, że chciałeś mi pomóc... Może i tak, ale ja tego nie rozumiałam. Wygodniej mi było samej pierw zrozumieć. Bałam się, że uznasz mnie za wariatkę. No ale ostatecznie tak się skończyło, więc wszelkie starania, były zbędne. Wiesz, gdy dowiedziałam się o ciąży, byłam przerażona. Ty też, mimo, że dobrze to maskowałeś. Chciałabym jednak wiedzieć co poszło nie tak, że zacząłeś mnie o wszystko obwiniać. W końcu byłeś drugą osobą, która powodowała, że czułam się nieważna... Może i nie jesteś swoim ojcem, ale sprawiłeś mi dużo bólu. Co ja Ci takiego zrobiłam? Byłeś jedyną osobą trzymającą mnie jako tako przy normalności, a jak zacząłeś się zmieniać, a powoli traciłam grunt pod nogami.

Przed tą całą ciążą zauważałeś, że jest coś nie tak. No a teraz? Ciemność pochłaniała mnie z każdym dniem coraz bardziej. W nocy nie spałam, a moją głowę zaprzątały straszne myśli, a Ty tylko powodowałeś, że wpadałam w jeszcze większy dołek. Tak głęboki, że z czasem ja już nawet nie próbowałam z niego wyjść, bo nie miałam dla kogo.

Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo chciałabym Ci wytłumaczyć dlaczego to wszystko tak się potoczyło, jednak nie potrafię. Może to naprawdę moja wina? A może po prostu ta relacja od początku była skazana na porażkę? Ostatecznie chcę Ci jednak powiedzieć, że odziwo nigdy nie przestałam Cię kochać. Czułam się pusta, ale jakaś część mnie nadal czuła ciepło, gdy Cię dostrzegaał. Jakaś część mnie nie potrafiła odejść, bo nadal jej na Tobie zależało.

Ja jednak wiem, że na ten moment nie ma już możliwości powrotu, do tego co było wcześniej. To koniec i jest mi z tym źle. Mam jednak nadzieję, że znajdziesz kogoś, kogo Twoi rodzice polubią, kogoś wartego Ciebie, kogoś kto nie zmarnuje Ci życia.

Zawsze będę Cię kochać i wybacz mi to...

Twoja Alex."


Przerażenie na twarzy chłopaka, było wielkie. Już w połowie tekstu próbował dzwonić do dziewczyny, ale telefon był wyłączony. Długo nie myśląc wziął list, kluczyki do auta i wybiegł z domu. Chwilę później dobijał się do drzwi mieszkania jej matki. Otworzyła mu zapłakana kobieta. Spojrzała smutno na niego i podała mu list. Albin szybko go przeczytał i nie zastanawiając się wybiegł z budynku, wsiadł do auta i pojechał na komisariat.

Po dwóch tygodniach odnaleziono ciało młodej dziewczyny. Dla władz miasta nie było to nic nowego. W końcu w ciągu roku popełniają tam samobójstwa dziesiątki osób.

Jak się okazało, dziewczyną była dziewiętnastoletnia Alex Moore. Wiadomość o jej śmierci w niedługim czasie doszła do Albina i jej mamy. Oboje przyjechali do San Francisco i udali się na komendę policji. Tam usłyszeli jedynie, że nastolatka skoczyła z mostu Golden Gate i, że zostawiła kartkę przyczepioną do barierki. Policjant spojrzał na nich ze smutkiem w oczach i podał kawałek papieru.


❞𝐇𝐨𝐧𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐫𝐮𝐭𝐡❞

1. Przemyśl wszystko.

2. Zabij w sobie ostatnie emocje.

3. Pokaż im co czułaś przez ostatnie lata.

4. Kup bilet.

5. Wyleć z kraju.

6. Wyślij listy pożegnalne.

7. Pojedź na most.

8. Stan na barierce i weź głęboki oddech.

9. Do cholery pomóż sobie wreszcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro