━━━━━━ 𝐱𝐢𝐢.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔱𝔴𝔢𝔩𝔳𝔢)

(𝔦𝔠𝔢 𝔭𝔦𝔠𝔨)


          — 𝐒𝐓𝐈𝐋𝐄𝐒! — zapiszczałam, gdy byłam ciągnięta przez niego przez stołówkę. — Stiles, ktoś nas zobaczy. Stiles!

          Chłopak kompletnie mnie zignorował i posadził na miejscu przed czarnoskórym chłopakiem - nazywali go bodajże Boyd, a sam usiadł obok mnie.

          Nigdy nie miałam okazji porozmawiać z Boydem, był bardzo cichy i praktycznie z nikim się nie zadawał. Parę razy widziałam go rozmawiającego z Isaaciem lub Ericą, ale nigdy z nikim innym. Było mi go szkoda, zawsze siedział sam, na stołówce, w klasach, nigdy nie miał nikogo przy sobie.

          — Boyd. Masz klucze? — zapytał, opierając się bokiem o stolik, próbując udawać "cool".

          Boyd od razu wyciągnął rękę z jakimiś kluczami i Stiles z uśmiechem wziął je do ręki, jednak gdy chciał je zabrać, Boyd z kamienną twarzą przytrzymał je, przez co Stiles nie miał możliwości jak ich zabrać.

          — To nie przysługa, to transakcja — powiedział, "walcząc" o klucze ze Stilesem, który dalej je ciągnął.

          — Jasne! — powiedział i puścił klucze. — Oczywiście — mruknął i wyciągnął 20 dolarów z kieszeni, kładąc je na stolik przed Boydem.

          — Powiedziałem 50 — mruknął Boyd, dalej z kamienną twarzą.

          — Uh... Tak? Ja pamiętam 20 — zająkał się Stiles, a ja przewróciłam oczami, bardzo dobrze wiedząc, że nie chce po prostu reszty pieniędzy dać. — Dziwne. Mam bardzo dobrą pamięć. I pamiętam 20 — Boyd wywrócił oczami. — Pamiętam to charakterystyczne "dwia-", "dwia-dzieś-ci"...

          — Powiedziałem 50 — przerwał mu zirytowany Boyd. — Charakterystyczne "pięść". Słyszysz różnicę? Mogę zaprezentować ci jej użycie.

          — Oh, nie, nie, nie, chyba sobie przypomniałem — spanikował lekko. — Może pomyliłem to z "szczer-dzieści" — powiedział i wyciągnął kolejne 20 dolarów z kieszeni.

          Boyd, niewzruszony, wziął do buzi nachosa, patrząc na Stilesa z kamienną twarzą.

          — Stary, widziałeś ten złom, jakim jeżdżę? — westchnął Stiles.

          — A ty widziałeś ten zdemolowany autobus, którym jeżdżę? — odbił piłeczkę Boyd.

          Zirytowana, warknęłam cicho i otworzyłam swoją torebkę, by wyciągnąć z portfela brakujące 10 dolarów i położyłam je przed Boydem, wiedząc, że obydwoje z chłopaków będą mogli się tak przekomarzać cały dzień. Boyd uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam i podał mi delikatnie klucze.

          — Miłej zabawy — powiedział z uśmiechem, a ja wstałam od stolika i pomachałam mu, łapiąc Stilesa za ramię i ciągnąć go do stolika, w którym siedział Scott.

          — Miałem to pod kontrolą — burknął Stiles, gdy usiadł przed Scottem, a ja usiadłam obok nich, gotowa, by szybko uciekać przed Gerardem, który - niestety - zajął posadę dyrektora.

          — Mhm — powiedziałam i podałam mu klucze. — Dlaczego nie powiedziałeś mi, że mamy podwójną randkę ze Scottem i Allison?

          — Czekaj! Skąd-skąd wiedziałaś? — zapytał spanikowany.

          — Allison powiedziała mi w szatni. Stiles, wiesz, że nie umiem jeździć! Opowiadałam ci o tym, jak cztery lata temu złamałam rękę, gdy jeździłam! — burknęłam.

          — I od tamtego czasu nie byłaś ani razu na lodowisku! Skąd wiesz, może teraz jesteś lepsza? — zatrzymał się. — Poza tym... Chciałem, żeby nasza pierwsza randka była urocza i romantyczna, więc poszukałem trochę w internecie i napisali tam, że lodowisko jest totalnie urocze i totalnie romantyczne.

          — Nawet mnie jeszcze nie zapytałeś, czy chciałabym pójść — uniosłam brwi, zauważając prosty fakt.

          — To wszystko idzie kompletnie nie tak, jak myślałem, że pójdzie — jęknął, a jego dłonie powędrowały do jego twarzy.

          Moje serce zabolało mnie na myśl, że przeze mnie Stiles czuje się źle, więc szybko złapałam go za ręce i odkryłam jego twarz, patrząc się na niego uważnie z lekkim uśmiechem.

          — Sti, pójdę — na jego twarz od razu wpłynął uśmiech. — Ale... Jeśli coś mi się stanie, ty płacisz za moje leczenie.

          Stiles uśmiechnął się głupio i pochylił, by złożyć szybkiego całusa na moim czole.

          — Zrobione! — z uśmiechem oparł się o krzesło. — Pojedziesz z Allison, patrząc na to, że nie jestem zbytnio mile widziany w twoim domu — powiedział do mnie i skierował swój wzrok na Scotta. — A ciebie odbiorę po pracy i pojedziemy na lodowisko, jasne? — zapytał, lecz Scott skierował swój wzrok na wejście do stołówki, a na jego twarz wpłynęło zaskoczenie.

          Zmarszczyłam brwi i skierowała swój wzrok tam, gdzie się patrzył i jestem pewna, że wyglądałam dokładnie tak samo, jak Scott, gdy zobaczyłam wchodzącą przez drzwi Ericę. Ale nie Ericę, która miała wczoraj atak epilepsji. Ericę która wyglądała kompletnie jak inna osoba.

          Na nogach miała przynajmniej piętnastocentymetrowe szpilki, jej krótka czarna, obcisła spódniczka sięgała nawet nie do połowy uda. Jej biała koszulka z dużym dekoltem idealnie komponowała się z czarną skórzaną kurtką. Włosy Erici nie były już roztrzepane, były pięknie polokowane, a na jej twarzy widniał mocny makijaż.

          Z otwartą buzią oglądałam jak dziewczyna podchodzi do jednego ze stolików i bierze od jakiegoś chłopaka jabłko, gryząc je. Uśmiechnęła się niewinnie i przetarła lekko palcem pod jej ustami, wycierając rozmazaną czerwoną szminkę

          — Co to, do cholery, jest? — Lydia oparła się rękoma z impetem o stolik, w którym siedzieliśmy, również przyglądając się nowej Erice.

          — Erica pieprzona Meyers — powiedziałam i szybko wstałam od stolika, biegnąć za Ericą, która właśnie wychodziła ze stołówki.

          Gdy tylko wybiegłam z pomieszczenia, poczułam jak dwójka moich przyjaciół biegnie za mną prosto do wyjścia ze szkoły. Z impetem otworzyłam drzwi, w idealnym momencie, w którym Erica z uśmiechem wsiadła do samochodu Dereka, w którym on sam siedział i, gdy nas zobaczył, uśmiechnął się do nas, odjeżdżając z piskiem opon.

          Co się właśnie, do cholery, stało?









          — Okej, to nie jest zabawne! Przeszłam traumę! — oburzyłam się, wyrzucając ręce w górę.

          — Naprawdę przeżyłaś traumę tylko dlatego, że Fred i Snape umarli? — zapytała Lydia ze śmiechem.

          — Ona nie przeżyła traumy, ona była traumą — zachichotała Allison. — Zamknęła się w pokoju i przez dwa dni z niego nie wychodziła.

          — Po pierwsze: nie wydawaj mnie! — pacnęłam lekko Allison w ramię. - Po drugie: Snape zasługiwał na lepsze życie mimo, że był na samym początku okropny, a Fred i George nie powinni zostać rozdzieleni!

          Lydia i Allison spojrzały po sobie i zaśmiały się, kiedy ja z impetem opadłam na łóżko Allison, oburzona przez ich brak taktu i empatii.

          W tym samym momencie ktoś zapukał w framugę, więc obróciłam w jej stronę głowę, by zobaczyć, że to mój tata, opierający się o nią.

          — Wychodzicie? — zapytał się, patrząc na nas uważnie.

          — Uczymy się — odpowiedziałam z uśmiechem.

          Nasz tata spojrzał na mnie i na Allison znacząco, a ja z westchnięciem wstałam z łóżka i podeszłam do niego, zaraz obok mnie Allison.

          — Tylko się uczymy, tato — szepnęła Allison, gdy nasz tata przełożył swoje ramiona przez nas.

          — Rozumiem — przytaknął. — Nie chcemy tylko, abyście zapomniały o tym, co się stało.

          — Mamy przestać się z nią przyjaźnić? — warknęłam, zirytowana ich ciągłym rozkazywaniem nam.

          — Wręcz przeciwnie — pokręcił głową. — Wiem, jak to zabrzmi, ale musicie mieć na nią oko.

          — Mamy ją szpiegować? — zapytała Allison, widocznie zirytowana.

          — Dlaczego nie szpiegujecie mnie? — warknęłam. — Też, tamtej nocy, Peter mnie ugryzł, a nie szpiegujecie mnie tak samo, jak Lydii.

          — Nie szpiegujemy cię, bo żyjesz pod tym samym dachem, co my i Gerard nie może dowiedzieć się, że też tam byłaś — westchnął, patrząc na mnie. — Macie ją pilnować, by nic jej się nie stało.

          W tym samym momencie, nasza trójka obróciła się w stronę Lydii, która siedziała w fotelu i robiła dziubki do telefonu i z uśmiechem przeglądała zrobione sobie zdjęcia. Uśmiechnęłam się i obróciłam z lekkim podskokiem do mojego taty.

          — Według mnie nic jej się nie stało — uśmiechnęłam się do niego ostatni raz i pocałowałam lekko w policzek, by zaraz od razu podbiec do Lydii, która z takim samym uśmiechem zrobiła mi miejsce obok siebie i, gdy tylko obok niej usiadłam, zaczęła robić nam zdjęcia.










          Siedziałam obok Stilesa na ławkach, wiążąc sznurówki w starych łyżwach, które wyciągnęłam z najciemniejszych zakątków szafy. Lydia siedziała obok mnie, zwinnie wiążąc swoje łyżwy ze swoją wrodzoną gracją. Przez moje ciało przeszedł ogromny dreszcz, przez co potrząsnął on moim ciałem. Praktycznie mogłam czuć złamaną kość, która postanowiła przez mój strach poboleć sobie akurat przed wejściem na lodowisko.

          Stiles podniósł na mnie wzrok i uniósł jedną brew.

          — Trzęsiesz się — zauważył, a ja usiadłam sztywno.

          — Tak, nie wiem, czy jest to przez niepokój, czy przez zimno, które nawet w lato jest tu przerażające — burknęłam, stawiając nogę na podłożu, gdy skończyłam wiązać łyżwę.

          Na twarz Stilesa wpłynęła dziwna emocja, tak jakby miał jakiś pomysł. Sekundę później wyciągnął z plecaka pomarańczową bluzę, praktycznie wpychając mi ją na twarz. Odsunęłam się lekko, by zobaczyć lepiej bluzę, by za chwilę wziąć ją z uśmiechem do ręki.

          — Iv — usłyszałam głos Lydii i obróciłam się w jej stronę. — Masz na sobie niebieski. Niebieski i pomarańczowy ze sobą nie pasują.

          — Ale to kolory Metsów! — oburzył się Stiles, patrząc na nią z niedowierzaniem.

          Stiles kochał tą drużynę całym swoim sercem. Za każdym razem, gdy przychodziłam do niego albo on do mnie - gdy jeszcze mógł - oglądaliśmy albo Gwiezdne Wojny, albo mecze Metsów. Nie, żebym narzekała oczywiście.

          Spojrzałam jeszcze raz na bluzę i zwinnym ruchem nałożyłam ją na siebie, uśmiechając się szeroko.

          — Widzisz? Bluza zakryła niebieską koszulkę, teraz jest tylko pomarańczowy i czarny — uśmiechnęłam się, patrząc na Lydię.

          — Wciąż nie tak lepiej — westchnęła dramatycznie.










          — Stiles! — pisnęłam, gdy postawiłam drugą nogę na lodzie i od razu straciłam równowagę.

          Stiles szybko złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, nie pozwalając mi upaść. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam się na Stilesa, który trzymał mnie mocno, dopóki nie złapałam równowagi. Gdy chciał mnie puścić, szybko złapałam się za jego przedramiona, co spowodowało jego śmiech.

          Spojrzałam w stronę Lydii, która zwinnie jeździła po lodzie, kręcąc się wokół własnej osi. Westchnęłam ciężko i ponownie zwróciłam swój wzrok ku Stilesowi, który przyglądał się mi uważnie.

          — Umrę — jęknęłam. — Umrę. Umrę. Umrę. Um...

          — Nie umrzesz, okej? — przerwał mi, łapiąc mnie za dłonie. — Trzymam cię, nic ci się nie stanie — powiedział delikatnie i zaczął jechać powoli tyłem.

          Kolejny raz westchnęłam, lecz przytaknęłam lekko i zaczęłam powoli jechać wraz z nim. Kątem oka zauważyłam jak Scott upada na tyłek i nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem wiedząc, że za chwilę będę wyglądała dokładnie tak samo.

          Stiles prowadził mnie powoli i delikatnie na około lodowiska, nie puszczając mnie ani razu. W pewnym momencie puścił moją dłoń, przez co trzymał teraz mnie tylko za jedną. Mocno trzymałam się reki Stilesa, nie puszczając jej ani chwili, bojąc się, że za chwilę wyląduję na zimnym podłożu. Uważnie patrzyłam pod nogi i ze skupienia zacisnęłam usta tak mocno, że gdy je puściłam, były lekko napuchnięte.

          — Puszczę cię teraz i spróbujesz jechać sama, okej? — powiedział, a ja przytaknęłam lekko głową. — Cały czas jestem obok, więc się nie bój.

          Stiles powoli puścił moją rękę, a ja od razu zaczęłam tracic równowagę, lecz szybko się pozbierałam, uśmiechając się głupio do Stilesa, gdy bez niczyjej pomocy stałam równo na lodzie. Powoli zaczęłam się ruszać do przodu, Stiles przede mną z cały czas wyciągniętymi rękoma, gdybym jednak miała upaść.

          — Daję sobie radę, Sti! — powiedziałam szczęśliwa. — Jadę sama! Daję sobie ra...

          Zanim mogłam dokończyć zdanie, ciężka postura wjechała we mnie i pociągnęła mnie w dół tak, że leżałam pod ciężkim ciałem. Obydwoje jęknęliśmy z bólu i od razu rozpoznałam, że jest to Scott. Zauważyłam jak Stiles klęka koło nas i ściąga Scotta ze mnie, gdy Allison szybko podjechała do niego, pomagając mu wstać.

          — Przepraszam, przepraszam, przepraszam — Scott zaczął powtarzać, gdy pomagał mi wstać wraz ze Stilesem.

          — Chyba złamałam palec, ty ośle! — jęknęłam, gdy poczułam niesamowity ból w małym palcu.

          — Dlaczego tak my... — oczy Stilesa rozszerzyły się, gdy zobaczył napuchnięty i różowy palec. — O, Boże. Tak. Zdecydowanie złamany palec.

          Rzuciłam mu spojrzenie, gdy poczułam jak do moich oczu zaczynają napływać gorące łzy bólu. Stiles szybko wziął mnie pod ramiona i zaczął prowadzić nas w stronę ławek, gdzie usiadłam. Stiles podszedł do mnie z apteczką, którą ściągnął ze ściany i uklęknął przy mnie, delikatnie łapiąc moją dłoń.

          — Przepraszam za najgorszą pierwszą randkę świata — mruknął Stiles, gdy otworzył zębami folię z bandażem i delikatnie zaczął owijać go wokół mojej dłoni.

          — To nie była najgorsza pierwsza randka — zaprzeczyłam szybko, patrząc na niego. Gdy na mnie nie spojrzał, wzięłam jego twarz w wolną dłoń i uniosłam ją tak, aby na mnie spojrzał.

          — Zabrałem cię gdzieś, gdzie nie chciałaś iść i przy okazji złamałaś palec. To brzmi jak najgorsza pierwsza randka — westchnął, patrząc na mnie smutnymi oczami.

          — To będzie najbardziej urocza historia do opowiadania, Stiles — uśmiechnęłam się. — Pomyśl o tym, jeśli nasz związek przetrwa lata i ludzie będą pytali o naszą pierwszą randkę, możemy opowiedzieć im tą historię. Że złamałam palec na naszej pierwszej randce i wtedy ty pomogłeś mi. Jest zabawna, jak w tych wszystkich romantycznych filmach, które kocham.

          — Zgaduję, że będzie to urocza historia do opowiadania — spojrzał na mnie czule.

          — Definitywnie będzie — uśmiechnęłam się szeroko.

          Stiles przybliżył się do mnie i, gdy nasze usta miały się spotkać, przeszywający krzyk rozniósł się po lodowisku. Złapałam się za głowę, gdy poczułam niesamowity ból i zamknęłam mocno oczy. Ręka Stilesa, która pociągnęła mnie w stronę lodowiska, zmusiła mnie do ogarnięcia się i szybko wraz ze Stilesem podjechaliśmy do Lydii, która klęczała na środku lodowiska i patrzyła się wprost na lód.

          Szybko obok niej klęknęłam i złapałam ją w swoje ramiona, przewracając się na tyłek, o co najmniej się teraz martwiłam, patrząc na to, że próbowałam uspokoić moją przyjaciółkę. Obok mnie klęknął Stiles, a zaraz obok nas pojawił się Scott i Allison, która od razu wzięła ją również w ramiona.

          — Ivette — usłyszałam głos Scotta i obróciłam głowę, by spotkać jego zdezorientowany wzrok. — Krew leci ci z uszu.

          Zmarszczyłam brwi i przyłożyłam rękę do ucha, by zobaczyć na niej krew, gdy tylko ją od niego odsunęłam.

          — Uh, zajmijcie się nią, pójdę po apteczkę — powiedziałam zdezorientowana i oddałam w pełni Lydię Allison, wstając z zimnego podłoża.

          Uważnie jechałam przez lód, by za chwilę otworzyć drzwi.

          Czekaj, drzwi?

          Zdezorientowana rozglądnęłam się po pomieszczeniu, do którego nie miałam zamiaru iść. Gdy chciałam wyjść i złapałam za klamkę drzwi, te nie chciały się otworzyć. Spanikowana, szarpałam je, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, gdy nagle w jego rogu zobaczyłam oczy świecące na niebiesko.

          Obróciłam się tyłem do drzwi, przylegając do nich całym ciałem, dalej próbując je otworzyć, gdy postać zaczęła się do mnie zbliżać. W pewnym momencie, poddałam się i przeszłam blisko ściany jak najdalej postaci, lecz nie udało się mi to, gdy nagle z ciemności wyskoczył Peter Hale z kłami na wierzchu. Z mojego gardła wydobył się niesamowicie przeszywający moje ciało krzyk.

          Gdy drzwi od pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a przez nie wbiegli moi przyjaciele z dalej roztrzęsioną Lydią, upadłam na kolana, nie przestając krzyczeć, dopóki ciepłe ramiona nie przyciągnęły mnie do siebie i nie uspokoiły mnie.

          Spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą był Peter, aby zobaczyć, że w tym miejscu nie zostało nic więcej niż znany mi fioletowy kwiatek.

          Tojad.









Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!

Do napisania!

━━━━━━ argentivette
Oliwka.

realized: 07.06.20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro