|02 - Niezasłużona wdzięczność|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng





— Słuchasz mnie?

Itadori przystanął, odwracając się w stronę [_]. Zmrużył oczy, przekrzywiając głowę w bok, kiedy zauważył, że jego przyjaciółka nie zareagowała na jego pytanie. Wlekła się za nim wpatrzona w ziemię, żyjąc we własnych myślach, ignorując wszystko dookoła. Odkąd zjawiła się w szkole, wyglądała na bardziej przybitą i zmęczoną niż zazwyczaj. Yūji zauważył to od razu. Starał się ją rozweselić i choć odrobinę poprawić humor, ale każda jego próba kończyła się porażką i krótkim uśmiechem [_], który gasł szybciej, niż się pojawiał. Martwił się, ale nie chciał naciskać, aby mu się zwierzyła z dręczących ją problemów. Wiedział, że tego nie lubiła i raczej maskowała to pod fasadą sztucznego uśmiechu i nerwowych ruchach, które jako jedyny wychwytywał. Dzisiaj jednak było inaczej. Nie ukrywała beznadziejnego samopoczucia, zmęczenia i wszystkich innych negatywnych uczuć.

[_] wzdrygnęła się, podnosząc głowę do góry, czując, jak przyjaciel chwyta ją za ramiona i lekko potrząsa. Przybliżył twarz bliżej jej, przez co odruchowo się odchyliła, wykrzywiając plecy w lekki łuk. Przełknęła ślinę, nie potrafiąc zrozumieć co się właśnie działo.

— Y... Yūji? — zająknęła się, rumieniąc nieznacznie na twarzy.

— Wszystko z tobą okej? — zapytał, a zmartwienie w jego oczach sprawiło, że lekko zadrżała.

Licealistka wpatrywała się przez chwilę w twarz Itadoriego, ostatecznie spuszczając głowę. Zacisnęła dłonie w pięść i westchnęła.

Nie wiedziała jak ma mu powiedzieć o rzeczach, które gryzły ją od samego rana. W końcu w pewnym sensie chodziło o niego, gdyby nie to, nawet cieszyłaby się z informacji przekazanej przez przybranych rodziców.

Zaadaptowali ją kilkanaście lat temu, otaczając ciepłem i miłością, tworząc wraz z nią rodzinę, którą zawsze pragnęła posiadać. Do czasu. Wszystko zmieniło się, w chwili, kiedy jej matka zaszła w ciąże i na świat przyszło ich biologiczne dziecko. Wtedy ona sama zeszła na dalszy plan, ostatecznie przeszkadzając, zawodząc i stając się kimś niepotrzebnym. Zapomnianym. Cała początkowa miłość zniknęła, a zamiast niej otrzymywała pogardę, strach w oczach i nienawiść.

Może gdyby w dzieciństwie nie mówiła o klątwach, które widziała i nie straszyłaby nimi młodszej siostry, otrzymałaby więcej miłości? Może gdyby częściej się uśmiechała, zostałaby zaakceptowana? Może gdyby tyle nie narzekała...?

— [_]?

Słysząc swoje imię, wróciła do rzeczywistości, przestając pogrążać się w coraz bardziej mrocznych myślach.

— Mogę zapalić? — zapytała, zagryzając dolną wargę. Miała nadzieję, że przynajmniej to doda jej odwagi do podzielenia się z Itadorim swoimi uczuciami, którymi swoją drogą nigdy specjalnie się nie dzieliła. Podniosła na niego niepewnie wzrok, obawiając się jego reakcji. — Wiem, że obiecałam, ale...

— Jeśli ci to pomoże. — Uśmiechnął się, drapiąc po karku. Nie chciał jej dołować bardziej i wypominać złożoną muu obietnicę. W tamtej chwili liczyło się dla niego jedynie jej samopoczucie.

Nastolatka odetchnęła z ulgą, wyciągając papierosa z małego pudełeczka. Zapaliła, wkładając go między wargi i od razu wciągnęła do płuc toksyczne powietrze. Idąc przez park, zatrzymali się przy jednej z ławek, rozsiadając się na niej, kiedy stwierdzili, że nie ma na niej nic, czym mogliby się pobrudzić. Zapanowała między nimi cisza, do momentu, w którym [_] nie wyrzuciła wypałki do kosza stojącego obok. Odetchnęła, stukając nerwowo palcami o kolano.

— Chodzi o to, że... — Zamilkła w połowie, czując, jak w gardle formuje jej się wielka gula, blokując wszystkie słowa, które chciała wypowiedzieć. — Jestem niewdzięczna, prawda? — zaśmiała się z bezradności i odgarnęła wpadające w oczy kosmyki.

Yūji zmrużył oczy, nie rozumiejąc. Czekał cierpliwie na wyjaśnienia.

— Wiesz, że jestem adoptowana, nie? — Spojrzała na chłopaka, który jedynie przytaknął. Kontynuowała. — Powinnam być wdzięczna rodzicom, że w ogóle przygarnęli kogoś takiego jak ja. Dali dach nad głową, jedzenie, dali w pewien sposób nowe, lepsze życie... ale nie czuje względem nich żadnej wdzięczności. W ich towarzystwie odnoszę wrażenie, jakby powoli i boleśnie odbierali mi życie. Z pewnych powodów darzymy siebie wzajemnym strachem. Nie wierzą mi kiedy mówię o... — zacięła się, nie chcąc poruszać tematu klątw. — Kiedy mówię im prawdę — poprawiła się. — Czasami wolałabym, aby nigdy mnie nie przygarnęli. Chciałabym od nich odejść i nigdy więcej nie zobaczyć.

Nastolatek wpatrywał się przez chwilę w zdołowane oblicze przyjaciółki, aby za chwilę przenieść je na goniące się po parku dzieci. Zastanawiał się nad tym co mógłby powiedzieć. Nie chciał palnąć nic nieodpowiedniego i nietaktownego.

— Myślę, że... Skoro nie czujesz w stosunku do nich wdzięczności, to po prostu na nią nie zasłużyli. A z tego co powiedziałaś – nie zasłużyli. — Położył jej dłoń na ramieniu, dodając otuchy. — Wybacz, [_] jestem kiepski w pocieszaniu — zaśmiał się niezręcznie, czując, jak jego żołądek się kurczy.

Od dawna domyślał się, że [_] nie była szczęśliwa w swoim domu. Choć nigdy nie powiedziała mu tego wprost, unikając tematu jak ognia, nie miał problemu w połączeniu pewnych faktów. Bardzo wczesne pojawianie się w szkole, późne wracanie do domu, czasami nawet późno w nocy. Częste palenie niezdrowej ilości papierosów. W jej nałogu nie chodziło o bunt czy zwrócenie na siebie uwagi. Chciała po prostu uciec od problemów i stresu, który fundowała jej rodzina. To wszystko uświadamiało go, że jego przyjaciółka nie miała w domu łatwego życia.

— W porządku — odparła, posyłając w jego stronę nikły uśmiech. Otwarła ponownie usta, chcąc podzielić się najważniejszą rzeczą, która rozdzierała jej serce na pół.

— O wiem! — Nagły entuzjazmu ze strony, chłopaka wytrącił ją z równowagi, przez co straciła wątek. — Nie należysz jeszcze do żadnego klubu i nauczyciele mają z tym problem, prawda?

— Tak, ale...

— Czemu nie dołączysz do klubu okultystycznego? — Ekscytacja w jego głosie, sprawiała, że dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. — Właściwie to nawet dobrze by było mieć jeszcze jednego członka, bo wiesz... Klub sportowy strasznie mnie męczy i co chwilę przepisuje mnie do siebie. Z tobą nie musielibyśmy się męczyć, że rozwiążą nam klub! Co ty na to?

— Yūji...

Widząc, że przyjaciółka wciąż była nastawiona negatywnie, kontynuował, nie pozwalając dojść jej do słowa.

— Na dodatek mogłabyś zostawać do późna i spędzać ze mną więcej czasu. Zwiedzać nawiedzone miejsca, przywoływać duchy... — Zaczął wymieniać na palcach, nie udając, że ten pomysł bardzo mu odpowiadał.

— Naprawdę jestem wdzięczna za twoją propozycję, ale... — Spuściła wzrok na ziemię, zaciskając dłonie na materiale spódniczki. — Nie ma potrzeby, bym dołączała do jakiegokolwiek klubu.

— Hmmm? — Zamrugał zdziwiony. — Przecież każdy musi należeć do jakiegoś klubu. Jest to obowiązkowe.

— Owszem, jest. Ale nie dla osoby, która za niecałe dwa tygodnie przeprowadza się do Tokio.

Zapadła cisza. Serce [_] uderzało boleśnie o żebra, a wzrok utkwiła w końcówkach swoich butów. Nie chciała widzieć twarzy Yūjiego. Bała się tego.

— Och... — Zdziwienie wydobyło się z ust Itadoriego. [_] drgnęła, podnosząc wzrok. — Rozumiem, to rzeczywiście nie ma sensu. — Nerwowy śmiech chłopaka podrażnił jej słuch. Uśmiech natomiast sprawił, że do oczu naszły jej łzy, których za wszelką cenę cię chciała pokazać, dlatego szybko odwróciła twarz, w przeciwną stronę. — Twoja cała rodzina? — zapytał, starając się zamaskować smutek spowodowany tą informacją.

— Nie — zaprzeczyła natychmiastowo, spuszczając ponownie wzrok. — Tylko ja.

— W takim razie to chyba dobrze. Będziesz mogła zacząć od nowa i nie będziesz musiała już przejmować się rodziną. A jeśli chodzi o naszą przyjaźń, to wciąż będziemy mogli ją kontynuować!

Po słowach wypowiedzianych przez przyjaciela [_] odczuła drobną ulgę. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że znajomości na odległość zostawały z góry skazywane na porażkę. Rozmowy telefoniczne, wymienianie się wiadomościami, czy chociażby pisanie listów, nie mogło zastąpić bliskości drugiej osoby. Nastolatka wciąż wolała, aby rodzina ją wyniszczała, ale żeby dzięki temu mogła zostać z Yūjim. Niczego innego nie pragnęła. Nic innego się nie liczyło.

— To nie będzie to samo...

— Zgadzam się, ale nie chce od razu przekreślać naszej relacji. Poza tym, w Tokio może być ci o wiele lepiej, nie sądzisz?

— Sama nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — A jak tam w klubie? — Zmieniła szybko temat, nie chcąc więcej myśleć o tak negatywnych rzeczach.

Yūji uśmiechnął się szeroko, wstając z ławki i pociągnął za rękę w swoją stronę [_], która nie spodziewając się tego, prawie się przewróciła. Objął ją ramieniem i ruszyli w stronę jego mieszkania, gdzie planowali obejrzeć parę filmów.

— Znalazłem ostatnio pewien przedmiot blisko szkoły. Wygląda na coś zapieczętowanego i jutro nasz klub chce to otworzyć. Niestety mnie nie będzie, bo idę do dziadka. Może ty pójdziesz? Myślę, że będziesz się dobrze bawić!

— Z chęcią.

[_] nie potrafiła stwierdzić dlaczego, zgadzając się, poczuła, jak żołądek mocno się zaciska, a w jej gardle zasycha. Tak samo nie potrafiła wytłumaczyć, skąd naszły ją myśli, że jutrzejszego dnia wcale dobrze bawić się nie będzie.

Korekta: ShiroiHiganbana

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro