꒰ trece ꒱

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

OPIS SYTUACJI: Te święta spędzają u niej w Polsce. Jest sobotni poranek, ale jednak hiszpan śpi o wiele dłużej od swojej blondynki, która po jakimś czasie postanawia go osobiście obudzić.

Callie: *wpada do sypialni i gwałtownie odsłania okna, otwierając jedno z nich, by przewietrzyć pomieszczenie* Śpiochu jeden! Pobudka! Wiem, że jest sobota, ale jak chcesz poznać polskie tradycje to wypadałoby wstać, bo trzeba pójść do kościoła!

Álvaro: *mruży oczy, po czym zasłania słońce dłonią* Czemu odsłoniłaś... *mówi lekko zachrypniętym głosem*

Callie: *bierze się pod boki i spogląda na niego* BO TRZEBA WSTAWAĆ!

Jej mama: Nie chcę wam przeszkadzać, ale nie zostało wam dużo czasu do wyjścia... *chichocze, widząc całą sytuację*

Callie: No właśnie! Więc panie Soler! Proszę ruszyć swoje piękne cztery literki, ogarnąć się i idziemy!

Álvaro: Muszę? *przeciera zaspane oczy i podnosi się do siadu*

Callie: *mierzy go pożerającym wzrokiem, widząc jego rozczochrane włosy, dzięki którymi wygląda niesamowicie seksownie* Dobrze by było, byś poszedł ze mną *otrząsa się z własnych sprośnych myśli*

Álvaro: Dobra... Daj mi kwadrans... *kładzie się na poduszkach i zamyka oczy*

Callie: Alvaro... Chyba że mam użyć manier, które lepiej by było, by nie wyszły na światło dzienne, a tym bardziej przed kościołem *przyklęka  na rogu łóżka, będąc na przeciwko niego i ściąga z niego kołdrę*

Álvaro: Callie! *otwiera szybko oczy, zatrzymując kołdrę na wysokości jego bioder* Obiecuję, że się ogarnę i wystarczająco w porę wyjdziemy, ale proszę, daj mi jeszcze parę minut...

Callie: *patrzy jak sroka w gnat na jego nagi i kuszący tors* Przez ciebie będę musiała pójść znowu do spowiedzi! *wstaje z łóżka*

Álvaro: *na chwilę spogląda na swoją klatkę piersiową, po czym słodko chichocze pod nosem, opuszczając nieco głowę* Oj słońce moje kochane... *powoli wstaje i podchodzi do niej, stojąc przodem*

Callie: Ty teraz nie kombinuj tylko idź się ubierz... I będziemy wychodzić *ledwie się nie jąka, błądząc wzrokiem po wszystkim innym, byleby nie po jego torsie*

Álvaro: *uśmiecha się chytrze, po czym niesamowicie powoli schyla się do niej i kładąc dłoń na jej podbródku, kradnie z jej ust namiętny pocałunek*

(co jak co, ale Hiddleston do tego pocałunku był moją inspiracją — ale imagine przeżyć taki... oghhh)

Callie: *oddaje się mu, odwzajemniając jego ruch i zamykając oczy*

Álvaro: *nagle przerywa* A teraz pójdę się przebrać *posyła jej zwycięski uśmiech*

Callie: *stoi w osłupieniu, kiedy ten bierze z walizki rzeczy i idzie się ogarnąć* Co on ze mną robi najlepszego...

*skip time*

Callie & Álvaro: *wracają z kościoła, a dziewczyna trzyma śliczny koszyczek*

Álvaro: Czyli tak to u was wygląda...

Callie: Tak. W sobotę świecenie pokarmów, a w niedzielę msza święta i śniadanie wielkanocne. A przynajmniej u mnie w rodzinie tak było od lat *uśmiecha się, chwytając go za rękę*

Álvaro: Klimatycznie bardzo.

Callie: To fakt. Twoi rodzice będą?

Álvaro: Mówili, że przylecą.

Callie: Ciekawa jestem co powie Greg na jutrzejsze śniadanie *chichocze*

Álvaro: Też niezmiernie czekam na jego reakcję *śmieje się, całując ją we włosy*

Callie: Tak ci powiem w tajemnicy...

Álvaro: A cóż to za tajemnica?

Callie: Jak było już po święceniu podeszłam do księdza zapytać się o jedną rzecz. Na koniec naszej krótkiej pogawędki powiedział mi, że przepięknie razem wyglądamy *rumieni się*

Álvaro: To miło słyszeć *uśmiecha się, gdy nagle zatrzymuje się, chwyta ją w talii, podnosi i obraca wokół własnej osi*

Callie: Alvi! Puszczaj! Na dół! Ale już! *śmieje się*

Álvaro: No dobrze *uśmiecha się, odstawiając ją na ziemię* A teraz chodź, bo pewnie nasi goście już są, bo mieli samolot wcześnie rano, więc powinni już być *łapie ją za rękę, splątując palce*

*skip time*

Callie & Álvaro: *wchodzą do jej domu*

Greg: Nasze najlepsze, najromantyczniejsze, najseksowniejsze i najbardziej kochane państwo Soler! *krzyczy, wpadając na nich*

Callie: *śmieje się* Dzięki Greg za tyle komplementów!

Greg: W pełni zasłużone! *uśmiecha się dumnie, zakładając ręce do tyłu i prostując się*

Álvaro: Są rodzice?

Jego mama: Oczywiście! Jak mielibyśmy nie być!

Jego tata: Dokładnie!

Álvaro: *uśmiecha się, podchodzi do nich i obojga razem przytula* Cieszę się, że jesteście.

Paula: O siostrze zapomniałeś chyba *chichocze i wysuwa ręce do przutulenia*

Álvaro: Oczywiście, że o tobie pamiętam *śmieje się, przytulając ją*

Greg: Ach jakie to piękne... *wzrusza się i ociera oko z niewidzialnej łzy*

Callie: *szturcha go łokciem* Weź!

Greg: No co? *chichocze, bo nie daje rady wytrzymać w tej powadze twarzy*

Jej mama: Leticia i Marten, usiądźcie. Dopiero co przylecieliście przecież!

Jego mama: Teraz moja droga to mam ochotę na babskie pogaduchy, bo już nie mogłam się doczekać przylotu do was! *uśmiecha się, łapiąc ją lekko za ramię*

Jej mama: Jasne! To chodź wyjdziemy na balkon, bo muszę zapalić. Nie będzie Ci przeszkadzać?

Jego mama: Nie, bądź spokojna o to.

*obydwie wychodzą na balkon, a jego tata idzie do salonu, oglądając telewizję*

Callie: To my... Może...

Greg: Przejdziemy się na miasto?

Álvaro: W sumie jest ładna pogoda...

Callie: Dobra, ale bez żadnych większych głupstw, Greg!

Greg: Większych? Nie ma problemu! *uśmiecha się szeroko z nutą chytrości*

Álvaro: Obyś dochował obietnicy *chichocze*

Greg: Coś mi się stanie?

Callie: TAK! NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! *idzie się odświeżyć i odstawić koszyk ze święconką do kuchni*

Greg: A czemu aż tak mam uważać?

Álvaro: *spogląda na niego podnosząc lekko brwi i wywracając oczami* Ludzie ją tutaj kojarzą i nie chce przypału. Proste i logiczne.

Callie: *woła z łazienki* DOKŁADNIE!

Greg: *wybucha śmiechem, a potem dołącza do niego Álvaro*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro