Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mocny ból przeszywa moje plecy i upadam z głośnym jękiem na ziemię. Łza bólu spływa po moim policzku i próbuję wstać, ale zostaję złapana za ramię i przyciągnięta do ściany. Jedyne co widzę to ciemność, więc podejrzewam, że na chwilę straciłam wzrok. Zaczynam pomału się regenerować, ale już jest za późno. Zostaję przywiązana do kaloryfera i nawet nie miałam siły się ruszyć. Liny są bardzo mocne i grube co utrudnia mi wydostanie się.
Wzrok pomału wraca, ale nadal wszystko jest jeszcze trochę rozmazane, jednak rozpoznaję Stiles'a związanego przede mną. Przygląda mi się ze zmartwieniem, ale nic nie mówi, pewnie by znowu dostał czymś od tego psychola, a tego nie chcę. Słyszę zamknięcie drzwi i nastaje niezręczna cisza, którą przerywa Lydia.

— Pomocy! — krzyczy — Pomocy!

Jej głos odbija mi się w głowie, która zaczyna niesamowicie boleć. Nie umiem się nawet odezwać, nie mam pojęcia czym dostałam, ale Brunski zostanie zabity tym samym. Ten człowiek sam powinien być tutaj zamknięty, a nie pracować.

— Krzyczenie nic nie da — mówi Stiles.

— Masz lepszy pomysł? Ci samobójcy to ofiary morderstw — wkurza się rudowłosa.

— Skąd twoja babcia o tym wiedziała? — pytam.

— Jest Banshee, przewidziała ich śmierć — no tak, przecież to oczywiste — Wiedziała, że to rozgryzę.

Słyszymy otwierane drzwi, więc już żaden z nas się nie odzywa. Patrzę wkurzona na mężczyznę i  szarpię liny, ale one się nawet nie ruszyły.

— Nic ci to nie da — uśmiecha się zwycięsko w moją stronę — Te liny są specjalnie dla takich potworów, jak ty.

— Ty tu jesteś potworem — mówi wkurzony Stiles — Nawet tak o niej nie mów.

— Nie powiesz mi, że tak nie uważałeś — śmieje się — Dziewczyna wilkołak nadaje się tylko do...

— Zamknij się psycholu — brunet patrzy na Brunskiego z mordem w oczach.

— Jak chcesz — wzrusza ramionami i podchodzi do Lydii — Przewidujesz śmierć innych, swoją też?

— Nie podchodź do niej, morderco! — warczę.

— Ale to nie były morderstwa, nie jestem mordercą — uśmiech schodzi mu z twarzy — Jesteś aniołem śmierci — podchodzi do Stiles'a i łapie go za włosy — Nie doceniasz mojego zaangażowania pracą, tych ludzi nie trzeba leczyć... Ich trzeba uwolnić — szepta — Pomogłem im, Martin też.

— To uwolnij nas, a ja wtedy uwolnię ciebie — wyciągam pazury.

— Lily, ale ty nie rozumiesz — podchodzi do mnie bardzo blisko.

— Zostaw ją! — słyszę jak Stiles próbuje się wydostać.

— Ja cię też od tego uwolnię — głaszcze mnie po policzku, a mi zbiera się na wymioty — Wiem, że tego chcesz, nie chcesz już być tym potworem i chcesz żyć jak normalna nastolatka.

— Dobrze mi jest żyjąc tak — odsuwam głowę, jak najdalej od niego — Nie znasz mnie.

— Wy wilkołaki jesteście takie same — śmieje się i przybliża jeszcze bliżej — Mówicie zawsze nie, ale to nie prawda, myślicie kompletnie co innego.

— Ja aktualnie myślę o tym, że jak się uwolnię to cię zabiję — warczę.

— Zabiłeś ją — słyszę załamany głos Lydii.

— Pomogłem jej — odsuwa się wreszcie ode mnie i podchodzi do Lydii — A teraz ty pomożesz mi.

Zabiera z szafki magnetofon i kładzie przed dziewczyną wkładając do niej kasetę. Patrzę na Stiles'a, który przygląda mi się cały czas zmartwionym wzrokiem, a ja tylko kiwam głową, że jest wszystko okej. Uśmiecha się delikatnie i bezgłośnie mówi "wydostaniemy się".
Słyszę dźwięk wydobywający się z magnetofonu, więc patrzę w tamtą stronę. Było słychać głos babci Lydii do Brunskiego.

— Nie słuchaj tego — mówię razem ze Stiles'em — Skup się na mnie.

— Lydia, pamiętasz jak — nie dane mi było dokończyć, bo podchodzi do mnie Brunski i uderza w twarz.

 — Co jest z tobą nie tak?! — krzyczy wkurzony Stiles.

— Nie biję kobiet, ale ty jesteś wilkołakiem, więc to inna sprawa — łapie mnie za włosy — Jeszcze raz coś powiesz, to wbije tą zardzewiałą rurę w twojego kochasia — nie odzywam się i patrzę na Stiles'a — Grzeczny wilkołak.

— Masz to do cholery wyłączyć! — krzyczy Stiles i dostaje z pieści w twarz.

— Ty też się nie odzywaj — podchodzi do Lydii i mocno łapie za policzki — Masz mi z tym pomóc, nie rozumiem tego momentu.

Proszę, nie rób jej krzywdy — mówi załamana Lorraine.

Komu? — odzywa się Brunski.

Ariel — szepta.

Nagranie się kończy, a ja wiem, że Lydia płacze. Słyszeć nagranie, w którym umiera ktoś z twojej rodziny nie jest przyjemne. Słuchanie tego dla mnie też nie było przyjemne, jest to smutne i przerażające jednocześnie.
Patrzę na Bruskiego, który podchodzi  do pułki i zabiera z niej coś, co przypomina apteczkę. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i złe przeczucie narasta z kolejną sekundą.

— Wielu nastolatków próbuję włamać się do apteczek i zwykle im się nie udaje, ale wy wyglądacie na sprytnych — wyciąga z niej strzykawkę i daje do niej jakiegoś płynu — Chciałbym najpierw zobaczyć jedną rzecz.

Podchodzi powoli do mnie ze strzykawką, którą odkłada na ziemię obok siebie i wyciąga mały skalpel z kieszeni. Zaczynam się szarpać i próbuje odsunąć, ale nie jestem w stanie. Lydia i Stiles wyrywają się i krzyczą, a ja przerażona patrzę co robi mężczyzna.

— Zawsze byłem ciekawy, jak goją się rany u wilkołaków — wbija mi w udo skalpel i przejeżdża kilka centymetrów.

Krzyczę z bólu, a z rany wypływa mi ciemna krew. Rana szczypie niemiłosiernie, a zagojenie się tak głębokiej trochę potrwa. Jest naprawdę głęboka, przez co odwracam wzrok, żeby na nią nie patrzeć.
Kilka łez spływa mi po policzkach, a ja delikatnie bije głową o ścianę, żeby jakimś sposobem zminimalizować ból, ale nie wychodzi i do tego boli mnie jeszcze trochę głowa.

— Ty psycholu! — Stiles zaczyna się szarpać, a ja tylko patrzę na niego załzawionymi oczami.

Krew wypływała coraz mocniej, a mi robi się słabo. Zrobiła się już mała kałuża krwi pod moimi nogami, a Brunski niezadowolony łapie za strzykawkę.

— Miałem nadzieję, że będzie się to szybciej goić — wzdycha i przykłada mi strzykawkę obok szyi, ale po chwili odsuwa — Ciebie zostawię na koniec.

Odsuwa się ode mnie i podchodzi do Stiles'a uśmiechając się przy tym, a przed oczami zaczęły mi się pojawiać mroczki. Brunet jest przerażony patrzy na strzykawkę i próbuje się odsunąć.

— Nie mam takich zdolności, jak Lydia, ale miałem przeczucie, że znowu się spotkamy.

Odwraca się i próbuje wbić w szyję od Lydii strzykawkę, ale za nim pojawia się nagle Parrish i mierzy do niego z pistoletu. Nie mam pojęcia kiedy tu wszedł, ale może dlatego, że jestem słaba.
Obraz rozmazuje mi się jeszcze bardziej, a oczy robią się ciężkie, więc je zamykam, ale nie udaje mi się już ich otworzyć. Czuję, jak ból znika, a ja odpływam słysząc tylko strzał i Stiles'a, który krzyczy moje imię.

Hej! Chciałabym powiedzieć, że rozdziały będą teraz rzadziej:/
Od wczoraj piszę moją autorską książkę, którą chciałabym się zająć, ale spokojnie.
Rozdziały będą pojawiać się jakoś co tydzień, nie zostawię tej książki tak samo, jak innych tylko będę po prostu mniej aktywna z nimi, ale mam nadzieję, że to zrozumiecie ^^
Miłego dnia/nocy ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro