Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czuję przeogromne szczęście przypominając sobie co kilka godzin temu stało się w szpitalu. Tym razem Stiles mnie nie odepchnął tylko co chwilę do siebie przyciągał, a ja prawie rozpłakałam się ze szczęścia. To jest pierwsza szczęśliwa rzecz, która przytrafiła mi się od bardzo dawna. Sam Stiles co chwilę mnie przepraszał i nawet teraz dostaję pełno jego wiadomości.
Rozmawiał też o tym z Malią, bo do niego przyszła i powiedział jej co zrobił. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby dziewczyna nie wzruszyła ramionami i usiadła na łóżko, prosząc o pomoc z matematyką. On oczywiście jako już jej przyjaciel pomógł jej, a na końcu spytał czy wszystko okej, a ona odpowiedziała "tak, przecież każdy wiedział, że do siebie wrócicie".
Dobrze, że się nie wkurzyła, bo jestem pewna, że by mnie za to zabiła, ale ona ma to gdzieś i żyje sobie dalej. Pewnie to przez to, że większość swojego życia żyła jako kojot bez uczuć.
Po tej całej sytuacji, kiedy wróciłam do domu od razu zadzwoniłam do Lydii i Kiry się pochwalić, a te krzyczały mi do ucha ze szczęścia. Jednak na moje nieszczęście usłyszał to wszystko Derek, nawet bez wilczych mocy ma dobry słuch albo ja po prostu za głośno rozmawiam.
Miałam z nim półgodzinną rozmowę na temat tego, że znowu jestem ze Stiles'em i tym razem go zabije jeśli zrobi to samo co ostatnio. Domyślam się, że Stiles'a czeka ta sama rozmowa i już mu współczuję, bo będzie o wiele gorsza niż ze mną.

— Nie wiem czy to jest dobry pomysł — za sobą słyszę głos Stiles'a — Jest zbyt ryzykowny.

— Posłuchaj — odwracam się w stronę chłopaka i łapie go za policzki — Muszę też im pomóc.

— Możesz tu zostać ze mną i też pomóc — kładzie dłonie na moją talie.

— Pomogę jak wrócę — całuję go w usta — Nic mi nie będzie.

— Wiem — przytula mnie — Ale i tak się boję.

— Boisz się cały czas — przewracam oczami i kładę głowę na jego klatkę piersiową.

— Jeszcze bardziej od kiedy jesteś warta wszystkie pieniądze i skreślona przez Lydie, która przewiduje śmierć.

— Derek też jest zapisany jako martwy, a jakoś żyje — wzdycham.

— Ale Derek nie jest ważny tak bardzo jak ty — całuje mnie w czoło.

— Czyli w jakiś sposób jest ważny — śmieje się pod nosem.

— Ale... Nie to miałem na myśli...

— Tak się tłumacz — odsuwam się od niego z uśmiechem — Ja już będę szła.

— Uważaj na siebie — całuje mnie ostatni raz w usta — Przypominam ci, że jeszcze dziś mamy oglądać film z aktorem, do którego niby jestem tak bardzo podobny.

— No naprawdę! — śmieje się.

— Ja tam podobieństwa nie widzę.

— Ale ja tak — całuję go szybko w policzek i wychodzę z pokoju.

Zostałabym tam z nim, ale nie mogę tutaj siedzieć bezczynnie, kiedy moi przyjaciele będą walczyć. Muszę im pomóc jako silny wilkołak i chciałabym też spotkać Brett'a. Scott mi mówił, że jest tam razem z siostrą, a traktuję chłopaka jak przyjaciela.
Mam nadzieję, że nie jest na mnie zły po tamtej sytuacji, ale nie mogłam wtedy przestać myśleć o Stiles'ie i chyba na dobre mi to wyszło.
Jednak myśl, że Brett może mieć przeze mnie złamane serce dobija mnie, bo zamiast szukać kogoś lepszego będzie na mnie czekał, tak jak ja na Stiles'a, ale mam nadzieję że wilkołak jest inny.

***

Wychodzę do opuszczonego budynku z wysuniętymi pazurami, nie wiadomo czy nie ma tu czasem jakiegoś mordercy, który na mnie czeka.
Nie mam jak skontaktować się ze Scott'em, bo wyłączyłam telefon. Stiles co chwilę do mnie wydzwaniał i pisał SMS-y czy wszystko jest okej, dosłownie co minutę.
Z zamyśleń wyrywają mnie kroki dobiegające zza białej kotary. Powoli tam podchodzę, nagle postać stamtąd wyskakuje i przykłada mi pistolet do głowy, a ja jej pazury do szyi.

— Lily? — przed sobą widzę Argent'a, więc od razu biorę pazury, a on pistolet — Miałaś dzwonić.

— Wiem, ale Stiles co chwilę mi pisał i dzwonił — przewracam oczami.

— Cały Stiles — uśmiecha się pod nosem — Chodź do reszty, nie wiadomo kiedy zaatakują.

— Już niedługo — mówię pod nosem.

Idę za Chris'em do jakiegoś większego pokoju, w którym widzę Scott'a i kilka innych wilkołaków. Mogę się założyć, że są ze stada Satomi, która stoi pod ścianą i mi się przygląda, a metr dalej stoi Brett, który się do mnie uśmiecha.
Szybko podchodzę do chłopaka i go przytulam, a on robi to samo. Bałam się, że coś mu się stało, ale na szczęście jest wszystko okej.

— Gratulacje — mówi mi do ucha.

— Za co? — dziwię się.

— Scott powiedział, że znowu jesteś ze Stiles'em — odsuwa się — Przeczuwam, że to też dzięki temu pocałunkowi.

— Przepraszam — odwracam wzrok — Ja... Myślałam wtedy, że...

— Nie masz za co — uśmiecha się do mnie — Jesteście sobie pisani.

— Dziękuję, że odebrałeś to tak spokojnie — wyciągam w jego stronę dłoń — Przyjaciele?

— Przyjaciele — ściska ją.

— Co się tak dokładnie stało? — pytam się odwracając do Scott'a.

— Zaatakowali ich ludzie z kuszami — odzywa się Kira.

— Łowcy? — unoszę brwi.

— Nie — widzę jak Chris wyciąga jakąś strzałę — Polują dla zysku, to nie łowcy.

Opieram się o ścianę i przymykam oczy. Nie mogę uwierzyć, że ludzie zabijają innych dla pieniędzy, to jest chore.
Nagle słyszę w oddali pełno kroków i przeładowywaną broń, która jest coraz bliżej. Patrzę na Scott'a przerażona i po jego minie mogę stwierdzić, że też to słyszy.

— Kryjcie się! — krzyczy cicho i sam gdzieś biegnie.

Brett łapie jakąś blondynkę i biegnie za jakąś szafę, a ja kryję się za ścianą, gdzie przez rozwalone lustro widzę wejście.

— Teraz tylko przeżyć — mówię pod nosem i wysuwam pazury — Dla Stiles'a i Derek'a.

Hejka! Zapraszam was do książki pt. CHIMERA|LIAM DUNBAR.
Pojawił się już prolog, a za tydzień już pierwszy rozdział ^^
Także na konwersacjach opublikowałam kiedy jakie rozdziały będą się pojawiać, więc można zobaczyć.
Także w tym tygodniu pojawi się prolog to książki pt. FAKE ISLAND, na którą was także zapraszam.
Miłego dnia/nocy ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro