9. Kind of mother's dɑy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


𝗜𝘁'𝘀 𝗮 𝘄𝗼𝗿𝗹𝗱 𝘄𝗶𝘁𝗵𝗼𝘂𝘁 𝗻𝗼 𝗯𝗼𝗿𝗱𝗲𝗿𝘀
𝗧𝗵𝗲𝗿𝗲 𝗶𝘀 𝗻𝗼 𝗹𝗮𝘄, 𝘁𝗵𝗲𝗿𝗲 𝗮𝗿𝗲 𝗻𝗼 𝗼𝗿𝗱𝗲𝗿𝘀

dla bamaesxan

. . .

Występują: Team German, team Japan, team Poland, Team Slovenia ( + pobocznie team Norway )
Temat: mamy zasługują na odpoczynek

+++

— Dobra, cisza! — zdenerwowany Kamil, obrzucił zebranych nieco obrażonym wzrokiem — Jak się zaraz nie zamknięcie, to kurwa wychodzę.

W pokoju w końcu zapanował względny spokój i nawet Ryoyu i Naoki, którzy przed chwilą toczyli się po podłodze niczym rasowi zawodnicy MMA, zatrzymali się w miejscu, obrzucając Polaka zaciekawionym wzrokiem. Przeklinający Stoch był naprawdę rzadkim widokiem i niektórzy z nich zaczęli mieć wyrzuty sumienia, że doprowadzili go do tego stanu.

— Uspokój się, Kamil bo ci żyłka pęknie — Maciek machnął na niego ręką i nieudolnie starał się zabrać pada z ręki Piotrka — No szmato! Dwie rundy temu mówiłeś, że w następnej rundzie będę mógł zagrać!

— Kłamczysz — wymamrotał Żyła i żeby powstrzymać bruneta przed zabraniem mu joysticka położył mu otwartą dłoń na czoło i próbował utrzymać mężczyznę na odległość ramienia — siedź cicho, Kotek.

— Jezu no, ja chcę grać — Kot próbował ugryźć rodaka w rękę, jednak ten się wykręcił — CHODŹ NA SOLO WIEŚNIAKU!

— A kopa z półobrotu chcesz?

Po demonstracji dwójki Polaków, reszta poszła w ich ślady i wróciła do wesołych krzyków i przepychanek.
Mistrz olimpijski posłał Kubie błagalne spojrzenie. A młodszy w lot podłapał o co mu chodzi.

— ZAMKNIJCIE MORDY, BO JAK WAM WSZYSTKIM ZARAZ STRZELĘ TO WAS MATKI NIE POZNAJĄ! — młody skoczek obrzucił wszystkich zdenerwowanym, pełnym mordu wzrokiem. W jego oczach zalśniły niebezpieczne iskierki wkurzenia, a dłonie zaciśnięte w pięści zrobiły jako takie wrażenie na reszcie. Po nagłym wybuchu Wolnego w pokoju zapanowała totalna cisza, przerwana tylko czkawką, którą po wypiciu zbyt dużej ilości Pepsi miał Andi. Markus rzucił blondynowi groźne spojrzenie, ale ten tylko wzruszył ramionami, co on mógł w obliczu czkawki — Możesz mówić, Kamyk — ton Kuby stał się dużo bardziej miękki i łagodny, kiedy ten zwrócił się do Stocha, a zawodnik uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.

— Za kilka dni są urodziny Dawida, będziemy oczywiście przygotowywać dla niego prezent i w ogóle — zaczął Kamil opierając ręce na blacie stołu i skanując wzrokiem twarze zebranych, żeby zobaczyć czy uważają pomysł za dobry — ale tak sobie pomyśleliśmy z Kubą, że możemy w tym dniu zrobić miły dzień, przygotować jakieś niespodzianki czy coś dla wszystkich...

— Mam? — podsunął Keiichi uśmiechając się wesoło ze swojego miejsca — to naprawdę super pomysł.

— Pytanie brzmi, co zrobimy i jak ukryjemy to przed samymi zainteresowanymi? — zapytał Kuba, rzucając spojrzenie w stronę Stocha, tego fragmentu planu nie zdążyli obmyślić. Sam fakt, że udało im się zorganizować to spotkanie bez najbardziej odpowiedzialnych skoczków z każdej kadry, był wyczynem za który należały im się brawa. Owacje na stojąco powinni dostać też za to, że mimo wszystko utrzymali w ryzach ten tłum gówniarzy, spuszczonych na moment z matczynej smyczy.

— Możemy przygotować przyjęcie! — uśmiechnął się Naoki i delikatnie pociągnął za kosmyk włosów, jakby miało mu to ułatwić myślenie — takie fajne, zupełnie spokojne przyjęcie, na którym nie musieliby nic robić...

— Ktoś by się przebrał w strój lokaja, wpuszczał do środka i podawał herbatę! — Satō podłapał pomysł kolegi z drużyny i usiadł po turecku, patrząc z gwiazdkami w oczach w stronę Polaków.

— Pokojówką od razu, kurwa — mruknął Markus pod nosem, ale widząc spojrzenie Freitaga i Stephana, tylko uniósł ręce w geście poddania i słuchał dalej.

— Moglibyśmy też przygotować jakieś drobne podarunki. Wiecie, kubki, kocyki, skarpetki, laczki i tak dalej.

— No i sami upieczemy tort i zrobimy przekąski! — rozmarzył się Andrzej, już w tym momencie wyobrażając sobie wspaniały, pięknie ozdobiony wypiek — Kaamyk... — jego wzrok padł na utytułowanego rodaka — mogę dowodzić misją "nie spalić kuchni, zrobić tort".

— Nie wiem czy to dob-

— No proszę — Stękała uśmiechnął się starając się być uroczym, spróbował też zrobić do Stocha oczy kota ze Shreka.

— Dobra, dobra. Możesz — mistrz z Zębu przewrócił oczami, bo oczywiście, że nie mógł odmówić młodszemu przyjacielowi.

Kuba był w szoku, że wszyscy, no dobra wszyscy oprócz Markusa, tak dobrze przyjęli ich wizję "dnia wolnego dla odpowiedzialnych", uśmiechnął się pod nosem i przytakiwał każdemu kto zabrał głos. Każdy z tych pomysłów był do zrealizowania z mniejszym, lub większym nakładem wysiłku.

— Dobra kochani, to zabierajmy się do roboty.

+++

— Gdzie idziecie? — blondyn wszedł do pokoju Kamila i Kuby, którzy popatrzyli na niego z niekrytym przerażeniem. Był wczesny ranek w dzień urodzin Dawida, mężczyźni byli umówieni ze wszystkimi za siedem minut przed hotelem, żeby rozdzielić się i pojechać do sali w której odbędzie się ich mała impreza — i dlaczego macie miny, jakbyście zobaczyli ducha.

— Idziemy... — Kuba rzucił Kamilowi przerażone spojrzenie, nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji.

— ... pobiegać! — momentalnie dokończył Stoch, uśmiechając się trochę niezręcznie i stając ramię w ramię z Szybkim.

— TAK! — potwierdził młodszy — wiesz, biegu, biegu, forma jest, dobre skoki. PA! — Wolny pociągnął przyjaciela w stronę drzwi i już prawie udało im się ominąć zdezorientowanego mężczyznę, kiedy ten otrząsnął się z zadumy i zagrodził im przejście.

— Dobrze się składa, idę z wami.

— Jak z nami?

— No pobiegać, też miałem iść, a tak nie będę sam — Kubacki uśmiechnął się wesoło w ich stronę, zastanawiając się co ukrywają i postanawiając że na pewno to odkryje.

— Dobra to chodźmy — zrezygnowany Kamil posłał Kubie wymowne spojrzenie, ale skoczek tylko się skrzywił, nie wiedząc o co mu chodzi — Kuba musi do łazienki, zaraz do nas dołączyć.

— ale ja... — dopiero po kilku sekundach brunet zrozumiał w czym rzecz i żarliwie pokiwał głową — bardzo mi się chce. Muszę iść, ale nie czekajcie, dogonię was.

— Chodźmy — Stoch złapał Dawida pod rękę i pociągnął w stronę korytarza.

+++

Przed hotelem, oprócz grupy odpowiedzialnej za tort i przekąski,zebrało się już całe towarzystwo, które ze zdenerwowaniem czekało na dwóch, zaginionych Polaków.
Mężczyźni zaczęli się już niecierpliwić. Domen podszedł do wielkiej zaspy śniegu i patrzył na niego tęsknie, jakby zaraz miał rozpocząć wielką bitwę na śnieżki i tylko resztkami sił się od tego powstrzymywał.

— Gdzie oni są — Markus który ze zniecierpliwienia wydeptał ścieżkę dookoła zebranych, przewrócił oczami — ile można czekać.

— Może nie wstali, obudźmy ich — zdecydował Andreas i ruszył w stronę wejścia.

— Nie ma opcji, jak śpią nikt nie będzie miał serca ich budzić — wymamrotał Kocur, zdając sobie sprawę że ta dwójka jest po prostu zbyt urocza, żeby tak po prostu zerwać ich z łóżka. Poza tym nie pozwoliłby tego zrobić.

— Ja dam radę — Freitag założył ręce na piersi i wzruszył ramionami — pokażcie mi pokój.

W tej chwili telefon Maćka rozdzwonił się, jednak Kot zupełnie go zignorował i rzucił Ryśkowi ostrzegawcze spojrzenie.

— Jezu Maciej, debilu telefon ci dzwoni — Piotrek podszedł do niego, wyciągnął z jego kieszeni urządzenie i po prostu go odebrał — o cześć Kubuś — reszta zebranych rzuciła ma zaciekawione spojrzenie.

Piotrek, mamy problem. Wsiadajcie w autai jedźcie na miejsce bez nas. Alarm czerwony.

CHŁOPAKI TRZEBA SPIERDALAĆ! — Żyła trochę spanikowany popatrzył na towarzystwo, które już zaczęło pakować się do samochodów.

Ej, tylko tam spokojnie — zmartwiony głos Wolnego rozbrzmiał w słuchawce — nie denerwujcie się za bardzo i nie zróbcie sobie krzywdy. Utrzymamy Dawida daleko od was.

— Spokojna twoja głowa.

No właśnie nie do końca, ale dobra. Powiedzmy że wam ufamy z Kamilem i nie spierdolcie. Do zobaczenia.

Maciek zabrał przyjacielowi swój telefon i popatrzył na niego z wyrzutem, a Piotrka tylko wzruszył ramionami.

— Dobra, chodźcie. Jedziemy.

+++

— NIE! NIE! NIE! — Kot uderzył pięścią w kierownicę, a Cene który siedział obok na fotelu pasażera, popatrzył na niego przerażony — Piotrek, do cholery musiałeś mnie cały czas szturchać za plecami?! Złapałem gumę, a nawet nie mamy zamiennej opony.

— No nie krzycz na mnie. Zadzwonimy do Niemców.

— Nie mamy wyjścia.

Ryoyu zdążył już wyciągnąć telefon i wybrał numer Markusa.

— Mamy gumę. Przyjedźcie nam wymienić — wymamrotał Japończyk do telefonu i dał na głośnomówiący, żeby wszyscy w aucie mogli uczestniczyć w rozmowie.

Nie żebym nie chciał. Ale mamy tutaj taki mały, malutki problem — głos, który wybrzmiało z drugiej strony słuchawki był nieco zniekształcony, po chwili usłyszeli jak krzyczy jakieś niemieckie przekleństwa w stronę rodaków.

— Co zrobiliście? — zapytał starszy z Prevców i rzucił spanikowane spojrzenie reszcie skoczków obecnych w samochodzie.

No jakby... Andi i Stephan się pokłócili i — po chwili z głośnika telefonu popłynął głośny trzask i seria krzyków, nie tylko w języku niemieckim, ale też japońskim, a nawet gdzieś w tle dało się słyszeć sławne polskie "kurwa" — tak trochę złamali krzesło... Muszę ich ogarnąć.

— Czekaj. Który komu pierdolnął krzesłem?!

Tak właściwie to Rysiek, bo chciał dołączyć do sprzeczki, ale tamci nie chcieli go słuchać...

Kamil zrobi nam krzywdę — Kot oparł głowę na kierownicy i westchnął cierpiętniczo — chce tulipany na grób.

— Nic więcej się nie stało? — zapytał rzeczowo starszy Kobayashi, który swoją drogą musiał niewygodnie cisnąć się z tyłu pomiędzy Piotrkiem a Domenem.

Spaliliśmy tort.

CO?!

— Ale ej, wszystko pod kontrolą. Andrzej robi nowy. No i jeszcze zgubiliśmy Naokiego... — głos Niemca wyrażał samą skruchę i zanim ktokolwiek zaczął panikować dodał — ALE SPOKOJNIE JUŻ GO SZUKAMY. NIE KRZYCZCIE.

Nigdy więcej nie zostawiamy ich samych — wymamrotał Maciek i zerknął na towarzyszy — nigdy więcej nie robimy czegoś takiego bez Kamila i Kuby. Co oni sobie wyobrażają.

— Dobra cicho Kot — mruknął Domen i zabrał telefon z ręki Ryoyu — jak my mamy stąd niby ruszyć, skoro nie możecie przyjechać.

Nie wiem, pchajcie auto.

— Dzięki, za taką pomoc — młody Prevc rozłączył się i rzucił Japończykowi telefon.

— NO CO ROBISZ — Ryoyu ledwo utrzymał urządzenie w ręce i obdarzył Słoweńca zdenerowanym spojrzenie — jak my się teraz tam dostaniemy. Trzeba było z nim dyskutować.

— Sam sobie dyskutuj z tym cymbałem.

Wzrok wszystkich przeniósł się na przednie siedzenia, na których oczekiwali zobaczyć Cene i Maćka, ale nie było tam mężczyzn, którzy starali się przejąć pałeczkę odpowiedzialności.

Dwójka mężczyzn stała na ulicy i starała się złapać stopa, wymyślając różne, dziwne pozy żeby tylko zwrócić na siebie uwagę kierowców.
Kiedy samochód Norwegów, w którym siedział Daniel, Halvor i Robert przejeżdżał obok uszkodzonego auta wymieszanych drużyn, Maciej właśnie przechadzał się po krawężniku bez koszulki, robiąc coś w stylu prywatnego pokazu mody, a Cene siarczyście mu kibicował.

— Podwieźć was gdzieś, panowie? — Tande spuścił szybę do dołu, uśmiechając się w stronę lubianych skoczków.

Kot z ulgą założył na siebie koszulkę i podszedł do auta Norwegów, opierając się o nie.

— Macie może zapasowe koło?

+++

— Dobra, dobra. Wypierdalać z mojej kuchni — Andrzej wziął ścierkę i wygonił wszystkich z pomieszczenia — szukajcie Naokiego, czy coś. Znowu zniszczycie mój tort.

— A my? Możemy zostać? — zapytał Keichii, który właśnie miał zamiar skończyć dekorować babeczki — nie będę przeszkadzał.

Satō też pokazał głową na Timiego i Anze, którzy w odległej części kuchni odpakowywali chrupki, sypali je do półmisków, a na talerzykach układali zrobione i zakupione przez przyjaciół przysmaki. Mieli przy tym dużo zabawy, ale sama robota wychodziła im też bardzo estetycznie.

— Jasne, że wy możeszecie.

Mężczyźni w spokoju kontynuowali swoje zajęcia, a wyrzuceni z kuchni Niemcy wzruszając ramionami wyruszyli na poszukiwania zaginionego Japończyka.

— Jezu no, gdzie on polazł — mruknął Andi wychodząc z ciepłej sali na mroźne powietrze — jakbym się zgubił to byś mnie szukał?

— Jasne, że nie. Ale to Naoki, Naokiego będę szukać — przyznał Markus i ruszył dookoła budynku, żeby sprawdzić czy przypadkiem tam nie ma zguby.

— Nie ma to jak dobry przyjaciel.

— Ej, masz mnie, a ja bym cię szukał — uśmiechnął się do niego Stephan, a rozanielony blondyn odwzajemnił gest i z nową energią wyruszył na poszukiwania.

Znaleźli go kilkanaście minut później, oczywiście w aucie. Niemcy nie mieli pojęcia, dlaczego tam nie zaglądnęli najpierw.
Japończyk leżał rozłożony na tylnich siedzeniach i spał sobie spokojnie, zmęczony hałasem i chaosem który przed chwilą panował na sali.

— Też chcę spać — marudził Wellinger przyglądając się śpiącemu Naokiemu.

— Ty nie możesz.

+++

Kamil i Kuba zmęczyli się już tym niezapowiedzianym treningiem z Dawidem. Blondyn nie mogąc wyciągnąć z nich informacji postanowił wymęczyć przyjaciół w ramach małej zemsty.

Minęło dobre dwie godziny, a oni wreszcie wrócili z tych szalonych biegów do hotelu.
Dawid obrzucił rodaków podejrzliwym spojrzeniem po czym ruszył w stronę wejścia.
W tym czasie na telefon Kamila przyszła wiadomość, że wszystko gotowe i skoro już są na miejscu, mogą zabrać mamuśki na ich niespodziankę.


— Dawid, staruszku — uśmiechnął się Kamil i objął Kubackiego ramieniem — możesz poczekać w busie? My zaraz tutaj przyjdziemy.

— Ale...

— No już, zrób to dla nas proszę — Kuba posłał mu proszące spojrzenie i cóż mógł zrobić w obliczu takich argumentów. Zgodził się.

Po chwili w samochodzie siedzieli też Yukiya, Karl i najstarszy Prevc, patrząc na złotowłosego skoczka z niemym pytaniem w oczach. Mistrz świata tylko wzruszył ramionami, sam nie wiedział co planuje jego gówniarzeria.

Kamil usiadł za kółkiem i wesoło uśmiechając się do swoich pasażerów w lusterku, włączył radio z którego zaczął lecieć jakiś wielki hit zespołu Coldplay.
Nie minęło dużo czasu, a wszyscy siedzący w maszynie mężczyźni rozluźnili się i zaczęli wesoło śpiewać słowa znanej piosenki.

Kiedy auto zaparkowało obok niewielkiego budynku, w którym zespoły wynajęły salę specjalnie na dzisiejszy dzień, w oczach wszystkich, oprócz Kamila i Kuby którzy się tego spodziewali pojawiło się kolejno zdziwienie, niepewność i podekscytowanie.
Do barierek przyczepione były kolorowe balony z nieudolnie narysowanymi twarzami skoczków dla których przygotowane było przyjęcie.
Wejście było zrobionymi z bibuły kwiatami i wstążkami wyglądało naprawdę uroczo, a na plakacie wielkimi literami było napisane "Wesołego dnia odpowiedzialności". W drzwiach stali Welli i Steph przebrani za lokai, ponieważ Markus rękami i nogami zapierał się, że nie ubierze na siebie smokingu. Dwójka mężczyzn uśmiechnęła się wesoło do nowo przybyłych, czekając żeby otworzyć im drzwi.

— Wszystkiego najlepszego, Dawid! — wykrzyknęli na spółkę Stoch i Wolny, odwracając się w swoich fotelach do tyłu — mam nadzieję że nie jesteś zły, że połączyliśmy twoje urodziny z imprezą dla innych, jak to powiedział Keiichi "mam".

Blondyn tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się do przyjaciela z zeszklonymi oczami. Nie chciał pozwolić łzom wzruszenia wypłynąć, ale ze wszystkich emocji i tak przeszedł go przyjemny dreszcz.

— Jesteście kochani.

— Dobra, chodźmy — Kamyk wysiadł z auta, poczekał aż wszyscy zrobią to samo, po czym zamknął drzwi na klucz — wszyscy już pewnie nie mogą się doczekać.

Kiedy "solenizanci" przekroczyli próg budynku rzuciły się na nich ich drużyny wesoło śpiewając im wszystkie zwrotki "sto lat", każdy w swoim języku przez co zrobił się niezły harmider.
Zaskoczeni skoczkowie rzucali sobie zdezorientowane spojrzenia i niezręczne uśmiechy.
Po życzeniach, podziękowaniach i serii uścisków, przede wszystkim u Japończyków którzy nie potrafili odkleić się od ramion malutkiego Satō, wzruszonego do tego stopnia że jego policzki pokryły się strumyczkiem łez, przyszła pora na prezenty.

Naoki i Anze pobiegli po przygotowane rzeczy, a Dawid w tym czasie popatrzył na Stocha w zadumie.

— Jak wy wszyscy to ogarnęliście? Dlaczego nic nie jest rozwalone?

— Niech cię o to głową nie boli — mruknął cicho Andrzej, ale uśmiechnął się wesoło w stronę Kubackiego, żeby ten nic nie podejrzewał i przez przypadek nie znalazł w kuchni szczątków krzesła i spalonego ciasta.

— Masz — Naoki podszedł do polskiego skoczka, wcisnął mu w rękę jakieś zabawki dla Zuzi, których jego przyjaciele z drużyny cały czas kupowali od cholery. Mężczyzna już nie wiedział co ma z tym robić. Dostał też kocyk, czapkę z rogami renifera i kubek.
Polak spojrzał na napis widniejący na naczyniu.

— "Dla najlepszej nadmamy na skoczni"? — podniósł wzrok na Japończyka.

— No co, ktoś musi ogarnąć bałagan. A nasze mamy nie zawsze sobie radzą — Nakamura wzruszył ramionami i poszedł dalej bawić się w marcowego Mikołaja.

— Widzisz Dawid. Cała gówniarzeria jest pod twoją opieką — Stoch trącił lekko jego ramię i uśmiechnął się psotnie — idź się cieszyć spokojem, dopóki nikt się nie bije.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro