𝐎𝐬𝐭𝐚𝐭𝐧𝐢 𝐏𝐚𝐩𝐢𝐞𝐫𝐨𝐬

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Kurwa!! UCIEKAJĄ!

W całym więzieniu rozległ się bębniący w uszach dźwięk syren. Z każdej strony słychać było ich niewyobrażalnie irytujące wycie. Podobne brzmią, kiedy trzeba wracać do cel. Tym razem owy alarm poprzedzony był komunikatem, że z więzienia uciekają ludzie i trzeba jak najszybciej obstawić wszystkie wejścia. Jeden z większych bloków zaczął wrzeć. Szyby w kilku celach posypały się w drobny mak, odbijając się od podłogi. Niektóre drzwi zwyczajnie zostały otwarte, a niektóre po prostu nietknięte. Czekały na swoją kolej, by wydać na wolność kolejną osobę. Tak było w przypadku do niedawna jeszcze śpiącego pastora, który trafił tu dzięki jego bardzo przemyślanym napadzie na Bank Pacyfika. Schwytany przez śledczych tego samego dnia wylądował za kratami. I choć początki nie wskazywały na to, że tu przeżyje wystarczyło mu maksymalnie dwadzieścia minut, żeby urobić sobie wokół palca dwóch goryli i jego. Wysokawego bruneta z maską na oku. Nazywany również Szlugiem. Ich pierwsze spotkanie było... Dość agresywne. Gdyby nie magiczne zdolności Erwina do odradzania, prawdopodobnie dalej musiałby mu czyścić buty. Teraz żyją w jednej celi, a ich kontakt z dnia na dzień stawał się coraz lepszy. Szlug nie ustępował go na krok. Chronił go własnym ciałem, gdy ktoś chciał mu coś zrobić. Taka chodząca tarcza. Oprócz tego jako jedyny dzieli się z nim papierosami. Może i palą jednego po połowie, ale lepsze to, niż brak papierosów. Zawsze mógł palić papier toaletowy i skruszony beton ze ściany.

Wracając do syren. Złotooki podniósł się gwałtownie z twardego materaca. Klasycznie nad nim leżałby Szlug. Tym razem jednak pakował coś w kieszenie. Erwin zdezorientowany przetarł oczy i wyciągnął spod poduszki naładowaną klamkę, jakby zaraz miał się zacząć bronić. Brunet bez słowa wyciągnął go z łóżka i przyciskając go blisko siebie wychylił się zza drzwi, które jakimś cudem były otwarte. Po chwili rozglądania się wziął go za rękę i wyprowadził po schodach. Nie odezwał się słowem. W uszach dalej wył im ten nieznośny dźwięk. I choć Erwin wiedział, że obok niego nic mi się nie stanie, to jednak będąc dookoła zakrwawionego szkła, martwych ludzi na podłodze i wiszącego nad nim niepokoju wolałby jednak spać dalej. Nawet gdyby miał ryzykować zostaniem tu na obiecane mu dożywocie.

— Słuchaj. Nie ważne kto cię zaczepi, powie, zawoła... Masz się trzymać blisko mnie, rozumiesz?... — Szlug zwrócił się do niego i lekko odgarnął mu włosy z czoła. — Pod żadnym pozorem nie ufaj nikomu innemu...

Zmęczony Erwin po prostu przytaknął na jego słowo i poszedł dalej. Co chwila omijali go inni więźniowie. Nie zwracał na nich uwagi. Bardziej skupił się na brunecie, który trzęsącymi dłońmi brał do płuc kolejne dawki papierosowego dymu. Może gdyby teraz nie grali o życie i śmierć, to rozpatrywał by się w nim jeszcze bardziej. Teraz czego pragnął, to zwyczajny spokój. Ból w jego głowie nie ustępował, a pisk w uszach tylko to nasilał. Szlug ukrył się za drzwiami i na dzień dobry wycelował broń w uchylone wejście do bloku. Trzymajac lekko dłoń złotookiego przyciskał ją do serca. Obserwował dokładnie teren i po chwili razem z nim wybiegł z bloku. Zostali praktycznie sami. Cały sztab ochroniarzy leżał bezwiednie na piaszczystej ziemi. Omijając zwłoki kierowali się do wyjścia. Erwin dopiero teraz do siebie doszedł i zrozumiał, że zaraz znów doświadczy wolności świata zewnętrznego. Nie zabrał wszystkiego ze sobą, ale było za późno, żeby choć na chwilę po to wrócić. Teraz stali przed metalową siatką, która od góry była lekko ugięta. Widocznie większość przez nią przeskakiwała, niż po prostu wyjść otwartą bramką.

— Nie wydaje ci się to dziwne, że nikogo tu nie ma? — Erwin obejrzał się i ścisnął mocniej pistolet. — Możemy dostać kulkę w plecy.

— Każdy pobiegł na przód. To są debile. Mamy czyste tyły. Dopiero później będzie ich więcej. — Szlug szedł dalej, wciąż trzymając Erwina za rękę.

Wchodząc na dalsze korytarze usłyszeli gehennę, odgrywająca się za ciężkimi drzwiami. Złotooki kurczowo trzymał się bruneta. Ten lekko gładził jego srebrne włosy, starając się go choć trochę uspokoić. W tym przypadku prawdopodobnie rozwaliłby pół więzienia, ale bez swojej grupy obok jest zwyczajnie bezbronny i bez planu na dalsze postępowanie. Szlug dał mu klarowny znak, żeby na ten moment siedział cicho. Tak zrobił. On natomiast otworzył drzwi i strzelając we wszystko co popadnie patrzył na ciężko oddychającego Erwina. On w odwecie uśmiechał się słabo. Kiedy reszta drogi była już wolna Szlug przyciągnął go ponownie do siebie i biorąc go na ręce biegł na główne wyjście. Oczywiście dalej zagrażało im dostanie kulki w plecy, ale lepiej uciec w trakcie strzelaniny, niż zostać tu i radzić sobie samemu.

— Klucze. — złotooki wycelował broń w tył głowy strażnika, który akurat stał za rogiem i nieświadomy niczego przeładowywał magazynek. Szlug zaśmiał się pod nosem i pomógł Erwinowi w przeszukiwaniu kieszeni klawisza. Nie było to łatwe. Dlaczego te pachołki zawsze muszą mieć pięćset tych kieszonek i jeszcze w każdej coś trzymają. Ostatecznie po chwili odczepili je od paska i uciekli bocznymi drzwiami.

  Za nimi nie było nikogo. Żadnych więźniów, strażników. Cisza i pustka. Brunet odetchnął z ulgą i włożył pistolet do kieszeni. Erwin zrobił to samo. Rozsuwane wrota dały im przepustkę na wolność. Uczucie ciężkości tak nagle jakby spadło. Nie siedzieli za niewinność, ale wina uszła z nich, jak powietrze z przebitego balonika. Nareszcie mogli zobaczyć coś innego, niż szary materac i brudny spacerniak. Świat jakby nagle nabrał więcej kolorów i uczuć. Brunet zgasił peta o marmurową ścianę i nabrał w płuca świeżego powietrza. Pachniało kwiatami i zaskakująco czymś innym, niż pot i krew. Srebrnowłosy dotrzymując obietnicy dalej szedł krok w krok za nim. Mógł iść w kompletnie inną stronę, ale postanowił zostać. Zostać jeszcze na chwilę. Na te końcowe sekundy.

— To była cudowna przygoda... Księżniczko. — zagadał prześmiewczo brunet. Odwiązując czarną bluzę ze swojego pasa nałożył ją na barki przyjaciela. — Nie zapomnij o mnie, jak już wrócisz do swoich.

  Takiego pożegnania obawiali się najbardziej. Jedyni ocaleni muszą rozstać się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Erwin był bliski płaczu. Pierwszy raz pokazał coś innego, niż wymuszona wyższość. Tuląc się do niego wytarł łzy w jego wystające obojczyki. Szlug zatopił delikatnie palce we włosy Erwina. On też zrozumiał co przeżyli przez ten czas. To nie była tylko zwykła odsiadka. Zawsze mogli siedzieć w ciszy i przeczekać, aż całe piekło się skończy. Jednak oni postanowil zrobić krok dalej i razem trzymać się blisko, jak papużki nierozłączki. Brunet odsunął się od niego i łapiąc go spokojnie za szczękę pocałował jego różowawe usta. Smakował, jak można byłoby się spodziewać, papierosami. Erwinowi wcale to nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się do ich woni. Teraz już zawsze będą mu przypominać tylko jego. Po wszystkim brunet tylko się uśmiechnął i cmoknął raz jeszcze w nos złotookiego.

— Ja już rzucam palenie. Masz na drogę. — Szlug wyciągnął z kieszeni zawiniątko z papieru, obwiązane gumką. — To mój ostatni papieros. 

➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵
Siem. Coś nowego ode mnie xDD Podoba mi się to. Chill fik z epizodyczną postacią peepi Klasycznie zapraszam na mojego insta 33soyek. Snapchata s0yek . Twittera ItzSoyekHun i mojego discorda Soyek #9541

1138 słów

~Soyek
➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro