༝྾ ⅤⅠ ྾༝

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozmowy nagle ustały, kiedy weszli do obozowiska.

Porażająca cisza była nie do wytrzymania i jakby na niewypowiedzianą prośbę Nerissy żołnierze zaczęli szeptać. Ich spojrzenia były nie do zniesienia. Z łatwością rozpoznawała tych, którzy darzyli ją szacunkiem i tych, którzy mieli ochotę skrócić jej żywot. Zaczynała żałować, że nie odeszła, kiedy była na to szansa. Teraz już za późno.

Za bardzo pragnęła odnaleźć swoich bliskich i wierzyła, że współpraca z Allarczykami jej w tym pomoże. Drugą sprawą było sumienie, które gryzło ją od momentu, kiedy dotarło do niej, że zabiła niewinnych ludzi.

Przemarsz zdawał się nie mieć końca. Do ogólnego bólu ciała dołączyła głowa, którą uderzyła w ziemię za sprawą generała. Uda piekły ją niesamowicie po tym nagłym zrywie z namiotu i poczuła się senna. Dłonią zasłoniła usta podczas ziewania i spostrzegła wtedy, jak bardzo je ubrudziła, a miejscami nawet naderwała. Ścisnęła je w pięści, sprawdzając ich stan. Z zadowoleniem przyjęła fakt, że praktycznie nie czuła żadnego oporu. Może nie wyrządziła sobie aż tak wielkiej krzywdy, jak się spodziewała?

W końcu stanęli przed jednym z większych namiotów. Po chwili wyszedł z niego dostojnie prezentujący się mężczyzna. Dowódca, przemknęło jej przez myśl. Falowane brązowe włosy układały się mu na lewą stronę, kiedy się do nich zbliżał, a dopasowany mundur zdobiły królewskie insygnia, które Nerissa znała z ksiąg. Karmazynowa peleryna falowała na wietrze, dodając mężczyźnie majestatu.

Nagle spanikowała, bo nie wiedziała, jak powinna się zachować. W teorii Posłannicy nie podlegali żadnemu z królestw; powinni wybrać to, któremu będą służyć dopiero po ukończeniu szkolenia, ale w praktyce Nerissa nigdy nie dowiedziała się, czy naprawdę to tak wyglądało.

Zachwiała się i niezgrabnie skłoniła, na co Firyon zareagował cichym parsknięciem, a po kilku uderzeniach serca tknął ją łokciem w ramię, by się wyprostowała.

Przedstawiciel korony rozejrzał się uważnie wkoło.

— Wprowadź Posłanniczkę do środka — rozkazał niskim głosem.

Odwrócił się do nich plecami i zniknął za połami czerwonego materiału. Następnie przyszła kolej Nerissy, ale zatrzymała się w połowie drogi i z wahaniem zwróciła do Firyona. Ten, w obawie, że znów zechce mu uciec, chwycił ją mocno za ramię.

— A jeśli mnie zabije? — szepnęła Posłanniczka z trwogą.

Nie zapomniała o tym, że była osłabiona. Robiła dobrą minę do złej gry, kiedy przemierzała z generałem obozowisko, ale nogi miała jak z waty i marzyła o tym, żeby usiąść. Gdyby teraz przyszło jej się bronić, wątpiła w swoje zwycięstwo.

— Nie zabije. Nie masz czego się bać — zapewnił ją i delikatnie pchnął, więc się poddała.

Wkroczyła pewnie do zaciemnionego pomieszczenia.

Namiot już z zewnątrz wyglądał na wielki, a wewnątrz jego centralna strefa musiała służyć do narad lub ważniejszych przesłuchań, jak w przypadku Nerissy. Mieścił się tu niewielki stół, a wokół niego ustawiono pnie pełniące funkcję krzeseł. Zauważyła także kilka skrzyń, zbroję, broń oraz dwa zasłonięte przejścia, ale nie miała czasu zastanowić się, co się za nimi kryło.

— Usiądź — zwrócił się do niej — i mów.

Kiedy zajęła wskazane miejsce, ze zmarszczonym czołem spojrzała na dowódcę. Zasiadł po przeciwległej stronie stołu i wsparł się o niego przedramionami, pozostając w pozycji lekko pochylonej. Jego spojrzenie mogła opisać jako przenikliwe, uważne, oceniające. Jeśli mrugał, to bardzo rzadko, w przeciwieństwie do Posłanniczki, co tylko idealnie odzwierciedlało to, jak mocno się stresowała.

Dotąd za wszelkie przewinienia odpowiadała przed michami i zdecydowanie nie określiłaby tych wspomnień jako przyjemne. Owszem, miała skłonności do nieposłuszeństwa, a z czasem, gdy kary stawały się coraz to surowsze, w końcu się poddała. Można powiedzieć, że nawet bała się jakiejkolwiek konfrontacji, ale nigdy by nie pomyślała, że przełoży się to na jej obecną sytuację.

Ale przecież... zawsze mogła znaleźć sposób na ucieczkę, tak? Oczywiście, gdyby chcieli jej coś zrobić. Nie mogła zapomnieć, że przede wszystkim chodziło o jej zaangażowanie w wojnę, które już zadeklarowała. Myśląc o tym, uspokoiła się. Przecież mogła stawiać warunki i kiedy tylko sobie uświadomiła, odzyskała pewność siebie.

— Milczenie nie będzie dobrym rozwiązaniem — uprzedził. — Dlaczego przybyłaś na wojnę? Eshvar wyraźnie odmówił nam pomocy. 

Eshvar był najwyżej postawionym duchownym w Zakonie i wspomnienie jego imienia sprawiło, że zabiło jej mocniej serce. On oraz dwóch wyznaczonych przez niego mnichów podejmowali decyzje w sprawach najwyższej wagi.

— Odpowiem na wszystkie pytania, jeśli dasz mi słowo, że mnie nie zabijesz — postawiła warunek, zaciskając usta tak mocno, że zaczęła dość głośno oddychać nosem.

Dowódca wyprostował się i zerknął przelotnie na Firyona.

— Możemy zaufać Nerissie — odpowiedział. — Nie miała pojęcia o wojnie i mam podejrzenia, że pozostali Posłannicy także. Coś mi tu śmierdzi, Elionie, i powinniśmy wspólnie dowiedzieć się, jakie jeszcze tajemnice trzyma przed nami Zakon.

Elion Kestros, najstarszy syn Allarskich władców Eavy i Oriona, przypomniała sobie. Choć miała świadomość, że zwykle król lub jego synowie piastowali funkcję dowódcy wojska, to i tak Nerissa była w lekkim szoku. Spodziewała się stanąć przed obliczem króla, ale fakt, iż nim nie był, delikatnie ją pocieszył. Według niej wysyłanie na wojnę swojego dziedzica było największą możliwą głupotą, ale kto wie, może to ona źle do tego podchodziła? Może to był idealny moment, aby syn dowiódł swojej wartości, triumfując w walce?

— Nerissa — powtórzył dowódca. Zmrużył oczy. — Całkiem ładne imię, silne. Powiedz, czy to, co mówi Firyon, jest prawdą?

Dlaczego zwracają się do siebie po imieniu?, zastanowiła się wpierw, nim zdecydowała się odpowiedzieć.

Odetchnęła ciężko i przymknęła powieki. Nie mogła uciec. Nie, bo na pewno na zewnątrz już czeka co najmniej tuzin żołnierzy, gotowych ją zatrzymać; i nie, ponieważ złożyła Firyonowi obietnicę, a on złożył jej. Nerissa nie była osobą, która ot tak łamie dane słowo.

— Tak, to prawda — zaczęła. — Mnisi zawsze byli tajemniczy i surowi, szczególnie jako nauczyciele, a my baliśmy się pytać, więc kiedy oznajmili, że adepci już nie będą wysyłani po zapasy do wioski, przyjęliśmy to do wiadomości. Myślę, że nie chcieli, byśmy usłyszeli o wojnie od ludzi — mówiła, starając się dobrze dobierać słowa i opowiedzieć wszystko jak najkrócej. — Kucharki pracujące w Zakonie też niczego nie mówiły, nawet nie szeptały. Być może im zakazano...

— Więc dlaczego tutaj jesteś? — powtórzył i Nerissa nie potrafiła ocenić, czy w jego głosie pojawiło się zniecierpliwienie, czy może była to tylko jej wyobraźnia. Przełknęła ślinę.

— Bo zauważyłam, że Posłannicy, którzy opuścili mury Zakonu, nigdy do niego nie wrócili. — Nie dowierzała, jak trudno było jej o tym mówić, wiedząc, do czego zaraz będzie zmierzać. — I nie mogłam wytrzymać, kiedy nagle zniknęli moi przyjaciele. Bez słowa, bez pożegnania, a to nie w ich stylu. Nawet jeśli mnisi zleciliby im tajną misję, nie ukrywali by tego przede mną.

Elion mierzył ją wzrokiem spod przymrużonych powiek. Złożył razem dłonie przed twarzą, częściowo ją przysłaniając. Nerissa myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.

— Kontynuuj, proszę — zachęcił ją w końcu.

— Uciekłam, żeby ich odnaleźć. — Urwała, bo zastanowiła się, czy powinna mówić o rozmowie z mistrzem Urlichem, czy może będzie lepiej zachować ją dla siebie. Musiała szybko podjąć decyzję i nie zdradzać niczego twarzą. — Ruszyłam do wioski, do której drogę znałam, a w niej usłyszałam o wojnie. Pomyślałam, że to tam mogę znaleźć nie tylko moich przyjaciół, ale i pozostałych Posłanników. Byłam pewna, że mnisi nie chcą chaosu pośród młodych, dopiero szkolących się adeptów, dlatego nie mówią o konflikcie na głos.

Książę ani razu nie zechciał jej przerwać i wreszcie się rozluźniła.

Najchętniej oparłaby o coś plecy, ale pniaki na to nie pozwalały. Odchyliła się, zwiększając nieco dystans między sobą a Elionem, choć niewiele jej to dało prócz komfortu psychicznego. Jakby nie patrzeć nadal dzielił ich stół.

— Teraz już wiesz, że twoich przyjaciół tu nie ma. Co więc zamierzasz? — drążył.

Wtedy Firyon postanowił się wtrącić.

— Zawarłem z Posłanniczką pewien układ — odpowiedział dowódcy. — Wszyscy widzieliśmy, jaką siłą dysponuje dziewczyna, a obaj dobrze wiemy, Elionie, że właśnie jej nam potrzeba. Nerissa pomoże nam w walce, a my spróbujemy dowiedzieć się, co ukrywa Zakon. Pomyśl tylko, Posłannicy znikają, ale nie ma ich na wojnie, nie wracają też do klasztoru — podkreślił. — Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, w końcu nam także zależy, by dowiedzieć się, co knują mnisi.

Generał wpatrywał się wyczekująco w dowódcę. Zaintrygowany książę wyprostował się, po czym skrzyżował ręce na piersi. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić, choć przyłączenie się do ich sprawy Posłanniczki uważał za niezwykle korzystny obrót spraw. To mógł być dobry argument, ale nie wystarczający, ponieważ w jego głowie ciągle kotłowała jeszcze jedna myśl.

Elion spojrzał Nerissie prosto w oczy.

— Gdybyś do nas dołączyła, byłby to układ idealny, ale nie mogę zignorować faktu, że zabiłaś kilku moich ludzi. Szeregowi też nie chodzą zadowoleni i domagają się sprawiedliwości. Chciałbym zadać ci jedno pytanie. — Książę zrobił długą pauzę. — Żałujesz, Nerisso?

Posłanniczka czuła, że serce chciało dosłownie wyskoczyć jej z piersi. Trudno jej było oddychać, a co dopiero myśleć trzeźwo. Nie wiedziała, co gorsze; oczekiwanie na wymierzenie kary przez mnichów, czy stanie przed obliczem przedstawiciela królewskiej krwi?

Firyon wcale jej nie uspokoił, kiedy zapewnił, że nic jej nie grozi. Niczego nie mogła być przecież pewna. Tak naprawdę nie znała tych ludzi; widziała ich po raz pierwszy i mało tego, niechcący spaliła im kilku lub kilkunastu żołnierzy, jakkolwiek źle by to nie brzmiało, ale było prawdą. Chciała dobrze. W zamierzeniu miała wybicie dziwnych mutantów w pień i wyszła z założenia, że praktycznie wszyscy Allarczycy opuścili pogorzelisko.

Ogromnie się pomyliła i może gdyby nie dopuściła do przeciążenia, ci ludzie by żyli.

— Tak, żałuję — powiedziała w końcu i spuściła głowę. Zaczęła miąć w dłoniach kawałek ubrania. — Naprawdę nie chciałam śmierci tych ludzi. Arkhalle zabiły wnuki pewnej starszej pani, bo zapuściły daleko w las w pobliże wioski Meitar. Uznałam, że to bardzo niesprawiedliwe ze strony władcy Tarherianu, by pozwalał tym bestiom zabijać niewinnych... To one były moim celem — wyjaśniła, z powrotem unosząc głowę. — Miałam też nadzieję, że jeśli moi przyjaciele tutaj będą, to właśnie na froncie odpierać ich ataki. Potem ruszyły na mnie arkhalle i nie wiele poza nimi widziałam, a ogień zaczął wymykać się spod mojej kontroli i...

Umilkła. Przełknęła z trudem ślinę.

— I? — ponaglił ją Firyon, spoglądając na nią z zaciekawieniem.

— Dopuściłam się przeciążenia — wyznała w końcu. — Nie zabiłam ich z premedytacją. Po prostu zużyłam zbyt wiele siły, czego moje ciało nie wytrzymało, dlatego nastąpił ostateczny wybuch mocy.

Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zmarszczonymi czołami.

— Czym jest przeciążenie? — zapytał Firyon.

Nerissa wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki.

— Chyba powinnam zacząć od tego, że każdy Posłannik ma ograniczenia. Podczas walki czerpiemy z mocy otrzymanej przez bogów i im więcej jej zużywamy, tym bardziej nasze ciało przeciąża się na skutek jej użytkowania. To właśnie stało się wczoraj. Arkhalli było zbyt wiele, dlatego podjęłam decyzję, żeby pozbyć się za jednym zamachem, choć wiedziałam, że przeciążenie prowadzi do śmierci także Posłannika — wydusiła w końcu, a kiedy z jej ust padła ostatnia część zdania, napięła z nerwów wszystkie mięśnie w swoim ciele. Zdała sobie sprawę, jak bardzo ważny szczegół im zdradziła na temat osób jej pokroju.

— W takim razie dlaczego jeszcze żyjesz? — zapytał głupio sam książę, nie dowierzając.

Nerissa podrapała się nerwowo po potylicy i wzruszyła ramionami.

— Nie mam pojęcia... może odkryję to w swoim czasie? A... a może to bogowie postanowili utrzymać mnie przy życiu z jakiegoś powodu?

Zastanawiała się, dywagowała, bredziła wręcz, bo nie wiedziała, jaką dać im odpowiedź. Nie znała właściwej. Dla niej samej ta sytuacja była iście groteskowa.

— Dobrze, może... może wróćmy do tematu waszego układu — powiedział zdezorientowany Elion, przechodząc wzrokiem od Nerissy do Firyona i z powrotem. — Pokazałaś nam, jaką siłą dysponujesz.. Odbiła się ona też na moich ludziach. Tylko niewielu potrafi dostrzecdobre strony tej sytuacji i choć nadal nie jestem pewien, czy mogę ci zaufać, chcę podtrzymać ofertę Firyona — wyznał książę z powagą. — Rozmawialiśmy o tobie jeszcze zanim dopuściłaś się ucieczki. Chcę, byśmy sobie wzajemnie pomogli. Zakon Posłanników od zawsze mi śmierdział.

— Drugą sprawą jest to, jak wiele mówi się o Posłannikach, a jak mało w rzeczywistości się ich spotyka — dodał Firyon.

— Od kilku lat nie widziano praktycznie żadnego. Według waszego kodeksu macie tułać się po świecie i nieść pomoc tam, gdzie jej potrzeba. Dlaczego więc nigdzie was nie widać, a szacowni mnisi odmawiają pomocy na wojnie, która zbiera żniwa w postaci śmierci niewinnych?

Nerissa milczała, bo znów nie wiedziała, co mówić. Ona też niczego nie rozumiała z tego wszystkiego. Czuła się oszukana przez mnichów i miała za złe Urlichowi, że wolał milczeć, niż podzielić się z nią czymś ważnym, co mogłoby jej pomóc podczas poszukiwań przyjaciół.

Elion przymknął powieki, a palcami chwycił się za garb nosa i trwał tak długo w zadumie, myśląc. Posłanniczka spoglądała z nadzieją na generała, ale ten nie potrafił powiedzieć jej nic. Czekał, tak samo jak ona, aż książę podejmie decyzję.

— Niepodważalne jest to, że musisz być nieustannie pilnowana. Ty będziesz za to odpowiedzialny, Firyonie, skoro zawarłeś z nią układ — przemówił w końcu, ale każde słowo wypowiadał powoli, akcentując każde postanowienie. — Ale to dla żołnierzy będzie zbyt mało, dlatego złożysz przysięgę — zwrócił się bezpośrednio do niej.

— Przysięgę? — zdziwiła się.

— Tak. Przyrzekniesz wierność królestwu, obiecasz chronić koronę, towarzyszy broni, a także całą społeczność Allaru. Jeśli bogowie byli w stanie podarować komuś tak niesamowitą moc, nie pozwolą ci złamać danego słowa. Chcę być pewny, że nie znikniesz nagle podczas ataku i nie zostawisz nas na pastwę losu — wyjaśnił jej.

— Wątpię, by bogom chciało się ingerować w sprawy śmiertelnych. Musicie mi po prostu zaufać — powiedziała z lekkim westchnieniem. — Naprawdę chcę pomóc. Nie zabiłam nikogo z premedytacją, to było... niezależne ode mnie.

— Ludzie potrzebują zapewnienia, że pozbawienie tych ludzi życia nie uszło ci na sucho. Przysięga złożona w obliczu bogów jest najlepszym rozwiązaniem. Zawsze mówiono nam, że Posłannicy mają służyć społeczeństwu i mu pomagać, więc jak myślisz, co sobie pomyśleli po twoim wielkim występie, kiedy zdali sobie sprawę, że kogoś brakuje pośród nich?

Nerissa spuściła lekko głowę.

— Myślę, że tę kwestię mamy już ustaloną, więc przejdźmy dalej. — Książę poprawił się na miejscu. — Namiotów nie mamy na tyle, byś mogła posiadać własny, więc na razie będziesz go dzieliła z generałem.

— Słucham?! — oburzyła się.

— Zdziwiona? — Książę spojrzał na nią, jak na głupka. — Powiedziałaś, że musimy ci zaufać, ale wpierw musisz mi udowodnić, że z czystym sumieniem mogę to zrobić. Do tego momentu nie pozostawię cię bez opieki, o czym już wspominałem. Będziesz trzymać się Firyona, a on będzie miał oko na ciebie. Pamiętaj, że nie tylko moje zaufanie musisz zdobyć, ale przede wszystkim moich żołnierzy.

Zaciskała szczękę tak mocno, oczywiście niezadowolona z takiego obrotu spraw, aż zaczynały boleć ją zęby, a dodatkowo niemiłosiernie pulsowała jej głowa. Zmrużyła oczy, wyraźnie gromiąc dowódcę wzrokiem, ale on nic sobie z tego nie robił. Sam wbijał w nią swoje spojrzenie i mogłaby przysiąc, że zauważyła lekko unoszące się kąciki jego ust. Zaczynała odczuwać, że to „przymierze" stało się korzystniejsze dla Allaru, a nie dla niej samej.

Nagle pomyślała, że dała się wrobić i wcale jej tu nikt nie pomoże.

Spojrzała po chwili na Firyona i jego mina sprawiła, że Nerissa spokorniała.

Przypomniała sobie, jak bardzo zdesperowany był, kiedy prosił ją o pomoc. Miała ogromną nadzieję, że przyświecał im choć podobny cel; ochrona niewinnych. Posłanniczka nie mogła przestać myśleć o biednych dzieciach, które straciły życie oraz wszystkich pozostałych ofiarach.

Nerissa nigdy tak naprawdę nie miała możliwości sprawdzić, czy była osobą empatyczną. Zakon z całą pewnością nie tworzył rodziny, mimo to poczuła ogromną potrzebę stanąć w obronie ludzi, którzy tej rodziny mieli i nie potrafili obronić ich przed złem.


༝྾⚔྾༝

Jak myślicie, współpraca z księciem Allaru oraz panem generałem wyjdzie Nerissie na dobre? Czy żołnierze zaakceptują ją jako swoją sojuszniczkę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro