➪𝐍𝐢𝐞 𝐙𝐞𝐩𝐬𝐮𝐣 𝐓𝐞𝐠𝐨!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły mnie liczne promienie słońca, wpadające do pomieszczenia i odbijające się od jasnych ścian. Słońce po burzy było na tyle przewidywalne, że nawet się nie zdziwiłem. Zasłoniłem oczy ręką i odwróciłem się w drugą stronę. Uchyliłem powieki rozglądając się po pokoju. Wstałem powoli z łóżka, spoglądając na leżący na ziemi telefon. Podniosłem go i poszedłem do kuchni. 

- Hej. - Przywitał się uśmiechnięty Will, gotujący - jeśli się nie mylę - jajecznicę. 

- Cześć. - Odpowiedziałem, oddając lekko uśmiech. 

Spojrzałem na telefon i przycisnąłem guzik służący do włączenia. Po kilku sekundach telefon się uruchomił. Najwyraźniej musiał wyłączyć się gdy uderzył o ziemię. 

- Jak się czujesz? - Zapytał sypiąc na patelnie trochę pieprzu. 

- Zdecydowanie lepiej niż wczoraj. - Powiedziałem siadając na blacie. 

- Słuchaj, wybacz, że poszedłem do niego bez twojej wiedzy, ale nie mogłem patrzeć jak obaj cierpicie i nie potraficie nic z tym zrobić. Może teraz, gdy już wiesz, że mu na tobie zależy, spróbujesz to naprawić. - Odparł odwracając się w moją stronę. 

- Skąd mam pewność, że go do tego nie zmusiliście? - Zażartowałem, a Wilbur pokręcił głową udając niedowierzanie.

Miałem na tym skończyć rozmowę i iść się ogarnąć, ale Will miał jak widać inne plany.

- Napiszesz do niego? - Zapytał wyłączając gaz i wyciągając talerze z szafki na dole.

- Nie wiem. - Odpowiedziałem szczerze. Nie byłem pewny czy dam radę.

- Karl.. Co mam jeszcze zrobić żeby wam pomóc. - Powiedział prawdopodobnie załamany moim zachowaniem.

- Will zrobiłeś bardzo dużo i jestem Ci za to mega wdzięczny, ale po takim czasie to nie jest proste. Muszę sobie najpierw przyswoić informacje, że on w ogóle o mnie pamięta. - Mruknąłem, tym razem wychodząc z kuchni.

- Jak ma się okazje to się korzysta! Nie zepsuj tego! - Krzyknął za mną.

Jasne.. Zepsuje, tak jak ostatnio, wolę nie próbować.

Wróciłem do pokoju postanawiając wziąć prysznic. Nie było to może zbyt miłe, zważając że Wilbur zrobił nam "kolację", ale czułem się brudny po kilku godzinach spania. 

Po wzięciu prysznica wróciłem do kuchni i usiadłem przy blacie. Will od razu podał mi jedzenie i usiadł z drugiej strony. 

- Nie odpuszczę Ci póki się nie zgodzisz. - Powiedział. - Wiem, że obwiniasz się o to co się stało rok temu, ale jak widzisz on Cię kocha, nie możesz tego zaprzepaścić. 

- Wilbur, gdybym był w stanie, to pewnie już byłbym pod jego domem. - Odparłem biorąc do ręki widelec. 

- To co jeszcze tu robisz? - Zapytał.

- Gdybym był w stanie. - Powtórzyłem z naciskiem. 

- Nie rozumiem Karl. Tęsknisz za nim cały czas, kilka dni temu dałbyś wszystko żeby się z nim spotkać, a teraz - kiedy masz szansę, wolisz siedzieć w domu i udawać, że niczego nie słyszałeś. Wybacz mi ton w jakim się do ciebie zwracam, ale mam dość patrzenia jak cierpisz. Pomogłem Ci bardzo i ty o tym wiesz, teraz czas żebyś zrobił coś samodzielnie. 

Podniosłem wzrok z talerza i spojrzałem na szatyna, wpatrzonego we mnie poważnym wzrokiem. Zgadzałem się z nim w stu, a nawet dwustu procentach i sam nie wiedziałem co tak naprawdę mnie powstrzymywało. To, że nie widziałem Nicka cały rok i każdego dnia marzyłem o naszym spotkaniu, a teraz gdy miałem pewność, że mnie nie odrzuci, robiłem wszystko żeby do tego spotkania nie doszło, było co najmniej dziwne.

- Przepraszam. Daj mi po prostu trochę czasu. - Westchnąłem cicho, zabierając się do jedzenia. 

- Jasne, jak sobie chcesz. - Powiedział niezadowolonym głosem, jednak na jego twarzy był szeroki uśmiech, jakby właśnie na coś wpadł.

Nie zwróciłem na to większej uwagi i zacząłem spożywać swój posiłek. 

Po zjedzeniu naszej kolacji Will stwierdził, że musi się zbierać. Odprowadziłem się razem z nim do przedpokoju, bo tak i patrzyłem jak ubiera buty. 

- Przyjdź jutro o osiemnastej do naszej ulubionej restauracji. Ładnie się ubierz. - Powiedział wychodząc z domu.

- Okej..? -

✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯✯
POLSAT?????????

u kinda smell, like a baaka

przepraszam, sapnap stan, jestem simpem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro