2. Zburzenie muru bezpieczeństwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jak zwykle śniadaniu na stołówce towarzyszył gwar. Jednak po chwili został on przerwany przez jedną z moich współlokatorek, Monicę:

— Ekhem, cisza!! — zanim jednak cała ta ferajna się uspokoiła, dziewczyna chyba zdarła sobie gardło. — Mam dla wszystkich ważne ogłoszenie. Nasza kochana Alyss kończy dziś piętnaście lat!! Mam nadzieję, że złożycie albo już złożyliście jej życzenia. Jeśli nie, będziecie mieli ze mną do czynienia.

W tym momencie miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie żebym się zawstydziła, ale po prostu nie znoszę być w centrum uwagi z powodu tak błachych rzeczy jak urodziny, a teraz wszyscy, bez wyjątku patrzyli wprost na mnie. To zdecydowanie utrudniało utrzymanie maski obojętności.

— Monico, proszę abyś usiadła przy stole. — powiedziała spokojnie jedna z naszych wychowawczyń za co byłam jej dozgonnie wdzięczna, niestety nie trwało to długo, gdyż również musiała poruszyć ten temat. — Tak, jak powiedziała wasza koleżanka, Alyssa kończy dziś piętnaście lat, więc z tej okazji organizujemy na hali sportowej coś na wzór imprezy urodzinowej. Odbędzie się ona o godzinie piętnastej, co oznacza iż zajęcia od czternastej trzydzieści zostają odwołane.

To zapewnienie spotkało się z wielką radością podopiecznych ośrodka. Gdy wszyscy ucichli nasza wychowawczyni kontynuowała.

— Natomiast moim drugim, a zarazem ostatnim ogłoszeniem dla was jest to, że jutro, czyli w piątek o godzinie osiemnastej trzydzieści robimy maraton filmowy, co oznacza, że dziś do godziny dwudziestej drugiej możecie głosować na tytuły filmów, które chcecie obejrzeć. Pamiętajcie jednak, żeby wziąć pod uwagę ograniczenia wiekowe, w końcu w ośrodku są również młodsze osoby. Życzę wam smacznego.

Gdy pani Smith skończyła mówić, wszyscy odpowiedzieli jej smacznego i kontynuowali jedzenie śniadania. Po skończonym posiłku każdy zaczął się rozchodzić do pokoi. Ja poczekałam na Monicę i Victorię, czyli na moje dwie współlokatorki, a zarazem przyjaciółki i wszystkie razem poszłyśmy w stronę pokoju, aby przygotować się na poranne zajęcia. Muszę przyznać, kocham te dziewczyny. Są zabawne i jest z nimi o czym pogadać. Oczywiści jak każdy człowiek mają też swoje wady. Niestety często mnie nie rozumieją. W ośrodku terapeutycznym są dopiero od około roku, natomiast ja tu gniję od sześciu lat. Czasami przed snem przytłaczają mnie myśli, dlaczego tu jestem, czy gdzieś na świecie są moi rodzice i czy chociaż czasami o mnie myślą. Jednak najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że kompletnie nie pamiętam swoich pierwszych dziewięciu lat życia, więc gdybym kiedykolwiek spotkała tych ludzi na ulicy, nawet bym ich nie rozpoznała. No ale takie jest życie. Brutalne i niesprawiedliwe. Są ludzie którzy dorastają w kochającej się rodzinie, wiedzą sporo o swoich korzeniach i na urodziny dostają wymarzone prezenty. Jednak są też ludzie, do których należy moja osoba, którzy nie mają tylu, hmm... Przywilejów? No po prostu nie znają swojej rodziny, nie wiedzą skąd pochodzą i przez to, że nie dorastali w normalnych rodzinach, nie wiedzą jak powinni się zachowywać w relacjach międzyludzkich. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, w końcu to opis całego mojego życia.

- Alyss co ty dzisiaj taka zamyślona? Powinnaś być zadowolona. W końcu masz urodziny, a w ten dzień nikt nie powinien być taki zamulony, jak ty. Widzisz, nawet z tej okazji rymuję. - zaśmiała się Monica, szturchając mnie w ramię.

- Wydaje ci się.

- Zgadzam się z Monicą, jesteś dzisiaj jakaś nieswoja. W sensie ty, to ty, zawsze jesteś jakąś beznamiętna, ale dziś to już przechodzisz samą siebie. Pamiętaj, że jeśli coś cię gryzie możesz się nam wygadać. - powiedziała z troską w głosie Victoria.

- Dziękuję wam, ale nie ma takiej potrzeby. Jak już mówiłam, nic mi nie jest. – odpowiedziałam. – Tak apropo's wiecie jakie teraz będą zajęcia?

- Z tego co się orientuję to ty masz za chwilę zajęcia artystyczne z tą, jak ona ma? Eriką, czy jakoś tak. Natomiast my mamy matematykę – odpowiedziała mi zdegustowana Victoria. – Mega ci zazdroszczę.

- Jenyy, ja też. Błagam cię zamień się ze mną. – zaczęła błagać mnie Monica.

- No cóż, nie znoszę matematyki, więc same musicie się z nią pomęczyć, a teraz przepraszam ale muszę się ogarnąć. – ze śmiechem pokierowałam się w stronę łazienki.

Gdy byłam już w środku wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam szare dresy i zwykły, trochę przyduży T-shirt. Następnie rozczesałam swoje czarne włosy sięgające do ramion i związałam je w luźnego koka. Gdy to zrobiłam wyszłam z pokoju.

Idąc dosyć długim korytarzem zamiast tej zwyczajnej, trochę przytłaczającej ciszy do moich uszu dochodziły ciche, jakby przytłumione szepty. Nic z nich nie rozumiałam. Gdy te zaczęły być coraz to głośniejsze, przystanęłam i przyłożyłam ucho do ściany po mojej lewej stronie. Głosy jednak nie stały się ani o ton głośniejsze. Były nawet odrobinę cichsze. Lekko zirytowana tą sytuacją, która powtarzała się coraz częściej zaczęłam się rozglądać. Nic. Sfrustrowana warknęłam. W tym samym momencie żarówka w lampie nade mną pękła, a ja podskoczyłam przestraszona.

— Cicho... — usłyszałam cichy głos parę metrów dalej i momentalnie się odwróciłam. Dwie dziewczynki patrzyły na mnie jak na wariatkę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, uciekły.

Super... Tego mi brakowało...

Zdenerwowana zignorowałam szepty, które zaczęły coraz bardziej zanikać i pokierowałam się w stronę sali, w której miałam mieć lekcje.

— Witaj Alysso. — od razu przywitała mnie z uśmiechem pani Alice. Victoria nigdy nie miała dobrej głowy do zapamiętywania imion, pomyślałam z lekkim, lecz sztucznym śmiechem. 

— Dzień dobry, powie mi pani co będziemy robić na dzisiejszych zajęciach? — spytałam.

— Jasne, dziś będę chciała żebyście spróbowali narysować czyjś portret z pamięci. Wykonanie ma być jedynie ołówkami.

— Fajnie. — przyznałam. — Jeśli jednak nie ma pani nic przeciwko, zacznę już szkicować. Nie lubię tego tłumu przy półkach z przyborami. 

— Nie ma problemu.

Chwyciłam mój szkicownik i już chciałam rozpocząć rysowanie, ale na moje nieszczęście zaczęli się schodzić pozostali uczestnicy zajęć, więc musiałam chwilę poczekać. Nie znoszę kiedy ktoś porusza się za mną wtedy, kiedy chcę się skupić na zajęciu. Dobra, nie oszukujmy się, po prostu nie znoszę ludzi. Każdy ich ruch potrafi mnie zdenerwować. Na szczęście po paru minutach wszyscy usiedli i zaczęli szkicować swoje prace. Gdy zagłębiłam się w rysowaniu wszystkie złe momenty mojego życia jakoś się ulotniły. Chyba to właśnie dlatego uwielbiałam to robić.

Po godzinie spojrzałam na skończony szkic. Przedstawiał on twarz młodego chłopca, który przewijał się w moich snach odkąd pamiętam. Był on specyficznej urody, lecz dodawało mu to uroku. Lekko azjatyckie rysy twarzy, długie rzęsy i pełne usta oraz ta blada karnacja. Był po prostu ładny, pewnie dlatego go narysowałam. Chciałam już sięgać po miększe ołówki, by zacząć cieniować, gdy do sali weszła wychowawczyni i poprosiła mnie, abym poszła z nią do gabinetu. 

Czyli co, gówniary już były się poskarżyć?

Wstałam niechętnie z krzesła i poszłam za kobietą. Gdy weszłyśmy do pokoju okazało się, że nie jesteśmy tam same. Na krześle, które stało naprzeciw biurka siedział chłopak o blond włosach. W momencie gdy odwrócił głowę nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja dostrzegłam, iż jego oczy są koloru stalowo-niebieskiego. Jako iż sztuka przewijała się w moim życiu odkąd pamiętam, nie mogłam powiedzieć, że był brzydki. Musiałabym po prostu być ślepa, żeby tak uważać. Asymetryczna szczęka, długie rzęsy i blond włosy zaczesane do tyłu, a do tego ostre rysy powodowały, że chłopak wyglądał na dwadzieścia parę lat. Jednak nie zdziwiłabym się, gdyby każda małolata uznała go za ideał. 

- Alyssa? To naprawdę ty? – spytał niepewnie chłopak. Zauważyłam, że był lekko zestresowany. Zdradzało go lekkie drżenie dłoni, którą pocierał kark. 

- Nie chcę być niegrzeczna, ale kim pan jest? - spytałam lekko skołowana, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Blondyn zdawał się wyglądać znajomo, jednak kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Wiecie, dzwoni, w którymś kościele, ale zupełnie nie wiadomo, w którym.

- Tak jak Ci mówiłam, Alyssa kompletnie nie pamięta swojego dzieciństwa. Tym samym ciebie też zupełnie nie pamięta. – odezwała się do niego wychowawczyni. Chłopak popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął, po czym powiedział:

- Mam na imię Harry i cóż, jestem twoim starszym bratem. Wychowywaliśmy się razem.

Gdy to usłyszałam, poczułam lekką złość. Niby takie dzieciaki jak ja marzyły o tym momencie, ale ja nie. Czułam jak wszystko to co udało mi się poukładać przez te cholerne sześć lat zaczęło się walić. Ten chłopak pojawił się znikąd i myśli, że pozwolę mu wejść z buciorami w moje, już i tak zjebane, życie?! Miałam ochotę jak nigdy dotąd, żeby po prostu coś rozwalić. Rzucić czymś o ścianę, móc wyładować tę wewnętrzną złość i frustrację. Jednak mimo tych wszystkich emocji, które rozdzierały mnie od środka, moja twarz pozostała tak samo zimna, jak wcześniej. Niech ten człowiek nie myśli, że jakiekolwiek emocje towarzyszą mi przy tej rozmowie... 


|| Akcja zacznie się od teraz powoli rozkręcać, ale trzeba dać trochę czasu tej fabule! 

Dajcie znać jak wasze odczucia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro