Prolog || odwieszam

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ten sam mały pokoik o błękitnych ścianach. Zabawki jak zwykle były rozrzucone po podłodze i puchatym dywanie, a przez lekko uchylone drzwi wpadały pojedyncze promienie światła. Wszystko wydawało się takie samo jak zwykle. Wszystko oprócz tego jednego chłopca. Jedyne co mogłam dostrzec to jego ciemne włosy oraz te oczy. To one powodowały, że nie czułam ani odrobiny strachu czy niepewności. Dlaczego jednak tak było, nie wiedziałam. Może to wina tego, że były takie jak moje. W sumie gdyby nie jeden aspekt, brzmiałoby to dosyć dziwnie, w końcu wielu ludzi ma ten sam kolor oczu. Nasze są jednak inne... Według niektórych przerażajace... Czasami obcy mi ludzie wytykają mnie palcami i wyzywają od potomka szatana. Nie do końca rozumiem co to znaczy, ale zawsze wtedy wyczuwam od nich niechęć do mnie. Momentalnie jednak ta niechęć zmienia się w strach, bo zaczynam odczuwać smutek, a oni to widzą...

Niespodziewanie chłopiec poruszył się niespokojnie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Przez chwilę mrok znajdujący się w rogu pokoju rozświetliło czerwonego światło, jednak momentalnie zgasło, a on posłał mi lekki uśmiech.

— Emm... Hej... — odezwałam się niepewnie.

Chłopak jak zwykle milczał, ale lekko przechylił głowę na bok i zrobił krok w moją stronę. Jednak w momencie gdy na korytarzu rozległ się głos mojej mamy, on cofnął się i zaczął wpatrywać się w drzwi. Przez tą momentalną zmianę zachowania chciałam do niego podejść, lecz wtedy do mojego pokoju weszła mama, a za nią dwójka obcych mi mężczyzn w białych fartuchach.

— Skarbie... Masz już osiem lat, a to za dużo jak na wymyślonych przyjaciół, nie uważasz? Przecież w szkole jest tyle miłych dzieci. Czemu nie pobawisz się z nimi? Razem z tatą nas to martwi. — powiedziała.

— Ale on nie jest wymyślony! — odpowiedziałam płaczliwym, lecz zdenerwowanym tonem. Dla kogoś kto patrzyłby na to z boku, wydawałoby się, że jestem rozpieszczonym dzieckiem i chcę coś wymusić. Ja jednak oczekiwała jedynie wiary w moje słowa. — On tam stoi, popatrz! — wskazałam na tajemniczego chłopca. Kobieta jednak to zignorowała i skinęła osobą stojącym za nią. Oni już po chwili stali obok mnie i mocno trzymali za ramiona. Zaczęłam się wyrywać, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

— Alysso... Jesteś chora, oni ci pomogą, a przy tym nie będziesz ranić swoich bliskich i ośmieszać rodzinę na oczach wszystkich. — powiedziała moja mama, a jej twarz nie wyrażała żadnej emocji.

Czułam wtedy wielki żal i nienawiść do niej. Może i to dziwne, w końcu byłam tylko ośmioletnim dzieckiem. Jednak moje uczucia były wtedy tak silne, jakby należały do osoby dorosłej. Następne wydarzenia przebiegały jakby w zwolnionym tempie. Do pokoju wbiegł mój jedenastoletni brat i krzyczał błagalnym tonem by mnie zostawiła, bo w końcu nie zrobiłam nic złego. Z dalszych krzyków już nic nie rozumiałam. Wszystko zaczęło się łączyć w jedną całość w momencie gdy poczułam coś chłodnego na szyi. Po chwili przed oczami zaczęłam widzieć ciemne plamy. Ostatnie co udało mi się ujrzeć, to tego chłopca. Jego prawa tęczówka była czerwona, a kłykcie zbielały od zaciskania pięści.


|| Wreszcie odwiesiła to opowiadanie, ale jako, że po przeczytaniu całości, nie byłam z niej zadowolona, cofnęłam publikacje i wszystko poddam zmianom.

Mam nadzieję, że ktoś znowu będzie to czytał!

Odwieszenie: 28 czerwca 2021 r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro