Póki śmierć nas nie rozłączy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Normalnie - VictoriaSnape2004

Kursywa - no ja. XD

- Mam już dość takiego traktowania!- krzyknęła Ane do mężczyzny, który siedział spokojnie w swoim fotelu z książką w rękach. - Wiedziałam, na co się pisze, ale nie zdzierżę tego, że traktujesz mnie jak powietrze! - Severus leniwie podniósł głowę i spojrzał na rozgniewaną kobietę.

- Mówiłaś coś? - spytał od niechcenia, wracając wzrokiem do książki. Nie chciał jej tego robić, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Nie chciał się za bardzo do niej przywiązać. Bezpieczniejsza była jak go nienawidziła. Chociaż Severus obawiał się, że już to się stało.

- Jesteś zwykłym dupkiem, który nie interesuje się niczym więcej niż czubek własnego nosa. Odchodzę, bo w tym chorym związku, to tylko ja się staram.- powiedziała brunetka ze łzami w oczach. Miała dość, że mężczyzna jej życia tak ją traktuje. Dla niego poświęciła wszystko, co było jej drogie. Odwróciła się w stronę schodów, po których wbiegła na samą górę i zatrzasnęła za sobą drzwi do sypialni. Podeszła do szafy, z której wyciągnęła walizkę.

Severus odchylił głowę do tyłu, słysząc trzask drzwi na piętrze. On też nie pchał się do tego małżeństwa. Zrobił to tylko dlatego, że matka nalegała. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Przez ostatnie tygodnie jakoś udawało im się przeżyć ze sobą w jednym domu, ale ostatnio było gorzej. Severus przetarł dłonią twarz. Może faktycznie przesadził. Ostatnio trochę ją ignorował, wytrwale trwając w swoim postanowieniu, by nie przywiązać się do niej. Może przesadził. Mężczyzna wstał z fotela, odkładając książkę. Powędrował schodami na górę. Zatrzymał się przed drzwiami pokoju żony. Słyszał odgłosy pakowania ubrań. W tej właśnie chwili Severus coś poczuł. Nagle nie chciał, by odchodziła. Stało się. Jego postanowienie diabli wzięli. Zapukał.

Usłyszała pukanie do drzwi. Wiedziała, że tam stał i czekał, aż go wpuści. Ale kobieta to zignorowała, pakując ostatnie swoje rzeczy. Ona również nie chciała tego małżeństwa, ale przynajmniej się starała, żeby było inaczej. Pokochała go, mimo jego okropnego charakteru, który czasami przyprawiał ją o ból głowy. Ale nigdy nie pozwoli i nie zaakceptuje, że ktoś ją ignoruje. Wzięła do ręki ciężką walizkę i otworzyła drzwi. Stał tam. Stał, wpatrując się w nią swoimi czarnymi tęczówkami.

- Co robisz? - zapytał wpatrując się w walizkę.

- Wynoszę się z tego przeklętego domu, jak i od ciebie.- odparła, popychając go lekko, żeby wyjść.

Jej gest na nic się nie zdał, bo mężczyzna ani drgnął, a jej drobna postura, nawet jeśli w groźnej postawie nie miał z nim szans.

Przystawiła swoją różdżkę do jego gardła, wpatrując się w niego z nienawiścią. Pragnęła w tym momencie tylko tego, żeby pozwolił jej odejść.

Severus nadal stał w miejscu, nie odsuwając się ani o centymetr. Wiedział, że go nie przeklnie. Była zbyt jasna i dobra, by to zrobić. Dbała o życie nawet największego wroga.

- Żałuje tego, że nie mogłam być na miejscu Lily, kiedy ją nazwałeś "szlamą". Żałuje tego, że nasi rodzice nas zeswatali ze sobą. Żałuje, że przy najbliższej okazji nie uciekłam.- warknęła, wpatrując się prosto w jego oczy. Nie miała innego wyjścia. Musiał to powiedzieć, żeby ją znienawidził.

Severus patrzył na Ane prostym spojrzeniem. Wiedział, że jest zła. Wiedział, że mówi to w gniewie, by zostawił ja w spokoju, ale nie mógł. Nie mógł jej stracić jak Lily. Przywiązał się do niej. Nawet nie wiedział kiedy i jak. Wiedział, że kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy, że każdej jej słowo działało na niego jak ostrze noża wbite w pierś po rękojeść. Nie wiedziała, bo nie pozwalał jej tego zobaczyć. Severus przymknął na moment oczy, zanim ponownie je otworzył. Ale tym razem nie było w nich pustki, ale przez lata tłumione emocje. Mężczyzna natychmiast odwrócił głowę.

Nie chciał, by patrzyła na jego oczy, niegdyś ciągle puste, a teraz oszklone oczy. Z całych sił chciał powstrzymać łzy porażki, które wywołały jej słowa. To była jedna z tych chwil, na którą pozwalał sobie jedynie, gdy był sam z Ognistą Whiskey w czeluściach lochów, gdzie nikt go nie widział.

- Żegnaj Severusie.- mruknęła, ściągając z palca pierścionek, który zbyt wiele jej o nim przypominł. Ane nie miała na tyle odwagi, żeby się na niego spojrzeć.

Severus ani się nie poruszył, ani nie odezwał. Nie ufał sobie, że jego głos nie będzie się łamał, albo nie weźmie jej w ramiona. Tak bardzo pragnął ciepła i światła, ale bał się. Nie ufał, że nie zostanie zdradzony, tak jak zrobiła to Lily, gdy uśmiechała się, gdy Potter ściągnął mu szatę wtedy nad jeziorem. Mało kto był tego świadomy, ale to on dostał pierwszy cios. Dalej stał w przejściu, blokując jej drogę. W tej chwili zrozumiał, że przez te wszystkie tygodnie mieszkania z nią przyzwyczaił się do tego i nie chciał, by go opuściła samego w otchłań bólu i samotności. Nie po raz kolejny. Nie ona.

Nie potrafiła wyjść przez Severusa, który nie chciał jej wypuścić. Zauważyła, że lekko drży, co nie było u niego normalne.

Patrzył spod kurtyny włosów na obraz pierścionka leżącego na jej dłoni. Nie odważył się go wziąć. Jego wizja stawała się coraz bardziej rozmazana. Znów wszystko spieprzył. Potter miał rację. Ten cholerny dupek miał rację. Miał rację, mówiąc, że jest nieudacznikiem. Przynosił ze sobą tylko nieszczęście i smutek. Wszystkim. Nawet sobie. Bam! Pierwsza słona kropla uderzyła o posadzkę.

- Życzę ci naprawdę wszystkiego co najlepsze.- głos jej zadrżał, chowając obrączkę do jego kieszeni od płaszcza. - Nie szukaj mnie.

Czuł jak przeciska się obok niego, ale on nie drgnął.- Zostań... - powiedział cicho, wręcz nie słyszalnie. - Proszę... - słyszał, jak jej kroki się zatrzymały, gdy usłyszała jego łamiący głos. Czemu się oszukiwał? Nie zatrzyma jej. Wszystko zepsuł koncertowo i już nic tego nie naprawi... Nic...

Severus słyszał, jak jej kroki się oddalają. To koniec. Koniec... Mężczyzna nagle krzyknął i złapał się za palące przedramię. To nie był dobry znak. Nigdy w życiu nie doświadczył takiego bólu. Czuł, jak osuwa się po ścianie i jak krew zaczyna spływać po jego brodzie, gdy przegryzł z bólu wargę. Gdzieś w oddali rozległ się trzask rozbijanego wazonu. I głos. Syczący głos rozległ się nawet nie wiedział, czy w naprawdę, czy tylko w jego głowie. -"Zdradziłaś mnie Severusie. Zdradziłeś mnie i zapłacisz za to. Nie ujdzie ci to na sucho. Poznasz zapłatę Lorda Voldemorta za zdradę."

- Voldemort.- szepnęła, trzymając dłoń na klamce, słysząc syczący głos, rozchodzący się echem. Upuściła walizkę, kiedy gwałtownie się odwróciła i pobiegła go krwawiącego mężczyzny.

Severus nie słyszał nic poza szumem krwi w uszach. Nic do niego nie docierało poza ogromnym cierpieniem, jakiego nigdy nie czuł. Nie miał pojęcia, co zrobił Voldemort, ale czuł, a może mu się wydawało, ale czul jak jego szaty nasiąkają krwią, a on sam jest bliski utraty przytomności.

Rzucała na niego wszystkie możliwe zaklęcia uzdrawiające, które znała. Bała się o niego, że może się wykrwawić na śmierć. Tego sobie by sobie nie darowała, gdyby coś mu się by stało. - Proszę cię! Walcz!

Przez mgłę bólu czuł mrowienie zaklęć uzdrawiających, które mieszało się z cierpieniem. Czuł, jak słabnie. Macki czerni i śmierci ciągnęły go w otchłań. Myślał, że to już koniec, gdy do jego umysłu dotarł tylko jedno wezwanie. - " Proszę cię! Walcz!" - Emocjolany głos kobiet, którą przed chwilą myślał, że stracił.

- Proszę...- błagała na wszystko, co było drogie jej sercu. Dotknęła dłonią najpierw jego bladego policzka, a następnie położyła na sercu.- ... Jesteś silniejszy od niego, wyrzuć do ze swojej głowy, wyrzuć!

- "Proszę..." - słyszał rozpaczliwe błaganie, przebijające się przez ciemnokarmazynową chmurę cierpienia. - "Jesteś silniejszy od niego..." - "Bzdura! Jesteś słaby! Nie potrafisz powiedzieć kobiecie, że ja kochasz, aż do chwili, gdy ją stracisz." - szyderczy głos zaśmiał się z niego. - "...wyrzuć go ze swojej głowy..." - wyrzucić? Tak po prostu? - " Jesteś słaby..." - znów ten szyderczy głos. - "Wyrzuć!" - Nie... nie... mogę... - nie wiedział, czy powiedział to na głos, czy tylko w swojej głowie.

- Nie ma rzeczy nie możliwych, wystarczy w nie wierzyć. - szepnęła z lekkim uśmiechem, widząc, że się starał za jej namowami. Pochyliła się ku niemu, całując go w czoło. - Dasz radę.

Mistrz Eliksirów czuł ciepłe wargi na swoim czole, a ciepło zaczęło wypierać chłód. Zrobi to dla niej. Był Mistrzem Oklumencji do cholery! Zaczął budować swoją nową barierę, ignorując mentalny ból, który nie słabł. Wręcz przeciwnie! Rósł z każdą chwilą. Ale jego nowa bariera była mocniejsza od starej, wyciszając cierpienie. Był to obraz Ane. Obraz, który nagle zaczął stawać się mocniejszy i wyraźniejszy.

- I o to chodzi. - wtuliła swoją twarzy w jego szyję, czując, jak się rozluźnia. Udało się.

Severus czuł, jak Ane wtula swoją twarz w jego szyję i się rozluźnił. Pchany impulsem otoczył żonę ramionami, zupełnie jakby miał zamiar zatrzymać ją na zawsze i już nigdy nie wypuścić. Była jego najcenniejszym skarbem. Uświadomił to sobie, dopiero gdy prawie ją stracił. Chociaż raz w życiu miał ochotę podziękować Czarnemu.... VOLDEMORTOWI za atak na swoją osobę. Teraz nie był już szpiegiem.

Wtuliła się w niego, czując się bezpiecznie w jego ramionach. Była z niego dumna, że walczył do samego końca, żeby stworzyć potężniejsze bariery. Skrzywdził ją tym, jaki wcześniej był w stosunku do niej. Ale bardzo go kochała i nie potrafiłaby żyć ze złamanym sercem.

- Przepraszam... - cichy, łamiący szept przerwał ciszę pomiędzy nimi. A przeprosiny w wykonaniu Severusa Snape'a to naprawdę rzadki widok. - Przepraszam, że taki byłem. Nie chciałem tego... bałem się, że jak się do siebie przywiążemy to... on może to wykorzystać. A ja...ja nie mógłbym cię stracić... nie mógłbym...

- Ciii... spokojnie.- odsunęła się kawałek od niego, żeby spojrzeć się w jego czarne tęczówki.- Teraz to wszystko wyjaśnia. - wolną dłonią złapała jego. Poczuła, jak ją delikatnie ściska.

- Teraz nie jestem już szpiegiem... Z łowcy stałem się zwierzyną.- powiedział powoli. - Jestem celem. Oboje jesteśmy. - powiedział, ściskając jej delikatną dłoń.

- Póki śmierć nas nie rozłączy .- szepnęła z lekkim uśmiechem.

Severus oparł swoje czoło o jej, przymykając oczy. - Póki śmierć nas nie rozłączy... - powtórzył, zanim złączył ich usta w delikatnym, ale czułym pocałunku.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro