Do zakochania jeden krok, ale kochanek chyba się rozmyślił

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Groźba niemożności ułożenia sobie życia ciążyła nade mną tylko przez dwa lata. Sądziłam, że przynajmniej do końca wyroku będę musiała martwić się o to, co zrobić, żeby odczepić od siebie Presto, gdy faktycznie poczuję potrzebę znalezienia sobie kogoś innego. Nie chciałam wybierać między życiem w samotności, a życiem z mężczyzną, który nie zapewni naszej rodzinie stabilności. To trudne i dość brutalne, ale wolałam kierować się tym, co było dla mnie najlepsze i miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Egoizm okazuje się jednak cenniejszy, gdy na szali waży się nasze życie i przyszłość. Człowiek, który myśli przyszłościowo, to człowiek, który ma później lżej, a ja w życiu miałam już wystarczająco ciężko, by jeszcze dorzucać sobie kłód pod nogi. To jednak nie zmieniało niczego w moich uczuciach. Miłość do niego tak naprawdę nigdy nie wygasła i to, co nazywałam wolnością, było tylko pocieszeniem po tym, co zgotowało nam więzienie. Wiedziałam, że jakoś to przecierpię. Dużo już w życiu przeszłam, a i to nie było w stanie mnie złamać.

Na moje szczęście okazało się, że ucieczka od Artura nie była tak trudna. Kamień spadł mi z serca, kiedy okazało się, że na widzenia przychodziła inna kobieta, która najpewniej stała się jego pocieszeniem, choć być może kimś, kto zajmie miejsce w jego życiu na dłużej. Czułam z tego powodu ogromną radość, choć też ogromny ból, który sprawiłam sobie na własne życzenie, bo tęsknota za nim pozostawiała na mnie piętno, które odciskało się na psychice i postrzeganiu wszystkiego wokół. Co mi po nerwicy, gdy prawie dwa lata wyłam w poduszkę z tęsknoty? To było jak dobrowolne biczowanie się w imię czegoś, od czego absolutnie się wzbraniałam. Zmiany nadeszły dopiero latem, gdy mijał trzeci rok jego aresztowania.

Dreptałam zniszczonym chodnikiem wprost do drzwi uroczej kawiarni, w której co rusz pijałam kawę. W zasadzie zachodziłam tam przynajmniej dwa razy dziennie, tylko po to, żeby posmakować zwykłej kawy, tyle że tej z ekspresu. W gruncie rzeczy było to głupotą, bo równie dobrze mogłam kupić ekspres i samodzielnie zaparzać sobie w nim kawę, niemniej to był tylko pretekst, by wyjść z domu i popatrzeć na ludzi. Zamknięcie się w czterech ścianach było gwoździem do trumny dla osoby, która z dnia na dzień coraz bardziej zapadała się w sobie. Ja nie chciałam odcinać się od świata zewnętrznego i skończyć z ciężką depresją, dlatego walczyłam o siebie, stosując się do porad psychoterapeutki, która bardzo dzielnie walczyła o mój powrót do zdrowia. Byłam jej niesamowicie wdzięczna za to, że brnęła przez to razem ze mną, motywując mnie i kopiąc po tyłku, gdy nadchodziły momenty załamania. Tak też stałyśmy się przyjaciółkami. W międzyczasie sesji terapeutycznych złapałyśmy wspólny język, a potem już poszło z górki. Rozmawiałyśmy przez telefon, pisałyśmy ze sobą i zaczęłyśmy się nawet spotykać po pracy, co zresztą pokazało mi, że jeszcze nadaję się do «koleżankowania», jednak tego popołudnia miałyśmy się nie zobaczyć. Anita była w pracy, a ja miałam dzień wolny, dlatego już około drugiej ruszyłam na samotny wypad po kawę. Moja droga prawie dobiegała końca, a cel był w zasięgu wzroku, gdy ukradkiem dostrzegłam przechodzącego mężczyznę, który miał na sobie bluzę dokładnie taką, jaką zwykle na co dzień nosił Presto. Niby nic nadzwyczajnego, ale to wbiło mnie w ziemię tak, że przystanęłam wtapiając wzrok w jego ubranie. Czerwony znaczek byka widniał na wąskiej klatce piersiowej, a białe szwy rzucały się w oczy z daleka, co jako pierwsze zwróciło moją uwagę. To jedna z lepszych i droższych bluz. Nie dane było spotkać wiele osób, które również ją miały:

- Coś nie tak? - zapytał, przystając naprzeciw mnie.

Można było śmiało stwierdzić, że chyba uznał mnie za dziwaczkę, która stoi na środku chodnika, zagradzając ludziom swobodne przejście. Wyglądałam niecodziennie niemal gwałcąc wzrokiem kawałek materiału, który miał na sobie:

- A! Nie, nie. - Pokiwałam głową, budząc się z transu. - Ma pan bardzo fajną bluzę.

Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie kompletnie bez wyrazu, czasami trochę z zaskoczeniem. Wyglądał bardzo atrakcyjnie, choć duży wpływ na to miał niezbyt gęsty zarost, który porastał jego twarz od uszu, aż po brodę. To zawsze dodawało męskości i w moich oczach było bardziej atrakcyjne niż cokolwiek innego. Niektórzy zwracali uwagę na inne aspekty wizualne, mnie natomiast zawsze podobała się broda, jakbym miała świra na jej punkcie. Rozczochrane i nierówno ścięte włoski, wystające za wargi wydawały mi się niezwykle urocze, a on właśnie takie miał. Zwrócił więc wzrok na swoje ubranie, czegoś na nim szukając, a potem po prostu się zaśmiał:

- Myślałem, że się pobrudziłem.

- Jest czysta. Po prostu mój znajomy miał podobną i zwróciłam uwagę, bo wiem, że jest dość trudno dostępna.

- I dość droga, jak za kawałek szmaty.

Kiedy odwzajemnił mój uśmiech, wiedziałam już, że złapałam z nim kontakt, ale niekoniecznie myślałam, że ten kontakt utrzymam. Ot, zwyczajna, przypadkowa rozmowa z przypadkowym człowiekiem. Nie z każdym napotkanym osobnikiem wiąże się przecież swoją przyszłość, a ja nie byłam wariatką, żeby zakochiwać się od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza że taką miłość miałam już za sobą. Nie zmieniało to faktu, że czułam się świetnie podczas tej nic nieznaczącej rozmowy o bluzie, bo facet był bardzo rozmowny i miał piękne, błyszczące oczy:

- Wszystko teraz podrożało. Mam wrażenie, że tak źle jeszcze nigdy nie było. - wsadziłam ręce do kieszeni białych dżinsów.

- Ja myślę, że to dopiero początek. Ceny paliw rosną, ceny w sklepach poszły do góry, a władza się bawi. - odparł pół żartem, pół serio.

- Limuzyny, prywatne loty za pieniądze podatników. Tak trzeba żyć.

- Szkoda, że zwykli ludzie to odczuwają. No, i właściciele małych firm. Mam swój warsztat samochodowy i... Nie jest łatwo.

- Powiem ci szczerze, że finansowo ciężko wyrobić nawet bezdzietnej lambadziarze, takiej jak ja, a co mówić o reszcie? Nawet nie chce myśleć, co będzie za dwa, trzy lata, kiedy ten kryzys rozejdzie się na wszystkie branże.

Chwila rozmowy dała mi jednak wiarę w moją umiejętność komunikacji. Sądziłam, że wyszłam z wprawy jeśli chodziło o kwestię prowadzenia konwersacji z kimś innym niż samą sobą. Dawno nie miałam okazji pogadać z kimś obcym, z kimś kogo absolutnie nie znam, ale jak się okazało poszło mi nawet całkiem nieźle i udało mi się nie jąkać, doszukując usilnie tematów do tej nieszczęsnej rozmowy. On też wydawał się podchodzić do tego luźno. Nie był spięty i nie okazywał braku zainteresowania, gdy obgadywaliśmy sejmowe afery koperkowe. Ucieszył mnie też fakt, że w końcu mogłam porozmawiać z kimś o polityce, bo zwykle ciężko było taki temat poprowadzić bez nawet najmniejszej sprzeczki. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zaproponował:

- Może wyskoczymy na jakiegoś drinka, żeby pogadać trochę dłużej?

Na drinka? Propozycja brzmiała super, tylko męczyło mnie poczucie, że to chyba jednak za wcześnie. Minęły ledwo dwa lata od aresztowania Presto, a ja myślami nadal byłam przy nim. Mogłam kłócić się sama ze sobą, próbując odmawiać i się wzbraniać, ale chciałam iść z tym przystojnym, krótko ściętym brunetem gdziekolwiek, nawet na zwykły spacer, bo wiedziałam, że z tego może wyjść coś dobrego. Nie mogłam wiecznie patrzeć w sufit i samotnie błądzić, gdy życie najlepiej jest przecież przejść we dwójkę. On też wydawał się być chętnym. W zasadzie z nadmiaru emocji nawet nie powiedział, jak ma na imię. Podał mi swój numer telefonu i spojrzał na mnie wzrokiem niepobudzonym:

- Ach! - uderzył dłonią w swoje kolano. - Jestem Grzesiek, ale mów mi Gregor. Łatwiej, prościej i szybciej. - Uśmiechnął się, zaraz wyciągając ją na wprost mnie.

- Sara, ale... mów mi Sara. - Zaśmiałam się cicho, chcąc jakkolwiek zażartować, by jednak nie okazywać typowego dla siebie sztywniactwa.

- Sara... - Podumał. - Piękne imię...

- Komplemenciarz...- Pomyślałam.

Niezwykle uroczy był to mężczyzna i wcale nie miałam na myśli jego wyglądu, choć to również mogłam uwzględnić, rzucając zaletami. On był dość spokojny i widocznie wolniejszy niż my wszyscy. On nigdzie się nie spieszył, a mnie zaczynało to imponować, zwłaszcza gdy zdałam sobie sprawę, że sama należałam już do tych, którzy ciągle dokądś biegli. Jego oczy zawróciły mi w głowie tak, że nie mogłam przestać o nich myśleć, a przecież nie znałam go jeszcze zbyt długo, bo zamieniliśmy ze sobą raptem kilka zdań. Szczupła sylwetka, męskie rysy twarzy i ta broda. Długo później o nim myślałam. Nie zmarnowałam ani jednej chwili, by o nim nie wspomnieć w swojej głowie, ale nikomu poza nią o tym nie mówiłam. Obawiałam się reakcji Presto i tego, że po prostu zapeszę, a byliśmy już na dobrej drodze, bo kości zostały rzucone.
W końcu, gdy minął tydzień, a on się nie odezwał, zaczęłam nieco pluć sobie w brodę, że dałam się tak łatwo podejść. Ot, wystarczyło kilka miłych słów, żeby zawrócić mi w głowie do utraty tchu. Ileż razy to wałkowałam i nadal się nie nauczyłam? Miałam tylko nadzieję, że nie wykorzysta mojego numeru do innych celów niż te, na które miałam nadzieję. Było mi przykro. Po ludzku czułam żal i wstyd, który ogołocił mnie z resztek godności, a potem znów zamknęłam się w sobie, tworząc bańkę bezpieczeństwa, jak gdyby nie mógł przez nią przejść nikt obcy.

_____

Sytuacja nieciekawa, ale pewnie można to jakoś wytłumaczyć.

Jak myślicie? Dlaczego Grzesiek nie zadzwonił? :/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro