#14 Home

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę przy stole jedząc śniadanie. Niedługo powinniśmy już dojechać do Czwartego Dystryktu. Czyli jednak  wracam, udało mi się. Jak myślę o tym, jak zareaguje mama to czuję dziwne ukłucie w sercu. Czy ja dobrze zrobiłam, wygrywając igrzyska?

- Wszystko w porządku? Od paru minut patrzysz się w tą bułkę - mówi rozbawiony Finnick.

Potrząsam lekko głową. Nie, nie jest w porządku.

- Tak... wszystko gra. Trochę się zamyśliłam.

Wracam do jedzenia. Próbuję się nie zastanawiać nad tym, jak to wszystko będzie wyglądać. Nadmierne denerwowanie tylko psuje sprawę. Postanawiam zająć się czymś innym.

- Ty, Finnick, po wygranej wciąż chodziłeś do szkoły, prawda?

- Zgadza się. Zwycięzcy mogą wybrać. Radziłbym ci jednak kontynuować edukację do samego końca.

- Tak też zrobię. W przyszłym roku już kończę szkołę, więc szkoda byłoby tak to rzucić.

- Mądrze, oby Kapitol nie popsuł ci tych planów.

- Co masz na myśli?

Chłopak przez chwilę milczy i nad czymś się zastanawia.

- Pogadamy o tym kiedy indziej.

Patrzę się na niego z powagą. Oczekiwałam innej odpowiedzi. Sam zaczął ten temat. Przecież jak ja też wkraczam w ten świat, w którym on tkwi już pięć lat, to chyba jako mentor nie chciałby mi o nim nie opowiedzieć. Gdybym to ja była na jego miejscu, to bym leciała prosto z mostu. Lepiej być odrazu świadomym.

Finnick najwyraźniej widzi moje rozczarowanie.

- Uwierz, że tak będzie dla ciebie lepiej.

- Nie lubię żyć w niewiedzy.

- Nikt nie lubi.

- To dlaczego chcesz przede mną ukrywać pewne rzeczy?

- Może i ci się to nie podoba, ale tak jak mówiłem - tak będzie dla ciebie lepiej.

Mam dosyć tej bezsensownej kłótni. Dziękuję i wstaję od stołu zostawiając przy nim dwójkę, zdziwionych mentorów. Słyszę, że chłopak coś mówi do Mags, ale ja kieruję się na drugi koniec pociągu.

- Tak będzie dla ciebie lepiej - przedrzeźniam chłopaka.

Bo mnie przecież trzeba traktować jak nieświadome dziecko, mimo że dzielą nas tylko dwa lata. Czasami nie rozumiem tego człowieka. Potrafi się ze mną śmiać, a po chwili staje się poważnym, dorosłym zwycięzcą Igrzysk. Przecież ja też wiele przeszłam. Dlaczego on uważa, że ja nie muszę o wszystkim wiedzieć?

Spoglądam za okno, wjeżdżamy w cieplejsze części Panem. Rozpoznaję w tym już Dystrykt Czwarty. Drzwi się otwierają i słyszę z nich głos mentora.

- Jesteśmy już w Czwórce, chodź bo zaraz wjeżdżamy na stację.

Nie odpowiadając po prostu wychodzę z pomieszczenia. Kieruję się do głównego wagonu, gdzie siedzi Mags. Nie dochodzę tam jednak, bo czuję, że ktoś mnie łapie za ramię.

- Przecież nic złego nie powiedziałem, o co chodzi? - pyta Finnick.

- Właśnie o to chodzi, że nic nie  mówisz.

Chłopak po raz kolejny wzdycha.

- Jak myślisz, na ile to, co widziałaś o nas w telewizji było prawdą?

- Skoro o tym mówisz, to chyba mało.

- A nawet nic, bycie zwycięzcą to nie bajeczka. Zobaczą co się im w tobie podoba i będą chcieli cię wykorzystywać do różnych celów. W przeciwnym razie twoim bliskim może grozić coś bardzo niebezpiecznego.

Czyli Snow zamierza dalej grozić mojej rodzinie. Mogłam najlepiej zginąć na tej arenie.

- Jakich celów? Finnick proszę, powiedz mi.

- To nie jest czas i miejsce na takie rozmowy.

- Świetnie - wyrzucam w górę ręce.

- Ty nie rozumiesz, że ja chcę cię od tego uchronić?

- Całe życie mi on grozi! Od czego chcesz mnie chronić, skoro znowu muszę zapobiec śmierci rodziny?

- Chcę ci pomóc, bo sam najlepiej na tym nie wyszedłem. Uspokój się, za chwilę wychodzisz pokazać się ludziom.

Oczywiście, znowu muszę grać. Nic się przecież nie dzieje. Szczęśliwie wygrałam Igrzyska i teraz miło pomacham sobie do publiczności. Moja rodzina równie szczęśliwie przyjmie mnie w progi nowego domu. Wszystko przecież jest cudowne!

Wychodzę z pociągu i odrazu uderza we mnie fala okrzyków, oklasków i wiwatów na mój widok. Rozpoznaję w tych ludziach znajome twarze z mojego Dystryktu, co mnie pociesza. Uśmiecham się i macham w ich stronę. Odwracam się i widzę moją rodzinę.

Mama nie kryje łez. Łapie mnie w swoje objęcia.

- Moje dziecko, moje dziecko. Już jesteś tu bezpieczna. Taka dzielna - mówi, tuląc mnie mocno do siebie.

Brakowało mi tej matczynej miłości i sama przytulam mamę jak najmocniej. Tata też tu jest i Annie i Miles. Wszyscy bezpieczni i w komplecie. Czy może być coś lepszego?

***

Wchodzę przez wielką bramę, rozglądając się na wszystkie strony. Jest tu pięknie, niczym w jakimś starożytnym kraju. Na środku stoi fontanna z herbem Czwórki. Domy są ozdobione bluszczem i stoją przy nich drzewa, na których rosną rozmaite cytrusy. Aż trudno mi uwierzyć, że tutaj będę teraz mieszkać.
Finnick razem z moim tatą idą przed nami, zawzięcie o czymś dyskutując. Mama wspomaga Mags i również coś do niej mówi. Ja stoję między moim rodzeństwem, na których Wioska Zwycięzców nie wywiera takiego wrażenia, jak na mnie.

- Dostało im się za twoją walkę z tym zawodowcem, MJ - mówi Miles.

- To było straszne! Umierałam ze strachu - piszczy Annie.

- Ta, co z tego, że większość roboty odwaliły zmiechy - odpowiadam smętnie.

- Według mnie, to się należało gnojkowi. Sam by cię nie oszczędził, gdy miał okazję.

- Oby nikt z was nie musiał być zmuszony do udziału w tym czymś. Może i udało mi się przeżyć, ale patrzcie ile to za sobą pociągnęło ofiar.

- Przynajmniej jesteś już w domu - mówi Annie, po czym przytula się do mnie od boku.

Dobrze mi jest znowu razem z nimi być. Czuję jednak, że na nic już nie spojrzę tak samo, jak przed Igrzyskami. Jestem już skazana na ich piętno.

- Od dziś stajemy się sąsiadami. - mówi do nas jak zwykle uśmiechnięty Finnick - Gratuluję, zawsze jestem do usług.

I lekko kłania się przed moimi rodzicami i odchodzi, prowadząc Mags. Popisuje się przed nimi?

- Dobrze, że to on był twoim mentorem, MJ. Chodź, zobacz swój nowy dom - mówi ojciec.

Drzwi od jednego z budynków zostają otwarte przez mamę i wchodzę do środka. Z początku przeżywam lekki szok, że dom może być tak wielki.

- Idź do swojego pokoju, jest równie piękny. - mówi ciepłym głosem moja rodzicielka - Potem chodź na kolację. Och skarbie, tak bardzo się cieszę, że do nas wróciłaś.

I po raz kolejny mnie przytula.

- Ja też mamo - odpowiadam cicho.

Krótko po tym, wchodzę po schodach, prowadzona przez Annie. Wchodzę do jednego pokoju, który najwyraźniej ma być moją sypialnią. Widzę tu piękne, niebieskie ściany, wielkie łóżko, dużo mebli, obrazów, roślin i balkon. Na półkach stoją morskie ozdoby, co dodaje uroku pomieszczeniu.

Kładę się na łóżku, nogi mając wciąż na podłodze. Czyli narazie tak tu kończę. Jestem zwyciężczynią Igrzysk, będę musiała odwiedzać Kapitol i udzielać wywiadów, moim domem stał się piękny, opleciony bluszczem, budynek. W ciągu tych parunastu dni moje życia diametralnie się zmieniło, a ja nie umiem za tym nadążyć. Ludzie nie będę już na mnie patrzeć jak na zwykłą dziewczynę z Czwórki. Chciałabym choć raz cofnąć się do czasów sprzed Siedemdziesiątych Głodowych Igrzysk. Teraz wszystko staje się trudniejsze - muszę znowu chronić rodzinę, chcę połączyć szkołę i podróże do mojego najbardziej znienawidzonego miejsca w tym kraju. Ale Finnick jakoś dał radę, tyle że ewidentnie nie widzę w nim szczęścia z tego życia. Ja marzyłam o tym aby je przeżyć szczęśliwie i dobrze, ale chyba muszę o tym zapomnieć.

- Hej. - przez drzwi wychyla się głowa mojego ojca - Jak ci się tu podoba?

- W porządku, jest naprawdę ładnie - odpowiadam wciąż leżąc na łóżku.

- Wiele się przeze mnie nacierpiałaś. Od początku miałem straszne wyrzuty sumienia - siada obok mnie na łóżku.

Ja wstaję do pozycji siedziącej.

- Ale coś musiałam zrobić. Powiem ci tylko, że od teraz nie będzie lepiej. Przynajmniej dla mnie.

- Co masz na myśli? Wiem, że czekają cię wywiady w Kapitolu i tak dalej, ale dlaczego ma być dla ciebie gorzej?

- Bo nie wszystko jest takie idealne, jak nam to było pokazywane. Jeśli nie będę robić tego, czego chce ode mnie Snow, to wam może grozić śmierć.

Tata nie wydaje się smutny, a raczej wkurzony pod wpływem moich słów.

- Co kazał ci robić? - pyta ponuro.

- Narazie nic. - wzdycham - To kwestia czasu, oni sobie wymyślą do czego będę najlepiej pasowała.

Finnick nie mówił mi, do czego zmuszają zwycięzców, ale w głębi ducha obawiam się najgorszego. Mam pewne mniemanie, do czego są zdolni ci ludzie. W Kapitolu wyraźnie najlepiej sprzedaje się seksapil, wykorzystywanie ciał sławny osób - boję się, że i mnie będą seksualizować.

- Nie myśl narazie o tym. Póki nic ci nie karze, ty masz pełne prawo do odpoczynku po tym koszmarze. Chodź na kolację, mamy gościa, którego, zdaje mi się, polubiłaś.

Domyślam się, o kim mowa. Chyba od Finnicka nie uda mi się oddalić, choćby na moment. Rodzice wyraźnie go uwielbiają. Czy mi się to podoba - nie wiem.

Ojciec wychodzi z pokoju zostawiając mnie samą. Zaraz tam pójdę, ale potrzebuję czasu. Muszę pomyśleć. Ten świat chyli się ku upadkowi, a ja nadal nie skończyłam szkoły. Jak ja to przeżyję? Chyba ze mną nie jest za dobrze.

Leniwie idę korytarzem prowadzącym na schody. Widzę Finnick i trochę się uspokajam. Czlowiek, od którego dostanę jakieś przydatne informacje, wyraźnie zakłada wiele masek.

- Pomyśleliśmy, że w takim składzie będzie wam przyjemniej - mówi mama.

- Dziękuję za zaproszenie, panie i pani Cresta. Mags potrzebuje odpoczynku, dlatego jej tu nie ma - mówi uprzejmie chłopak.

I zasiadamy do kolacji. Czuję się niezręcznie, a moja siostra cały czas posyła mi znaczące spojrzenia. Annie jest cudowna, ale potrafi być wkurzająca. Mając jej dość odwracam się do Milesa. Wydaje się zdziwiony, że w końcu wielki Finnick Odair jest w naszym, nowym domu. Ale wiem, że on gardzi tym wszystkim, więc co mu chodzi po głowie?

- Ostatnio na naszych łowiskach znacznie zmniejszyła się ilość ryb - zaczyna rozmowę ojciec.

- Wina Kapitolu - wypala odrazu mój brat.

- Miles - upomina go mama.

Teraz zauważam pewne podobieństwo między Milesem, a Cooperem. Jak mi mogło to wcześniej umknąć. Dogadaliby się. Z resztą, chłopca z Ósemki już nie ma. Finnick delikatnie uśmiecha się w stronę mojego brata.

- Prawda, Kapitol strasznie zanieczysza morze. Pamiętam cię ze szkoły, Miles.

Młodszy wyraźnie się zawstydził. Nie słynął z najgrzeczniejszych chłopców i wiedziałam o tym od samego początku. Finnick z resztą tak samo. Do tej pory pamiętam dzień przed jego wyjazdem na igrzyska.

- Zakłady na kasę. Jako młodziak miałeś do tego smykałkę. Gdy mnie ograłeś nie byłem zachwycony - zaśmiał się lekko.

Wymieniłam tylko spojrzenia z Annie, a rodzice znacząco patrzą się na naszego brata. Może będzie ciekawiej.

- Ee... No tak... znaczy... ty też byłeś w tym świetny. - wydukał Miles widząc mamę - Wykorzystywałem to do ćwiczenia logicznego myślenia, większość oddawałem, bo wiedziałem, że tak nie wolno.

Każdy wiedział, że to bzdura. Młody, do tej pory, pozyskuje wiele rzeczy w ten sposób. I wcale to nie są legalne, w pewnym sensie, rzeczy. W każdym razie nie w Czwórce. Tak zwany czarny rynek. Rodzice za nic nie pozwoliliby nam się tam włóczyć, a jednak on to robi. A ja go nigdy nie wydałam, chociaż groziłam, że w końcu to zrobię.

Jednak stwierdzam, że uratuję go od poważnej i nieprzyjemnej rozmowy z rodzicami.

- To prawda. To są takie drobne, karciane gry, przy których trzeba sporo myśleć. W szkole grają w nie pod warunkiem małych, pieniężnych stawek - mówię szybko.

- Głupota. - mruczy ojciec - Nie tego cię uczyłem, synu.

- Wszystko jest w porządku, proszę pana. - wtrąca się Finnick - To są w pełni bezpieczne rozgrywki.

- Ale pieniędzy już mogliście w to nie brać, moi drodzy - mówi mama.

- Ma pani rację, nie było to za mądre. Ale Miles to naprawdę mądry chłopak i pewnie zna niegroźne konsekwencje swoich czynów.

- Tak... Oczywiście. Przepraszam - mówi speszony młodszy.

- W porządku, jedzmy dalej.

Kolacja dalej przebiega w miłej atmosferze. Nawet nie sądziłam, że tak może być. Finnick genialnie dogaduje się z każdym członkiem mojej rodziny. Wydaje się taki rozluźniony, jakby nie musiał się martwić tymi sprawami, które zapewnie go męczą dzień w dzień. Jego entuzjazm również udziela się i mnie.

Po skończonym jedzeniu, pomagam mamie pozmywać naczynia. Taka zwykła czynność po tych wszystkich przeżyciach wydaje mi się teraz niesamowita. Mama, która uważa, że się "przemęczam" mówi, abym już nie robiła nic więcej i żebym szła do reszty. Nie prostestuję i grzecznie wychodzę na korytarz. Zostaję zatrzymana przez starszego o dwa lata chłopaka.

- Nie uważasz, że teraz jest idealna pora na wyjście? - pyta.

- Wyjście? Plaża? - kiwa głową - Chyba mi już nie dasz spokoju - uśmiecham się, co on odwzajemnia.

- Nie dam. - odpowiada - Panie i pani Cresta, niezmiernie dziękuję za zaproszenia na tą przepyszną kolację. Czy zgodzilibyście, abym zabrał waszą córkę na krótki spacer?

Widzę, że rodzice z uśmiechami na twarzach, wpatrują się w naszą dwójkę.

- Oczywiście - mówi ojciec.

- Tylko... Wierzę, że odprowadzisz ją tu bezpieczną i zdrową, Finnick - zwraca się do niego mama.

- Obiecuję, że włos jej z głowy nie spadnie - odpowiada chłopak z uśmiechem.

Krótko po tym faktycznie wychodzimy. Ciekawe, co ten dzień ma jeszcze dla mnie ciekawego.

- Pięknie tu - mówię.

- Racja, cudownie się tu odpoczywa, tyle że było tu strasznie mało ludzi. Przynajmniej wy do nas dołączyliście.

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę.

Chłopak się uśmiecha.

- Mam nadzieję, że umkniemy gapiom. Wiesz, dwójka zwycięzców spacerujących sobie jak gdyby nigdy nic po Dystrykcie. Możemy wylądować na głównej stronie kapitolińskich newsów.

- Czy jako zwyciężczyni mam szansę na spokojny odpoczynek na plaży?

- Zależy, czy uznają to za fascynujące. Dla mnie by było - lekko się śmieje.

- Ale zabawne - odpowiadam z kwaśna miną i specjalnie przyspieszam kroku.

- Ej no! - dogania mnie - Tylko się nabijam - obejmuje mnie ramieniem.

Dochodziny do plaży. Widać pięknie zachodzące słońce. Wygląda to o wiele lepiej niż w Kapitolu.

- Tego mi brakowało - mówi Finnick.

- Tak, jak i mnie.

- Powiedz mi, miałaś kiedyś kogoś na oku? - zaczął temat, który zbił mnie z tropu.

- Yyy... przez te wszystkie lata było to czymś ostatnim, o czym myślałam.

- Ale jednak myślałaś o tym. To kto był tym szczęściarzem, a może to byłem nawet ja?

- Nie schlebiaj sobie. To głupie. Czemu chcesz to wiedzieć? - pytam rozbawiona.

- Warto znać, choć więcej na twój temat. To jak, zechcesz mi ujawnić ten sekret?

Przekręcam oczami i wzdycham.

- Szczerze? Zbytnio nie pamiętam. Parę lat temu, to był jakiś gość, z którym ty się kumplowałeś. Wysoki blondyn, brązowe oczy, uroczy uśmiech.

Finnick wydaje się rozbawiony.

- Strzelam w Coda. - zamyśla się na chwilę - Serio on? Dobrze, że z nim nie skończyłaś.

- Dobrze, że właśnie poznałam jego imię - mówię, po czym przez chwile się śmiejemy.

Wpatruję się w fale. Tak bardzo brakowało mi tej morskiej bryzy.

- Trudno mi się pogodzić, że to wszystko tak się potoczyło.

- Nie wmawiaj sobie, że jest źle. Przeżyłaś igrzyska, wróciłaś do domu - odgarnia moje włosy za ucho.

- Szkoda, że musiałam je przeżywać. To już nie będzie takie same. Boję się, że na to, co cieszyło mnie kiedyś, już nie będę tak samo reagować.

- A może musisz się nauczyć cieszyć teraz z innych rzeczy? - czuję, że chłopak znajduje się coraz bliżej mnie.

- Nie umiem się cieszyć tymi rzeczami.

- A gdybym ja cię nauczył? Wiem, jak trudno się pozbierać po tym wszystkim - odległość między nami niepokojąco się zmniejsza.

- Nie sądzę, że można się tego nau... - nie jestem w stanie skończyć, ponieważ usta chłopaka zostają mocno przyciśnięte do moich.

«Rue»

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro