#9 "Misty Mountains cold"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę i myślę, aż stwierdzam, żeby wejść spowrotem do namiotu. Dzisiaj była tylko jedna ofiara- dziewczyna z Siódemki. Widzę Teslę i Coopera uroczo śpiących obok siebie. Żal mi serce ściska na myślę, że arenę będzie mogła opuścić tylko jedna osoba.
Chłopak niespokojnie przewraca się z boku na bok. Budzi się nagle z przerażeniem na twarzy. Patrzę na niego próbując go uspokoić.

- Ile już tak siedzisz? - pyta się mnie, na co wzruszam ramionami - Może teraz ty pójdziesz spać, ja póki co nie mam ochoty.
- Ale ja nie jes...
- Daj spokój, MJ. Ty potrzebujesz snu. Teraz ja stanę na warcie.

Chyba nie mam co się kłócić. Gdy wymieniany się miejscami, mówię do niego ciche "dziękuję". Próbuję zasnąć, co nie wychodzi mi dobrze. Moją głowę zaprzątuje zbyt wiele myśli na raz. Tesla, Cooper, Finnick, Annie, mama, Miles, tata. Nie mam pewności co do wygranej. Po poznaniu dwójki moich towarzyszy nawet nie chcę wygrać. Ale Finnick obiecał mi, że wrócę. Co pomyśli mama? Ona się załamie, podobnie jak Annie. Ojciec będzie zawiedziony. Miles być może specjalnie się zgłosi do Igrzysk w przyszłym roku? Nie mogłabym na coś takiego pozwolić. Ja chcę, żeby moja rodzina była bezpieczna. Ale chcę też, żeby Tesla wróciła do swojej rodziny. Cooper nie zasługuje na śmierć. Dlaczego to wszystko jest takie trudne?
Spróbuj zasnąć, jeśli faktycznie chcesz ich chronić.
Przewracam się z boku na bok, aż udaje mi się zmrużyć na moment oczy. Mam bardzo niespokojny sen. Nie umiem zliczyć, ile razy się budzę. Cooper cały czas siedzi na warcie przed namiotem. Nie budzi Tesli. I dobrze przynajmniej ona się wyśpi. Chłopakowi musiało się śnić coś naprawdę strasznego, skoro nie chce już się położyć.
Zasypiam znowu. Budzę się już rankiem. Tesli nie ma koło mnie. Wychodzę z namiotu i widzę ich razem ćwiczących rzuty nożami.

- Zmień trochę kąt rzutu. W tedy teoretycznie powinieneś trafić - mówi Tesla.

I tak się dzieje. Cooper celuje nożem w porozkładane kamyki, po czym uśmiecha się do Tesli. Na ich widok i mnie samej udziela się radość.

- W reszcie wstałaś, MJ! - chłopak mnie zauważa - Postanowiliśmy cię nie budzić i dać ci się wyspać.
- Miło. - odpowiadam - Coś się działo, podczas gdy ja spałam?
- Póki co, żadnych ofiar - mówi Tesla, po czym jak na zawołanie na arenie słychać dwa strzały z armaty.

Ta spogląda na mnie posępnie, a ja odpowiadam tym samym. Widocznie, albo zawodowcy się rozbudzili albo widzowie są rządni krwi.

- Podsumowując, zostało nas dziesięć. Dosyć szybko. Zaraz dotrzemy do finalnej ósemki - mówi obojętnie Cooper.
- Nie specjalnie mnie to cieszy. Ciekawe, co wymyślą w tym roku? - Tesla zdążyła już całkiem stracić humor.
- Ta tama wygląda obiecująco - mówi Cooper.

To oczywiste, że wykorzystają to do zapewne krwawego finału.

- Może nie myślmy na razie o tym? Przydałoby się coś zjeść - proponuję.

Oboje stwierdzili, że to dobra decyzja, więc poszliśmy zjeść przy namiocie resztki mięsa i napić się wody. Przydałoby się znaleźć jej trochę więcej. Ostatnie źródło wody to była rzeka, dzięki której uciekliśmy karierowcom. Trzeba będzie pójść dalej w góry.

- Trzeba uzupełnić zapasy naszej wody - zaczynam.
- Najchętniej nie ruszałbym się z miejsca - mówi niechętnie Cooper.
- Mogę pójść z tobą, MJ. Nie chcę, żebyś zapuszczała się tam sama.
- W porządku, Tesla. Wątpię, aby ktoś tu się czaił. Wy bądźcie czujni - mówiąc to biorę plecak, topór i idę w dalsze części areny.

Całe szczęście, że nie wyszła z tego jakaś poważna dyskusja. Nim się obejrzą, ja już będę spowrotem.
Słońce porządnie przygrzewa, trochę mąci mi się od tego w głowie. Widoki są przepiękne, w Czwórce raczej nie mamy za wiele gór.
Dochodzi południe, a ja nadal nie znalazłam żadnej małej rzeki bądź jeziora. Znalazłam gniazdo, w którym znajdowały się małe jaja. Bez namysłu je wzięłam, aby było cokolwiek do jedzenie. Znalazłam parę jadalnych i leczniczych roślin, o których uczyłam się na szkoleniu.
Wracam do moich sojuszników i uśmiecham się do nich smutno.

- Znalazłaś coś? - pyta Tesla.
- Tylko to. - wskazuję na rośliny i jaja - Żadnej wody.
- Może później poszukamy po drugiej stronie - Coopera nie opuszcza nadzieja.

Ja już zdążyłam ją stracić. Jest koszmarnie gorąco i wręcz marzę o tym, aby zanurzyć się w zimnej wodzie. Zapobiegając możliwości dostania udaru, wszyscy troje chowamy się pod naszym skalnym dachem. Umilamy sobie te chwile rozmawiając o rzeczach, które sprawiają nam radość.

- W moim Dystrykcie ciężko pracujemy. Tam do roboty w fabrykach wysyła się dzieci od małego. Spokojnie, nie jest tak źle jak myślicie, chyba że się do tego przyzwyczaiłem. - razem z Teslą spoglądamy na niego smutno - W każdą niedzielę, moja mama zawsze starała się zdobyć coś lepszego niż zwykły chleb. Raz udało się jej wyłudzić ciastka od pewnego piekarza za zwój jedwabiu. Były przepyszne, najlepsze co w życiu jadłem.
- Mnie kiedyś ojciec zabrał do elektrowni wodnej w Piątce. Niesamowity widok, tata jest zafascynowany pozyskiwaniem energii w ten sposób. To był jeden z najlepszych dni - uśmiecha się smutno Tesla.
- U mnie w wolne i ciepłe dni oczywiście idziemy na plażę. Całą rodziną. Pamiętam dzień, w którym uczyłam moją siostrę pływać. Oczywiście, radziła sobie świetnie, ale było to przezabawne. Tęsknię za domem - mówię cicho.
- Ja na pewno nie tęsknię do roboty w tych starych fabrykach. Chętnie spotkałbym się z mamą i moim młodszym bratem.
- Ja nie daję sobie żadnej nadziei. Ja myślę, że moja rodzina też - mówi posępnie Tesla.
- Nie myśl tak, Tesla. Jest możliwość, że nie wrócisz, ale nie myśl o tym w taki sposób.
- Łatwo ci mówić. Równie dobrze, mogłabyś trzymać z zawodowcami - trochę mnie zaskakują jej słowa.
- Przecież wiesz, że nie trzymam z kimś takim - mówię lekko zdenerwowana.
- Przestańcie, na co wam się niby przydadzą takie sprzeczki? Radziłbym nam pójść i się czymś zająć - mówi Cooper.

Ma rację, bez sensu zaczynać jakąkolwiek kłótnię. Słońce na szczęście przestało tak grzać, bo zostało zasłonięte przez chmury. Postanawiam, że muszę uzbroić naszą kryjówkę. Pokazując moim towarzyszom zawiązuję pułapkę, którą wykonałam na ocenie indywidualnej. Są pod niemałym wrażeniem. Oczywiście muszę im stale przypominać, aby ją omijali, bo z pewnością zapłaciliby najwyższą cenę za taki wypadek. Tesla obmyśla też sposób dotarcia do naszej kryjówki, w razie ataku i w celu zmylenia napastnika.

- Kiedy ktoś zaatakowałby nas z tamtej strony, co jest najbardziej prawdopodobne, biegniemy tą stroną góry. Przez te kręte doliny łatwo się zgubić, więc będziemy mieli przewagę.
- Nieźle Tesla! - mówi zachwycony Cooper - Trzeba by też wymyślić skrót od rzeki, żeby wrazie czego szybciej się tu znaleźć.

Postanowiliśmy, że codziennie ktoś będzie wychodził do rzeki po wodę oraz żeby w razie możliwości obserwować sytuację z daleka. Dzisiaj, gdy zacznie zmierzchać, Tesla wyruszy w tamtą stronę. Razem z Cooperem na to zaprzeczaliśmy, ale dziewczyna się uparła, że ona też musi coś robić. W końcu się zgodziliśmy, ale zdecydowaliśmy, że będziemy stać i obserwować wszystko z daleka dla bezpieczeństwa naszej towarzyszki.
Przed całą akcją, jemy małą kolację. Gdy Tesla kończy jeść swoją porcję, Cooper proponuje jej koncówkę jego części.

- Możesz też zjeść moje, jeśli chcesz. Potrzeba ci więcej sił na dzisiejszy wieczór - osobiście uważam to za piękny gest ze strony chłopaka.
- Dzięki - uśmiecha się Tesla i chętnie przyjmuje kawałek mięsa.

Cooper cały czas patrzy się na nią z niesamowicie ciepłym uśmiechem. Aż trudno mi uwierzyć, że na arenie ludzie potrafią tak patrzeć na innych. Nasz sojusz zdecydowanie nie jest jak dotychczasowe przymierza na igrzyskach. Sama to czuję, taką bliższą więź z moimi towarzyszami. Wzajemnie się o siebie troszczymy, co może mogę nazwać już nawet przyjaźnią.
Gdy tak siedzimy miło sobie rozmawiamy. Takie chwile mogłyby trwać wiecznie. Jednak niestety czasu nie zatrzymamy. Powoli zapada wieczór, co uznajemy za idealną porę dla Tesli. Daję jej bidony na wodę oraz dwa noże. Dziewczyna może nie jest mistrzem w rzytach tymi ostrzami, ale udało mi się jej nauczyć pewnych podstaw. Mając takie zdolności, powinna czuć się pewniej i bezpieczniej.

- Pamiętaj, jak planowaliśmy. Gdybyś usłyszała coś podejrzanego odrazu kieruj się w stronę naszej kryjówki. Oczywiście wiesz, którą drogą - mówię jej przez samym wyruszeniem.
- Powodzenia - mówi krzepko Cooper.
- Dam sobie radę - odpowiada nam dziewczyna wysilając się na uśmiech, ja widzę, że się boi.

Kto normalny by się nie bał. Tesla wyrusza w stronę rzeki. Staję po jednej stronie, trzymając w gotowości topór, Cooper staje po drugiej trzymając dwa noże.
Cały czas nasłuchuję, ale nic nie słychać po za świerszczami w trawie. Całe szczęście. Nie ma póki co żadnych armatnich wystrzałów, także przy rzece musi być czysto. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Mija już dłuższa chwilą odkąd nie ma Tesli. Cooper idzie w moją stronę.

- A co jeśli coś się stało? Może ją napadli, ale my nie możemy tego usłyszeć?
- Spokojnie, Cooper. Tesla jest naprawdę mądra i nie rzuciłaby się w paszcze zawodowców. Gdyby ją załatwili, to z pewnością usłyszelibyśmy huk.

Ja sama też się niepokoję. Próbuję sobie wmówić, że wszystko jest w porządku i Tesla teraz po cichu, niezauważona wraca do naszego miejsca.
Zdążyło się już całkowicie ściemnić. Na arenie słychać po raz kolejny wygrywany hymn Panem. Dzisiejsze ofiary to trybutka z Jedynki (co trochę mnie dziwi) i z Trójki. Z tego co sobie przypominam, dzisiaj rano strzały obwieszczające śmierć tych dwóch dziewczyn, nastąpiły w bardzo krótkim od siebie odstępie czasu. Jest więc duża prawdopodobność, że musiały zginąć prawie że przy sobie.
Tesli dalej nie ma, a my z Cooperem coraz bardziej się niepokoimy. Po długim czasie dostrzegany zbliżającą się do nas z ciemności sylwetkę szczupłej dziewczyny.
Wraca do nas bezpieczna bez żadnego zadrapania.

- Bogu dzięki - mówi Cooper, trochę mnie zaskakując swoją reakcją na widok Tesli.
- Świetnie ci poszło. - mówię - Jakieś wieści?
- Karierowcy mają ognisko przy Rogu, nie zwracają na nic uwagi. Było całkiem bezpiecznie, niezauważona napełniłam bidony i jeszcze przez chwilę nasłuchiwałam, choć za wiele nie dało się słychać.
- I tak wiele zrobiłaś. - chwali ją Cooper - Chodźmy, trzeba odpocząć.

Jak zwykle zgłaszam się na pierwszą wartę. Podgrzewam wodę na małym ogniu i wpatruję się w czyste niebo. Tesla poradziła sobie znakomicie, myślę. Jesteśmy na dobrej pozycji. W razie ataku karierowców mamy szansę na ochronę i ucieczkę. Zastanawiam się, co będzie potem. Przecież nie możemy tu siedzieć całe igrzyska. A gdyby tak było, to napewno organizatorzy nasłaliby na nas zmiechy albo jakieś inne cholerstwo. Będziemy musieli coś wymyślić. Nie chcę teraz zaprzątywać tym głowy. Te myśli same mi w nią wchodzą . Co by zrobił Finnick? On by mi dał jakąś dobrą radę. Ale go tu nie ma, bo tak jakby swoje igrzyska już przeżył.
Musisz sobie radzić sama.
Słyszę jakiś trzask z oddali. Szybko odwracam w tamtą stronę wzrok. Biorę topór do ręki i powoli idę w tamtym kierunku. Czuję jak adrenalina we mnie rośnie. Stoję i nasłuchuje.
Na szczęście to nie jest żaden trybut. Zza krzaka wylatuje mały ptak. Mimowolnie uśmiecham się na jego widok.

- Ah, to tylko ty. - mówię cicho - Ciesz się, że nie na ciebie poluje siedem ludzi.

Ptak odpowiada mi cichym świergotem i odlatuje gdzieś w góry. Jeszcze przez chwilę stoję i patrzę w stronę, w którą odleciał.

- Ciekawe - szepczę.

Ciekawe, czy ktoś w tej chwili mnie ogląda. Jest dosyć spora szansa. Rozglądam się wokół, w celu znalezienia kamery. Nic z tego, są pochowane w ledwo widocznych miejscach.
Wracam spowrotem pod namiot. Chyba nic ciekawego się już nie stanie tej nocy. Z naszego schronienia wynuża się czyjaś głowa. W mroku udaje mi się rozpoznać dziewczynę.

- Mogę teraz ja tu posiedzieć - mówi Tesla.
- Jesteś pewna? Jeśli jesteś zmęczona, to śpij.
- Spokojnie, ty musisz być padnięta. Idź się połóż, ja nas popilnuję.

Uśmiecham się do niej smutno i wchodzę do namiotu. Cooper całe szczęście śpi jak zabity. Kładę się obok niego. Zanim zasypiam mija z pewnością przynajmniej godzina.
Budzę się widząc śpiącą Teslę obok siebie. Cooper musiał się zbudzić w środku nocy. Wychodzę na dwór. Widzę chłopaka ćwiczącego atak toporem.

- Nieźle ci idzie! - wołam na powitanie.
- Tak myślisz? Nie sądzę, że udałoby mi się rywalizować z Lusterem.
- Technika, trzeba przechytrzyć przeciwnika. Ja myślę, że przy dobrej technice miałbyś szanse.

Chłopak nic mi nie odpowiada. Idę się napić wody. Słyszę spadochron. Łapię go delikatnie. Ma ze sobą dosyć spory pakunek. Cooper też się zaciekawił i podszedł sprawdzić, co jest w środku.
Rozrywam papier i widzę bułki z mojego Dystryktu. Robi mi się miło na ich widok. Oczywiście towarzyszy im mała wiadomość.

Na zdrowie. Bądź czujna.
F.

On chce nas przed czymś ostrzec. Ale przed czym?

- Twój mentor? - pyta Cooper, na co kiwam głową - To nieźle, Finnicka uwielbia cały Kapitol, więc automatycznie masz sponsorów.
- Nie tylko za jego pomocą - odpowiadam.

Z namiotu wychodzi Tesla. Równie ciekawa, co Cooper podchodzi sprawdzić, co dostarczył spadochron. Daję moim towarzyszom bułki i wspólnie jemy śniadanie.

- Co mógł mieć na myśli, pisząc abyś była czujna? - zaczyna Cooper.
- Nie wiem, jedyne co mi przychodzi na myśl to zawodowcy.
- Zna ich plan. Musieli to głośno omawiać. Wczoraj nie mieli żadnych skrupułów, aby się wydzierać. Głupota - mówi Tesla.
- Racja, trzeba ich przechytrzyć zanim oni to zrobią - odpowiada jej Cooper.
- Ktoś będzie musiał tam się zakraść - postanawiam, na co zgadzają się moi towarzysze.
- Mogę to być ja. - mówi Cooper - Tylko kiedy? Nie możemy być za późno.
- Gdybym ja miała jakiś niesamowity plan, to wolałabym go wykonać o zmroku - mówi Tesla.
- Dziś o podobnej porze, co wczoraj Tesla - mówię.
- Zgoda.

Dziś czeka nas kolejna akcja, która przysporzy nam kolejnego stresu. Oby wszystko się powiodło. Zajmujemy się przygotowaniami do wszystkiego. Wymyślamy coraz to lepsze pułapki, wykorzystując wszystko co nam się trafi w ręce. Tesla świetnie wymyśla zasadzki na karierowców. To może się udać i to z dobrym skutkiem. Oby. Kiedy ja opracowuję plan ucieczki, Tesla i Cooper siadają obok siebie. Coś do siebie mówią, a ja chcąc nie chcąc lekko im się przysłuchuję.

- Uważaj na siebie, dobrze? - mówi dziewczyna.

Chłopak odpowiada jej pokrzepiającym uśmiechem.

- Będę. Jeszcze dziś będziemy się śmiać z głupoty zawodowców.
- Ja mówię poważnie, Cooper. Jeśli coś by się stało to...
- Hej, poradzę sobie. Obiecuję to tobie.
- Jak, zginiesz to cię zamorduję!

Oboje się śmieją, co mnie również rozwesela. Ta dwójka jest sobie bliższa niż mi się zdaje. Szkoda, że muszą tu razem być, w takich okolicznościach.

- W tedy wygrasz - Cooper uśmiecha się do niej smutno.
- Chcę, żebyś ty był bezpieczny, jasne?
- A ja, żebyś ty była bezpieczna.

Wymieniają się jeszcze jednym uśmiechem. Z niechęcią muszę to przerwać, aby pokazać im, jak dziś działamy.

- Dobra słuchajcie. Gdy Cooper będziesz biegł w naszą stronę, kieruj się w prawo. Broń Boże, w lewo. To może być najkrótsza droga, aby nas ostrzec.

Chłopak kiwa głową na moje słowa.

- My z Teslą, dla bezpieczeństwa, spakujemy najważniejsze rzeczy w celu ucieczki. Gdy będziemy musieli stąd znikać pobiegniemy w tamtą stronę, - tu wskazuję im małą przełęcz - to prowadzi to rzeki, którą będziemy musieli szybko przejść. Dalej trzeba będzie działać spontanicznie, w zależności od niebezpieczeństwa.

Wbrew pozorom, plan jest całkiem dobry. Nadchodzi godzina próby.

- Powodzenia, Cooper.
- Masz na siebie uważać - mówi Tesla, po czym przytula lekko zdziwionego chłopaka.
- Będę - odpowiada z uśmiechem.

Cooper zaczyna iść w stronę rzeki, jeszcze raz na nas zerkając. Uśmiecha się do nas po raz ostatni i znika nam z oczu.
Wraz z Teslą odrazu szykujemy potrzebne rzeczy. Pakujemy plecaki i czekamy w napięciu. Na arenie na razie cisza.

- Mój Boże, boję się o niego - mówi Tesla, zakrywając dłonią usta.
- Będzie dobrze, on jest sprytny.

W dłoniach mam przygotowane noże. Nic na razie się nie dzieje, w głębi ducha mówię sobie, że Cooper jest bezpieczny.
Słyszymy krzyk. Momentalnie adrenalina wzrasta mi do tego stopnia, aż zaczynam się trząść. Krzyk należał do chłopaka. Trudno nam powiedzieć, czy to był Cooper.
Tesla cicho pojękuje. Nie mamy pojęcia, co się dzieje, a pójście tam jest narazie zbyt niebezpieczne.
Nagle z krzaków wyskakuje chłopak.

- Zasadzka. Szybko - mówi odrazu.

Widzę ranę na jego ręce, co jeszcze bardziej mnie przeraża. Bierzemy plecaki na ramiona. Tesla wymawia raz po raz jakieś przekleństwa. Musiało ją to niesamowicie przestraszyć. Jednak dzieje się tu coś podejrzanego. Tesla zaczyna się cofać, na co ja reaguje, zdradzającym nasze położenie, krzykiem.

- TESLA, NIE!

Nie minęła chwilą, a widzę jak dziewczyna zostaje popchnięta do przodu, z powodu mocnego ciosu nożem w jej plecy. Nożem z mojej pułapki. Dziewczyna zapomniała, że tam czyha na zawodowca moja pułapka.

-------
Tesla:( Cóż, to musiało nastąpić, Moi drodzy. Dzisiejszy rozdział na szczęście jest już trochę dłuższy. Mam nadzieję, że Ci się podoba:) Zachęcam do głosowania i komentowania - każdy odzew z Waszej strony bardzo mnie motywuje.
Do zobaczenia w następnym!
~Rue<3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro