|Rozdział 22|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ran był znudzony i zaczynał żałować, że nie próbował w żaden sposób wymigać się od zakupów z Mei. Wierzył, że z młodszym bratem u boku będzie ciekawiej i wykorzystają okazję na droczenie się z Mei i wypominaniu jej jak bardzo beznadziejnym rodzicem była. Niestety za każdym razem, gdy Ran chciał się odezwać nieprzyjemnie i wrednie do Mei, zostawał od Rindō łokciem w żebra. W ostateczności zrezygnował i szedł w ciszy, patrząc przez cały czas na zegarek. Pierwszy raz odczuwał, że czas płynie w tak powolnym tempie i nawet w więzieniu wskazówki zegarów przesuwały się szybciej.

Mlasnął niezadowolony językiem o podniebienie i zarzucił wolną ręką, jeden z warkoczy do tyłu. W drugiej dłoni trzymał reklamówki z rzeczami Mei i walczył z chęcią wyrzucenia ich do najbliższego kubła.

— Nie mogę uwierzyć, że wciągnąłeś mnie w to gówno — skierował się do Rindō.

— Z tego, co mówiłeś, to sam się zgodziłeś — odpowiedział i uśmiechnął się rozbawiony.

— Następnym razem wybij mi takie głupie pomysły z głowy.

Rindō pokręcił jedynie głową z cichym śmiechem i poklepał swojego starszego brata po plecach, jakby chciał go pocieszyć. Sam zaczął odczuwać zmęczenie i najchętniej wróciłby do domu, ale Mei najprawdopodobniej nie planowała tego w najbliższym czasie. Chodzili po galerii kilka godzin, a jedyne co kupili to ubrania i kosmetyki. Musieli jeszcze zrobić zakupy do domu, a to też nie trwało krótko. Ran zmrużył oczy, kiedy Mei zatrzymała się i z uśmiechem odwróciła się w stronę synów.

— Może pójdziemy teraz na obiad? Odpoczniemy przy okazji — zaproponowała i wskazała na jedną z restauracji.

Ran i Rindō spojrzeli na siebie w tym samym momencie i bez słowa ruszyli w stronę wskazanej restauracji. Co prawda, chcieli jak najszybciej skończyć zakupy i wrócić do domu, ale odpoczynek nie był złym pomysłem. Od czasu wyjścia z mieszkania, nic nie zjedli, więc doskwierał im głód. Ran zajął miejsce w oddalonym od innych ludzi stoliku i usiadł plecami do wejścia. Rindō usiadł obok, a Mei naprzeciwko. Kelner szybko ich obsłużył i przyjął zamówienia. Między rodziną nastała cisza i napięta atmosfera. Ran opierał brodę na wewnętrznej stronie dłoni i znudzony patrzył na powieszony obraz. Rindō za to wyjął telefon i przeglądał media społecznościowe, a Mei obserwowała swoich synów i szukała tematu do rozmowy, ale nie potrafiła nic wymyślić.

Nie znała ich. Nie wiedziała o nich nic i z każdym dniem boleśnie sobie o tym uświadamiała. Nie rozmawiali z nią o swoim życiu, nie rozmawiali z nią o niczym. Nie dziwiło ją to, w końcu w dużej mierze sama to na siebie sprowadziła, ale wciąż ją to bolało. Zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok. Odetchnęła i wyciągnęła z torebki małe urządzenie.

— Chciałabym z wami o czymś porozmawiać — zaczęła i ponownie na nich spojrzała. 

Ran zerknął na nią kątem oka, a Rindō odłożył telefon. Wciąż milczeli, nie widząc sensu w odpowiedzi. Mei wyglądała na zdenerwowaną. Co chwile otwierała usta i je zamykała, jakby nie wiedziała, co dokładnie chciała powiedzieć, albo miała za dużo do wyznania i wiedziała, od czego miała zacząć.

— Możesz się sprężyć — fuknął w końcu Ran, kiedy jego matka wciąż milczała. Nie uważał siebie za cierpliwą osobę, a już zwłaszcza w stosunku do Mei.

— Przepraszam — wyznała szczerze. — Za wszystko.

— Nie sądzę, żeby twoje przeprosiny coś dały — odparł Rindō i wzruszył ramionami. — Nie potrzebujemy ich.

— Wiem, ale...

— Chcesz poczuć się lepiej, bo nagle wzięło cię na wyrzuty sumienia?

— To nie tak, Ran. — Przymknęła oczy i ścisnęła w dłoni podłużną rzecz. — Zawsze żałowałam, zaczynając od moich problemów, kończąc na doniesieniu na was policji... Rzecz w tym, że naprawdę chce się zmienić i polepszyć nasz kontakt. Stworzyć prawdziwą rodzinę...

— Droga wolna, ale ja nie mam zamiaru tworzyć z tobą rodziny. Rindō raczej też nie, ale za to [_] powinna się ucieszyć. W końcu bez nas wyglądaliście naprawdę na szczęśliwych i idealnych. Aż miałem ochotę się zrzygać. — Ran mówił każde słowo z uśmiechem i patrzył w zaszklone oczy rodzicielki. Rindō westchnął na jego słowa, ale nie odezwał się ani słowem. — Zastanawia mnie, dlaczego ją przygarnęliście...

Mei odetchnęła ciężko i przełknęła ślinę. Zawsze odpowiedziałaby, że przyjęła [_], ponieważ przyjaźniła się z jej rodzicami. Nie wiedziała, czy jej synowie pamiętali, ale kiedy mieli większe problemy, rodzice [_] przychodzili do nich z nią i im pomagali. Głównie to dzięki nim, wyszła z nałogu podobnie jak Isao. Może właśnie to był powód? Chciała spłacić dług wdzięczności...

— [_] nie ma innej rodziny, a my byliśmy bliskimi przyjaciółmi jej rodziców — odpowiedziała, nie zdradzając prawdziwego powodu. — Wracając — odkaszlnęła i położyła pendrive na środku stołu.

— Co to? — zapytał Rindō i zmrużył oczy.

— Nie chcę was dłużej szantażować ani robić rzeczy, które są przeciwko wam. To wszystkie dowody, przez które moglibyście wrócić do więzienia. Wciąż... Nie chciałabym, żeby [_] dowiedziała się o tym, że...

— Już wie. — Ran chwycił małe urządzenie i włożył je do spodni. Uśmiechnął się na widok zaskoczonej Mei.

— Co masz na myśli, że wie? — zapytała przyciszonym głosem. 

— Dowiedziała się niedługo po naszym powrocie, ale poprosiliśmy, żeby nic wam nie mówiła. Bo wiesz, bycie w więzieniu to przesrana sprawa, ale skoro oddałaś nam wszystkie dowody, raczej już nam to nie grozi.

Mei wpatrywała się w swojego najstarszego syna, widząc w jego oczach zadowolenie i satysfakcje. Zacisnęła dłonie w pięści i przytaknęła. Przez myśl jej przeszło, że tak było lepiej. W końcu nie mogli ukrywać tego w nieskończoność.

— Rozumiem — odpowiedziała, na co Ran zmrużył oczy. Spodziewał się raczej, że Mei będzie niezadowolona. Jej reakcja jednak była spokojna, jakby zaakceptowała tę informację bez problemu.

— Tylko tyle? — dopytał. — Rozumiesz?

— Tak będzie lepiej. — Mei zebrała się na uśmiech i podziękowała kelnerowi, który właśnie przyniósł ich zamówienia. — Ran, Rindō, rozumiem wasze uczucia, a przynajmniej staram się zrozumieć i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie. Naprawdę chciałabym, żeby ten dzień był dla nas nowym początkiem.

Ran chciał odpowiedzieć, że Mei nic nie rozumiała. Bo jakby mogła? Jednak nim zdążył, w kieszeni jego spodni zawibrował telefon. Wyjął go i odebrał nadchodzące połączenie. Rindo wraz z Mei spojrzeli na niego.

— Yo, Izana — przywitał się. — Będę za kilka minut. Rindō też ma przyjść? — zapytał i zmrużył oczy na odpowiedź swojego lidera.

— I co? — zapytał Rindō i przyglądał się, jak Ran wstaje od stołu.

— Mam przyjść sam — opowiedział i machnął niedbale ręką. — Dzięki za obiad, Mei.

— Ale nic nie zjadłeś... — Mei chciała zaproponować, żeby został jeszcze dłużej, ale wydawało się jej, że sytuacja była ważna i mu się spieszyło. — Nie ważne... Wróć bezpiecznie do domu.

Ran chciał przewrócić oczami na słowa rodzicielki, ale mimowolnie poczuł ciepło na sercu.

Ran czuł się dziwnie i ogarnął go niepokój, kiedy zobaczył Izanę w towarzystwie Sanzu. Nie spodziewał się tu różowowłosego ćpuna i nie za bardzo uśmiechało mu się z nim użerać. Poczuł, jak przechodzi go nieprzyjemny dreszcz, kiedy spotkał się niebieskimi tęczówkami, a Haruchiyo niemal od razu odwrócił wzrok. Przypominał mu psa, który zrobił coś głupiego i próbował zatuszować swoje winy. Izana również wysyłał u niepokojące znaki, które krzyczały, że coś było na rzeczy. Przywódca Tenjiku zawsze emanował złowrogą aurą, która przytłaczała, ale tym razem wyglądało to inaczej.

— Co wy tacy ponurzy? — rzucił, jakby niczym się nie przejmował. Na ustach przybrał leniwy uśmiech, a jedną z dłoni włożył do kieszeni płaszcza.

Izana spojrzał na niego i odwzajemnił uśmiech. Podszedł do niego kilka kroków. Stali od siebie kilka metrów i patrzyli w ciszy w swoje oczy. Sanzu zastukał kilkukrotnie palcami o kolano, aż w końcu wyjął pigułkę i ją połknął.

— Widziałem dzisiaj Mikey'ego w towarzystwie dziewczyny — powiedział Izana i obserwował reakcje Rana, który wzdrygnął się, a jego źrenice odrobinę zwięzły. — Wyglądało na to, że są ze sobą blisko. Pomyślałem, że lepszym pomysłem będzie zabić ją, niż moją własną siostrę... Mikey'ego powinno zaboleć tak samo. Co sądzisz?

Ran zastanawiał się nad odpowiedzią i po raz pierwszy w życiu, nie wiedział co odpowiedzieć. Spojrzał na Sanzu i zmrużył oczy, kiedy ten wzruszył ramionami, a jego usta poruszyły się, jakby powiedział ups. I wtedy starszy Haitani zrozumiał, że ten kretyn się wygadał, a Izana go właśnie testował. Odetchnął ciężko.

— Słuchaj Izana... — zaczął, ale nie dokończył.

— Zadałem ci pytanie. — Głos Izany brzmiał chłodno do tego stopnia, że Ran dostał gęsiej skórki.

— Nie chcę, żebyś ją zabił... — odpowiedział, widząc w tym najlepszą opcję. 

— A powinienem. Patrząc na fakt, że przez nią zacząłeś wraz z Rindō opuszczać zebrania Tenjiku i przestałeś angażować się w wojnę z Toman. Jesteście jednymi z moich najsilniejszych ludzi, w których pokładam duże nadzieję — wyznał i położył dłoń na sercu. Uśmiechnął się do Rana w niebezpieczny sposób, który miał go przygotować na następne słowa. — Wiem, że byś dla mnie zabił. Teraz jednak potrzebuję cię, żebyś przedstawił mnie [_].

Ran zamrugał zdziwiony, a jego usta otworzyły się w szoku. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Izana chciał poznać [_]. Do czego była mu potrzebna? Z pewnością miało to związek z Manjirō, ale w jaki sposób chciał ją wykorzystać.

— Kiedy? — zapytał, próbując grać niewzruszonego.

— Natychmiast, Ran.

— A po co? — zadał kolejne pytanie, na które Izana się zaśmiał.

— Żeby znienawidziła Mikey'ego i złamała mu tym serce.


N

o to... Wygląda na to, że jesteśmy w połowie? Może trochę bliżej końca. Jeszcze tego nie widać, ale od teraz relacje miedzy Ranem a Reader będą się rozwijać <3

To jak wam się podoba pierwsza połowa?

❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro