2. Sekret

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Arthur nie miał problemów z powodu tego incydentu z samochodem? - zapytała wieczorem Lily, gdy razem z Severusem już oboje leżeli w łóżku, przebrani w piżamy. Nie szali jednak jeszcze spać, a cicho rozmawiali przy ciepłym blasku jednej świecy, która delikatnie rozświetlała sypialnie, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej przytulnej, mimo panującego półmroku. Głowa kobiety spoczywała na ramieniu jej męża, a platynowe włosy, spięte w warkocz opadały na na poduszkę za nią, natomiast dłoń Severusa czule gładziła jej ramię. Lily czuła się szczęśliwa w tym małżeństwie, mimo początkowych zgrzytów. Teraz, gdy już wszystko między nimi było jasne, było znacznie spokojniejsze i szczęśliwsze, wychodząc na dobre dla ich obojga. Ich gra stała się rzeczywistością, w której nie musieli udawać, chociaż nie do końca. Prawdziwa tożsamość Lily nadal była owiana tajemnicą. Panna Evans... A raczej od ponad roku Pani Snape, niestety nadal musiała ukrywać prawdziwą siebie, co było trudne, zwłaszcza w towarzystwie osób, które dawniej znała. Cieszyła się, że była przynajmniej garstka osób, przed którymi nie musiała udawać. Czuła w sercu radość, że miała przy sobie Severusa, mężczyznę, którego znała i kochała. Mężczyznę, który ją kochał i znał lepiej niż ktokolwiek inny.

- Z tego, co wiem od Albusa i wyjca młodego Weasley'a, to Arthura czeka w pracy dochodzenie za zaczarowanie samochodu. - odpowiedział cichym głosem Severus, patrząc w zaczarowane okno, zza którego widać było księżyc i miliardy gwiazd. - Grozi mu grzywna lub wyrzucenie z Ministerstwa, ale uważam, że raczej dostanie grzywnę.

- To dobrze. - odparła Lily, bawiąc się jednym z guzików jego piżamy. - Zawsze lubiłam Weasley'ów. Chociaż nie dostrzegałam ich pewnej dwulicowości. Zwłaszcza Molly. - westchnęła cicho.

- Molly jest po prostu... Ostrożna w stosunku do mnie. - powiedział powoli Severus. Nie chciał nastawiać Lily przeciwko innym z Zakonu, mimo że znał prawdziwą naturę niektórych oraz negatywne nastawienie większości do swojej osoby. Nadal jednak grali dla jednej strony. Dla światła. A podziały między nimi, tylko wzmocniłyby siły zła. Poza tym, nie miał nic do Weasley'ów. - Ale stara się tego nie okazywać. Zwłaszcza przy swoich dzieciach. Jest subtelniejsza w swojej niechęci niż Potter.

- Wiem. Po prostu... Zawsze miałam Molly za wzór dobroci i życzliwości. Była miła i sympatyczna dla każdego.- Lily westchnęła cicho. - A może po prostu nie chciałam tego zauważać.

- Molly zawsze była sympatyczna dla każdego. Nie przejmuj się jej podejściem do mnie. Jest po prostu ostrożna i jak każdy chce chronić swoją rodzinę. Wiem, że nie ufa mi za bardzo, ale nie mam do niej o to żalu.

- To dlatego, że jesteś Śmierciożercą? Och... Dlaczego oni nie potrafią dostrzec w tobie tego, co ja. - westchnęła cicho Lily, brzmiąc troszeczkę jak małe, oburzone dziecko. Na usta Severusa wpłynął lekki uśmiech.

- Bo ty patrzysz sercem. - Lily podniosła lekko głowę, przekręcając się na brzuch i oparła podbródek na dłoni. Czuła, jak ramię Severusa obejmowało jej talię.

- Zwłaszcza dla pewnego profesora warto, mimo że na lekcjach udaje zimnego dupka. - uśmiechnęła się do Mistrza Eliksirów niewinnie. Severus uniósł figlarnie brwi.

- Już taki ze mnie zimny drań. - Lily przewróciła oczami. Och, jak Severus uwielbiał swoją reputację... Blondwłosa kobieta nachyliła się lekko i musnęła delikatnie jego usta.

- I tak cię kocham, nietoperku. - Lily uniosła kąciki ust.

- Wiem. Ja ciebie też, kochanie.- usta Severusa drgnęły w małym uśmiechu. Przyzwyczaił się już do tego uroczego pseudonimu, bo Lily on najwyraźniej pasował i lubiła go tak nazywać. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, nawet gdy kładła się z powrotem.

- Żal tylko mi Arthura. On jedyny nie jest zakłamany jak inni. - powróciła do poprzedniego tematu rozmowy.

- To akurat prawda. Arthur jest jednym z niewielu, którzy mają pewne zaufanie do mnie, o ile można to tak nazwać. - powiedział Severus szczerze. Taka była prawda. Jak miał być szczery to Arthur był jedną z niewielu osób, która miała pewne zaufanie do niego, bo większość tolerowała jego osobę tylko ze względu na dyrektora. Niektórzy, jak na przykład Black czy Potter, ledwie sobie z tym radzili. Lily uśmiechnęła się słabo.

- Ufa ci więcej osób niż sądzisz, mimo że to małe grono.

- Oj tak... Oczywiście Black i Potter są na samym początku listy. - Severus parsknął sarkastycznie, na co Lily przewróciła oczami.

- Powiedzmy, że ich dwóch nie liczę. - powiedziała rozbawiona kobieta. - Podejrzewam, że raczej nigdy nie zakopiecie topora wojennego.

- O ile z Lupinem nie jesteśmy w strefie wojny, to z tymi dwoma idiotami się nie dogadam.... - Severus zawiesił głos na moment. - Zwłaszcza z Potterem. - dodał po chwili, z kwaśną miną.

- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. - Lily wywróciła oczami. - Czy oprócz waszych zażyłości ze szkoły, ta intryga, w którą mnie wciągnął ma coś z tym wspólnego?

- Może...

- Czyli tak. - skwitowała Lily. Usłyszała, jak czarnowłosy mężczyzna westchnął cicho.

- Gdy dowiedziałem się z artykułu Rity Skeeter o całej intrydze... Byłem wściekły. Miałem ochotę rozszarpać Pottera gołymi rękami, bo różdżki na niego szkoda. Czułem się w pewien sposób winny, bo tak jakby to ja sam wepchnąłem cię w jego ramiona, a on to wykorzystał. A potem jeszcze ta przepowiednia...

- Już o tym rozmawialiśmy. To nie była twoja wina, Sev. Nie wiedziałeś, że przepowiednia będzie wskazywać na Harry'ego. - powiedziała łagodnie Lily. Wiedziała, że Severus był upartym człowiekiem i tak szybko nie wybaczy sobie wszystkiego, ale zamierzała zrobić wszystko, by tak się w końcu stało. - Równie dobrze mogło trafić na Neville'a.

- Wiem. Tak czy siak powstałby Chłopiec-Który-Przeżył. Chociaż nie wyobrażam sobie na tym miejscu Longbottoma.

- Lubię Neville'a, ale też sobie nie wyobrażam. - stwierdziła, marszcząc lekko brwi. - Jest po prostu nieśmiały, ale z jakiegoś powodu trafił do Gryffindoru. Na pewno wyrośnie z tej nieśmiałości.

- Zobaczymy. - między nimi nastała chwila ciszy. Ale nie była ona sztywna czy nieprzyjemna. Po prostu zwykłe milczenie i cieszenie się swoją obecnością.

- Sev?

- Mmm?

- To ty wołałeś mnie tamtej nocy, prawda? - zapytała cicho Lily. Nie chciała wywoływać smutnych wspomnień, ale chciała znać fakty.

- Tak. - odpowiedział równie cicho Severus. Nie miał wtedy pojęcia, że Lily żyła. Gdyby wiedział... Nigdy nie pozwoliłby, by wpadła w lwie łapska Pottera. - Nie wiedziałem, że żyłaś... Naprawdę wyglądałaś jak martwa. Ja... Byłem zbyt zrozpaczony i rozproszony, by zauważyć, że coś jest nie tak. Gdybym wiedział...

- Nie mogłeś wiedzieć, Sev. Nawet w czarodziejskim świecie nie zdarzają się zmartwychwstania. - odparła łagodnie Lily. - A tak właściwie to Dumbledore odkrył, jakim cudem przeżyłam?

- Nie znasz Dumbledore'a? Uczynił z tego zagadkę roku. - usłyszała ironiczny głos swojego męża, przez co uniosła lekko kąciki ust.

- A więc?

- Nie wiem, gdzie Dumbledore to wyczytał, ale ta teoria ma pewien sens. Otóż, ty i ja jesteśmy magiczną diadą. To znaczy, że nasza magiczna moc jest na tym samym poziomie oraz nasze magiczne sygnatury się dopełniają, przez co mogą stworzyć jedną całość. Jest to rzadko spotykane w świecie czarodziejów, ale jednak możliwe. - powiedział Severus, mówiąc dokładnie to, co usłyszał od dyrektora. Lily zmarszczyła lekko brwi.

- Słyszałam o czymś takim. Czy nie było tak w przypadku Salazara Slytherina i Roweny Ravenclaw? - zapytała, przypominając sobie, że przeczytała to kiedyś w bibliotece.

- Mniej więcej tak.

- Rozumiem... Nie zauważyłam wcześniej, by było to pomiędzy nami. - Lily zmarszczyła lekko brwi w zamyśleniu.

- Wierz mi, Lily, że sam również bym na to nie wpadł. - odpowiedział spokojnie Severus zgodnie z prawdą. Nawet mu to nie przyszło do głowy.

- A jak to, że jesteśmy diadą, wpłynęło na moje ocalenie?

- Uratowała cię moja miłość do ciebie. - wyznał cicho Mistrz Eliksirów, delikatnym gestem przeczesując jej platynowe włosy. Oczyma wyobraźni widział ich naturalną barwę i ułożenie. Jednak bez względu na to, jak wyglądała i tak ją kochał. - Otóż uczucie, którym cię darzę, cię uratowało. Tamtej nocy moja magia podświadomie wyczuła, że grozi ci niebezpieczeństwo i zareagowała na wołanie o pomoc swojej diady. W połączeniu z moją miłością do ciebie stworzyła magiczną barierę, której nawet klątwa zabijająca nie jest w stanie przezwyciężyć. - Severus powtórzył dokładnie słowa dyrektora. - Fakt, że tamtego dnia, dokładnie o tej samej godzinie doznałem magicznego wyczerpania, potwierdza tę teorię.

- To ma nawet sens. - odparła Lily, zastanawiając się na jego słowami. Teoria Dumbledore'a była zgodna z faktami, chociaż wydawała się abstrakcyjna. Magiczne diady zdarzały się niezwykle rzadko w czarodziejskim świecie. Zwykle zdarzały między wieloletnimi partnerami lub małżeństwami z długim stażem. - Nigdy nie sądziłam, że coś takiego przytrafi się nam...

- Ja też nie. - przyznała Lily. - W ogóle nigdy nie spodziewałam się, że tak się wszystko potoczy... Że zapadnę w sen na dziesięć lat, że wyjdę za ciebie... I się zakocham...

- A żałujesz? - Lily usłyszała cichy i trochę niepewny głos Mistrza Eliksirów. Podniosła głowę, by móc na niego spojrzeć zielonymi oczyma.

- Nigdy. - odparła zdecydowanie. - Jedynie czego żałuję to to, że przez lata byłam taka ślepa i nie dostrzegałam, jakim wspaniałym mężczyzną jest mój przyjaciel. - uśmiechnęła się czule do swojego męża. Po chwili ziewnęła cicho, zasłaniając usta dłonią. - Chodźmy spać, bo jutro nie wstaniemy. Ja do Skrzydła Szpitalnego a ty na lekcje. - powiedziała, układając się wygodnie w ramionach mężczyzny, czując jak ten otula ją kołdrą. Miłe było, jak o nią dbał.

- Nie spieszy mi się na lekcje z Gryfonami... - Lily zachichotała cicho, słysząc jego jęk.

- Oczywiście, oczywiście... Przyznaj, że uwielbiasz te lekcje.

- O ile bachory nie próbują się pozabijać... Czyli nigdy. - Severus usłyszał, jak Lily zachichotała na jego słowa. Jej śmiech i głos były muzyką dla jego uszu. - Nie mam pojęcia, dlaczego Albus łączy te dwa Domy na zajęciach.

- Dla atrakcji, byś nie zanudził się na lekcji. - zachichotała uroczo Lily, tuląc się do jego piersi.

- Dziękuję bardzo za taką rozrywkę. Kiedyś osiwieje prze te bachory. - prychnął mężczyzna rozbawiony, zerkają na Lily, która ewidentnie dobrze się bawiła. Kobieta uśmiechając się, delikatnie zaczesała dłonią jego czarne włosy za ucho.

- A w siwiźnie też byłoby ci do twarzy. - uśmiechnęła się czule do męża. - Ale i tak wolę cię w czerni. - Lily musnęła delikatnie jego usta - Dobranoc, Sev.

- Dobranoc, Lily.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Poppy Pomfrey siedziała w gabinecie lekarskim w Skrzydle Szpitalnym, uzupełniając medyczne kartoteki swoich ostatnich pacjentów z dzisiejszego dnia. Jej współpracowniczka i jednocześnie żona byłego ucznia Hogwartu, a obecnie profesora eliksirów była jeszcze w głównej sali szpitala, konkretnie w składziku. Młodsza uzdrowicielka porządkowała fiolki z eliksirami, nucąc coś pod nosem i nie przejmując się niczym, a tym bardziej tym, że od kilku minut, była obserwowana przez Poppy, której ręką zawisła nad pergaminem. Od jakiegoś czasu często to robiła.

     Praca jako uzdrowicielka nie polegała jedynie na badaniu pacjentów i podawania im odpowiednich eliksirów. Owszem, głównie na tym się opierała, ale nie tylko. Ważnym zadaniem tej pracy była obserwacja i dostrzeganie ważnych szczegółów, które nie raz mówiły więcej o pacjencie, niż sam wynik diagnostycznego zaklęcia. Tak było na przykład w przypadku dzieci z agresywnych domów, gdzie nie były kochane, jak inni, a źli opiekunowie często dbali, nikt nic nie zauważył. Niestety takie sytuacje zdarzały się nawet tu, w Hogwarcie. Maltretowane dzieci często ukrywały swojego obrażenia w obawie przed karą, ale to nie diagnostyczne skany ujawniały prawdę, a robiło to ich zachowanie. Staranne ukrywanie prawdy, co naprawdę dzieje się w domu w strachu przed karą i gniewem opiekunów, pobudzały je do sprytu i tajemniczości. Smutek jednak pozostaje. Podobnie jak ostrożność. Poppy nauczyła dostrzegać takie niuanse, mimo starania, by je ukryć, podczas wieloletniej pracy, jaki uzdrowicielka. Nie od dziś wiedziała, że pod wyrachowaną nieufnością kryje się jakiś sekret.

     Poppy nie potrafiła tego wyjaśnić, ale od jakiegoś czasu zaczęła zauważać podobną ostrożność u żony Mistrza Eliksirów. Oczywiście nie podejrzewała, by Severus mógłby skrzywdzić ją w jakikolwiek sposób, mimo że wiedziała o jego śmierciożerczej aktywności. Znała młodego nauczyciela i wiedziała, że nigdy nie skrzywdziłby kobiety, zwłaszcza tej, na której mu zależy. Jego działalność jako Śmierciożerca to zupełnie inna bajka. Nadal jednak czuła, że oboje coś ukrywają, zwłaszcza Cyntia, która była złudnie podobna do pewnej byłej uczennicy Hogwartu. Może nie tak z wyglądu jak z charakteru, ale kobieta przypominała jej Lily Evans, a potem Potter. Gesty, mimika twarzy, nawet głos miała podobny, ale najbardziej zagadkowe i bliźniacze były jej oczy. Na początku Poppy tego nie zauważyła, ale po czasie zaczęła dostrzegać podobieństwo między obiema kobietami. Gdyby nie wiedziała lepiej, że Gryfonka nie żyje, powiedziałaby, że Cyntia Snape to Lily Evans, albo przynajmniej są blisko spokrewnione. Pomfrey wierzyła, że prędzej to drugie, pierwsze było nie logiczne a wręcz absurdalne, bo w końcu panna Evans zasnęła snem śmieci ponad dekadę temu.

     Nadal jednak nie zmieniło to faktu, że Poppy podejrzewała, że Cyntia coś ukrywa. Jakiś sekret, misterium... Tajemnicę, która gdyby wyszła na światło dzienne, poruszyłaby wiele filarów wiedzy i postrzegania. Poppy zawsze miała w takich sprawach nosa. Wiedziała, gdy coś ktoś ukrywa nie tylko krzywdzone dzieci, ale też dorośli ludzie. I miała zamiar odkryć ten sekret. Oczywiście pielęgniarka wiedziała, że to nie będzie łatwe, bo wyglądało na to, że Cyntia jest tak samo dobra w ukrywaniu sekretów jak Severus, ale Poppy również była sprytna i tak łatwo nie odpuści. Podejrzewała, że prawdopodobnie była jedyną, która dostrzegła, że coś jest na rzeczy bo zwykle tak się działo. Z całej kadry pedagogicznej, tylko ona i profesor Snape przeważnie jako pierwsi zauważali pewne sprawy. Jednak skoro tym razem Severus milczał, to albo wiedział, co jest grane lub nie miał o niczym pojęcia, w co Poppy wątpiła. Jeśli jednak miała rację, co do tego drugiego, to nie tylko Mistrz Eliksirów był w niebezpieczeństwie, ale również Merlin wie, kto jeszcze. Właśnie dlatego Madame Pomfrey postanowiła, że odkryje jaką tajemnice skrywa Cyntia Snape. Ale nie sama oczywiście. Przyda jej się małe wsparcie...

- Poppy, gdzie to odłożyć? - Poppy wybudziła się z rozmyślań, słysząc znajomy głos młodszej uzdrowicielki, trzymającej w rękach szare pudełko. Pielęgniarka zamrugała oczami, odganiając myśli.

- Co to?

- Nie wiem... Właściwie to jakieś przedmioty różnej kategorii. - odparła Cyntia podchodząc do biurka i kładąc pudełko na blacie. Poppy z ciekawością zajrzała do środka.

- Och... Myślałam, że już dawno je zabrałam. - mruknęła Pomfrey, oglądając zawartość. - To prezenty od niektórych byłby uczniów Hogwartu, którzy szczególnie lubiły przebywać tutaj. Najczęściej zostawali potem magomedykami. - wyjaśniła starsza kobieta, wyciągając z wnętrza plik fotografii.

- To miłe z ich strony. - stwierdziła Cyntia, przekrzywiając lekko głowę, obserwując zdjęcia, które przeglądała pielęgniarka. Pamiętała, że ona też miała swoje pamiątkowe zdjęcie, na koniec Hogwartu. Ciekawe czy Madame Pomfrey nadal je ma.

- Oj tak... Mogę czasem wrócić pamięcią do tych zdjęć. - uśmiechnęła się sentymentalnie Poppy. Miała duży sentyment do tych pamiątek.

- Wątpię, by uczniowie chcieli ze mną robić sobie zdjęcia w obawie przed pewnym Mistrzem Eliksirów. - stwierdziła rozbawiona Cyntia, przyglądając się zdjęciu, na którym dwójka młodych absolwentów Hogwartu stała z uśmiechem obok znacznie młodszej Poppy Pomfrey, ubranej w biały fartuch lekarski.

- Och... Faktycznie reputacja Severusa bywa problematyczna. - powiedziała rozbawiona kobieta. Przełożyła kolejne zdjęcie na stos innych na biurku i zatrzymała się na nim. Na fotografii była oczywiście Poppy, ale razem z nią na białym tle ściany szpitalnej stała pewna rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach. Na szacie miała wyszyty herb Gryffindoru. Uśmiechała się do kamery.

- Lily Evans. - szepnęła cicho Cyntia. W jej głosie zabrzmiała cicha tęsknota... Do czego? Do dawnego życia. Do dawnej siebie. Do czasów, gdy nie musiała martwić się wojną, nie musiała uważać na każde słowo, krok, gest.

- Skąd wiesz? - Cyntia szybko podniosła wzrok na to pytanie. Młoda kobieta wydawała się szybko myśleć, co nie uszło uwadze Poppy.

- Severus... pokazywał mi kiedyś jej zdjęcie z czasów szkolnych. - powiedziała szybko Cyntia. W sumie było to wiarygodne wyjaśnienie. W każdym razie lepsze niż powiedzenie, że rozpoznaje samą sobie na zdjęciu.

- Rozumiem... Często wspominacie czasy szkolne?

- Czasami. - odpowiedziała Cyntia krótko. Poppy przyjrzała się fotografii, a potem zerknęła na blondwłosą kobietę.

- Wiesz... Bardzo mi ją przypominasz. - powiedziała cicho Poppy. - Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że jesteś nią. - stwierdzenie Poppy potrzasnęło Cyntią do głębi. Przypominała starszej czarownicy jej dawne ja? Ale przecież... Tak się starała, by być jak najmniej podobna do siebie. Jakim więc cudem...

„Lily Evans i Cyntia Snape to tak naprawdę ta sama osoba. Obie żyją w tobie i są tobą w równych częściach. Dzięki jednej i drugiej jesteś tym, kim jesteś. Nie zapominaj o tym."

     Cyntia wspomniała słowa Severusa. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciała to ukryć, to nadal była tą samą kobietą, co przed laty. Dojrzała, wiele przeżyła i widziała, to fakt. Jednak nadal miała w sobie wrażliwą duszę oraz dobre serce Lily Evans, których nie mogła ukryć, nawet przy wielkich staraniach. I ktoś taki, jak Poppy, to dostrzegła. Jednak stawka była zbyt wysoka i Cyntia wiedziała, że musi grać tak długo, jak tylko zdoła.

- Severus ma słabość do inteligentnych kobiet. - odparła wymijająco Cyntia, nie wypowiadając konkretnego zdania na ten temat.

Poppy uśmiechnęła się lekko. Widziała chwilowy zamęt na jej twarzy, co powiedziała, że sekret, który skrywa jest związany, właśnie z Lily Evans. Musi więc podrążyć temat.

- To prawda. Przypominasz mi ją jednak nie tylko ze sprytnego rozumowania. Masz dobre serce i wrażliwe serce, jak ona. - odparła pielęgniarka, nie wspominając, że nie tylko te cechy jej przypominały absolwentkę Hogwartu.

- Staram się... - „Jak najmniej przypominać dawną siebie. Ta wiedza mogłaby cię zabić, Poppy, a tego nie chcę."- pomyślała Cyntia, jednak nie powiedziała tego na głos. Zamiast tego powiedziała coś zupełnie innego: - ... Kierować się umysłem, nie zawsze słuchając poszeptów serca, które zaprowadziłyby mnie drogą, którą chciałabym kroczyć w marzeniach. Muszę żyć zgodnie ze ścieżką mi przykazaną przez los razem z Severusem, która nie zawsze pozwala słuchać serca a zdrowego rozsądku. Kwestia czy ktoś ma dobre serce czy nie, nie ma tu znaczenia.

- Ma znaczenie, moja droga. Bo każda decyzja, nawet podjęta przez umysł ma swoje odbicie w sercu. - odparła pielęgniarka. - Wiem, że oboje musicie oszukiwać i kłamać, by przeżyć, ale musisz rozróżniać kiedy skłamać i komu, a kiedy nie. Nie musisz oszukiwać tych, którzy nie życzą ci źle. - powiedziała Poppy, dając jej do zrozumienia, że może jej powiedzieć prawdę. Sprawiło to, ze Cyntia stanęła przed wyborem. Z jednej strony nie chciała ciągle okłamywać, ale z drugiej ta wiedza mogła zabić. Nie mogła tak ryzykować. - Wiem, że sekret, który skrywasz, może być ciężarem, ale nie jesteś z tym sama. Powiedz to. Poczujesz się lepiej. - dodała łagodnie Poppy. Niemal widziała jak myśli młodszej kobiety się ściągają. Wyglądała jakby biła się z myślami, a jej oczy się lekko się zaszkliły.

     Cyntia biła się z myślami. Czuła się, jak pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony czuła, że jeśli powie Poppy, to z jej barków spadnie ciężar kłamstwa i nie będzie musiał jej dłużej oszukiwać. Ale z drugiej ta wiedza mogła jej zagrozić. Nie... Nie mogła jej powiedzieć.

- Wybacz Poppy, ale nie mogę. - wyszeptała, szybko wybiegła z gabinetu, czując, że jeśli tego nie zrobi, to ujawni coś, czego nie powinna. Słyszała za sobą wołanie Poppy, ale nie odwróciła się, wbiegając do składzika z eliksirami. Zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie, biorąc drżące oddechy.

     Poppy wiedziała. Wiedziała, że coś ukrywa, mimo największych starań Cyntii, by tak się nie stało. Ale nie to było najgorsze. Gorszy był fakt, że Cyntia naprawdę była skłonna powiedzieć prawdę. Była zmęczona wiecznymi kłamstwami które musiała stał pielęgnować. Pragnęła chociaż chwili oddechu od szarej, zakłamanej rzeczywistości, jaką stało się jej życie. Młoda kobieta włożyła twarz w dłonie, ukrywając zaszklone oczy. Spomiędzy palcy spłynęła wąska stróżka jej łez, chociaż pięknych jak poranna rosa, to tak bardzo pełnych cierpienia.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "3. Wyjawienie prawdy. Część I"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro