4. Wyjawianie prawdy. Część II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Coraz trudniej jest mi to ukrywać. - szepnęła Cyntia po chwili ciszy. - Poppy coś podejrzewa.

- Wypytywała cię?

- Powiedziała, że przypominam jej Lily Evans. - Cyntia opuściła wzrok. - Cokolwiek zrobię i tak wszyscy będą widzieć ją. Nie dam rady dłużej udawać, że ona nie istnieje. - szepnęła cicho, mrugając zaciekle oczami. Severus westchnął cicho, zaczynając delikatnie gładzić jej platynowe włosy. Oparł lekko podbródek o czubek jej głowy.

- Zawsze będziesz nią. Masz ją w sobie, bo to ty. - wyjaśnił cicho Severus, nie zaprzestając uspokajać ją głaskaniem po głowie, nawet gdy Cyntia pochyliła się głębiej w jego objęciach, przyklejając się do niego jak rzep.

- Nie, Severusie. Prawdziwa ja umarła w Dolinie Godryka jedenaście lat temu. Teraz jest Cyntia Snape... Ale jak widać nawet ona nie jest w stanie ukryć tego, kim jestem naprawdę. - westchnęła cicho. - Lily Evans zawsze będzie moim cieniem.

- ŻE CO?! - oboje nagle podnieśli głowy, gdy drzwi otworzyły się ze zgrzytem ukazujący zaszokowaną postać...

Zarówno Severus jak i Cyntia nagle poderwali głowy, słysząc trzeci głos, a raczej zaszokowany okrzyk. Nawet nie wiedzieli, kiedy otworzyły się drzwi i w wejściu pojawiła się profesor Minerwa McGonagall, której wstrząśnięta mina mówiła sama za siebie. Nie spodziewała się tego usłyszeć. Nigdy w życiu nie spodziewała się usłyszeć, że kobieta, która umarła jedenaście lat temu mogła być żywa.

- Minerwa... Co się stało? - zapytał bardzo spokojnie Severus, trzymając dłoń Cyntii, by pomóc jej wstać. On również był zaskoczony obecnością Minerwy tutaj, ale wolał udawać, że nic się nie stało.

- Co się stało?! To ja powinnam zapytać, co się dzieje! - powiedziała wzburzona Minerwa. - Przyszłam po krople do oczu, ale usłyszałam bardzo ciekawą rozmowę. - starsza kobieta spojrzała na oboje surowym, ale nadal niedowierzającym spojrzeniem, zanim zwróciła się do jasnowłosej kobiety. - To prawda co powiedziałaś? - zapytała nagląco Minerwa. Cyntia zwróciła zlęknione spojrzenie na Severusa, szukając pomocy. Czuła się winna, że zdradziła na głos ich sekret. Nie pomyślała, że o tej porze ktoś może wejść do Skrzydła Szpitalnego. Severus w milczeniu skinął lekko głową. Teraz już nie mogą oszukać Minerwy. Opiekunka Gryffindoru nie była głupia.

- Porozmawiajmy w gabinecie Poppy. - odezwał się Severus, wskazując drzwi. To nie było odpowiednie miejsce do tej rozmowy. Minerwa wyglądała, jakby na początku miała się sprzeciwić, ale po chwili namysłu kiwnęła ostro głową. Nie wiadomo, kto jeszcze słucha.

     Cała trójka weszła do gabinetu pielęgniarki. Objął delikatnie Cyntię w pasie, której serce waliło jak oszalałem. Jej zielone oczy były rozszerzone, jak u jelenia, albo raczej łani, złapanej w światło reflektorów. Była prawie przerażona, że przypadkowo zdradziła sekret jej tożsamości. Była taka nieostrożna... I taki był tego skutek. Mieli szczęście, że to była akurat Minerwa, a nie przypadkowy uczeń, bo mieliby poważny problem.

     Gdy tylko drzwi się zamknęły, Severus wysunął różdżkę z rękawa i rzucił zaklęcia prywatności na cały gabinet. Tak na wszelki wypadek. W tym zamku ściany mają uszy.

- Może usiądziesz, Minerwo? - zaproponował Severus starszej koleżance.

- Najpierw chcę znać odpowiedź na moje pytanie. Czy to, co usłyszałam jest prawdą? - Minerwa ponowiła pytanie, wpatrując się intensywnie w Cyntię. Nastało ciężkie milczenie.

- Tak. - odparła cicho zielonooka kobieta, po chwili napiętej ciszy. Blondwłosa czarownica podniosła wzrok. - Tak naprawdę jestem Lily Evans. - powiedziała wprost, patrząc na profesor Transmutacji. Minerwa otworzyła usta, przetwarzając informacje i z wrażenia aż opadła na fotel, który przysunął jej Severus gestem nadgarstka. Minerwa potarła palcami skronie. Za dużo informacji...

- Udowodnij. - zażądała starsza kobieta, ściskając w dłoni różdżkę.

- Minerwo, to nie będzie konieczne... - Severusa stanął przed żoną, która patrzyła na wszystko dużymi, zielonymi oczami.

- Chcę mieć pewność, że nie jest oszustką! Nie ma magii przywracającej umarłych! Dobrze o tym wiesz, Severusie! - zawoła Minerwa bojowo, gotowa użyć znanych sobie przekleństw.

- Ale Lily nigdy nie umarła i nie jest oszustką! - zaprzeczył ogniście Severus, broniąc Lily jak lew, a raczej wściekły wąż, gotowy ukąsić. Był wdzięczny za założone wcześniej zaklęcia wyciszające, bo na pewno byłby ich słychać w całym zamku.

- Jak mogła nie umrzeć?! Przecież dobrze wiem, czyją twarz widziałam w trumnie, zanim pogrzebaliśmy jej mogiłę! - argumentowała Minerwa pewna swego.

- To nie była Lily! Nie ta prawdziwa!

- Severusie wiem, że śmierć Lily cię dobiła, ale szukanie jej w innej kobiecie... - oczy Severusa błysnęły niebezpiecznie na to oświadczenie.

- Sądzisz, że sobie to wymyślam? Że zwariowałem?! - zasyczał niebezpiecznie Mistrz Eliksirów, będąc urażony tą sugestią. Że niby on zwariował?!

- Spokojnie, Sev. - szepnęła Lily, łapiąc go delikatnie za ramię i patrząc na Severusa dużymi oczami. - Minerwa ma prawo nie wierzyć i być ostrożna. W końcu wszyscy wiedzą, że nie żyję. - powiedziała cicho.

- Ale nie ma prawa cię obrażać! Nikt nie ma... - mruknął oburzony.

- Nie czuję się urażona. - odparła spokojnie. Severusa zerknął na Lily, napotykając jej szmaragdowe tęczówki. Westchnął cicho.

- Severus... - Minerwa otworzyła usta, by kontynuować swój wywód podejrzliwość, ale zamilkła, gdy Mistrz Eliksirów pstryknął palcami i zjawił się skrzat domowy ubrany w szarą poszewkę z herbem Hogwartu.

- W czym Mispi może służyć, profesorze Snape? - zapytała skrzatka, patrząc fiołkowymi oczami na profesora. W pomarszczonych rączkach miętosiła skraj poszewki.

- Przynieś moją myślodsiewnie, Mispi. - polecił Mistrz Eliksirów.

- Jak profesor sobie życzy! - odpowiedziała Mispi i zniknęła z cichym „pop". Po kilku sekundach pojawiła się z powrotem z potrzebnym przedmiotem. - Zrobić coś jeszcze, proszę pana? - zapytała skrzatka.

- Nie, Mispi. Dziękuję. - odpowiedział mężczyzna, przykładając różdżkę do skroni. Przymknął oczy, wydobywając z umysłu srebrne pasmo wspomnień, które następnie wrzucił do myślodsiewni.

- Tu masz swój dowód, Minerwo. - Severus wskazał głową na kamienną misę z połyskującą zawartością. Minerwa spojrzała na myślodsiewnie.

- Mam nadzieję. Potem sobie jeszcze porozmawiamy. - pogroziła im palcem, starsza kobieta, zanim zanurzyła głowę w myślodsiewni.

     Lily opuściła głowę. To wszystko przez nią. Przez jej słabość. Nie powinna mówić głośno o swojej sekretnej tożsamości. Była paplą... Blondwłosa kobieta podniosła zielone oczy na Severusa, gdy poczuła dłonie mężczyzny na jej ramionach.

- Nie obwiniaj się. Wcześniej czy później ktoś by się dowiedział. - powiedział cicho. Jego dłonie zjechały na jej talię, obejmując ją. Lily oparła się o niego, wzdychając cicho.

- Mogłam to podejrzewać. - mruknęła cicho. - Mieliśmy szczęście, że to Minerwa. Gdyby był to uczeń... - zamilkła. Gdyby to był uczeń, na pewno jutro huczałaby o tym cała szkoła, a wtedy mieliby poważny problem. Ich przykrywka byłaby spalona, podobnie jak praca Severusa jako podwójnego agenta.

- Musimy być ostrożniejsi. - powiedział cicho, ale nie powiedział, że to jej wina. On był tak samo zaskoczony nagłym pojawieniem się Minerwy. Nie potrafił winić Lily za to wszystko.

- To moja wina...

- Tylko odrobinę. - mruknął cicho. - Ale nie przejmuj się tym teraz. Porozmawiamy potem. - Lily pokiwała głową żałośnie głową.

     Kilka minut późnej Minerwa wykurzył głowę z myślodsiewni, a jej twarz spowita była zaskoczeniem... Ba! To nie odpowiednie słowo. Mina Opiekunki Gryffindoru była wręcz ogłuszona i pełna niedowierzania, na to co zobaczyła. Severusa mógł prawie zobaczyć masę trybików, kręcących się w jej umyśle. Nigdy nie widział kobiety tak zaszokowanej. Ale co się dziwić. Nie codziennie ktoś się dowiaduje, że osoba, która powinna być martwa od kilkunastu lat, jest jak najbardziej żywa. I w dodatku jest żoną Severusa Snape'a.

- Ale... Jak? - zapytała w końcu Minerwa głosem odległym i nadal pełnym niedowierzania, opadając na fotel, który był za nią.

- Ja i Lily jesteśmy magiczną diadą, czyli nasza sygnatura i poziom mocy jest taki sam. W połączeniu z moimi uczuciami do Lily stworzyły coś w rodzaju osłony, która sprawiła, że klątwa zabijająca Czarnego Pana skierowana w nią tamtej nocy jej nie zabiła. Sprawiła jedynie, że zapadła w magiczną śpiączkę. - wyjaśnił Mistrz Eliksirów spokojnie. Lily siedziała w ciszy obok, trzymając dłonie splecione na swoich kolanach. Czuła, jak ramię Severusa ją obejmuje.

- Och... - Minerwa zrobiła zastanawiającą minę, układając sobie wszystko w głowie.

- Wybaczcie mi moją reakcję, ale... To dla mnie duży szok. - powiedziała przepraszający zastępca dyrektora. Minerwa spojrzała na Lily i uśmiechnęła się do niej szczęśliwie. - Cieszę się, że mogę cię zobaczyć, Lily. - Lily również lekko uniosła kąciki ust. - To aż nieprawdopodobne! Wszyscy myślą, że nie żyjesz...

- I tak ma na także pozostać, Minerwo. - odparła spokojnie Lily. - Nikt nie może wiedzieć, że żyję, bo ja i Severus staniemy się numerem jeden na liście osób, które Czarny Pan chce widzieć martwe.

- Oczywiście! Macie moje słowo, że będę milczeć. - obiecała gorliwie Minerwa, potakując głową. W pełni rozumiała ich obawy. Nie chciała też, by przez nią stracili życie lub byli torturowani. Merlin wiedział, że przeżyli wystarczająco dużo. - Kto jeszcze o tym wie?

- Albus, Black, dwoje Potterów i Lucjusz Malfoy wraz z Narcyzą. - odpowiedział od razu Severus. - No i teraz ty.

- Czy to bezpieczne zaufać Malfoy'om? - Minela oczywiście była sceptyczna. Severus wcale nie był zdziwiony.

- Oczywiście, że tak. Gdyby Lucjusz planował nas zdradzić, już by to zrobił. Nie jest tak cierpliwy, jak ja. - wyjaśnił Severus. - Poza tym ma interes w zniszczeniu Czarnego Pana.

- Rozumiem. - Minerwa pokiwała głową. Spojrzał uważnie na tę dwójkę, którą dokładnie pamiętała z Hogwartu. Teraz, jak już znalazła prawdę, dostrzegała w Cyntii cechy Lily Evans. Mimo że rysy twarz oraz włosy miała inne, to oczy i uśmiech pozostały takie same. - Więc wasza dwójka już się pogodziła? - nie mogła się powstrzymać od zapytania. Pamiętała doskonale ich wielką kłótnię na piątym roku, chociaż nie wiedziała, o co poszło. Ale drastyczną zmianę w dwójce przyjaciół od pierwszego roku nie dało się nie zauważyć.

     Severus i Lily spojrzeli najpierw na siebie. Czy byli pogodzeni? Tak, zdecydowanie byli. Czy byli przyjaciółmi? Oczywiście! I nawet kimś więcej.

- Tak, Minerwo. - odparł Severus nie odkrywając wzroku czarnych oczu od swojej żony, jedynej kobiety, która mogła nosić to miano oraz jego nazwisko. - Zdecydowanie jesteśmy pogodzeni. - Minerwa wyszczerzyła się radośnie.

- Chyba nawet więcej. - zaśmiała się zastępca dyrektora. Widziała to po ich oczach gdy patrzyli na siebie. Że Severus ją kochał, nie było dla Minerwy zaskoczeniem, bo to było widać. Natomiast uczucia Lily były większą zagadką. Gdy po raz pierwszy zobaczyła ją w na korytarzu w drodze do pokoju nauczycielskiego, widziała w jej oczach wszędobylską ostrożność i obawę. Potem zaczęło się do zmieniać, przechodząc od powściągliwości poprzez strach, chłód, gniew, a następnie zaintrygowanie, ciekawość, zauroczenie i w końcu miłość.

- Może... - Severus zerknął figlarnie na Lily, która zmrużyła oczy.

- Za chwilę będziesz spać na korytarzu. - zagroziła robiąc udawaną groźną minę. - Chyba że Minerwa cię przygarnie.

- Jak zasłużył, to nie mam zamiaru. - zaśmiała się Minerwa. Severus wywrócił oczami. Powinien się spodziewać takiej „solidarności jajników". - Aż nie mogę uwierzyć, że tak długo nic nie podejrzewałam.

- Taki był cel zaklęcia, Minerwo. - zauważył uprzejmie Severus z nutą dobrze znanego sarkazmu. - Gdyby nie o to chodziło wystarczyłby eliksir wielosokowy albo glamour.

- Też fakt... Jednak mimo wszystko teraz widzę, jak bardzo jesteś podobna do dawnej siebie. - zwróciła się do Lily. - Oczy i uśmiech pozostały. - Lily uniosła lekko kąciki ust.

- Coś z dawnej mnie musiało pozostać i cieszę się z tego, bo za każdym razem gdy spoglądam w lustro, to pamiętam, kim naprawdę jestem. - powiedziała Lily szczerze. Nie chciała zapomnieć, kim naprawdę była, bo to właśnie poprzednie życie i bagaż doświadczeń sprawiły, że była taka a nie inna. Poza tym w jej życiu były też i dobre chwile. Poznanie Severusa i ich kwitnąca przyjaźń była jedną z nich. Nigdy nie żałowała, że go poznała, nawet jeśli straciła przez to sympatię rodzonej siostry. Prawda była taka, że i tak by to nastąpiło, bo nie długo potem Lily miała się dowiedzieć o swoim czarodziejskim darze.

     Severus spojrzał na Lily, słuchając jej słów. On też nie chciał, by zapomniała, kim naprawdę była. Pokochał rudowłosą Gryfonkę o zielonych oczach, błyszczących jak szmaragdy. Kochał ją i kochać będzie w każdym wcieleniu. Jego uczucia do niej były, są i będą niezmiennie aż do grobowej deski i nawet dłużej.

- Zawsze nią będziesz. - uśmiechnęła się Minerwa patrząc na byłą uczennicę. - Wie to każdy, kto cię zna, Lily.

- Na szczęście Czarny Pan jej nie za. - mruknął cicho Severus. Gdyby tak było, już byłaby martwa. Oboje byliby.

- Skoro już o tym mowa... Masz chronić Lily, Severusie. Włos jej z głowy spadnie, a mam twoją głowę i klejnoty rodowe na srebrnej tacy. - zagroziła szkocka Lwica, grożąc surowo palcem. Severus wywrócił oczami.

- Robię to oraz będę to robił i bez twoich tandetnych gróźb, Minerwo. Do tej pory wszystko przebiega... W miarę bez problemowo. - powiedział Mistrz Eliksirów z małą szczyptą ironii.

- Mam nadzieję. W razie czego możecie na mnie liczyć. - Severus i Lily skinęli w odpowiedzi wdzięcznie głowami. - A teraz wybaczcie mi. Pójdę już do siebie.

- Dam ci jeszcze krople do oczu, po które przyszłaś. - powiedziała Lily, wstając z miejsca. Severus niechętnie wypuścił ją z objęć.

- Dobrze, dziękuję, moja droga. - odparła Minerwa. Lily wyszła z biura, idąc do składzika po owe krople do oczu.

- Pamiętaj, Minerwo, że nikomu ani słowa. - powiedział poważnie Mistrz Eliksirów, patrząc czarnymi oczami na koleżankę po fachu. - Bo Gryffindor będzie szukał nowej Głowy Domu.

- Już mówiłam, że będę milczeć, Severusie. Twoje groźby są niepotrzebne. - odparła Minerwa, unosząc brew. - Chociaż podejrzewam, że nie byłbyś sobą, gdybyś ich nie użył. - dodała rozbawiona.

- Oczywiście, że tak.

- Bycie miłym, by cię nie zabiło. - zauważyła zabawnie Minerwa. Nie raz bawiło ją zachowanie kolegi.

- Nie istnieje zdanie ze słowem „miły" w odniesieniu do mojej osoby. - stwierdził kwaśno czarnowłosy mężczyzna.

- Nie trudno to zauważyć. Twoje groźby mówią same za siebie.

- Po prostu uprzejmie informuje o wadze konsekwencji, Minerwo. - powiedział niewinnie Mistrz Eliksirów, zanim spoważniał. - Oboje wiemy, jakie byłyby, gdyby Czarny Pan poznał prawdę i nie chcę sprawdzać swoich przypuszczeń na własnej skórze, a tym bardziej Lily. - Severus nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby ponownie stracił Lily. Obawiał się, że tym razem jego wcześniej zamarznięte serce nie wytrzymałoby takiego bólu i zwyczajnie odebrałaby sobie życie, bo nie mógłby dłużej żyć. Stracił ją dwa razy. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale ten trzeci raz mógłby być dla niego zabójczy. Lily była jego światłem, życiem, oddechem. Po prostu wszystkim.

- Wiem, Severusie. Oboje wiele ryzykujecie... Zachodzę w głowy, dlaczego Albus wymyślił akurat taki plan. W moim mniemaniu powinien zapewnić Lily bezpieczne schronienie. - zastanowiła się Minerwa. Snape uniósł brwi, a jego oczy lekko się zwęziły.

- Masz coś przeciwko temu, że Lily za mnie wyszła? - zawarczał cicho, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Oczywiście, to nie to, że przejmował się opinią kogokolwiek. W końcu Severus Snape miał to do siebie, że w wielki poważaniu miał zadanie innych o jego osobie i tym, co robił. Postępował zgodnie z tym, co uważał za słuszne, po uprzednim przeanalizowaniu wszystkich „za" i „przeciw". Nie pytał o zdanie nikogo... No może w ostatnim czasie się to zmieniło, bo opinia Lily zawsze była dla niego ważna i cenił jej uwagi... No może nie zawsze, bo gdyby tak było, nie zostałby Śmierciożercą. Jednak to już była przeszłość i nie mógł tego zmienić. Gdyby cofnął się w czasie z pomocą zmieniacza czasu, miałoby to katastrofalne skutki. Zmieniłby drastycznie swoją linię życia i nie miał nawet pewności, że on i Lily faktycznie byliby razem. Owszem mogłaby ocalić wiele istnień, ale to sprawiłoby powstanie nowych ofiar tamtej wojny, a niektórzy mogliby się nawet nie urodzić. Severus nie chciał nawet myśleć o braniu na siebie takiej odpowiedzialności. Nie miał prawa oceniać komu należy się życie, a komu nie. Był tylko człowiekiem, jak każdy z nich. Musiał „pozwolić przeszłości umrzeć, zabić ją, bo tylko tak mógł spełnić swoje przeznaczenie i móc się stać tym kim ma być", jak to wielokrotnie powtarzał Albus.

- Oczywiście, że nie! Broń, Merlinie! - zaprzeczyła szybko Minerwa. - Nadal jestem po prostu zaskoczona tym pomysłem Albusa, w końcu nie zawsze jest to aż  takie... Oryginalne. - Profesor McGonagall ewidentnie szukała odpowiedniego słowa. Snape prychnął w odpowiedzi.

- Pomysły Albusa są nie tylko „oryginalne", ale momentami cholernie dziwne i oboje o tym wiemy. Te cytrynowe landrynki wyżarły mu nie tylko zęby.

- Ekhem... To są dropsy, Severusie. - poprawiła uprzejmie starsza czarownica, nie mogąc się powstrzymać. Mistrz Eliksirów uniósł brew.

- Co za różnica?!

- Duża! - powiedziała z zapałem Minerwa, będąc zdecydowana poprawić złe rozumowanie kolegi po fachu. - Landrynki to twarde cukierki wykonane z jednorodnej masy, służące do ssania lub rozgryzania, przezroczyste, ale o różnych kolorach. Występują w różnych smakach, głównie owocowych. Natomiast dropsy...

- Nie potrzebuje znać definicji słodyczy, by wiedzieć, jak bardzo są obrzydliwe. Nie będę tracić na to mojej cennej inteligencji. - Severus skrzywił się. Nienawidził słodyczy. Wolał zdecydowanie Ognistą Whisky... Albo wiśniówkę Lucjusza. Na szczęście miał mocniejszą głowę niż Lily i nie był pijany po jednym kieliszku.

- Wolisz ją tracić przy szklaneczce Ognistej z Malfoy'em? - Minerwa uniosła brew. Nie to że sugerowała, że był pijakiem. Pijanego na umór widziała go tylko raz. Było to jedenaście lat temu w noc rzekomej śmierci Lily. Musiała go wtedy osobiście prowadzić z biura do kwatery i przypilnować, czy nie zrobi tam nic głupiego. Wtedy po raz pierwszy i ostatni widziała Severusa w takiej rozsypce. Właśnie wtedy zrozumiała, jak wiele znaczyła dla niego Lily i przestała więcej wątpić w jego lojalność.

- Spotkania z Lucjuszem mają charakter rekreacyjny i przyjacielski. Podczas nich naprawiam swoją psychikę, którą studenci niszczą mi na każdej lekcji. - powiedział ironicznie Mistrz Eliksirów, wzdychając dramatycznie. Minerwa przewróciła oczami.

- W takim razie boję się o twój genialny umysł. - stwierdziła złośliwie Minerwa. Może i była Gryfonką, ale też potrafiła się sarkastycznie zrewanżować.

- Doceniam troskę, ale wszystko z nim w porządku. - zapewnił ironicznie Mistrz Eliksirów. - Zająłbym się raczej móżdżkami twoich Gryfonów, Minerwo, zanim zrobię z nich eliksiry... Chociaż wahałbym się ich użyć, bo ich jakość byłaby kiepska.

- Żebym z twoich Ślizgonów nie zrobiła poduszek na igły albo puchary na wodę. - zagroziła Minerwa, kiwając ostrzegawczo palcem.

- Twoje zmiany są odwracalne, a moje już nie. - powiedział dumny z siebie Severus. Oczywiście to były tylko żarty, bo żadne z nich nie zmieniłoby ucznia w puchar na wodę, albo nie zrobiłoby z jego wnętrzności eliksiru. Chociaż do Severusa Snape'a niektórzy mieli wątpliwości, zwłaszcza gdy używał swoich najmroczniejszych tonów. - Zacznę możemy od pana Pottera...

- Ani się waż, Severusie Snape!

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "5. Zaginięcia"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro