11. Dziesięć lat niewiedzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Następnego dnia Cyntię obudziły poranne promienie słońca. A przynajmniej tak jej się wydawało. Jasnowłosa kobieta usiadła, przecierając oczy. Czuła się dziwnie. Dokładnie tak, jakby ktoś lub coś wyrwało ją ze snu. Zastanawiała się, co się stało. Zamrugała kilkakrotnie, chcąc się do porządku obudzić.

     Przez kilka sekund siedziała, myśląc. Przypomniała się jej wczorajsza kłótnia z jej mężem. Nie ukrywała, że nadal była na niego trochę zła, ale nie tak bardzo, jak wczoraj. Teraz kiedy tak myślała, to miał trochę racji. Jej Oklumencja nie była za najwyższym poziomie, a informacje, które posiadała łatwo, ktoś mógł uzyskać i wykorzystać przeciwko nim. A to przecież...

     Pukanie do drzwi sprawiło, że Cyntia podskoczyła na łóżku. Teraz już wiedziała, co ją obudziło.

- Już idę. - powiedziała, nawet nie myśląc, kto może czekać po drugiej stronie. Automatycznie wstała, narzucając po drodze bordowy szlafrok, ale nie zawiązując go. Nadal zaspana podeszła do drzwi i je otworzyła. Po drugiej stronie stał zniecierpliwiony Severus Snape.

- Zaskakujące, że droga z łóżka do drzwi może zająć aż dziesięć minut. - warknął Mistrz Eliksirów, mierząc ją wzrokiem. Cyntia otworzyła usta, zanim zerknęła na siebie. Była w dość obcisłej, białej pidżamie w drobniutkie różyczki, a szlafrok miała tylko narzucony. Rumieniąc się zaciekle, zasłoniła się szlafrokiem, wiążąc go szybko w pasie.

- Co chcesz? - zapytała trochę speszona, próbując zatuszować to irytacją. Snape tylko uniósł brew rozbawiony. Chociaż nadal miał przed oczami delikatny zarys jej zgrabnego ciała, ubranego tylko w dopasowaną pidżamę.

- Poinformować, że za pół godziny mamy być na śniadaniu w Wielkiej Sali. - powiedział Mistrz Eliksirów bezbarwnym głosem.

- Jasne. - Cyntia położyła dłoń na drzwiach z zamiarem zatrzaśnięcia ich.

- Nie rób tego. - kobieta zatrzymała się w połowie ruchu.

- Czego? - zapytała, jakby nie wiedziała. Severus uniósł brew.

- Tego. - i pociągnął drzwi gwałtownie do siebie, zatrzaskując je i powodując przy tym wielki hałas. Cyntia podskoczyła w miejscu. Teraz wiedziała jak on się poczuł, gdy zatrzasnęła mu drzwi przed samym nosem. Zamrugała kilkakrotnie, zanim odwróciła się od drzwi. Jasnowłosa kobieta podeszła do szafy. Jej twarz po raz kolejny zapłonęła rumieńcami, kiedy przypomniała sobie, że otworzyła mu drzwi w praktycznie samej piżamie. Jeszcze, gdyby byli prawdziwym małżeństwem nie byłoby to takie niezręczne. Ale ponieważ nie byli, było to trochę... żenujące. Cyntia mogła przysiąc, że widziała jak zlustrował ją tym konkretnym spojrzeniem. Lecz co mogła się dziwić. Przez całe życie był kawalerem, a znała Severusa wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jest dość staroświecki i trzyma się swoich zasad. A tu nagle kobieta pojawia się w jego życiu.

     I na wstępie otwiera mu drzwi w pidżamie. Cyntia mentalnie uderzyła się w czoło.

     A najbardziej absurdalnym elementem tej całej gry jest fakt, że wszyscy oczekują, że go zmieni. Od grona pedagogicznego zaczynając. Gdyby tylko wiedzieli...

     Cyntia potrząsnęła głową, zapinając sukienkę. Spojrzała w lustro, oceniając siebie. Znów widziała tą samą jasnowłosą kobietę i zupełnie inną, kryjącą się w tym ciele. Zupełnie jakby dzieliła dwie osobowości. Obie rak różne, a jednocześnie podobne.

     Kobieta westchnęła cicho splatając włosy w tego samego, eleganckiego koka. Tylko po obu stronach jej twarzy pozostawiła po kilka pofalowanych pasm włosów. Blada twarz przyozdobiona delikatnym makijażem i zielone oczy, które widziały zbyt wiele i jednocześnie zbyt mało. Poprawiając fryzurę, zwróciła uwagę na blask srebra na jej palcu.

     Obrączka.

     Gdy była naiwną nastolatką, obrączka była dla niej symbolem mocnego sznura miłości, wiążącego dwoje kochających się ludzi. Ale teraz, kiedy była dorosłą kobietą po dwóch fikcyjnych związkach, metalowy pierścionek był dla niej insygnium uwięzienia. Tkwiła w kolejnym fikcyjnym małżeństwie.

     Cyntia potrząsnęła głową i odwróciła się od lustra. Nie chciała dłużej na siebie patrzeć, bo widziała wtedy wszystko, co chciała mieć, a jednak nigdy nie było jej dane. Prawdziwa miłość i rodzina. Zamiast tego dostała ból, rozczarowanie i samotność.

     Jasnowłosa kobieta, upewniając się, że ma różdżkę, wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Następnie przeszła kawałek korytarzem do salonu.

     Severus siedział w fotelu, wpatrując się w przestrzeń. Kiedy usłyszał jej kroki, spojrzał w tamtą stronę.

- Gotowa?

- Tak. - odparła chłodno. Mężczyzna tylko kiwnął głową, wstając. Podszedł do drzwi, a ona za nim. Severus otworzył drzwi i gestem wskazał, by wyszła pierwsza, zanim sam zrobił to samo.

     Cyntia pomyślała, że co złego mogła powiedzieć o Severusie Snape'ie to nie brak manier. Oczywiście, pomijając fakt, że czasami używał ich tylko, gdy mu się to podobało, ale nadal je miał.

     Kiedy zamknął drzwi, Cyntia znów wsunęła rękę pod jego ramię. Tym razem nie została obrzucona pytającym spojrzeniem. W sumie wcale nie zareagował. Chociaż w głębi duszy Severus był zadowolony, ale pilnował się, by tego nie okazać. Prosty gest, nawet jeśli wymuszony przez okoliczności. Musieli być wiarygodni. Tak to tłumaczył. Ale nadal nie mógł nie czuć z tego powodu radości.

     Cyntia szła spokojnie u boku swojego męża, starając się pozbyć dziwnego uczucia, kiedy trzymała jego ramię. Chociaż nie miała zamiaru tego zmieniać. Trzymanie się za ręce, wydawało jej się w jakiś sposób niewłaściwe i jeszcze bardziej dziwaczne.

     Drogę do Wielkiej Sali spędzili w milczeniu. Była to raczej wygodna cisza dla obojga, bo żadne z nich nie wiedziało, o czym rozmawiać. Po drodze nie spotkali nikogo. Nie licząc Irytka, który jak tylko zobaczył Severusa Snape'a, natychmiast dał nogę, by czym prędzej zniknąć z oczu obecnego Mistrza Eliksirów. Dla Cyntii wydało się to całkiem zabawne.

     W końcu, po kilku minutach dotarli do Wielkiej Sali. Zielonooka kobieta zauważyła, że Severus poprowadził ich nie do głównego wejścia, ale drzwi dla personelu. Cyntia był za to wdzięczna. Szczerze mówiąc, miała już dość ciągłej uwagi i Sna... Severus chyba też.

     Cyntia przymknęła na kilka sekund oczy. Ciągle łapała się w myślach na poprawianiu jego nazwiska na imię. Z jakiegoś dziwacznej przyczyny czuła się w obowiązku to robić. Dlaczego?

     Bo jest teraz jej mężem i byłoby dziwne, gdyby mówiła do niego po nazwisku. Zaś kiedy w myślach nazywała go po imieniu, czuła się nieswojo, bo kłóciło się to z jej emocjami. Severus był jej przyjacielem, a potem pojawił się Snape, który zniszczył jej przyjaciela. Ale teraz, gdy Snape zaczął się zwać Severusem, bo powodowało zacieranie się granic pomiędzy tymi dwoma osobami, kryjącymi się w jednym ciele.

     Severus otworzył drzwi dla personelu i puścił Cyntię przodem, zanim sam wszedł do Wielkiej Sali. Przy stole siedział Albus, Minerwa, Poppy, Pomona, Filius, Hagrid. Reszta kadry wczoraj już wyjechała, a Sinastra, Irma i Trawelny jeszcze nie przyszły. Przyjścia tej ostatniej nikt się raczej nie spodziewał. Sybilla wolała siedzieć w swojej wieży. Nie to, że Severus narzekał. Wysłuchanie wszystkich negatywnych właściwości liczby 13, czy propozycja wróżenia z fusów herbacianych były naprawdę irytujące.

     Oboje skinęli głową do obecnych, zanim usiedli przy stole. Severus zignorował zdecydowanie irytujące dla niego spojrzenia, gdy odsunął żonie krzesło, nim sam usiadł. Matka nauczyła go manier. Naprawdę nie rozumiał czemu tak ich to dziwiło.

- Dzień dobry!

- Patrz, Albusie, przyszły nasze gołąbeczki. - Minerwa zachichotała z własnego żartu, a kilka osób z kadry również do niej dołączyło. Cyntia leciutko wygięła usta, ignorując delikatne ciepło na policzkach. Mistrz Eliksirów rzucił jej spiczaste spojrzenie. McGonagall tylko przewróciła oczami. - Twoje mordercze spojrzenia nie robią już na mnie wrażenia, Severusie. - zauważyła uprzejmie zastępczyni dyrektora.

- Na uczniach chyba też już nie. - zaśmiała się Pomona.

- A więc muszę na kimś poćwiczyć przed rozpoczęciem semestru. - stwierdził złośliwie Mistrz Eliksirów.

- Twój mąż jest niezwykle bezczelny, Cyntio. - zauważył Filius. Cyntia westchnęła.

- Wiem. Nie mam pojęcia od kogo się tego nauczył. - stwierdziła niewinnie, smarując tosta dżemem. Severus przewrócił oczami.

- Oczywiście. - prychnął Mistrz Eliksirów. Sarkazm był wyczuwalny na kilometr.

- Nie wiem o czym mówisz, Severusie. - ten niewinny ton mówił sam za siebie.

- Trafił swój na swego. - zaśmiała się McGonagall.

~*~*~

- Co się działo przez te dziesięć lat? - zapytała nagle Cyntia, po dłuższej chwili milczenia, która w zasadzie trwała odkąd wyszli z Wielkiej Sali. Ta cisza była wygodna, ale tylko do pewnego momentu. Podczas spaceru po błoniach nie zmienili ani słowa. Cyntia pozwoliła sobie tylko na ukradkowe spojrzenia.

     Idący obok niej mężczyzna, wyglądał na pogrążonego w myślach. Trudno jednak jej było zrozumieć, o czym myśli. Severus Snape był jak zamknięta na klucz księga. Nie poznasz jej treści, dopóki nie otworzysz zamka. W innym wypadku jedynie przeczytasz tytuł.

- A co konkretnie chcesz wiedzieć? - Cyntia słyszała w jego głosie stłumiony gniew. Lekko się skrzywiła. Nadal był zły za wczoraj. Mimo, że czuła się trochę winna, nie miała zamiaru przepraszać. Tłumaczyła sobie, że to także jego wina.

- Nie wiem, o co pytać. Wiele się wydarzyło. - Severus zamyślił się na moment. Co miał jej powiedzieć? Przez ostatnie dziesięć lat panował święty spokój, bo Czarny Pan zniknął, a większość Śmierciożerców siedzi w Azkabanie. Zakon był nieaktywny. A w Ministerstwie rządzili sami kretyni, co raczej nigdy się nie zmieni.

- Od czasu zniknięcia Czarnego Pana panuje względny spokój. Większość Śmierciożerców siedzi w Azkabanie. - powiedział powoli, starając się nie okazywać gniewu w głosie. Nadal był na nią zły za wczorajszą kłótnię. Prosiła go o informacje, którzy nie mógł jej dać w tym momencie. Ale oczywiście ona wie lepiej! Tak jest...

     Severus wyrzucił te myśli za ścianę Oklumencji. Nie chciał, by znów się pokłócili, tym razem na Hogwardzkich Błoniach, a mieli wystarczająco uwagi.

- Co u Molly i Alice?

- Molly ponownie zaszła w ciążę. Teraz ma całą watahę dzieciaków. Miałem okazję uczyć piątkę z nich. O ile się nie mylę, w tym roku Ronald przychodzi do Hogwartu. - Cyntia uśmiechnęła się delikatnie.

- Molly zawsze tak bardzo chciała mieć córkę.

- I ma. Ostatnie dziecko, Ginewra Weasley. - powiedział Mistrz Eliksirów, ciesząc się w duchu, że jest to ostatnia latorośl Weasley'ów, która pójdzie do Hogwartu. Weasley'e byli blisko Potterów, co skutkowało negatywnym nastawieniem do jego osoby, chociaż Molly i Arthur starali się nie pokazywać swojej jawnej niechęci, szczególnie przed dziećmi. Lecz Potter senior oczywiście robił doskonałą robotę, zupełnie odwrotną do nich.

- Naprawdę? Molly musi być szczęśliwa. A co u Alice? - jej ton z radosnego przeszedł w smutny. Pamiętała, jak usłyszała wieść o tym, co przeszła Alice. Było jej naprawdę żal przyjaciółki. Bycie torturowanym do szaleństwa jest gorsze niż śmierć.

- Razem z Frankiem przebywają na zamkniętym oddziale w Św. Mungo. Ich syn mieszka z Augustą Longbottom. - Severus przez chwilę czuł się jak na jakimś cholernym przesłuchaniu. Chciał rzucić jakąś ciętą ripostę, ale ugryzł się w język. Lily... Cyntia spała przez dziesięć lat. Było jasne, że chce wiedzieć, co się wydarzyło przez ten czas i nie było w tym nic złego.

- Żal mi Neville'a. Można powiedzieć, że stracił rodziców, chociaż oni nadal żyją. - jej głos był cichy i współczujący. Severus wiedział, że jego żona jest bez wątpienia najbardziej litościwą i dobrą osobą na planecie. - W tym roku przyjdzie do Hogwartu, a Frank i Alice nie będą mogli tego zobaczyć. To takie nie fair.

- Życie nigdy nie jest i nie będzie sprawiedliwe. Dla nikogo. - Severus doskonale o tym wiedział. Doświadczył tego na własnej skórze. I już się z tym pogodził. Przez jednen, niewybaczalny błąd stracił Lily na rzecz Pottera, a potem los zabrał mu ją po raz drugi na dziesięć lat. To on powinien płacić za jego błędy, a nie ona. Ale życie zażądało od niej zapłaty. Gdzie tu sprawiedliwość?

- Racja. Niewinni płacą za błędy tych, którzy zawinili. - powiedziała, nawet nie myśląc jakie piętno odbiją te słowa na Severusie. To jedno zdanie doskonale odzwierciedlało jego życie. Lily zapłaciła dziesięcioma latami z życia za jego błędy, podczas, gdy on pogrążał się w ciemności i smutku, myśląc, że nie żyje.

     A teraz los mu ją zwrócił. Znów była tutaj razem z nim, stojąc u jego boku, mimo nienawiść do jego osoby. Tak, Severus już pogodził się z tą myślą. Pogodził się z faktem, że Lily będzie go nienawidzić do końca życia, a szczęśliwa Cyntia jest tylko maską dla okrutnego świata. Maską, która pozwala jej żyć normalnie, bez potrzeby zamknięcia w czterech ścianach. Jedyną ceną za wolność jest przymus udawania kogoś, kim nie jest. Udawania Pani Snape, żony Severusa Snape'a, podwójnego agenta, ex Śmierciożercy, nauczyciela, Mistrza Eliksirów, Głowy Slytherinu.

     Lecz to nic nie zmienia. Severus wiedział, że bez względu na miarę nienawiści, jaką będzie ona go darzyć, nadal będzie kochał ją bezgranicznie. Lily... Cyntia była miłością jego życia, jedyną kobietą, dla której go serce bije i zawsze bić będzie. Nawet jeśli ona o tym nie wie. Pozostanie samotnym Księciem Półkrwi, patrzącym w cieniu na szczęście Królowej swojego Serca. Już na zawsze...

- Sn... Severus? Severus! - Mistrz Eliksirów zamrugał kilkakrotnie, wychodząc z zamyślenia. Cyntia stała przed nim, patrząc na niego tymi pięknymi, zielonymi tęczówkami, które tak bardzo kochał. Gdy ich oczy się zetknęły, odwróciła wzrok. - Zamyśliłeś się. - zauważyła, znów stając po jego prawej stronie. Severus czuł ciekawość w jej głosie, chociaż bardzo starała się jej nie okazywać. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko złączył dłonie za plecami, a Cyntia trzymała ręce opuszczone po bokach.

- Zastanawiam się, kiedy Rita Skeeter pojawi się w bramach Hogwartu. - rzucił z nutą ironii, gdy cisza zaczęła się przedłużać. W międzyczasie zastanawiał się, jakim cudem udało im się przeprowadzić cywilną rozmowę bez skakania sobie do oczu. Cyntia prychnęła.

- Jak dla mnie wcale nie musi tego robić. - odpowiedziała. Teraz dla odmiany to Severus prychnął.

- Nadzieja matką głupich. Skeeter zjawia się wszędzie, gdzie pojawia się sensacja.

- Więc mam rozumieć ze nasze małżeństwo to sensacja? - zapytała chytrze, unosząc brwi. Severus uśmiechnął się złośliwie mimo, że słyszał podszyte szyderstwo.

- Nazywaj to jak chcesz, ale gdy poznasz moją reputację, zrozumiesz, dlaczego to taki ewenement dla niektórych. - stwierdził sarkastycznie Mistrz Eliksirów. Cyntia zmarszyła brwi, zastanawiając się, co dokładnie miał na myśli. Jedyne co zrobiła, to pokręciła głową, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. Severus Snape zawsze był jedyny w swoim rodzaju i miał swoją reputację. Przez te dziesięć lat jak widać się to nie zmieniło.

- Jaką reputację? Naczelnego Postrachu Hogwartu, który dręczy uczniów, zabiera punkty i rozdaje szlabany? - zapytał sarkastycznie, nawet nie wiedząc, że nie mija się z prawdą. Zadowolony uśmieszek, powiedział jej, że prawdopodobnie ma rację. - Co?

- Twój opis, nawet jeśli sarkastyczny, jest w zupełności prawdziwy. - Cyntia założyła za ucho włosy, które wiatr pchnął jej na twarz.

- I ty jesteś z tego dumny? - zapytał niedowierzająco, widząc jego dumę wypisaną na twarzy i słyszalną w głosie.

- Tak. - potwierdził zdecydowanie zbyt zadowolony.

- Dlaczego odnoszę wrażenie, że cieszysz się, że uczniowie się ciebie boją. - ton jej głosu sugerował, że raczej jej się to nie podoba. Severus wewnętrznie wzruszył ramionami.

- Po prostu nie pozwalam wchodzić sobie na głowę. - Cyntia czuła, że w tym kryje się coś więcej. - A co już sobie oni dopowiadają, że jestem powstałym wampirem, który z niegrzecznych studentów robi eliksiry, a z ich krwi atrament, którym późnej wypisuje kąśliwe uwagi na ich esejach, to już naprawdę mnie nie interesuje. - Cyntia nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Nawet tak złośliwy opis, brzmiał jeszcze bardziej sarkastycznie w ustach Severusa Snape'a.

     Severus uśmichnął się lekko, słysząc jej dźwięczny śmiech. Był on muzyką dla jego uszu.

     Cyntia opanowała się po kilku sekundach. Czuła się teraz jak za dawnych lat w Hogwarcie, gdy siedzieli razem nad jeziorem, a Sev bawił ją swoim pokręconym poczuciem humoru. Jej uśmiech zniknął. To już przeszłość. Jej przyjaciel zniknął, zastąpiony swoją mroczną podróbką.

- Wracajmy już. - powiedziała, a znajomy chłód znów powrócił do jej głosu. Severus po raz kolejny żałował wszystkiego, co się stało. Tak bardzo tęsknił za jej miękkim głosem, gdy nazywała go zdrobnieniem jego imienia, którego używała tylko ona. Ale to już przeszłość. Przeszłość, której nie wróci.

    Czarnooki mężczyzna tylko skinął głową. Zanim obrócił się, dołączając do niej i razem w milczeniu skierowali się do zamku, który był jego domem od dziesięciu lat, a w którym teraz razem będą dzielili czas.

~*~*~

Następny rozdział: "12. Oskarżenia i obietnice"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro