12. Oskarżenia i obietnice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- James? James! - James Potter podskoczył na krześle, gdy Syriusz zamachał mu ręką przed oczami. James od jakiegoś czasu chodził zamyślony. Na początku było to niezauważalne, ale z czasem ludzie zaczęli to dostrzegać. Najpierw Mary, następnie Łapa i Lunatyk, a potem nawet Moody. A wszystko to zaczęło się od przebudzenia Lily Evans.

James sam nie wiedział, czemu rudowłosa kobieta tak bardzo zajmuje jego umysł. Nie myślał o niej przez ostatnie dziesięć lat, a teraz nie mógł oderwać od niej myśli. Po części było to zrozumiałe, ale im dłużej to trwało, tym bardziej stawało się niejasne. Oczywiście ciekaw był, jakim cudem się obudziła i dlaczego teraz, ale obawiał się, że tego nie dowie się nigdy, bo nawet w ich świecie takie zmartwychwstania nie są rzeczą codzienną. Ale ostatnimi czasy przestał już się nad tym zastanawiać. Przez ostatnie cztery tygodnie myślał tylko o niej.

Rzeczy jasna James kochał swoją żonę. Mary była matką jego syna. Ona i Harry byli dla niego całym światem. Był gotów zrobić dla nich wszystko. Ale Lily Evans to zupełnie inna historia.

Oczywiście nie zaprzeczał, że w pewnym momencie swojego życia wręcz szalał za Evans. Zaczęło się to na trzecim roku w Hogwarcie, ale to było tylko szczenięce zauroczenie. Lily była mądra, utalentowana, inteligentna, a przy tym bardzo piękna. W tamtym czasie była dla niego ideałem, nadającym się na jego dziewczynę. Jedynym problemem, który przez kilka lat powstrzymał go od ziszczenia swoich marzeń, był Severus Snape, z którym była związana silną przyjaźnią. Jego niechęć do Smarkerusa tym bardziej wzrastała, gdy James widział, jak Ślizgon kręci się wokół Lily. Wszystko trwało, aż do czasu ich kłótni na piątym roku, gdy Snape nazwał ją "szlamą". Sytuacja idealna, ale było już za późno, bo James zaczął się interesować Mary MacDonald. Cicha dziewczyna, dobrze się ucząca, ale szara myszka. Może nie miała takiej urody jak Evans i nie była tak utalentowana, ale jakoś poruszyła serce Huncwota.

Lecz teraz James sam już nie wiedział, co czuje względem obu czarownic. Mary oczywiście kochał, w końcu ożenił się z nią z miłości, a nie tak jak z Evans, z obowiązku chronienia nienarodzonego dziecka. Ale teraz, gdy ta ostatnia znów powróciła do życia, James był skołowany.

Gdy spała w domku letniskowym, pod opieką skrzatów jakoś był spokojny, bo była blisko i w każdej chwili mógł ją zobaczyć. A teraz była w Hogwarcie, daleko od niego, a chęć jej zobaczenia jakoś dziwnie wzrosła. I nie była sama.

Kiedy James usłyszał plan dyrektora miał ochotę się śmiać. Lily miałby być żoną Smarkerusa! Ze wszystkich pomysłów Dumbledore'a ten był... Absurdalnie głupi! Lecz zanim Potter zdążył zaprotestować, Snape zdążył pierwszy wyrazić swój sprzeciw. James wtedy pomyślał, że pewnie nie chce mieć nic do czynienia ze "szlamą", jaką nazwał ją na piątym roku. Widać po dziesięciu latach nic się nie zmieniło w tej kwestii. Chociaż jego argumenty były czysto logiczne i żaden niezwiązany z jej krwią, co trochę Jamesa zaskoczyło.

Ale bardziej zaskakujące było, że Lily zgodziła się na ten szalony koncept. James ledwo powstrzymał opadającą szczękę. Dlaczego to zrobiła?

Odpowiedź prawdopodobnie zna tylko ona, ale Rogacz nie skupiał się na tym.

Doskonale pamiętał chwilę, gdy Dumbledore z pomocą Snape'a i Malfoy'a rzucił na nią zaklęcie zmieniające tożsamość. Gdy ją zobaczył... Była tak samo piękna, jak przed rzuceniem zaklęcia. Chociaż oczywiście wyglądała inaczej, James nadal czuł, że to ta sama osoba. Lecz nie to było dla niego najważniejsze.

W chwili, gdy złożyła swój podpis pod aktem ślubu i oficjalnie stała się Panią Snape, James poczuł, jakby coś w jego wnętrzu pękło. Załamało się pod wpływem wiatru zdrady i zazdrości. Chociaż nie powinien tego czuć. Nie byli małżeństwem od chwili jej "śmierci". A jednak czuł to. To nie dawało mu spokoju przez ostatnie tygodnie.

Może jednak to nie było tylko szczenięce zauroczenie? James był zdezorientowany samym sobą. Czuł, że kocha Mary, ale czuł też coś do Evan... Do Cyntii Snape. Cóż za cholerna ironia?

- James!

- Słucham, Łapo. - mruknął Rogacz przecierając oczy, ręką.

- Wszystko w porządku, Rogacz? Znów wpadłeś w ten konkretny stan zamyślenia. - zauważył Syriusz, patrząc oceniająco na przyjaciela. Od kilku tygodni chodził zamyślony, a on nie miał pojęcia, o co może chodzić.

- Tak, Syri. Wszystko w jak najlepszym porządku. - zapewnił James, wkładając w to kłamstwo trochę serca. Syriusz spojrzał na niego sceptycznie oceniającym spojrzenie i po chwili się uśmiechnął lekko.

- Przestań już zamartwiać się tym artykułem Skeeter. Do końca wakacji już wszyscy zdążą zapomnieć. - James dziękował Merlinowi, że Syriusz myśli, że nadal przejmuje się tym artykułem Skeeter. W rzeczywistości już dawno przestał się nim przejmować.

- Nie sądzę. Boję się, że Harry'emu nie dadzą spokoju w Hogwarcie. Wiesz, jakie są teraz dzieciaki. - James oczywiście nie pomyślał o sobie, gdy dręczył pewnego Ślizgona tylko dlatego, że był w Domu Węża i przyjaźnił się z Lily. A raczej "chodziło bardziej o fakt, że istnieje".

- Nie martw się, Rogacz. Harry to mądry i silny chłopak. Da sobie radę. Przecież w końcu jest Potterem. - Syriusz poklepał przyjaciela po ramieniu. - Poza tym ma już przyjaciół, którzy będą go wspierać. - James doskonale wiedział, o kim Syriusz myślał. Ron Weasley był przyjacielem jego syna od małego. Ale nadal był dzieckiem takim jak Harry.

- Wiem, Łapa, ale ten, kogo bardziej się obawiam jest Snape. - James nie musiał się specjalnie starać wymówić nazwisko swojego szkolnego Nemezis z wrogością. Samo zawsze tak mu wychodziło. Syriusz wydał z siebie wrogi warkot, prawie jak jego forma Animagiczna.

- Niech tylko spróbuje zaszkodzić Harry'emu będę pierwszy w Hogwarcie zaraz za tobą. - warknął Syriusz, zanim uśmiechnął się złośliwie. - Poza tym możliwe, że ktoś go teraz utemperuje. - obaj wiedzieli kim jest ten tajemniczy "ktoś". Znając jej temperament, James nie wątpił, że jest do tego zdolna, ale pamiętał również charakter Mistrza Eliksirów.

- Oczywiście, pod warunkiem, że nie pozagryzają się nawzajem. - James nie potrafił nie być złośliwy wyobrażając sobie tę scenę. Chociaż w głębi duszy, martwił się o Lily... Tak, Lily! Mogła wyglądać inaczej, nosić inne imię i nazwisko, ale nadal była tą samą osobą.

Syriusz zachichotał z jego żartu.

- Byłby to ciekawy widok. - zaśmiał się wesoło Animag. - Może i przed ludźmi będą udawać, ale założę się, że gdy są sami zachowują się jak dwa obrażone hipogryffy. - tego właśnie James się obawiał. Co robią, gdy są sami? Czy siedzą, każdy w swojej sypialni, nie odzywając się do siebie? Co, jeśli zakopią swój topór wojenny? Wtedy znowu staną się przyjaciółmi... a może kimś więcej? Nie! To niemożliwe! Lily na pewno nie wybaczy Snape'owi tego, jak ją nazwał. Jeśli jest coś, co Evans robi najlepiej na świecie, to chowanie urazy. Zdecydowanie!

Wtedy właśnie do głowy Jamesa, przyszła niepokojąca myśl. A co jeśli Snape zrobi coś Lily? W końcu będą sami w jego kwaterach, gdzie nikt nie usłyszałby jej wołania o pomoc. Będzie mógł bez przeszkód ją torturować, a Merlin jeden wie, że Smarkerus macza palce w Czarnej Magii i zna więcej czarnomagicznych klątw niż wszystkie księgi z Działu Zakazanego razem wzięte. Zna wszelkie sposoby, by wydusić z człowieka informacje lub po prostu dla zabawy sprawić olbrzymie cierpienie. W końcu jest Śmierciożercą i nie ważne, co mówi Dumbledore. Kto raz jest Śmierciożercą, już na zawsze nim zostaje. Co, jeśli zrobiłby coś Lily? Co, jeśli by ją...?

James podniósł się z fotela tak nagle, że aż Syriusz podskoczył. Mężczyzna w okularach wezwał swój płaszcz podróżny, szybko go zakładając.

- Gdzie idziesz, Rogacz? - zapytał Syriusz, także wstając. - James?! - zawołał, gdy jego pytanie zostało totalnie zignorowane. Potter zatrzymał się w miejscu, tak iż Syriusz prawie wpadła na jego plecy.

- Przypomniało mi się, że miałem z kimś porozmawiać. - wymyślił szybko James. Nie chciał przyznawać się Syriuszowi, że martwi się o Lily i idzie ostrzec Smarkerusa, że jak choćby tknie ją palcem wskazującym to straci ten palec...i być może coś innego.

- Okay. To ja w takim razie już się zbiorę do siebie, Rogacz. - powiedział Syriusz, wzywając swój płaszcz.

- Jak chcesz to zostań. Mary i Harry za chwilę powinni wrócić. - zaproponował James, czując się nagle głupio, że wygonił przyjaciela swoim zachowanie. Syriusz machnął ręką.

- Dzięki, James, ale już i tak miałem się zbierać. - odparł Animag wyrozumiale. - Do zobaczenia, Rogacz!

- Do zobaczenia! - chwilę później James został sam w salonie Potter Manor. Nie ociągając się, aportował się do bram Hogwartu. James czuł jak zostaje wciągnięty w ciasną rurkę i coś odcina mu tlen, tylko po to, by po kilku sekundach pojawić się na Hogwardzkich błoniach. Ciemnowłosy czarodziej w okularach szybkim, zdeterminowanym krokiem przespacerował się przez zielone błonia. Właśnie wszedł na dziedziniec, gdy natknął się na Hagrida.

- Dzień dobry, Hagridzie! - przywitał się uprzejmie James. Zawsze lubił pół olbrzyma. Mógł być momentami trochę nie okrzesany, ale zawsze miły. Bez Hagrida Hogwart nie istniał.

- Ooo! Witaj, James! Co u słychać? - Hagrid wyraźnie ucieszył się na widok byłego ucznia Hogwartu.

- Dobrze, Hagridzie. Dziękuję. - odpowiedział Potter senior uprzejmie.

- Jak mały Harry? Cholibka, już nie taki mały. W tym roku idzie do Hogwartu, prawda? - James uśmiechnął się na wspomnienie syna. Harry zawsze był jego dumą, już zanim stał się sławnym Chłopcem-Który-Przeżył.

- Tak. Nawet nie wiem kiedy minęło te jedenaście lat. - na twarzy Hagrida pojawił się uśmiech, a żukowate oczy rozbłysły szczęśliwie.

- Ostatni raz jak go widziałem, było, gdy był nie większy jak młody Nieśmiałek. A teraz, cholibka, jest już młodym czarodziejem! - pół olbrzym mówił bardzo sentymentalnym głosem. James zaczął się obawiać, że za chwilę wybuchnie łzami wzruszenia.

- Tak ten czas szybko leci. Wybacz mi, Hagridzie ten pośpiech, ale mam do załatwienia pewną sprawę. - powiedział James, zanim Gajowy zdążył się wzruszyć.

- Oczywiście, James, oczywiście. Ale wpadniecie kiedyś z Mary do mnie na herbatę, co? Upiekę ciasto. - ciasto, którym zwykle każdy, kto przychodził, karmił Kła. James uśmiechnął się na to wspomnienie.

- Jasne, Hagridzie. - zgodził się James. - A nie wiesz może, gdzie mogę znaleźć Snape'a? - brwi Hagrida zniknęły za linią włosów. James Potter szuka Severusa Snape'a? Ich wzajemna niechęć była powszechna. Zdecydowanie było coś na rzeczy, skoro James chce się z nim zobaczyć. I to raczej nic dobrego.

- Naszego pana psora? O tej porze pewnie jest w swoim gabinecie lub laboratorium. - powiedział powoli pół olbrzym. - Chociaż teraz ciężko go znaleźć.

- A to czemu? - zainteresował się Potter. To nagłe zainteresowanie był podejrzane nawet dla Hagrida.

- To ty nie wiesz? - Hagrid brzmiał na zdziwionego.

- O czym? - James zapytał z fałszywą ciekawością.

- Sev'rus się ożenił! - zawołał pół olbrzym, zdecydowanie zbyt zadowolony jak na gust James, który oczywiście, że o tym wiedział. Ba! Nawet przy tym był. I wcale mu się to nie podobało.

- Ooo! - usta Jamesa utworzyły idealne "o". Musiał udać zaskoczenie. - Snape się ożenił? Poważnie?

- Tak! - Hagrid brzmiał na bardzo podekscytowanego. - Naprawdę nie sądziłem, że kiedykolwiek ta chwila nadejdzie, a tu nagle Sev'rus przychodzi na spotkanie personelu i przedstawia nam swoją żonę. I całe szczęście, bo już za długo był sam, cholibka. A historia i małżeństwa też nie była za ciekawa. Ale na szczęście już wszystko dobrze. I naprawdę pasują do siebie. Oboje! - Hagrid chyba zapomniał z kim rozmawia, bo w dalszym ciągu zachwycał się szczęściem Mistrza Eliksirów. A James im bardziej tego słuchał tym większą ochotę miał rozszarpać profesora Snape'a na strzępy.

- Dziękuję ci, Hagrid. Do zobaczenia! - James przerwał te przejawy uwielbienia pół olbrzyma z powodu małżeństwa kolegi.

- Mam nadzieje, że już wkrótce!

- Ja też. - z tymi słowy James podążył do zamku. Zdeterminowanym krokiem przemierzał znajome korytarze, mijając po drodze plotkujące portrety, ale nie zwracał na nie uwagi. Po jego głowie chodziły tylko dwie osoby. Lily, a właściwie teraz Cyntia i Severus Snape. Z czego tego ostatniego miał ochotę rozszarpać na strzępy, uzdrowić i zrobić to ponownie.

James wiedział, że przed ludźmi musieli udawać szczęśliwe małżeństwo. Zastanawiał się jednak co wchodziło w to udawanie. Czy chodzili pod Hogwarcie trzymając się za ręce i od czasu do czasu kradnąc drobny pocałunek?

Na samą myśl James czuł obrzydzenie.

I zazdrość.

Mimo, że bardzo chciał, by to uczucie zniknęło, nie mógł nic z tym zrobić. James czuł się przez to trochę winny względem Mary, ale nie potrafił nic poradzić. Wyglądało na to, że kochał dwie kobiety jednocześnie i mimo, że wydawało mu się to dziwaczne i nierealne, taka była rzeczywistość.

Mężczyzna w okrągłych okularach zszedł po dobrze sobie znanych schodach prowadzących do lochów. Nie był tutaj długo, ale doskonale znał drogę. Z reguły, kiedy miał interesy do załatwienia w Hogwarcie nie były one w podziemiach zamku.

James szybko pokonał drogę do gabinetu należącego do Mistrza Eliksirów. Na kilka sekund zatrzymał się przed drzwiami, zanim pewnie zapukał ze szczerą nadzieją, że Snape tam będzie.

- Wejść! - odezwał się zimny i stłumiony głos po drugiej stronie. James najpierw uśmiechnął się zadowolony, że nie będzie musiał szukać go po całym zamku, ale zaraz przybrał poważny wyraz, zanim sięgnął do klamki. Potter pchnął drzwi wszedł do środka, zamykając je za sobą. W środku gabinetu przy biurku siedział Severus Snape, pisząc coś na pergaminie. James wzdrygnął się niezauważalnie, zerkając na stojące na półkach słoje, strasząc swoją groteskową zawartością.

- Snape. - James nie kłopotał się z grzecznościami. Miał zamiar załatwić to szybko. Severus powoli podniósł głowę, patrząc na swoje szkolne Nemezis, stojące jakby nigdy nic w jego gabinecie. Doprawdy nie wiedział jaka siła przywiała Jamesa Cholernego Pottera tutaj, ale od razu miał wrażenie, że mu się to nie spodoba.

- Czego chcesz, Potter? - warknął Mistrz Eliksirów, nie kryjąc wrogości. - Nie widzisz, że pracuję? - James uśmiechnął się, przybierając tą swoją arogancką postawę, której Severus tak bardzo nienawidził.

- Pracujesz? Och, wybacz, że przeszkadzam ci w jeżdżeniu nosem po pergaminie. - Severus czuł, jak krew się w nim gotuje, słysząc znajomą frazę, ale powstrzymał się przed sięgnięciem po różdżkę, by przekląć kolegę z roku. - Zajmę ci tylko chwilę. - Severus uniósł brew.

- A cóż to takiego sprowadziło szanowanego Jamesa Pottera do moich skromnych progów? Bo chyba nie chcęć gratulacji. - Severus uśmiechnął się złośliwie z zadowoleniem, widząc, że jego uwaga należycie dotarła do drugiego czarodzieja. A powiedziała mu to czerwona żyła, która nagle zaczęła pulsować na jego czole.

- Chcę ci tylko powiedzieć, że jeżeli tkniesz ją, chociażby palcem, to będziesz miał ze mną do czynienia. - złośliwy uśmiech zniknął z twarzy Mistrza Eliksirów, a oczy zwęziły się niebezpiecznie.

- Co sugerujesz, Potter? - zapytał niebezpiecznie niskim głosem, który powodował, że pierwszoroczni zawsze kulili się ze strachu w swoich ławkach.

- Nie udawaj głupca, Snape. - stwierdził arogancko auror. - Doskonale wiem, jaki jest twój plan. - Severus powoli wstał, opierając się dłońmi o blat biurka.

- Niby jaki? - miękkie i lodowate tony jasno mówiły, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.

- Zemsta. - powiedział pojedyńczo Potter. - Zemsta na niej za to, że nie wybaczyła ci na piątym roku. - Snape prychnął.

- Naprawdę, Potter? Zemsta? - Mistrz Eliksirów zaśmiał się zimno i sarkastycznie, zanim jego twarz przybrała szyderczy wyraz. - Jedyna osoba na jakiej z wielką chęcią się zemszczę, stoi właśnie w moim gabinecie i własnoręcznie kręci na siebie pętlę. - wysyczał lodowato Książę Półkrwi. James z trudem powstrzymał się, żeby nie cofnąć się o krok. Jeśli jest coś, co Snape potrafił doskonale, oprócz warzenia mikstur, była to zdolność doprowadzania ludzi do strachu.

- Ty sam na niej zawiśniesz jeśli ją tkniesz. - zagroził Potter ostrym głosem, podkreślając powagę tej obietnicy.

- A co cię tak nagle ona interesuje, co Potter? Czyżby ruszyło cię sumienie po tym, do czego doprowadziła twoja intryga? - James poczerwieniał ze wściekłości. Severus wiedział, że trafił w punkt.

- Zrobiłem, co musiałem. To nie ma znaczenia.

- Nie ma znaczenia?! Nie ma znaczenia, że wciągnąłeś w swoją intrygę niewinną kobietę, która prawie przez ciebie zginęła?! - niekontrolowana wściekłość zapłonęła w jego duszy. Mistrz Eliksirów czuł, jak gorąca krew zalewa jego żyły. Pottera nie obchodziło, że Lily prawie zginęła przez niego.

- A dlaczego tak się wściekasz, Snape? Przecież na piątym roku jasno wyraziłeś, kim ona dla ciebie jest, a przecież według ideologii twojego Pana szlamy należy tępić. - odparował okrutnie James, błyszcząc tryumfalnie oczami, gdy jeszcze większa wściekłość pojawiła się na twarzy Mistrza Eliksirów.

- Nie. Wymawiaj. Przy. Mnie. Tego. Słowa! - wycedził pojedynczo Snape, lodowatym szeptem, który był bardziej przerażający od krzyków. Potter naciągał strunę, ale gdy ona pęknie, to gorzko tego pożałuje. Chyba zapomniał, że Severus był kiedyś Śmierciożercą. - I doskonale wiesz, że jestem szpiegiem, do cholery!

- Nie obchodzi mnie to, rozumiesz?! - krzyknął James, nie mogąc słuchać, jak zasłania się szpiegostwem. - Jedyne co mnie obchodzi to chwila, gdy w końcu trafisz do Azkabanu! A jeśli skrzywdzisz Lily, to możesz być pewny, że nawet wyspa na morzu północnym nie będzie dla ciebie schronieniem przede mną!

- Proszę, proszę! A o to szlachetny auror, James Potter. - zadrwił jadowicie Mistrz Eliksirów, nie szczędząc jadu. - Nie zabiłbyś mnie, Potter. Jesteś na to za słaby. - wysyczał lodowato Snape. - Poza tym nie wyrwałbyś się po tym z Azkabanu żywy!

- Ach tak? Gdybym powiedział, że więzień się na mnie rzucił i musiałem się bronić, nic by mi nie zrobiono. W biurze Aurorów przyjęliby mnie jak bohatera, a twoje martwe ciało wrzuconoby do morza. - skwitował arogancko Potter. - Tak więc uważaj, Smarkerusie. Położ na niej choćby jeden palec... Spróbuj ją wziąść siłą, a zielone światło będzie ostatnim, co zoba...

- ŻE CO?! - James podskoczył słysząc nagłą zmianę głośności. - Sugerujesz, że mógłbym... Ją... - Severus nawet nie był w stanie wymówić tego co miał na myśli Potter. Że niby on mógłby zgwałcić Lily?! - Jak śmiesz to sugerować?! Jak śmieszne sądzić, że mógłbym zbeszcześcić jej jasność?! Za kogo ty mnie masz, do cholery?! - Były Śmierciożerca uderzył ręką w stół. James powoli zaczął się obawiać, czy nie przekroczył jakieś niewidzialnej granicy, bo Snape wyglądał na tak wściekłego jak nigdy wcześniej.

- Za knującego Śmierciożercę. A wszyscy znamy zbrodnie popełniane przez sługusów Voldemorta! - jednak jak widać brawurowa odwaga Gryffindoru ani na moment nie opuszczała Jamesa.

- Ty cholerny... - James nawet nie wiedział kiedy Snape okrążył biurko, stając naprzeciwko niego.

- Co tu się dzieje? - obaj mężczyźni zwrócili się do stojącej w drugich drzwiach Cyntii Snape. Kobieta rozglądała się pomiędzy dwoma czarodziejami, którzy piorunowali się wzrokiem. Cyntia prawie widziała strzelające pioruny i gromy. Sn... Severus wyglądał na zdolnego do zabójstwa, a Jam... Potter na równie rozzłoszczony, ale w jego oczach czaiła się nutka niepewność. - Słyszałam krzyki.

- Nic. Właśnie wychodziłem. - Potter odwrócił się, otwierając drzwi, które nagle zatrzasnęły się z hukiem tuż przed jego nosem. James odwrócił się, już rozwierając usta, gdy spotkał się z końcem różdżki Mistrza Eliksirów.

- Snape! - krzyk Cyntii został zignorowany.

- A teraz posłuchaj mnie, Potter, bo powiem to tylko raz. - głos Mistrza Eliksirów był gładki i niebezpiecznie cichy, obiecujący bardzo długą i bolesną śmierć. James nie śmiał nawet oddychać, czując zaciśniętą pięć na garści swoich szat i czubek różdżki pod brodą. - Spróbuj jeszcze raz wysunąć względem mnie tak brudne i obrzydliwe oskarżenie, a przysięgam, że zrobię wszystko byś pożałował swoich słów, choćbym miał trafić za to do najniższego kręgu piekła. - wysyczał lodowato Książę Półkrwi. James naprawdę zapomniał, że ten człowiek był Śmierciożercą. Snape puścił jego szaty, gwałtownie odpychając go od siebie w stronę drzwi, krzywiąc się przy tym, jakby trzymał coś obrzydliwego. - A teraz wynoś się, zanim spełnię swoją obietnicę! - warknął wściekły Severus, wskazując ręką drzwi. James nie czekał, ale czym prędzej opuścił towarzystwo wściekłego czarodzieja.

~*~*~

Następny rozdział: "13. Lament zapisany w nutach"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro