17. Nowy rok, nowe zaskoczenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się na oścież, by wpuścić nowych absolwentów Hogwartu. Uczniowie przyglądali się pierwszorocznym z wiadomych powodów. Wszyscy są ciekawi, kto w tym roku dołączy to społeczności uczniowskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Ale nie tylko dlatego.

     Wśród przyszłych uczniów klas pierwszych był Harry Potter bądź, jak ktoś woli Chłopiec-Który-Przeżył. Ciemnowłosy chłopak w okularach i bliźnie na czole w kształcie błyskawicy dumnie kroczył przed wszystkimi, z jakiej pewnością nie posiadał żaden inny pierwszoroczny. Przy stołach domów słuchać podekscytowane szepty typu: „To Harry Potter!", „Chłopiec, który pokonał Sam-Wiesz-Kogo.". Każde dziecko w czarodziejskim w świecie zna jego imię. Każdy się zastanawiał, do jakiego domu trafi, chociaż dla niego samego nie było to zagadką. Był wręcz pewny swojego przydział.

     Lecz nie tylko to było zagadką tego wieczoru. Była nią piękna, tajemnicza kobieta, siedząca obok wiecznie poważnego Mistrza Eliksirów. Czarownica miała jasne, platynowe, lekko kręcone włosy. Kilka ich pasm było spięte z tyłu, reszta opadała idealnie ułożonymi falami. Miała na sobie czarną sukienkę z długim rękawem i małym dekoltem pod szyją. Blada twarz nosiła poważny wyraz, ale wyróżniające się zielone oczy ciekawie rozglądały się po Sali.

     Każdy zastanawiał się, kim ona jest i czego będzie uczyć. Niektórzy nawet jej współczuli, że trafiła miejsce obok surowego Opiekuna Slytherinu, a inni dziwili się, czemu ów nauczyciel nie patrzy na nią pogardliwym wzrokiem, jak na każdego nowego profesora Hogwartu.

     Idąca przodem profesor McGonagall weszła na podium, a podążający za nią pierwszoroczni, zatrzymali się przed nim.

- Teraz nastąpi przydział do domów, które w trakcie roku szkolnego zastąpią wam rodzinę. Każdy, kogo wyczytam, usiądzie na krześle i zostanie przydzielony do któregoś z czterech domów. Gryffindor, którego jestem opiekunką, Hufflepuff pod opieką profesor Sprout, Ravenclow, którym opiekuje się profesor Filtwick, i Slytherin, którego Głową Domu jest profesor Snape. - Profesorka wskazała poszczególnych nauczycieli. Wszyscy nauczyciele uśmiechali się serdecznie do swoich nowych uczniów. Tylko jeden czarnowłosy mężczyzna w czarnych szatach i hebanowym spojrzeniu nie podzielał ich zapału. Krytycznym wzrokiem skanował nową partię małych gnomów, zwanych przez resztę kadry nauczycielskiej - uczniami. Z niesmakiem przyglądał się Nadziei Czarodziejskiego Świata. Wykapany James Potter. Tak samo pewny siebie, arogancki, impertynencki...

- To nie są składniki eliksirów, Severusie. - powiedziała cicho Cyntia, pochylając się lekko do niego, gdy widziała, jak lustrował ciekawsko-oceniającym spojrzeniem dzieci stojące w rządku przed podium. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem został nauczycielem, skoro tak bardzo nie lubił dzieci, jak to okazywał. Severus obrócił głowę w jej stronę.

- Patrzę tylko, co za imbecylów przypadnie mi uczyć w tym roku. - Cyntia powstrzymała się od przewrócenia oczami. Wieczny pesymista.

- Może nie będzie tak źle. - stwierdziła luźno, chcąc dać dzieciom szansę. Severus uniósł brew.

- Mówisz? - sarkazm wchodził mu już nałogowo. Oboje wrócili wzrokiem i uwagą na grupkę młodych czarodziejów i czarownic, rozpoczynających naukę w Hogwarcie.

- Proszę tu... Hermionę Granger. - Profesor McGonagall wyczytała pierwszą osobę. Na środek wyszła niska dziewczynka z burzą, nieokiełznanych brązowych włosów. Mówiła do siebie coś na kształt: „Tylko spokojnie". Młoda czarownica usiadła na krześle, a nauczycielka umieściła na jej głowie Tiarę Przydziału. Czapka coś mamrotała pod nosem, a po chwili wykrzyknęła:

- GRYFFINDOR! - Stół Gryfonów zabrzmiał entuzjastycznymi oklaskami, podobnie jak inne stoły i kadra Hogwartu, a dziewczyna poszła w stronę właściwego stołu.

- Ronald Weasley!

- Wszyscy na was patrzą. - zauważyła Poppy, siedząca obok Cyntii. Nie było to nowością dla niej, bo czuła na sobie ciekawskie spojrzenia już od samego początku, ale starała się tym nie przejmować.

- Bystra jesteś, Poppy. - mruknął Mistrz Eliksirów sarkastycznie. Poppy przewróciła oczami, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy.

- Uważaj, młody człowieku. - Matrona pogroziła ukradkiem palcem. - Bo jeszcze poskarżę się twojej żonie. - Severus wymamrotał tylko coś pod nosem. Cyntia nie mogła powstrzymać się od krótkiego uśmiechu. Nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy Severusa pokonanego własną bronią.

- GRYFFINDOR! - Cyntia i Severus dołączyli do oklasków, odprowadzając wzrokiem Ronalda Weasley 'a do złoto-czerwonego stołu.

- Kolejny rudzielec do kolekcji. - mruknął Severus.

- Wiedziałeś, że trafi do Gryffindoru. - zauważyła Cyntia.

- Oczywiście! W końcu to Weasley.

- Neville Longbottom! - z tłumu dzieci wyszedł pulchniutki chłopak, nieśmiałym krokiem podchodząc do stołka. Idąc po drodze, potknął się i prawie wylądował twarzą na podłodze, ale udało mu się jakoś uratować. Sala zachichotała, a chłopiec spłonął czerwienią.

- Już wiesz, kto będzie twoim częstym pacjentem.

- Nie bądź złośliwy, Severusie.

- GRYFFINDOR!

- Jestem zaskoczony. - stwierdził ironicznie Mistrz Eliksirów. Cyntii, nie pozostało nic innego, jak zwęzić usta w wąską linię nad tekstami męża. Cokolwiek nie sądziła o tym udawanym związku, jakkolwiek była na niego zła, nadal musieli udawać małżeństwo.

- Luna Lovegood! - Minerwa wywołała kolejne nazwisko. Dziewczynka o jasnych blond włosach i rozmarzonym spojrzeniu podeszła w podskokach do stołka.

- Jest taka podobna do Ksenofiliusa. - Filius od razu rozpoznał w dziewczynie jej ojca, a byłego ucznia.

- Rzeczywiście. - zgodziła się Pomona, kiwając głową. - Wygląda zupełnie jak on.

- I podobnie jak ojciec buja w obłokach. Ciekawe czy też będzie odkrywać w Hogwarcie nowe stworzenia, które tylko rodzina Lovegood potrafi znaleźć. - stwierdził cynicznie Severus, krzywiąc się nieznacznie. Cyntia nie odezwała się słowem. Miała wrażenie, że tak wygląda każde sortowanie.

- RAVENCLAW!

- Każdy na swojego konika. - spojrzała na czarnowłosego mężczyznę obok siebie. - Prawda, Mistrzu Eliksirów? - uniosła lekko brwi. Severus otworzył usta, ale właśnie wtedy zabrzmiało wyczekiwane przez niego nazwisko.

- Draco Malfoy! - zarówno Severus, jak i Cyntia wrócili wzrokiem do podium. Blond włosy chłopak wyszedł z szeregu. Lekko się uśmiechnął do obserwujących go ciotki u wuja. Severus delikatnie skinął mu głową, a Cyntia posłała nikły uśmiech przeznaczony tylko dla niego. Może i tak naprawdę Draco nie był jej bratankiem, ale to nie zmieniało faktu, że polubiła tego chłopca.

     Profesor McGonagall upuściła Tiarę Przydziału na jego głowę. Czapka nie zdążyła do końca upaść na jego włosy, gdy zawała:

- SLYTHERIN! - Ślizgoni zaczęli klaskać z entuzjazmem, a Draco udał się do właściwego stołu. Severus również klaskał z jakby większą radością niż poprzednio.

     Oczywiście nie było dla niego tajemnicą, że syn jego przyjaciela trafi do Slytherinu. Wszyscy w tej rodzinie trafiali do tego domu, z kilkoma wyjątkami wśród Krukonów, ale Draco nie nadawał się do Ravenclawu. Był Ślizgonem od kołyski.

     Minerwa wróciła do listy wyczytywanych osób i nagle na jej twarzy pojawiał się szerszy uśmiech.

- Harry Potter! - Cisza wypełniła salę. Wszyscy zastanawiali się, do jakiego domu trafi Wybraniec. Każdy chciał mieć Harry'ego Pottera w swoim domu. No prawie każdy. Profesor Snape byłby więcej niż zniesmaczony. Cyntia była wręcz pewna, że urzeczywistniłby swoje groźby i naprawdę groziłby Tiarze Przydziału.

     Młody Potter wszedł na środek i usiadł na krześle, a profesor McGonagall umieściła na jego głowie Tiarę Przydziału. Czapka wyglądała, jakby się kłóciła o coś z chłopakiem. Severus nie mógł powstrzymać szyderczego grymasu. Czyżby chłopak musiał kłócić się o przydział, jaki chce? Jak widać Złoty Chłopiec, nie jest jednak urodzonym Gryfonem. Całe napięcie rozładował jeden okrzyk:

- GRYFFINDOR!

     Stół Gryfonów zabrzmiał gromkimi brawami i wiwatami. Złote Lwy szalały z radości, mając u siebie Harry'ego Pottera. Severus niemal przewrócił oczami, gdyby tylko to nie urągało jego godności. Czyli jednak się mylił. Dzieciak trafił do Gryffindoru. Tak samo, jak jego przeklęty ojciec. 

     Profesor McGonagall, która swoją drogą również była szczęśliwa z tego powodu, uciszyła towarzystwo i dalej wyczytywała kolejne osoby.

- Minerwa wygląda na zadowoloną. - zauważyła Poppy.

- Ja też. - mruknął Snape.

- Ty? - zdziwiła się Poppy.

- Tak. Przynajmniej to ona będzie się użerać z aroganckim bachorem, a nie ja. - Cyntia wiedziała, że jego nienawiść do Jamesa Pottera nigdy się nie zmieni. Martwiło ją tylko, że przenosił swoją niechęć na jego dziecko. Pamiętała Harry'ego jako małego chłopca, którego matkę udawała przed światem. Owszem, był podobny do ojca, będąc wręcz jego małą kopią, ale już wtedy stwierdziła, że z charakteru jest bardziej podobny do Mary niż Jamesa. Westchnęła w duchu smutno. Sn... Severus jednak nie zawsze wszystko widzi.

     Przy stole Gryffindoru radość nadal trwała. Złote lwy cieszyły się z posiadania Harry'ego Pottera w swojej gromadzie. Sam chłopak także się cieszył. Ba! Był wniebowzięty. Ojciec miał rację, mówiąc, że przydzielenie do domów pierwszego dnia w Hogwarcie to doniosłe wydarzenie i pozostaje w pamięci. Chociaż był trochę zdenerwowany, rozmową z Tiarą Przydziału. Ten stary kapelusz twierdził, że pasowałby do Slytherinu tak samo, jak do Gryffindoru. Brednie! Że niby on miałby być Ślizgonem? Kiepski żart!

- Gratulacje, Harry! - Ron uścisnął dłoń przyjaciela, po kilku kolejnych osobach. - Wiedziałem, że trafisz do Gryffindoru!

- To było oczywiste, Ron. - stwierdził Wybraniec. - Moi rodzice to Gryfoni, a ja jestem urodzonym lwem.

- Nic nie jest oczywiste. Tiara Przydziału przydziela studentów na podstawie ich cech osobowości, a nie korzeni. - odezwała się krzaczastowłosa dziewczyna, która została przydzielona jako pierwsza. Harry zmarszczył brwi, podobnie jak Ron, słysząc jej lekko zarozumiałą gadkę.

- Jak się nazywasz? - zapytał Seamus, słysząc ich rozmowę.

- Hermiona Granger.

- A więc ci powiem coś, Granger. - odezwał się wyniośle Potter. Hermiona zmarszczyła brwi, słysząc jego nadęty ton głosu. - Nie wymądrzaj się tak, bo nie jesteś taka mądra, jak ci się wydaje. - Hermiona tylko zwęziła usta w wąską linę i nie odezwała się słowem do aroganckiego chłopca. Harry uśmiechnął się złośliwie, a jego wzrok zjechał na stół nauczycielski, gdzie zauważył jasnowłosą kobietę rozmawiającą z poważnym mężczyzną o czarnych włosach i hebanowych szatach. Nie znał tego człowieka. Może to nowy nauczyciel Obrony? Harry odwrócił się do Percy'ego, który siedział obok.

- Kto to jest, Percy? - zapytał prefekta, wskazując ponurego mężczyznę wzrokiem. Rudowłosy chłopak rzucił wzrokiem na poważnego nauczyciela i skrzywił się lekko.

- To profesor Snape, Opiekun Slytherinu. Uczy eliksirów i jest najmłodszym Mistrzem w Europie. - Percy znacznie zniżył głos. - Ale macza palce w Czarnej Magii i od lat poluje na stanowisko nauczyciela OPCM-u. - Harry przyjrzał się mężczyźnie. Więc to jest profesor Severus Snape, którego jego ojciec i wujek Syriusz, tak bardzo nie cierpią. Harry zmrużył lekko oczy, oceniając nauczyciela. Dłuższe czarne włosy, blada twarz o ostrych i poważnych rysach oraz zimne, czarne oczy. Chłopiec-Który-Przeżył jednoznacznie stwierdził, że nie podoba mu się ten człowiek.

- Już go nie lubię. - stwierdził głośno Ron. Harry się z nim zgodził.

- Ja też.

- Lepiej nie mówcie tego głośno. - mruknął konspiracyjnie Fred. - Bo nietoperze...

- ...mają... - dołączył się George.

- ... bardzo...

- ... dobry...

- ...SŁUCH! - powiedzieli równocześnie. Kilka osób się zaśmiało.

- Percy, a kim jest ta kobieta obok Snape'a? - zapytał Harry, wskazując wzrokiem na jasnowłosą kobietę.

- Nie wiem. - powiedział rudy prefekt. - Pierwszy raz ją widzę.

- Może to jakaś jego rodzina?

- Jasne! - prychnął McLaggen. - Może od razu żona. - najbliżsi Gryfoni zachichotali. Snape żonaty? Śmieszne!

- Może siostra...

- Albo znajoma...

- Żona. - stwierdziła Hermiona.

- Skąd wiesz? - zapytał Percy ciekawie. Świeżo przydzielona Gryfonka przewróciła oczami.

- Bo oboje mają obrączki na palcach. - zauważyła oczywistą rzecz. Naraz wszyscy Gryfoni zaczęli śmiesznie wytężać wzrok. Rzeczywiście na palcu profesora eliksirów i tajemniczej kobiety błyszczały srebrne obrączki. Uczniowie wybałuszyli oczy.

     Czyżby ich profesor naprawdę się ożenił?

     Oklaski ucichły, gdy ostatni uczeń został posortowany. McGonagall wróciła na swoje miejsce. Tam uśmiechnęła się ukradkiem do małżeństwa, siedzącego kilka miejsc dalej, zanim postukała łyżeczką w szklany puchar z herbem Hogwartu. Dzwoniący dźwięk rozniósł się echem po Wielkiej Sali, a ciało studenckie ucichło. Dyrektor wstał ze swojego miejsca i jak co roku zaczął swoją przemowę.

- Kolejny rok się zaczyna. Dla niektórych z was jest to początek waszej przygody w Hogwarcie, a dla innych to ostatni rok w tych starożytnych murach. - Dumbledore uśmiechnął się do studentów. - Mam nadzieję, że każdy z was znajdzie swoje miejsce wśród uczniowskiej społeczności. Hogwart to miejsce, gdzie powstają nowe przyjaźnie, uczniowie zdobywają nową wiedzę i poprawiają osiągnięcia. Tutaj młodzież odkrywa samych siebie. Poznają swoje słabości i mocne strony. Pozwalają rozwijać się swoim talentom i osobowości, by późnej wykorzystać je w dorosłym życiu. Tu w Hogwarcie nauczycie się potrzebnej wiedzy i tajników magii. Życzę z całego serca wam, którzy rozpoczynają dopiero swoją podróż i tym, którzy ją kończą wszystkiego, co najlepsze w najbliższej przyszłości! - Wielka Sala wybuchła gromkimi oklaskami. Kiedy aplauz ucichł, dyrektor kontynuował. - Wracając do naszych corocznych przypomnień, to przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie wzbronione studentom. Starsi uczniowie to wiedzą, ale młodsi być może nie, więc powiem, że czary, a przede wszystkim pojedynki są zakazane na korytarzach. A nasz dozorca, pan Filch prosił o przypomnienie o liście przedmiotów zakazanych, która wisi w jego biurze. Można przyjść i się zapoznać. - Dumbledore uśmiechnął się do dwóch Hogwardzkich dowcipnisiów. - Teraz jeszcze dwa małe ogłoszenia, zanim nasza wspaniała uczta zamroczy wam mózgownice. Pragnę przedstawić dwie osoby, dołączające do personelu... - tutaj wydawało się, że uczniowie zdecydowanie bardziej zwrócili uwagę na przemowę dyrektora. Albus nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, widząc to nagłe zainteresowanie ciała studenckiego z wiadomego powodu. - Z przyjemnością przedstawiam profesora Kwiryniusza Quirella, który w tym roku będzie nauczał Obrony Przed Czarną Magią. - Quirell uśmiechnął się do uczniów nerwowym uśmiechem, a studenci zaczęli oklaskiwać nowego nauczyciela. Lecz te oklaski szybko się skończyły. Cyntia czuła, jak jej lekka nerwowość zaczyna wzrastać, ale starała się tego nie okazać. Pod stołem zacisnęła dłoń na sukience. - Oraz naszą drugą uzdrowicielkę, która będzie współpracować z Madame Pomfrey, jednocześnie żonę jednego z naszych nauczycieli, panią Cyntię Snape. - Uczniowie byli oszołomieni tą rewelacją. Draco ignorując zaszokowanie innych, zaczął klaskać, a ogłuszeni Ślizgoni i wkrótce inni studenci dołączyli do oklasków. Snape ma żonę?! Snape nie mógł się powstrzymać od złośliwego grymasu, widząc, jak kilka osób zadławiło się sokiem dyniowym. - Mam nadzieję, że i wy ciepło przyjmiecie nowych pracowników. A teraz smacznego! - zawartość szklanych naczyń pojawiła się na stołach wraz z klaśnięciem dłoni dyrektora, ale zostało to w większości zignorowane, gdyż uczniowie zajmowali się debatowaniem na nową rewelacją.

- Widzisz? Nie było tak źle. - powiedział cicho Severus do Cyntii. Widział jej zdenerwowanie. On sam pamiętał, jak denerwował się, gdy zaczynał pracę jako nauczyciel eliksirów.

     Cyntia w pierwszej chwili miała ochotę odpowiedzieć coś opryskliwie, zanim się powstrzymała. Nie byli sami, bo w Wielkiej Sali, a on nie miał nic złego na myśli.

     Kobieta wymusiła delikatny uśmiech, nieświadomie zaskakując uczniów, którzy cały czas bacznie się im przyglądali.

- Miałeś racje. - zgodziła się. - Nie było tak strasznie, jak mi się wydawało. - powiedziała, patrząc na męża.

     Przy stole Gryffindoru uczniowie zerkali w stronę nauczyciela eliksirów i jego żony. Niektórym nadal się nie mieściło w głowie, że ktoś taki jak profesor Severus Snape, Mistrz Eliksirów, Nietoperz, Postrach Hogwardzkich Korytarzy się ożenił. Kiedy? Jak? Gdzie? Z kim?

- Dlaczego każdy zachowuje się jakby była to sensacja? - zapytała Hermiona, krojąc duszoną wątróbkę. Od razu zauważyła, że dla starszych studentów jest to fenomen. - Czy małżeństwo jest czymś dziwnym w czarodziejskim świecie?

- Nie jest to nic nadzwyczajnego. - odpowiedział Percy. - Ale w tym konkretnym wypadku...

- Co? - Percy westchnął, otwierając usta.

- Snape to specyficzny człowiek. Zimny, sarkastyczny, mroczny drań i faworyzuje Ślizgonów, a jest niesprawiedliwy względem inny domów, szczególnie Gryffindoru. Kobiety też raczej się przy nim nie kręcą. To znaczy każdy go omija szerokim łukiem. Snape zawsze był kawalerem i raczej nikt nie spodziewał się, że w tym roku będzie inaczej. - wyjaśnił Percy.

- Ale jak widać...

- ...nasz Mistrz Eliksirów prowadzi...

- ...bogatsze życie towarzyskie...

- ...niż wszystkim się wydaje... - dodali bliźniaki na zmianę.

- Kto by pomyślał, że Nietoperz sprowadzi sobie panią Nietoperzową do Hogwartu. - rzucił Jordan, chichocząc.

- Uważaj, bo jeszcze usłyszy. - prychnął Olivier Wood.

- No i co z tego, że Snape jest taki? - zapytała Hermiona. Inni Gryfoni zainteresowali się jej spekulacjami. - My z perspektywy studentów go takiego widzimy. Ale dla osoby z zewnątrz jest on młodym, dobrze wykształconym mężczyzną z wysokimi osiągnięciami w dziedzinie eliksirów. W dodatku pracuje w prywatnej, renomowanej szkole z najlepszą kadrą pedagogiczną w Wielkiej Brytanii. - powiedziała logicznie przedstawiając swoją opinię. Bliźniaki pokiwały zgodnie głowami.

- Może i masz rację...

- Jak tak teraz mówisz... - mruknęła Angelina do swojego pucharu.

- Uważaj, Angelino...

- ..., bo pani Snape będzie zazdrosna! - zaśmiali się Fred i George. Inni Gryfoni dołączyli do nich w śmiechu.

- Przestańcie! - warknęła zarumieniona dziewczyna. - Po prostu rozumiem tok myślenia Hermiony...

- Ta....

- Ale to nie zmienia faktu, że Snape ma paskudny charakter. - podsumował Percy, również rozbawiony, ale i trochę zgorszony tą rozmowa.

- Oczywiście! - zawołali chórem bliźniacy.

- Dlaczego tak go nie lubicie? - zapytał nieśmiało Neville, próbując nawiązać kontakt z rówieśnikami.

- Dowiesz się na najbliższej lekcji eliksirów. - powiedział tajemniczo Lee Jordan, uśmiechając się psotnie, czym chyba przeraził trochę Neville'a.

- Musicie bardzo uważać na Snape'a. - powiedział bardzo poważnie Fred. Inni Gryfoni przewrócili oczami, wiedząc, co się kroi. - Szczególnie na szlabanach...

- ..., gdy w lochach przyrządza najróżniejsze mikstury...

- ...mówi się, że robi je z nielubianych studentów, a ich krew wykorzystuje jako atrament, którym wypisuje swoje uwagi na naszych esejach. - dodał konspiracyjno-ostrzegawczym głosem. Pierwsze lata patrzyły na nich z obawą. Neville był bledszy o kilka tonów z przerażenia. Percy przewrócił oczami nad wybrykiem bliźniaków.

- Nie słuchajcie ich. - rzucił braciom ostre spojrzenie. - Wykręcają ten numer co rok.

- Bardzo zabawne. - mruknął Harry, niezbyt zadowolony, że nie jest w centrum uwagi.

- Jesteście okropni! - warknął Ron.

- Już się tak nie dąsaj, Roniaczku...

- Nie mów tak do mnie, Fred!

- Dobrze! Koniec tego dobrego. Czas iść do Wieży! - ogłosił Percy, któremu McGonagall kiwnęła głową od stołu pedagogicznego. - No już! - Studenci przy innych stołach również zaczęli podnosić się z miejsc.

     Wielka Sala stopniowo zaczęła się wyludniać. Prefekci wyprowadzali i swoje grupy na korytarz, kierując je do ich Pokoi Wspólnych. Nauczyciele również zaczęli opuszczać swoje miejsca.

- Muszę iść do Ślizgonów. - powiedział Severus, wstając. Cyntia uczyniła to samo.

- Pójdę z tobą. - oświadczyła. Severus uniósł brew.

- Po co?

- Chcę zobaczyć mojego męża w jego roli jako Głowy Domu. - wyjaśniła z nietypowo chłodnym naciskiem na słowo "mąż", oczywiście upewniając się, że nikt nie słyszy. Severus westchnął smutno w duchu. Nadal go nienawidziła i upewniła się, że o tym pamięta w trakcie ich gry.

- Jak sobie życzysz. - skinął głową i razem poszli do wyjścia dla personelu, odprowadzeni wzrokiem przez studentów i nauczycieli pozostałych w sali.

     Severus kulturalnie otworzył przed nią drzwi, przepuszczając Cyntię w wejściu, co oczywiście też nie uszło uwadze wścibskich studentek i nie tylko. Cyntia wyraźnie odetchnęła, gdy ciekawskie spojrzenia zniknęły za drzwiami. Miała już to za sobą. Przynajmniej teraz, bo od jutra będą one jej towarzyszyć cały czas.

- Idziesz? - zapytał cicho, czekając na nią. Cyntia wyprostowała się i kiwnęła głową.

- Tak. - dołączyła do niego i razem w ciszy poszli w głąb korytarza. Severus poprowadził ich skrótami, o których istnieniu nawet nie wiedziała. Nie widziała na jego twarzy specjalnego skupienia. Wyglądał prawie, jakby nogi same go niosły. Widać było, że zna te korytarze na pamięć. Cyntia trochę się temu nie dziwiła. Mieszkał tutaj od dziesięciu lat. Chodził nimi codziennie.

     Po kilku minutach znaleźli się w na głównym korytarzu, prowadzącym w stronę lochów. Tutaj nie było już tak pusto jak wcześniej. Po drodze mijali studentów, którzy rzucali im ciekawskie spojrzenia. Nikt jednak nie ważył się ich zaczepić, tylko szybko schodzili im z drogi, nie chcąc narażać się na gniew surowego Mistrza Eliksirów.

     W końcu znaleźli się w lochach. Tutaj również byli studenci, ale przeważały zielone szaty. Pod ostrzegawczym spojrzeniem Głowy Domu spieszyli się, by dostać do Pokoju Wspólnego przed nimi.

- Panie profesorze! - Severus zatrzymał się, słysząc wołanie prefekta swojego Domu. Cyntia stanęła w miejscu, również odwracając się. Podszedł do nich wysoki chłopak o brązowych włosach i piwnych oczach z odznaką prefekta przypiętą do szaty. - Dobry wieczór, państwu! - chłopak z szacunkiem przywitał się z małżeństwem.

- Dobry wieczór, panie Montague! - odpowiedział Severus ze skinieniem głowy.

- Mam nadzieję, że pana wakacje były spokojne. - Snape przymknął oko na to małe pochlebstwo.

- Tak, rzeczywiście tak było. - potwierdził skinieniem głowy Mistrz Eliksirów. - Wierzę jednak, że nie tylko po to nas zatrzymałeś. - Snape uniósł brew. Graham rzucił krótko okiem na stojącą obok żonę profesora.

- Rzeczywiście, profesorze. - powiedział chłopak, prostując się. - Ojciec jest bardzo wdzięczny za eliksir, który mu wysłałeś, proszę pana. Chciał to zrobić osobiście, ale niestety nie było okazji.

- Oczywiście, panie Montague. - Severus skinął uprzejmie głową. - Przekaż swojemu ojcu moje życzenia zdrowia.

- Tak zrobię, profesorze.

- Jeśli to wszystko, to przypilnuj Ślizgonów, by wszyscy trafili do Pokoju Wspólnego. - polecił profesor Snape. Graham pokiwał energicznie głową.

- Tak jest, sir. - chłopak oddalił się, by wypełnić polecenie nauczyciela. - Wszyscy do Pokoju Wspólnego...!

- Masz sympatycznego prefekta. - zauważyła, kiedy szli dalej do celu. Severus zerknął na nią krótko.

- I bardzo pomocnego. Należycie wywiązuje się ze swoich obowiązków i dobrze się uczy.

- Odpowiednia osoba na ten przywilej.

- Rzeczywiście. - powiedział, otwierając przed nią drzwi swojego gabinetu.

- Po co tutaj jesteśmy? - zapytała, wchodząc do środka.

- Muszę zabrać plany lekcji dla wszystkich lat. - odpowiedział, otwierając jedną z szuflad biurka. Cyntia patrzyła, jak wyciąga z niej plik równo poskładanych pergaminów. Severus Snape był człowiekiem, który zawsze we wszystkim miał porządek i ład. Mogła powiedzieć, że to lekkie zboczenie zawodowe, bo w procesie warzenia eliksirów również wszystko musiało być dodawane w idealnym porządku. - Poza tym chcę dać czas Ślizgonom, by wszyscy dotarli do Pokoju Wspólnego. - jasnowłosa kobieta uniosła brew.

- A od kiedy jesteś taki litościwy? - zadrwiła. Zdecydowanie spędziła z nim za dużo casu i zaczyna udzielać się jej jego sarkazm. Severus uniósł brew na jej cynizm.

- A od kiedy ty jesteś taka cyniczna? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Od kiedy zaczęłam przymusowo spędzać z tobą więcej czasu. - odgryzła się. - Masz te plany?

- Tak. Możemy iść. - powiedział, trzymając pergaminy w ręce. Gdy wyszli z biura Severus zabezpieczył gabinet i razem poszli w stronę Pokoju Wspólnego. Nie było to nowe miejsce dla Cyntii. Pamiętała, jak czasami czekała pod portretem Salazara Slytherina, pilnującego wejścia na Severusa, zanim... Potrząsnęła głową, odganiając myśli o przeszłości.

- Pure Blood. - powiedział Mistrz Eliksirów. Salazar skinął im głową, zanim otworzył przejście. Spojrzał wyczekująco na Cyntię, która patrzyła przed siebie, a jej zielone oczy błyszczały w półmroku korytarza. Widział po niej, że trochę się denerwowała spotkaniem ze Ślizgonami. Odwróciła głowę w jego stronę, czując, że ją obserwuje. Spojrzała z powrotem na wejście, zanim przekroczyła próg.

     Gdy to zrobiła, od razu poczuła na sobie ciekawskie spojrzenia Ślizgonów. Każda para oczu skupiła się na jasnowłosej kobiecie, która weszła do środka. Za nią wszedł profesor Severus Snape jak zwykle dumnym krokiem i z falującymi szatami. Cyntia stanęła z boku przy kominku, a Mistrz Eliksirów zatrzymał się na środku.

- Witajcie w Slytherinie! - zaczął autorytarnym głosem. Wszyscy Ślizgoni skupili się na Opiekunie Domu, szczególnie pierwsze lata. - Dla tych, którzy tego nie wiedzą. Nazywam się profesor Severus Snape i jestem Głową Domu Salazara Slytherina. - przedstawił się. - A to moja żona, Cyntia Snape, druga uzdrowiciela, jak już zapewne wiecie. - dodał, ukradkiem zerkając na stojącą, jasnowłosą kobietę. Ślizgoni z zainteresowaniem spojrzeli na żonę profesora, która stała obok kominka, zanim wrócili wzrokiem i uwagą do Głowy Domu. - Twój Dom jest miejscem dumy i władzy, przebiegłości, jedności i siły.  Jako członkowie tego Domu oczekuję, że każdy z was będzie ostrożny i sprytny. Salazar Slytherin był znany ze swojej mocy, a także ze swoich rygorystycznych standardów u tych, którzy przybyli do jego domu. Wielkiej mocy reszta świata będzie wam zazdrościć. Więc powiem wam to teraz. Doskonalcie swoje talenty, ale pamiętajcie, że w tych murach będzie działać jak jeden organizm, a wasz cel to jedność domu. Musicie być zjednoczeni przeciw tym, którzy działają przeciw wam. Nie myślcie o tym, żebyście byli jedni przeciwko drugiemu. Pamiętajcie, że każde działanie ciągnie za sobą konsekwencje. - Severus zatrzymał się na moment, upewniając się jego słowa należycie do nich dotarły Cyntia stojąc z boku złapała się na tym, że zasłuchała się w jego słowa. Mówił w tak porywający sposób, że nie dało się go nie słuchać. Jego głos tak jedwabiście gładki i charyzmatyczny sprawiał, że mimowolnie skupiała na nim całą swoją uwagę. Kiedy nieśmiały i cichy Ślizgon stał się dorosłym imponującym mężczyzną? - A więc, zasada numer jeden, panie Flint? - Marcus Flint stał tak prosto, jak było to możliwe. Cyntia podejrzewała, że starał się, by zostać prefektem.

- Zasada pierwsza: Ślizgoni są Domem, profesorze.

- Dziękuję.  - powiedział Severus ze skinieniem głowy. - Bez względu na to, gdzie jesteście i co robicie, w Hogwarcie jesteście zjednoczeni w swoim domu. Oznacza to, że jeśli twój współdomowik jest w niebezpieczeństwie lub potrzebuje pomocy, pomożesz mu, czy to w sporcie, nauce, czy pojedynku, który oczywiście są zabronione dla wszystkich uczniów, nieprawdaż panie Higgs? - profesor spojrzał na wymienionego ucznia z uniesioną brwią. Higgs miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na winnego, ponieważ jego pojedynek pod koniec zeszłego roku był całkowitą katastrofą, wymagającą nie mniej niż trzech profesorów, aby poradzić sobie z nim później. Severus odwrócił się od niego i spojrzał na swoich najnowszych węży. 

- Gdziekolwiek się znajdziesz będziesz się zachowywać jak na młodego czarodzieja, bądź czarownicę przystało. Twoi prefekci dadzą każdemu z was listę zasad i obowiązków, które należy zapamiętać i przestrzegać. Nie będę tolerował żadnego nieprzestrzegania tych przepisów, przez każdego ze skutkiem natychmiastowym. Teraz rozdam plany zajęć. - wyciągnął z szaty plik pergaminów. Rozdał je każdemu, a potem znów zabrał głos.

- Godzina policyjna rozpoczyna się o 22.00. Po tej godzinie nie widzę nikogo z was poza Pokojem Wspólnym. W innym wypadku wyciągnę z tego konsekwencje. - dodał ostrzegawczym tonem, jasno mówiącym, że bez dobrego powodu, będą mieli naprawdę kłopoty. - Pierwsze lata i drugie idą do łóżka o 22.00, trzecie i czwarte o 23.00, powyżej piątego roku 24.00.  Pamiętajcie, że drzwi mojego gabinetu będą dla was otwarte. - powiedział, zapewniając, że tak jest. Cyntia stwierdziła, że Sn...Severus bardzo przykłada się do swojej roli jako Opiekuna Slytherinu. - Jakieś pytania? - prefekt Graham Montague, którego spotkali wcześniej na korytarzu, spojrzeniem upewnił się, że nikt inny nie ma pytań, zanim podniósł rękę. - Słucham, panie Montague.

- Nie mam żadnych pytań, profesorze. Natomiast chciałbym w imieniu moim i Ślizgonów pogratulować, panu i pana żonie, małżeństwa. - powiedział poważnie i uprzejmie chłopak. Severus w pierwszej chwili zaniemówił, podobnie jak Cyntia, zanim skinął głową.

- Dziękujemy, panie Montague podobnie jak i wam pozostałym Ślizgonom. - odezwała się pierwszy raz, zanim to zrobił Severus. Kilka osób podskoczyło na nagły dźwięk jej głosu. Nie spodziewali się jej nagłego odzewu. - To miły gest z waszej strony. - Ślizgoni uśmiechnęli się lekko. Wydawało się, że już ją polubili.

- To prawda. - zgodził się Mistrz Eliksirów. Czuł się dziwnie, bo nie spodziewał się żadnych gratulacji. Odchrząknął. - Jest już późno. Dobranoc, moje Węże.

~*~*~

Następny rozdział: "18. "Przypadkowe" wypadki."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro