21. Pojęcie równości krzywd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś jak otwarta księga. - Severus stwierdził z przekąsem, patrząc, jak Cyntia wraca do siebie, po tym jak wyszedł z jej głowy po raz kolejny tego wieczoru. Nadszedł już październik, a ona nadal nie opanowała stawiania tarczy, chroniącej wspomnienia. Metoda ukrywania wspomnień, zasłaniając je innymi to nie wszystko. Z tą tajemnicą jaką mieli ukryć, musiała się nauczyć stawiania pełnej tarczy.

- Naprawdę się staram... - warknęła Cyntia, zaciskając dłonie.

- Ale nie widać efektu! - stwierdził sarkastycznie czarnowłosy mężczyzna. Wałkowali Olkumencje już cztery miesiące i nie było żadnego efektu. Nadal nie potrafiła tego opanować. - Kontroluj swoje emocje. Panuj nad swoim umysłem!

- Robię to! - krzyknęła nagle zdenerwowana. Nienawidziła tych lekcji. Nienawidziła ich, tak samo jak swojego "nauczyciela".

- Trzy... Dwa... Jeden... Legiliments! - czuła, jak po raz kolejny tego dnia znajoma obecność wdziera się do jej umysłu. Postawiła swoją kamienną ścianę, która wytrzymała tylko kilka sekund, by następnie się załamać i otworzyć jej umysł.

Jedynastoletnia Lily Evans otwiera kopertę z listem z Hogwartu. Euforia i wielka radości pojawiła się na jej twarzy.

- GRYFFINDOR! - krzyknęła Twarz Przydziału, a stół Gryfonów wybuchł oklaskami. Rudowłosa dziewczyna udała się do odpowiedniego stołu.

- Odwal się, Potter! - fuknęła Gryfonka. - Nie widzisz, że się uczymy?

- Oh, daj spokój, Evans! Życie nie polega tylko na nauce! - powiedział Syriusz rozbawiony.

     Wyszedł z jej umysłu, nie chcąc widzieć ciągu dalszego, bo doskonale go znał. Nie miał zamiaru po raz kolejny oglądać, jak Potter oblał go szlamem, przez co nie mógł domyć włosów przez tydzień. Wystarczyło, że to pamiętał.

- To ma być ta kontrola? - zadrwił lekko sarkastycznie. Cyntia spojrzała na niego zabójczo, oddychając ciężko i z wysiłku i że złości na czarnowłosego czarodzieja. - Legili...

- Protego! - krzyknęła, nagle wyciągając własną różdżkę. Zaklęcie Severusa odbiło się od jej tarczy i trafiło rykoszetem w właściciela, zgłębiając przez kilka sekund jego umysł, do życia przywracając jego najgorsze wspomnienie.

- Jak poszedł egzamin, Severku? - spytał złośliwie James. Młodsza wersja Mistrza Eliksirów rzuciła Potterowi spojrzenie godne bazyliszka.

- Patrzyłem na niego, dotykał nochalem pergaminu - stwierdził złośliwie Syriusz. - Będą na nim wielkie tłuste plamy, nie będą w stanie odczytać ani słowa.

     Kilkoro obserwujących ich ludzi zaśmiało się. Glizdogon zachichotał przenikliwie. Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało. Szarpał się jakby był związany niewidzialnymi linami.

- Wy... poczekajcie - wysapał wpatrując się w Jamesa z wyrazem najczystszej niechęci. - poczekajcie tylko!

- Poczekać na co? - spytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Severku, wytrzesz o nas swój nochal?

     Snape wyrzucił z siebie strumień przekleństw zmieszanych z zaklęciami, ale że jego różdżka leżała dziesięć stóp od niego, nic się nie wydarzyło.

- Umyj sobie buźkę - powiedział zimno James. - Scourgify!

     W jednej chwili z ust Snape'a popłynęły strumieniem różowe bańki mydlane. Piana pokrywała jego wargi dusząc go...

- Zostawcie go W SPOKOJU!

     James i Syriusz spojrzeli w tamtym kierunku. Wolna ręka Jamesa natychmiast podskoczyła do jego włosów. To była jedna z dziewcząt znad brzegu jeziora. Miała grube, ciemnorude włosy, które opadały na jej ramiona i zadziwiająco zielone oczy w kształcie migdałów.

- Wszystko w porządku, Evans? - spytał James, a ton jego głosu stał się nagle uprzejmy, głębszy, bardziej dojrzały.

- Zostawcie go w spokoju - powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa ze wszystkimi oznakami wielkiej niechęci. - Co on wam zrobił?

- No cóż - stwierdził James po chwili zastanowienia - chodzi bardziej o to, że istnieje, jeśli wiesz, co mam na myśli...

     Wielu z otaczających ich uczniów zaśmiało się, włączając w to Syriusza i Glizdogona, ale ani Lupin, wciąż najwyraźniej skupiony na swojej książce, ani Lily tego nie uczynili.

- Myślisz, że jesteś zabawny - powiedziała zimno. - Ale jesteś tylko aroganckim, znęcającym się szmaciarzem, Potter. Zostaw go w spokoju.

- Zostawię, jeśli umówisz się ze mną, Evans - odparł szybko James. - No dalej, umów się ze mną i nigdy więcej nie położę różdżki na starym Severku.

     Za jego plecami Zaklęcie Unieruchamiające przestawało działać. Snape cal po calu ruszył, czołgając się w kierunku swojej różdżki, wypluwając kłęby mydlanej piany.

- Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybym miała wybierać między tobą i wielką kałamarnicą - oznajmiła Lily.

- No to pech - powiedział rześko Syriusz i odwrócił się z powrotem do Snape'a - OJ!

     Ale już było za późno. Snape wymierzył swoją różdżkę prosto w Jamesa. Błysnęło światło i na twarzy Jamesa pojawiła się rana, opryskując krwią jego szaty. Jamesem okręciło. Po następnym błysku światła Snape wisiał do góry nogami w powietrzu. Jego szaty opadły mu na głowę odsłaniając wychudłe, blade nogi i parę poszarzałych majtek. Wielu ludzi pośród małego tłumu zaczęło bić brawa. Syriusz, James i Glizdogon ryczeli ze śmiechu.

     Lily, której wściekły wyraz na twarzy zadrżał leciutko przez chwilę jakby miała zamiar się uśmiechnąć, powiedziała:

- Sprowadź go na dół!

- Oczywiście - odparł James i machnął w górze różdżką. Snape upadł na ziemię jak pognieciony kłębek. Wyplątując się ze swoich szat wstał szybko z podniesioną różdżką, ale Syriusz krzyknął:

- Petrificus Totalus! - i Snape przewrócił się znowu sztywny jak deska.

- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! - krzyknęła Lily. Teraz i ona miała wyciągniętą różdżkę. James i Syriusz zerkali na nią ostrożnie.

- Eh, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym cię zaklął. - powiedział poważnie James.

- Więc zdejmij z niego tę klątwę! - James westchnął głęboko, po czym zwrócił się w stronę Snape'a i wymruczał przeciwzaklęcie.

- Proszę bardzo - powiedział kiedy Snape gramolił się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była, Severusie...

- Nie potrzebuję pomocy od takiej małej plugawej szlamy jak ona!

- DOSYĆ! - nagle oboje znaleźli się znów w salonie. Wyrzucona brutalnie z jego umysłu Cyntia, oddychała ciężko, z trudem utrzymując się na nogach, a w jej oczach był cień zranienia, gdy zobaczyła to wspomnienie, które zniszczyło ich przyjaźń. Czuła ból wewnątrz serca, przeżywając ponownie tamto zdarzenie.

- Dosyć... - powtórzył cicho, wściekły Mistrz Eliksirów. Dopiero teraz Cyntia zwróciła uwagę na niego uwagę, a jej oczy lekko się rozszerzyły. Mężczyzna stał kilka metrów od niej, ściskając dłonią kant blatu komody za nim, a jego palce były białe jak śnieg, podobnie jak wykrzywiona gniewem twarz. Cała jego postawa wyrażała nieufność i wściekłość, ale w jego czarnych oczach istniał blask niezrozumiałego dla niej zranienia i bólu. Naszła ją fala niepewności. Jednak poczucie winy, które czuła za włamanie się do jego wspomnień, mówiło jej, że przekroczyła pewną granicę, której nie powinna, ale jednak to zrobiła. - Koniec lekcji. - jego ton głosu był tak lodowaty, że sprawił iż zadrżała, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej kręgosłupa. Nigdy tak z nią nie rozmawiał, nawet gdy się kłócili i był na nią zły. Nigdy. To utwierdziło ją w jej przekonaniu, że przeciągnęła strunę, a ona pękła z trzaskiem bicza.

     Bez kolejnych słów odwrócił się, zaciskając rękę na różdżce. Nie patrzył na nią, ale widziała wściekłości w jego oczach mimo wszystko.

- Tylko tyle masz do powiedzenia? - umysł mówił jej, że powinna się zamknąć, ale emocje wzięły górę nad racjonalnym myśleniem.

- A co chcesz usłyszeć? - odwrócił się się do niej, mówiąc głosem zabójczo miękkim. Jego twarz była beznamiętną wściekłą maską, a oczy błyszczy niebezpiecznie. - Kolejne przeprosiny, których nie przyjmiesz? Zapomniałem. Przecież nigdy cię one nie obchodziły. - stwierdził gorzko z nutą zimnego sarkazmu.

- Skąd taki pomysł?! - jej twarz i ton wyraziły zdziwienie.

- A nie jest tak? - jego ton nagle stał się ostry. Nie miał zamiaru przepraszać po raz kolejny, wiedząc, że i tak mu nie wybaczy. Po co się starać?

- Ja... - nie wiedziała co powiedzieć. Wtedy zależało jej bardzo na ich przyjaźni, ale była zbyt zraniona i zła, by pomyśleć o wybaczeniu, ale nie były one dla niej bez znaczenia! Opuściła lekko wzrok. A może jednak? - Zraniłeś mnie i oczekiwałeś, że tak po prostu od razu ci wybaczę to? - zapyta zamiast tego. - Zdradziłeś mnie...

- Ty pierwsza to zrobiłaś! - zasyczał, dokładnie widząc w pamięci ten moment, gdy uśmiechała się wraz z innymi w chwili jego największego upokorzenia. Owszem, nie powinien z tego powodu nazywać ją "szlamą", ale to nie zmieniało faktu, że ten jeden uśmiech był dla niego jak cios nożem w plecy.

- Ja?! Niby kiedy?! - zawołała oszołomiona Cyntia. Nie miała zielonego pojęcia, o czym on mówi. Ona go zdradziła? Niby kiedy? Niby jak? - Broniłam cię przed nimi, a ty twierdzisz, że cię zdradziłam?! Co takiego zrobiłam?!

     Po prostu spojrzał na nią gorzko. Nie pamiętała. Nie pamiętała tego, o czym on pamiętał każdego dnia przez ostatnie dziesięć lat.

- Nie ważne! - odwrócił się i wyszedł z salonu, zostawiając zdezorientowaną Cyntię. Ostatni skrawek jego peleryny zniknął w korytarzu, a następnie rozległ się huk zatrzaskiwanych w złości drzwi. Zdezorientowana kobieta stała i ogłuszona patrzyła w miejsce, w którym przed chwilą stał Severus. Nie miała zielonego pojęcia, o co mu chodziło.

     Jednego była pewna.

     Poczucia winy i wstydu. Wiedziała, że włamanie się do jego głowy, było bardzo złe, ale jednocześnie jakaś jej część tego nie żałowała. On non stop wędrował po jej umyśle. Teraz są fivety-fivety. Czy to źle, że nadeszła jej kolej?

"Tak, bo zrobiłaś to bezprawnie!" - zawołał głosik sumienia w jej głowie. Poczuła poczucie winy, które nie odchodziło.

     Zauważyła, że gładko weszła do jego umysłu. Zupełnie nic ją nie blokowało. Musiał mieć opuszczoną swoją mentalną tarczę. Jej wyrzuty sumienia tym bardziej wzrosły.

     Zaufał jej, nie wznosząc mentalnej tarczy w jej towarzystwie. A ona bezczelnie to wykorzystała, wparowywując w jego umysł. Gdy rzucił zaklęcie, ona automatycznie podniosła tarczę. Nie pomyślała, że jego klątwa odbije się od niej i trafi rykoszetem w niego, sprawiając, że jego umysł stanie się dla niej otwarty.

     Jednak te tłumaczenia nie sprawiły, że poczuła się mniej winna. Wręcz przeciwnie! Wyrzuty sumienia przybrały na sile.

     Cyntia westchnęła ciężko i poszła do swojej sypialni. Zanim weszła do środka, zatrzymała się na korytarzu, patrząc na drzwi do laboratorium, pod którymi wydać było światło. Często to robił, gdy się pokłócili. Zaszywał się w swoim laboratorium lub biurze. Cyntia podejrzewała, że zajmował się warzeniem eliksirów, by uspokoić nerwy.

     Jej ramiona lekko opadły z rezygnacją. Tym razem to była ewidentnie jej winna, że się pokłócili. Zawsze wiedziała, że Severus był bardzo wyczulony, jeśli chodzi bo strzeżenie prywatności, dlatego nie powinna być zdziwiona, że był taki wściekły. Jednak widzenie go w takim stanie, sprawiło jej niespodziewanie wielki smutek. Opuściła wzrok na swoje stopy, niczym zawstydzona dziewczynka na dywanku.

     Cyntia pchnęła lekko drzwi do swojej sypialni i weszła do środka, cicho je za sobą zamykając. Rozejrzała się po swoim pokoju, czując dziwną pustkę. W całych kwaterach, panowała cisza. Nie było słychać nawet standardowego przekładania fiolek, które czasem slyszała, gdy Severus krzątał się po laboratorium. Domyśliła się, że musiał wyciszyć pracownię. Czyli był naprawdę wściekły, skoro to zrobił.

     Z westchnieniem Cyntia oparła się o zamknięte drzwi. Czy tak się wtedy czuł na piątym roku, jak ona teraz? Prawdopodobnie. Teraz byli kwita. Oboje nawzajem złamali swoje zaufanie. Powinna się cieszyć, że udało jej się sprawić, by poczuł się prawie tak samo źle, jak ona na piątym roku, ale nie czuła dumy. Czuła wstyd i smutek. Żałowała, że tak się stało. Była dorosła. Na Merlina, miała dwadzieścia... Trzydzieści jeden lat! A jej zachowanie odpowiadało nastolatce.

     W tej jednej chwili zrozumiała, jak głupio się zachowywała. Cyntia westchnęła ciężko. Musiała to teraz jakoś naprawć. Ale jak?

~*~*~

- Dzień dobry! - przywitała się Cyntia, siadając obok Minerwy przy stole pedagogicznym. Czuła lekki ucisk na sercu, zerkając na puste miejsce obok siebie. Nie przyszedł. Nie widziała go rano, więc sama poszła do Wielkiej Sali, mając nadzieję, że tam go znajdzie. Ale jak widać i tutaj się nie pojawił.

- Witaj, Cyntio! - przywitała ją życzliwie Minerwa. Zauważyła puste miejsce obok młodej Pani Snape. Wcześniej uważała, że po prostu oboje jeszcze nie przyszli, ale gdy zobaczyła tylko ją, zaczęła myśleć, że może coś jest nie tak. - Gdzie podział się twój mąż? - zapytała od niechcenia nauczycielka transmutacji, ale i z nutą ciekawości. Cyntia szybko szukała jakiejś wiarygodnej wymówki. Nie mogła przyznać przecież, że się pokłócili!

- Severus zaszył się w swoim laboratorium. - powiedział szybko pierwsze, co przyszło jej do głowy. - Gdy zacznie eksperymentować, to nikt ani nic go od tego nie odciągnie. - wymusiła uśmiech, który musiał być, jak widać, dość wiarygodny, bo Minerwa uspokojona uśmiechnęła się do niej.

- Cały Severus! - zachichotała cicho McGonagall. Cyntia wewnętrznie westchnęła z ulgą. Może jednak nie była tak beznadziejnym kłamcą, jak to powiedział podczas ich pierwszego spotkania Mistrz Eliksirów. - Jego pasja jest niebezpiecznie wciągająca.

- Niestety. - westchnęła, po części prawdziwie. Czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Oczywiście już przyzwyczaiła się do ciekawskich oczu studentów, ale ten wzrok był inny. Czuła się pod nim niewygodnie. Zupełnie jakby ten ktoś przewiercał jej duszę na wylot. Dyskretnie się rozejrzała po sali, ale niczego nie zauważyła. Już wcześniej czuła to spojrzenie, ale będąc w towarzystwie Severusa, jakoś nie czuła się, aż tak niewygodnie. Zupełnie jakby jego obecność w jakiś sposób ją uspokajała.

- A ty biedna musiałaś przyjść tutaj sama.

- Tak to niestety jest, jak wyszło się za geniusza, Minerwo. - powiedziała z nutą udawanego rozbawienia, bo doprawdy od wczoraj nie było jej wcale do śmiechu. Minerwa i Pomona zaśmiały się serdecznie z jej stwierdzenia.

- Severus od zawsze był utalentowanym czarodziejem. Pamiętam jak pokazał się kilka stworzonych przez siebie zaklęć i to mając szesnaście lat! - powiedział dumnym byłego ucznia Filius.

"Rzeczywiście. Zwłaszcza przydatna była Sectumsempra, którą potraktował Jamesa, wtedy nad jeziorem." - pomyślała cynicznie Cyntia, przypominając sobie wczoraj oglądane wspomnienie. Musiała powstrzymać się, by nie skrzywić. Nadal ostrożne utrzymywała lekką postawę.

- Z takim umysłem nie dziwne, że dostał tytuł Mistrza Eliksirów jako najmłodszy w tej dziedzinie. - stwierdziła Poppy. - Jego największa nagroda. - McGonagall prychnęła rozbawiona.

- Największa nagroda od losu dla niego siedzi obok nas. - powiedziała Minerwa z uśmiechem. Naprawdę cieszyła się, że jej młodszy kolega po fachu znalazł taką wspaniałą kobietę na żonę. Cyntia zarumieniła się lekko na jej słowa. Mimo, że wiedziała, iż ich małżeństwo jest tylko na papierze, słowa starszej czarownicy pozytywnie na nią wpłynęły. Ich intryga jest udana. Ludzie naprawdę uwierzyli w ich małżeństwo. Ale z drugiej strony poczuła coś... Takiego niezrozumiałego dla niej. Pewien dziwnie przyjemny ucisk w klatce piersiowej. Wewnętrznie potrząsnęła głową. Nie będzie się teraz nad tym zastanawiać, zamiast tego zajęła się swoim posiłkiem.

- Moja droga, przepraszam cię, że tak długo cię wczoraj przytrzymałam w Skrzydle Szpitalnym. - odezwała się nagle Poppy z małym poczuciem winy w głosie.

- Ależ nic się nie stało, Poppy. - powiedziała ostrożnie, nie wiedząc do końca o co chodzi uzdrowicielce.

- Przeze mnie nie zdążyłaś złapać Severusa, zanim wyszedł na Błonia.

- Rzeczywiście... - zgodziła się powoli. - Ale nic się nie stało.

- Severus bardzo często wieczorami lub późną nocą lubi wychodzić pospacerować po terenach Hogwartu, gdy nie ma dyżuru. - powiedziała Pomona, włączając się do rozmowy. - Prawdopodobnie chciał iść razem z tobą, ale że późno skończyłaś pracę w skrzydle szpitalnym to poszedł sam. - wzruszyła ramionami Opiekunka Hufflepuffu. - Widziałam go wczoraj wieczorem.

- Niecierpliwy człowiek. - zachichotał Filius.

- O tak! - zachichotała Poppy. Tymczasem Cyntia nagle poczuła kolejne wyrzuty sumienia, przypominając sobie ich małą sprzeczkę, kilka tygodni wcześniej. Teraz już wiedziała, że powinna się zgodzić na jego propozycję. Zaproponował jej tylko zwykły spacer, a ona zrobiła z tego kwestię, uważając, że to podstęp. Miała ochotę uderzyć się w czoło.

"Ty idiotko! Jak zawsze musiałaś wykazać się głupotą i zarzucić mu oszustwo." - zebształa siebie w myślach. "Sn... Ehhh! Severus miał rację. Wchodząc w to fikcyjne małżeństwo, dałam mu chociaż minimalny cień zaufania. A przynajmniej powinnam..." - pomyślała. Nad tym "minimalnym cieniem zaufania" musiała nadal trochę popracować. Westchnęła ciężko w duchu. Zdecydowanie musiała nad tym popracować. Ale czy mogła zaufać mu ponownie po tym, co się między nimi wydarzyło?

     Musiała spróbować. Nie miała wyboru.

~*~*~

     Zignorował skrzata, który pojawił się w jego gabinecie ze śniadaniem, zapisując coś na jednym z pergaminów. Nie miał zamiaru pojawiać się na śniadaniu w Wielkiej Sali. Nawet nie miał na nie ochoty. Mężczyzna z westchnieniem odłożył pióro na bok. Jedyne co zabrał z tacy to filiżankę z kawą. Nadal był wściekły na Lil... Cyntię na to, co zrobiła.

     Jak śmiała włamać się do jego głowy? Sadził, że może jej przynajmniej chociaż trochę zaufać i nie nosić w jej towarzystwie swojej mentalnej tarczy, ale jak właśnie się przekonał był to gruby błąd. No, ale nie spodziewał się ataku na swój umysł z jej strony. Zaskoczyła go po raz kolejny.

     Dlatego był na siebie wściekły. Był szpiegiem i powinnien przewidzieć takie sytuacje, a tym czasem pozwolił się zaskoczyć.

"Świetny z ciebie szpieg, Severusie. Dałeś się zaskoczyć. Pozwoliłeś zupełnie nie doświadoczonej w Legilimencji czarownicy włamać się do twojej głowy. I ty regularnie oszukiwałeś Czarnego Pana? Nic, tylko być brawo!" - zadrwił w myślach sam z siebie.

     Dlaczego pomyślał w tamtej chwili akurat o tym wspomnieniu? Nie miał pojęcia. Z jakiego powodu to było pierwsze, co przypadkiem przyszło mu do głowy. To było jedno z silniejszych wspomnień, które łączyło ich umysły. Możliwe, że to jest powodem. Co nie zmienia faktu, że to najgorsze, co mogła zobaczyć, oczywiście pomijając wszystkie wspomnienia związane ze spotkaniami z Czarnym Panem i torturami mugoli.

     Severus z westchnieniem odłożył filiżankę na blat.

     Teraz był pewien, że jeszcze bardziej go znienawidzi, ale sam też nie mógł nic poradzić na swoją złość. Gdy tylko zrozumiał, co się stało, natychmiast wyrzucił ją ze swoich wspomnień. A kiedy to się stało, nagle poczuł płonącą wściekłość i ukłucie zdrady. Widział cień kiełkującego poczucia winy w jej oczach, ale mimo wszystko czuł się zdradzony. Zaufał jej, nie nosząc mentalnej tarczy w jej towarzystwie, a ona to wykorzystała. W tamtej chwili wiedział, że musi szybko stamtąd wyjść. Gdyby tego nie zrobił czuł, że powiedziałby coś, czego nigdy nie chciał. Coś, co wolałby zachować dla siebie, aż po grób.

      A dziś rano... Słyszał jak wychodziła ze swojej sypialni. Słyszał, jak jej kroki zatrzymały się pod drzwiami jego sypialni. Wydawało mu się, jakby stała i wpatrywała się w drzwi. Zastanawiał się, nad czym tak myślała. Mógł prawie sobie wyobrazić, jak waha się czy zapukać czy nie. Ostatecznie nic nie usłyszał. Zaraz potem jej kroki oddaliły się, by zaraz potem zniknąć za cichym zamknięciem drzwi z ich kwater.

     Severus spojrzał z niechęcią na tacę ze śniadaniem. Nie miał na nic ochoty. Wezwał skrzata, by zabrał jedzenie i sam wstał od biurka.

     Mistrz Eliksirów wyszedł ze swojego gabinetu prosto do sali eliksirów. Sprawdził godzinę. Do rozpoczęcia zajęć miał jeszcze ponad pół godziny. Mężczyzna podszedł do biurka, wyciągając z szuflady test, który następnie skopiował kilkanaście razy. Uczniowie nie będą szczęśliwi z niespodziewanego sprawdzianu i prawdopodobnie znienawidzą go jeszcze bardziej, ale jego to nie obchodziło.

~*~*~

Następny rozdział: "22. Dziwne spotkanie."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro