22. Dziwne spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cyntia z westchnieniem rzuciła do wody złoto-czerwony liść, który od dłuższej chwili trzymała w rękach, by zająć czymś palce. Spacerowała brzegiem jeziora, rozmyślając nad swoim życiem. Kobieta patrzyła, jak liść niesiony wiatrem, w krótkim tańcu w końcu opada na zimną taflę jeziora, w której odbijały się księżyc i gwiazdy. Teraz już wiedziała, dlaczego Severus lubił spacerować wieczorem po błoniach. Nocne niebo było szczególnie piękne tutaj. Może zimne i odległe, ale także piękne.

Kobieta przez chwilę patrzyła na swoje dłonie, zwracając szczególną uwagę na srebrną obrączkę na palcu. To już ponad cztery miesiące, jak są małżeństwem. Poprawka. Cztery miesiące jak udają małżeństwo. Nawet nie widziała, kiedy minął ten czas. Wydawało jej się, jakby to było wczoraj, gdy przebudziła się z dziesięcioletniego snu i została zabrana przez Potterów na Grimmauld Place. A tymczasem wydarzyło się już tyle rzeczy. Zdążyła tyle razy pokłócić się z Sn... Severusem! Cyntia postanowiła sobie odtąd nazywać go jego imieniem tak jak dawniej. Jeżeli miała chociaż trochę mu zaufać, to był zawsze jakiś początek.

Wcześniej mu nie ufała. Może mówiła sobie, że tak jest, ale tak naprawdę nie robiła tego. Zrozumiała to teraz, gdy złamała tę minimalną nić zaufania, którą on jej zaoferował, nie nosząc mentalnej tarczy w jej obecności, bo ona nie zrobiła nic takiego. Na każdym kroku okazywała mu nieufność.

Oczywiście to nie oznaczało, że nagle zaufa mu bezgranicznie! To raczej nie stanie się już nigdy. Zaufanie jest jak lustro. Nawet jeśli poskleja się jego kawałki to i tak nadal pozostaną rysy.

Szczególnie że jest Śmierciożercą, chociaż przestrzegała go przed tą ścieżką. Tym bardziej nie mogła mu do końca zaufać...

"Nie bądź taka surowa. Przecież zawrócił z tej drogi. Stał się szpiegiem. Ryzykuje życie, by zdobywać ważne informacje, a teraz ryzykuje jeszcze bardziej, by ciebie chronić." - odezwał się cichy głosik, którego nie mogła uciszyć, bo wiedziała, że to prawda. Zawrócił, ale było już za późno. Gdyby wcześniej zrozumiał, że przyłączenie się do Śmierciożerców to błąd, nie byłby teraz w takiej sytuacji.

Cyntia westchnęła, wchodząc na brukowany dziedziniec. Dlaczego wszystko musiało się tak pokomplikować?

Pani Snape wolnym krokiem weszła do budynku. Korytarze szkoły były puste. Nie była tym zaskoczona. Było już po ciszy nocnej, poza tym dziś patrol miał jej mąż. A temu konkretnemu nauczycielowi nikt nie chciał podpaść.

Są jednak i tacy, którzy najwidoczniej nie obawiali się gniewu profesora Severusa Snape'a.

Cyntia przechodziła obok jednej strony klas, gdy nagle zatrzymała się, słysząc odgłosy cichej rozmowy. Kobieta rozejrzała się na korytarzu, ale nikogo nie dostrzegła. Zajrzała do pustej klasy, której drzwi były otwarte. Sala była pusta. Jednak odgłos szeptanej dyskusji jasno powiedziały jej, że ktoś tu jest. Cicho poszła dalej, kierując się w stronę głosów. Zatrzymała się przy werdiurze, za którym mogła przysiąc, że ktoś się kryje. Przelotnie przypomniała sobie sytuacje, gdy wiele razy chowała się za tym gobelinem z Severusem. Szczególnie przed Huncwotami.

- ... Fred...

- Zamknij się, George...

- Ałć! To moja stopa!

- Ciszej!

- A bo co?

- Bo ktoś nas usłyszy... - Cyntia złapała krawędź gobelinu i odsłoniła go na bok, odkrywając kryjówkę dwóch Hogwardzkich dowcipnisiów. Poznała się już na nich. Te niewinne miny, zawsze ukrywały jakiś dobry plan na dowcip. Jednak byli zdecydowanie lepszym wcieleniem dowcipnisiów, niż ci z jej czasów szkolnych.

Chłopcy spojrzeli zaskoczeni na osobę, która odkryła ich kryjówkę.

- Dobry wieczór, panowie. - powiedziała kobieta, patrząc na nich z uniesioną brwią w geście dezaprobaty.

- Dobry wieczór, pani Snape. - odpowiedzieli chórem Weasley'e, maskując zaskoczenie niewinnością. - Piękny dziś wieczór na spacer, prawda proszę pani? - Fred wyszczerzył się cnotliwym uśmieszkiem. Cyntia spojrzała na nich z rozbawieniem.

- Co tutaj robicie? - zapytała spokojnie, ale poważnie, patrząc na obu złapanych uczniów z dezaprobatą.

- My...

- Tylko...

- Spacerowaliśmy. - mówiły bliźniaki Weasley na zmianę. - Prawda, George?

- Prawda, Fred.

- Spacerowaliście? - powtórzyła sceptycznie. - W środku nocy? Nie jesteście pierwszy rok w Hogwarcie, by nie wiedzieć, że "spacery" po ciszy nocnej są zabronione. - obaj studenci z wolna kręcili butami po posadce. - Co chowacie za plecami? - wskazała na coś, co jeden z bliźniaków trzymał za sobą.

- Nic! - zaprzeczyli szybko. Za szybko jak na jej gust. Uniosła brew w bardzo Snape'owski sposób.

- Nic? - zapytała, naśladując lekko sarkastyczne ich niewinność. Obaj rudzielce teatralnie westchnęli.

- No i się wydało, Fred.

- Niestety, George. - powiedział jego bliźniak.

- Co takiego? - Fred... Albo George wyciągnął zza pleców dwie rolki pergaminów.

- Nasza koleżanka zostawiła swoje eseje z eliksirów w sali OPCMu...

- No, a że jutro pierwsze są właśnie eliksiry...

- To zaproponowaliśmy jej...

- Że odzyskamy te wypracowania...

- Żeby nie dostała trolla od profesora Snape'a...

- A rano nie mogłaby...

- Ich zabrać z sali...

- Nie spóźniając się na lekcję. - wyjaśnili rudzielce. Cyntia uważnie patrzyła na obu studentów, sprawdzając po ich mimice i mowie ciała czy mówią prawdę. O dziwo, świecili szczerością.

- Pokażcie, proszę, te pergaminy. - wyciągnęła rękę. Gryfon podał uzdrowicielce pergaminy. Cyntia rozwinęła je i zaczęła czytać, przesuwając szybko wzrokiem po tekście. Po chwili oddała im oba eseje. - Udam, że was tutaj nie widziałam. - powiedziała powoli po chwilowym zastanowieniu. Twarze trzecioklasistów rozjaśni uśmiech. - Ale żeby mi to był ostatni raz. - pogroziła im ostrzegawczo palcem wskazującym. Chłopcy wyszczerzyli się.

- Oczywiście, pani Snape! - zasalutowali. Cyntia wygięła lekko wargi w łagodnym uśmiechu.

- Szybko zmykajcie do Wieży, zanim mój... Profesor Snape was złapie, bo on was nie puści bez szlabanu. - powiedziała, poślizgując się przy tytule. Zdziwiła się, jak zaskakująco łatwo prawie powiedział o Severusie jako o jej mężu. Na jej szczęście żaden z bliźniaków nie zwrócił uwagi na tę poprawkę.

- Dobrze, proszę pani. Dobranoc! - odpowiedzieli chórem chłopcy, skłaniając się przed tym zabawnie, zanim szybko poszli w kierunku Wieży Gryffindoru.

- Dobranoc. - odpowiedziała z małym uśmiechem, zanim poszła dalej w swoją stronę. Stopniowo zbliżając się do zejścia do lochów, narastało w niej poczucie niepokoju. Czuła się, jakby ktoś ją obserwował. Jakby każdy jej krok, był śledzony. Jej serce zaczęło bić szybciej. Czuła, jak coś nienaturalnego wkrada się do jej umysłu, przywołując niezrozumiałą dla niej nienawiść do całego świata. Jej wizja na moment zrobiła się czarna, a rozświetlił ją tylko błysk zielonego światła, które sprawiło, że na moment musiała przytrzymać się ściany. Zaraz jednak wszystko zniknęło tak samo szybko, jak się pojawiło. Cyntia zamrugała kilkakrotnie, zastanawiając się, co to było.

Złapała się jedną ręką za głowę, marszcząc przy tym brwi. To, co przed chwilą się stało, było niepokojące. Normalne także nie. Przecież nikt nie widział blasku klątwy zabijającej w swojej głowie bez żadnego powodu!

Dlaczego więc to widziała?

Może było to związane z jej przeżyciem Avady Kadevry Voldemorta? Po spotkaniu z tym zaklęciem powinna nie żyć, jednak jakoś udało jej się oszukać śmierć. Jakim sposobem?

Cyntia nie wiedziała. Jedyne co pamiętała z tamtej nocy, to zielony błysk oraz srebrzysty kształt rozjaśniający wszystko białym światłem przenikającym powietrze. Czuła niesamowitą moc i energię, która w jakiś sposób dawała jej siłę i ochronę. Skądś znała tę sygnaturę, ale nie widziała skąd.

Nie potrafiła tego wyjaśnić.

Młoda kobieta potrząsnęła głową i poszła dalej korytarzem, ignorując śpiące portrety. Wyszła zamyślona zza zakrętu, nie zauważając wychodzącego zza niego Quirella. Ledwo udało jej się uniknąć zderzenia z mężczyzną, który złapał swój fioletowy turban, jakby w obawie, że spadnie.

- Przepraszam, Kwiryniuszu. Nie zauważyłam cię. - przeprosiła lekko speszona swoją nieuwagą. Przez myśl przymknął jej nagłówek pierwszej strony Proroka Codziennego: "Cyntia Snape - zabójczyni nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią". Zachichotała w duchu na tę dziwaczną myśl.

- N-n-nic się n-n-nie s-s-stało. - odpowiedział Quirell, jak zwykle się jąkając. Cyntia nie raz zastanawiała się, jakim cudem potrafi zapanować nad klasą. - P-p-patrol? - zapytał drugi nauczyciel, brzmiąc ciekawie.

- Spacer. - odpowiedziała krótko, poprawiając. Quirell uważnie jej się przyjrzał. Cyntia z niezrozumiałego powodu poczuła się nagle niewygodnie. Miała wrażenie, jakby ktoś inny niż stojący przed nią czarodziej, przewiercał ją wzrokiem, mimo że nikogo na korytarzu nie było.

- S-spacer... - powtórzył przeciągle, zbliżając się o krok. Cyntia poczuła za plecami zimną ścianę, do której przylgnęła, gdy mężczyzna stanął zbyt blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Jakimś sposobem nie czuła się tak bardzo niewygodnie tamtego wieczoru w gabinecie po wizycie Pottera, jak teraz, chociaż Quirell nie stał w aż tak małej odległości. Jednak bliskość Severusa była zupełnie inna od tej. - S-samej w świetle k-księżyca? - jego głos przybrał dziwnie inną barwę. Cyntia poczuła nieprzyjemny dreszcz, pełzający wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziała czemu. Zauważyła także, że mniej się jąkał, a w jego oczach był dziwaczny błysk. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Zacisnęła dłoń na różdżce. Tak na wszelki wypadek.

- Już z niego wracałam... - powiedziała ostrożnie jasnowłosa czarownica, starając się opanować szybciej bijące serce, które kuło boleśnie przy każdym uderzeniu. Nie miała pojęcia, co się dzieje, ale zignorowała ból.

- Do l-lochów? - zapytał dziwnie miękkim głosem nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Zadrżała, a jej niepewność się pogłębiła. - Mogę, c-cię o-odprowadzić, Cyntio... - nie podobał jej się sposób, w jaki wymówił jej imię.

- Nie! - zaprzeczyła szybko, zanim uderzyła się w czoło. Wzięła ukradkowy, uspokajający oddech, zanim ponownie się odezwała. - Dziękuję ci za propozycję, ale nie skorzystam. - powiedziała w pełni spokojnie. - Dziś patroluje mój mąż i obiecałam, że do niego dołączę. - zaskoczyła sama siebie, mówiąc o Severusie jako o swoim mężu tak naturalnie. To chyba dobrze, bo była w ten sposób bardzo wiarygodna. Jednak nadal zaskakiwała ją ta naturalność. Skąd to wynikało?

Nie było to w tej chwili dla niej tak bardzo ważne, bo odetchnęła z ulgą, gdy Quirell natychmiast się cofnął na wieść, że Mistrz Eliksirów ma dziś patrol.

- R-rozumiem. - Cyntia odniosła wrażenie, że mężczyzna brzmiał na złego z tego powodu. Kobieta poczuła mocniejsze ukłucie w klatce piersiowej.

- Coś n-nie t-ak? - Quirell zbliżył się ponownie, wyglądając teraz na zmartwionego. Chciał przytrzymać ją za ręce, żeby czasem nie upadła.

- Nie... - wykrztusiła, odsuwając się od czarodzieja.

- N-na pewno?...

- Pójdę już. Dobranoc. - szybko minęła nauczyciela i odeszła w stronę lochów, ignorując tajemnicze palenie w klatce piersiowej. Zacisnęła dłoń na swojej szacie na wysokości serca i uparcie szła dalej. Cały czas czuła na sobie, wiercące jej dziurę w plecach, spojrzenie Quirella.

Odetchnęła, gdy zniknęła za zakrętem, ukrywając się przed wzrokiem nauczyciela Obrony. Co z nią jest nie tak?

Poszła dalej, chcąc się znaleźć jak najszybciej w ich kwaterach. Słyszała kroki. Nie wiedziała tylko, czy to prawda, czy jej wyobraźnia. Przyspieszyła kroku. W myślach nazywała siebie paranoiczką, ale mimo wszystko nie mogła powstrzymać drżenia i ukradkowych spojrzeń za siebie. Zawsze w Hogwarcie czuła się bezpiecznie, ale w tej chwili to poczucie bezpieczeństwa zniknęło. Zastąpił je niepokój.

Odwróciła się za siebie i nie zauważyła wychodzącego z ciemności korytarza Severusa. Spojrzała szybko przed siebie, ale było za późno, by cokolwiek zrobić. Upadłaby jak długa na podłogę, gdyby nie jego ręka, która ją od tego powstrzymała. Gdy już złapała równowagę, odsunęła się kilka centymetrów, poprawiając szatę.

- Dziękuję. - mruknęła lekko speszona.

- Nie ma za co. - odpowiedział neutralnie, ale z ledwie wyczuwalną nutą chłodu. Zdziwiła się, że w ogóle się odezwał. Przez ostatnie dwa tygodnie się nie odzywali. Dawał jej jedynie zdawkowe odpowiedzi, jeżeli oczywiście zdecydował się odpowiedzieć.

"Teraz już wiesz, jak się czuł, gdy robiłaś to samo"

Cyntia obejrzała się za siebie, przez dłuższą chwilę tam patrząc. Dlaczego miała wrażenie, jakby ktoś czaił się w cieniu? Może to tylko jej wyobraźnia...

Mistrz Eliksirów uniósł lekko brwi.

- Coś nie tak? - zapytał cicho mężczyzna. Cyntia obróciła się do niego z powrotem. Spojrzała na mężczyznę zielonymi oczami, przez chwilę spotykając się z czarnymi tęczówkami. Widziała w jego oczach ciekawość i ostrożność.

- Nie, nic. - zaprzeczyła szybko. Zbyt szybko jak na jego gust. Nieprzyjemne uczucie obserwacji jednak nie zniknęło. - Patrol? - zapytała jasnowłosa kobieta, nieco nerwowym ruchem zakładając włosy za ucho.

- Niestety. - odpowiedział krótko, zmieniając barwę głosu na cichszą i łagodniejszą. Musiał wyczuć, że są obserwowani, albo po prostu zachowywał ostrożne pozory. - Co tutaj robisz tak późno? - nie miał pojęcia, że wyszła. Cały czas sądził, że jest w ich kwaterach. Słysząc szybkie i nerwowe kroki na korytarzu, poszedł w ich stronę, podejrzewając, że to jakiś student włóczący się po nocy. Był więc zaskoczony, widząc ją. Zamartwił się jednak trochę, widząc jej nerwowość.

- Wracałam ze spaceru. - powiedziała, nerwowo zerkając za siebie.

- Rozumiem...

- I szukałam cię. - dodała nagle. Uniósł brew lekko zdziwiony.

- Mnie..?

- Tak. Obiecałam przecież, że do ciebie dołączę, prawda? - weszła mu szybko w słowo. Cyntia mentalnie błagała go, by nie zaprzeczył. Musiał zauważyć jej błagalny wzrok, bo spojrzał na nią ze zrozumieniem.

- Rzeczywiście. - zgodził się cicho Mistrz Eliksirów, kiwając lekko głową. Dyskretnie zerknął za nią, nie dostrzegając tam nikogo. Zmarszczył niezauważalnie brwi. Nie rozumiał jej zachowania. - Na pewno wszystko w porządku? - zapytał cicho, widząc jej dziwne, nerwowe zachowanie.

- Tak. - pokiwała energicznie głową. - Idziemy?

- Dobrze. - skinął głową. Cyntia od razu złapała go za ramię, mimo że byli sami i razem zniknęli w cieniu korytarza. Severus nie zaświecił różdżki, bo nie musiał. Znał te korytarze tak dobrze, że mógł się poruszać po omacku.

Cyntia również nie zaświeciła swojej różdżki, polegając na znajomości korytarzy Mistrza Eliksirów. Z ulgą poczuła, jak nieprzyjemne uczucie obserwacji zniknęło, stopniowo pozwalając się jej uspokoić. Nie miała pojęcia, co się z nią działo, ale dziwnie się czuła, jak nigdy wcześniej. Jednak teraz mając Severusa obok siebie, czuła się bezpieczniej. I mimo tego, że byli skłóceni, nigdy wcześniej nie chciała tak bardzo być w jego towarzystwie.

- Powiesz wreszcie, co się stało? - zapytał cicho, gdy szli od dłuższych dziesięciu minut w ciszy.

- Dlaczego o to pytasz? - w zasadzie nie wiedziała, dlaczego nie chciała mu powiedzieć. Może bała się, że uzna ją za wariatkę?

- Bo widzę to po twoim zachowaniu. - stwierdził bez emocji. W ciemności nie mogła zobaczyć jego wyrazu twarzy, ale po głosie wyczuła, że jest zirytowany i trochę ciekawy.

- Wracałam ze spaceru i po drodze spotkałam Quirella. - powiedziała w końcu, pomijając pewne szczegóły.

- Quirella? O tej porze? - był sceptyczny. - Przecież on nie ma dziś patrolu. - Quirell nie spodobał mu się od samego początku, dlatego miał go na oku. Zwłaszcza jego zainteresowanie zawartością trzeciego piętra, było podejrzane oraz dziwne i tajemnicze pytania na temat ochrony Kamienia Filozoficznego.

- Też się zdziwiłam, widząc go. - powiedziała.

- Wypytywał cię o coś? - jego głos przybrał inną barwę. Cyntia poczuła się trochę, jakby ją przesłuchiwał.

- Nie. - odpowiedziała, marszcząc brwi.

- Nie pytał cię o trzecie piętro?

- Nie.

- Ani dlaczego jest ono zakazane?

- Nie...

- Nie zadawał żadnych pytań o Kamień?

- Nie! - zatrzymała się nagle, zmuszając go do tego samego. Obrócił się w jej stronę, tak iż stał naprzeciwko. Światło księżyca wpadło przez najbliższe okno i oświetlało ich twarze. Cyntia widziała na jego twarzy powagę, zmieszaną z podejrzliwością. - Pytał tylko, skąd idę o tej porze. - powiedziała cicho, patrząc mu w oczy, by mógł zobaczyć jej szczerość.

- Tylko o to? - upewnił się tylko, widząc jej szczerość w zielonych tęczówkach. - Słowem nie wspomniał o trzecim piętrze? - Cyntia pokręciła przecząco głową.

- Ani słowem. - odpowiedziała cicho, nie odwracając wzroku. Przez chwilę zatonęła w jego czarnych oczach.

- Rozumiem. - powiedział Severus równie cicho, jak ona.

- Pytał tylko, skąd idę i czy mnie odprowadzić, ale odmówiłam. - Cyntia stwierdziła, że nie ma większego sensu to ukrywać. Czarnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi. Niespodziewanie poczuł ukłucie zazdrości, ale nie pokazał tego. Jego twarz w dalszym ciągu była gładka.

Bez słowa oboje kontynuowali patrol w ciszy. Każde pogrążone w swoich myślach.

Cyntia zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mu o tajemniczej wizji zielonego światła, dziwnych głosach, które słyszała na spotkaniu personelu w sierpniu i palącym uczuciu w klatce piersiowej. Z jednej strony czuła, że to ważne, ale z drugiej obawiała się, że uzna ją za wariatkę.

"Nawet w świecie czarodziejów, gdy słyszysz głosy, to nie jest zbyt dobrze." - powiedział jej rozsądny głosik w głowie. Niby racja, ale... Westchnęła w duchu. To może być spowodowane czymkolwiek. W końcu z nią nic nie było normalne. Przeżyła zaklęcie zabijające, chociaż nie powinna, teraz widziała obrazy i słyszała słowa nienależące do niej. Czy tak objawia się szaleństwo?

- Uważaj na niego. - Severus ostrzegł ją po dłuższej chwili milczenia. Cyntia spojrzała na swojego "na niby" męża, zupełnie nie spodziewając się nagłego odzewu z jego strony.

- Dlaczego? - zapytała cicho z ostrożnością w głosie, ale czaiła się w nim nuta ciekawości.

- Coś w nim jest nim tak. - powiedział, ostrożnie dzieląc się z nią swoimi podejrzeniami. - Jeszcze nie rozgryzłem tylko co dokładnie. - wyjaśnił cicho. Cyntia też czuła, że jest coś nie tak z nowym nauczycielem Obrony. Zawsze w jego towarzystwie czuła się dziwnie nieprzyjemnie, a gdy na nią patrzył, miała wrażenie, jakby jego wzrok sondował umysł. Zawsze wtedy otaczała swój umysł najsilniejszą ceglaną ścianą, jaką tylko mogła stworzyć.

Severus uważnie ją obserwował. Widział po niej, jak myśli nad jego słowami. Po jej minie stwierdził, że coś na ten temat wiedziała i nic mu nie mówiła.

- Zrobię, jak mówisz. - powiedziała cicho Cyntia, nagle się odzywając.

- Słucham? - spojrzał na nią, wybudzając się z zamysłu. Cyntia obserwowała go z boku, ale gdy na nią spojrzał, odwróciła wzrok.

- Będę uważać na Quirella. - powtórzyła cicho, jakby bała się, że zainteresowany usłyszy. Ten jeden raz wiedziała, że posłucha Severusa. Oboje mieli złe przeczucia co do nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. To było coś, co ich łączyło w tej sytuacji i oboje o tym wiedzieli.

Dalsza część patrolu minęła w ciszy. Nie spotkali żadnego studenta, szwendającego się po ciszy nocnej na szczęście dla niego. Szli w kompletnej ciemności, ale Cyntii to nie przeszkadzało. Polegała na Severusie, który znał te korytarze doskonale i nawet mrok mu nie przeszkadzał w patrolu. Odkryła także, że taki "spacer" po uśpionym zamku jest także przyjemny. Żałowała, że nie zgodziła się, gdy kiedyś jej zaproponował taki spacer. Pojawiło się również poczucie winy, kiedy przypomniała sobie, jak na niego naskoczyła wtedy.

Nawet nie wiedziała, kiedy znaleźli się przed ich kwaterami, aż usłyszała, jak Mistrz Eliksirów podaje hasło. Otworzył drzwi i jak zawsze przepuścił ją przodem.

W środku było przyjemnie jasno. Salon był rozświetlony tylko płomieniem palącego się ognia w kominku. Ciepła poświata płomieni sprawiała, że salon sprawiał wrażenie jeszcze bardziej przytulnego.

Severus bez słowa minął Cyntię, kierując się do swojej sypialni.

- Dobranoc. - odezwała się cicho, nie licząc na odpowiedź. Tak było od tamtego wieczoru, gdy włamała mu się do głowy. Zdziwiła się lekko, gdy przystanął na moment.

- Dobranoc... - mruknął cicho, zanim zniknął w ciemnym korytarzu. Zaraz potem usłyszała ciche zamknięcie drzwi jego sypialni.

~*~*~

Następny rozdział: "23. Kapuś"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro