25. "Spróbować zawsze można, prawda?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Powinniśmy poinformować dyrektora. - powiedział Severus, gdy wyszli z lasu.

- Masz rację, Sev'rusie. - zgodził się Hagrid, energicznie kiwając głową. - Pan psor Dumbledore winien był wiedzieć, cholibka. Może powinienem mu co powiedzieć wcześniej?

- Więc może chodźmy od razu do gabinetu dyrektora? - zaproponowała Cyntia. Severus wolno skinął głową.

- Masz słuszność, Cy-ntio! - Hagrid od razu się zgodził. Severus zamknął usta, nie odzywając się ani słowem. Nie to, że lekceważył martwe jednorożce, ale fakt, że ktoś chce ukraść kamień filozoficzny. był według niego ważniejszy. Zachował to jednak dla siebie.

- Więc chodźmy. - powiedział neutralnie. Grupa trójki osób poszła szybkim krokiem w stronę zamku. Słyszał, jak Cyntia rozmawiała o czymś z Hagridem, ale on ich nie słuchał. Był pogrążony we własnych myślach.

     Czarny Pan niewątpliwie robił wszystko, by móc powrócić. Nie... Severus nie był głupi. Wiedział, że Quirell ma coś wspólnego w interesie z Sam-Wiesz-Kim. Od początku kręcił się blisko trzeciego piętra i zadawał niby niewinne, ale jednak z nim związane pytania. Mistrz Eliksirów wiedział, jak bardzo musiał być przy nim ostrożny.

     Gdyby w jakiś sposób Czarny Pan dostał w swoje ręce Kamień Filozoficzny i na nowo by powrócił, znów nastałyby mroczne, niespokojne czasy, które pamiętał podczas Pierwszej Wojny. Ludzie bali się wychodzić z domów, popierający światło skrywali się w podziemiach w strachu. Wśród mugoli szerzyły się tajemnicze zniknięcia.

     Severus do tej pory pamiętał siłę, z jaką płonął jego Mroczny Znak podczas wezwań. Nigdy nie zapomniał siły klątwy Cruciatus Czarnego Pana oraz wymiaru cierpienia, jakie potrafiły zadać jego tortury. Liczne blizny, nie tylko z dzieciństwa, zrobiło jego ciało jak tatuaże, których nigdy nie chciał mieć, a musiał z nimi żyć. Znał pochodzenie każdej z nich. Nigdy nie zapomniał. Pamiętał, jak wiele razy błagał w myślach o śmierć, czując niewyobrażalne cierpienie, jakie rozrywało jego ciało. Mimowolnie zadrżał na tamte wspomnienia.

     Wtedy nie raz pragnął śmieci, ale teraz wiedział, że nie może oddać się temu pragnieniu. Zerknął krótko na kobietę idącą obok niego. Cyntia była całkowicie pogrążona w rozmowie z Hagridem i nie zauważyła jego ukradkowego spojrzenia. Mimo że wyglądała inaczej, ale on nadal widział w niej tę samą kobietę, w której się zakochał. Ciągle była Lilią Evans. Widział to w jej charakterze, gestach, temperamencie, a przede wszystkim w zielonych jak szmaragdy oczach. Mogła oszukiwać innych, ale nie jego. Nawet gdyby nie został zaangażowany w ten plan i tak by wiedział, że to ona. Te oczy, które prześladowały go w snach, rozpoznałby wszędzie.

     Dla niej przysięgał walczyć dla jasnej strony na jej mogile. A teraz ona była tuż obok niego. Tak blisko i jednocześnie daleko, podczas gdy on obiecał być dla niej zawsze.

     Teraz wiedział, że nie może umrzeć. Nie może dać się zabić Czarnemu Panu ani nikomu innemu. Musiał ją chronić, a tylko będąc blisko, mógł to robić. Nawet jeśli ona go nienawidziła. Nawet jeśli...

- W-w-witajcie! - wybudził się z zamyślenia, gdy usłyszał trzeci głos. Czuł, jak Cyntia automatycznie łapie go za ramię.

- Dobry wieczór, panie psorze. - przywitał się Hagrid z nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. - Co u pana?

- D-d-dobrze. Dz-dz-dziekuje. - odpowiedział Quirell, jak zwykle się jąkając. - C-co r-robicie t-t-tutaj o-o tej p-p-porze? - zapytał z ciekawością w głosie.

- Spacerujemy, nie widać? - zapytał jedwabiście czarnowłosy mężczyzna, mierząc kolegę po fachu zimnym wzrokiem. - Dużo ciekawsze jest, co ty tu robisz, Quirell. - zauważył gładko. - Z tego, co wiem, Minerwa ma dziś patrol.

- Ch-ch-chciałem z-zaciągnąć świeżego pow-w-wietrza. - wyjąkał nauczyciel Obrony.

- Spacer? W świetle księżyca? - Quirell zacisnął lekko wargi, słysząc jego drwiący ton. Cyntia spojrzała lekko niepewnie na Mistrza Eliksirów, który najwyraźniej obrał sobie za cel przesłuchanie Quirella, zmieszane z charakterystycznym dla siebie szyderstwem. Nie podobało jej się to. Zwłaszcza gdy poczuła znajome palenie i kłucie w klatce piersiowej. Starannie brała każdy oddech, by nie pokazać po sobie ani krztyny bólu.

- Jest późno. Powinniśmy już iść dalej, prawda, Severusie? - wtrąciła się Cyntia, która chciała jak najszybciej opuścić towarzystwo Quirella.

- Oczywiście. - Pani Snape dziękowała Merlinowi, że jej mąż, nawet jeśli udawany, jest tak cholernie inteligentny i załapał aluzję. - Dobranoc, profesorze...

- Och, to państwo. - nagle znikąd pojawił się Filch. Cyntia myślała, że zaraz przewróci oczami na ironię sytuacji.

"Zlot czarowników w środku nocy. Brakuje jeszcze drugiej połowy kadry Hogwartu." - pomyślała.

- To znalazłem w Dziale Ksiąg Zakazanych. - woźny uniósł, trzymaną w jednej ręce rozbitą lampę naftową. - A to znaczy, że jakiś uczeń nie śpi. - powiedział z zadowolonym grymasem na twarzy, przypominając tym samym czarta.

- S-s-sprawdzę t-to. - wystękał Quirell.

- Pójdę z panem, profesorze. - stwierdził nagle Severus. Cyntia spojrzała na niego zaskoczona.

- Ale...

- Późnej do was dołączę. - powiedział szybko i z łopotem swoich obszernych szat podążył za woźnym i nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Od tyłu wyglądał jak przerośnięty nietoperz, skąd wzięło się jego przezwisko, którym nazywali go uczniowie. Oczywiście, gdy byli pewni, że tego nie usłyszy.

- Chodźmy dalej Hagridzie. Severus późnej do nas dołączy. - zwróciła się do półolbrzyma, który pokiwał głową na jej słowa, śmiesznie potrząsając przy tym krzaczastymi włosami.

- W porząsiu, Cy-ntio. - zgodził się Gajowy, idąc obok jasnowłosej czarownicy. Gabinet dyrektora znajdował się tuż za rogiem. - Jakie to znowu pan psor ma hasło?

- Znów coś związane ze słodyczami. - Cyntia mimowolnie zaśmiała się cię cicho. Wszyscy znali uwielbienie dyrektora do wszelkiego rodzaju słodyczy. - Cukrowe pióra. - gargulec odskoczył na bok, ukazując schody, prowadzące do gabinetu dyrektora.

- Jak to Dumbledore! - zaśmiał się wesoło Gajowy. Cyntia weszła na górę, a za nią Hagrid. Zapukała cicho do drzwi.

- Proszę! - jasnowłosa czarownica otworzyła drzwi i weszła do środka, a za nią do biura wkroczył Hagrid ciężkim krokiem. Półolbrzym musiał schylić się w drzwiach, by nie uderzyć głową o futrynę.

- Dobry wieczór, panie psorze!

- Witajcie, witajcie! - Dumbledore uśmiechnął się od swoich gości, patrząc na nich z wesołymi błyskami w błękitnych oczach.

- Dobry wieczór, profesorze. - przywitała się uprzejmie Cyntia.

- Usiądźcie, moi drodzy. - Cyntia usiadła w fotelu naprzeciwko biurka, a Hagrid zajął drugi, który musiał się trochę magicznie powiększyć. - Cytrynowego dropsa?

- Nie, dziękuję, profesorze. - Cyntia się uśmiechnęła. Upodobanie dyrektora do tych cukierków nic się nie zmieniło od jej czasów szkolnych.

- Co was do mnie sprowadza? - zapytał ciekawie dyrektor, patrząc na nich zza okularów połówek.

- Chodzi o ukatrupione jednorożce, panie psorze. - zaczął Hagrid z ciężkim westchnieniem. - Tydzień temu Kieł wyniuchał w Zakazanym Lesie zakatrupionego. Dziś znalazłem kolejnego, panie psorze. A Cy-ntia natrafiła na następnego, cholibka. - pod koniec głos Hagrida stawał się płaczliwy. Gajowy wyciągnął z kieszeni płaszcza z futerek norek dużą, lekko ubrudzoną chusteczkę, by oczyścić oczy. Cyntii było go żal. Hagrid zawsze kochał zwierzęta i przeżywał, gdy któremuś coś się działo. Był po prostu wrażliwy i często się wzruszał. Ale mimo to lubiła półolbrzyma.

- Ten trzeci jeszcze żył, profesorze. - powiedziała Cyntia, kontynuując wątek Hagrida, pozwalając mu się doprowadzić do ładu. - Leżał w krzakach kilka metrów dalej. - powiedziała młoda kobieta.

- Udało się go wyleczyć? - Dumbledore położył dłonie płasko na stole, opierając się lekko o blat.

- Tak. - odpowiedziała od razu uzdrowicielka. - Uzdrowiłam go.

- W podzięce klacz podarowała Cy-ntii swój róg. - dopowiedział Hagrid.

- To prawda? - Albus uśmiechnął się łagodnie do kobiety o dwóch tożsamościach. Cyntia nieśmiało wygięła wargi w lekkim uśmiechu.

- Tak, profesorze.

- Spotkał cię wielki zaszczyt, Cyntio. Nie każdy jednorożec okazuje wdzięczność w ten sposób. - odrzekł starsy czarodziej. - Róg jednorożca oddany dobrowolnie posiada silne właściwości magiczne. - wyjaśnił spokojnie dyrektor. - O wiele silniejsze niż zebrany siłą.

- Faktycznie, cholibka.

- Jeżeli coś zabija jednorożce, to las przestaje już być bezpieczny. - Dumbledore wrócił do głównego tematu.

- Sev'rusa coś gadał, że to nie robota zwierzęcia. - dodał Hagrid, przypominając sobie, co mówił młodszy nauczyciel.

- Co dokładnie powiedział?

- Że rany nie są, jak po ataku zwierzęcia... - nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Wejdź, Severusie. - Dumbledore zaprosił do środka Mistrza Eliksirów. Mężczyzna wszedł do środka, nawet się nie kłopocząc z pytaniem, skąd wiedział, że to on.

- Jakiś smarkacz włóczył się po Dziale Ksiąg Zakazanych. - powiedział w drodze wyjaśnienia swojego spóźnienia. Wszedł w głąb gabinetu i stanął obok fotela blondwłosej czarownicy, opierając się o oparcie. Cyntia tylko zerknęła na niego krótko, czując jego obecność unoszącą się za nią.

- Usiądziesz, Severusie...

- Dziękuję, postoję. - przerwał bezceremonialnie Mistrz Eliksirów. Nie miał ochoty na wymianę uprzejmości w środku nocy. - Cyntia i Hagrid już ci wszystko opowiedzieli, Albusie?

- Tak. - odpowiedział dyrektor. - Dziękuję, że mi to zgłosiłeś, Hagridzie. - powiedział miło Albus. - Życzę ci miłego wieczoru. - dyrektor uśmiechnął się do gajowego, łagodnie dając mu do zrozumienia, że na niego już czas.

- A ja panu, panie psorze! - Hagrid jednak nie był taki głupi, jak z reguły się to wydawało. Gajowy wstał z fotela, który wrócił do swojego normalnego rozmiaru, rozumiejąc, co miał na myśli dyrektor. - Dobranoc Cy-ntio, Sev-rusie!

- Dobranoc. - odpowiedziała z małym uśmiechem jasnowłosa czarownica. Mistrz Eliksirów tylko skinął głową w odpowiedzi.

- Co o tym sądzisz, Albusie? - zapytał Mistrz Eliksirów, wracając do tematu, gdy drzwi za Gajowym się zamknęły.

- Las przestaje być bezpieczny.

- I co? Tylko tyle masz do powiedzenia, Albusie? - oburzył się Opiekun Slytherinu. - Ktoś zabija jednorożce, żywi się ich krwią i nie masz podejrzeń? No nie wierzę!

- A ty pewnie je masz, Severusie. - powiedział Albus, zerkając na swojego ulubionego nauczyciela zza okularów połówek. Severus przewrócił oczami.

- A znasz kogoś innego niż Czarny Pan, kto bardzo chce wrócić do świata żywych? - zapytał sarkastycznie, niemal wypluwając tytuł Sam-Wiesz-Kogo jak kwas. Cyntia mimowolnie wzdrygnęła się na sam tytuł. Wydarzenia sprzed dziesięciu lat nadal były świeże w jej pamięci, bo w końcu dla niej wydarzyły się one całkiem niedawno. Cyntia spojrzała na stojącego za fortelem Mistrza Eliksirów.

- Sugerujesz, że Vol...

- Nie wymawiaj tego imienia z łaski swojej. - zwrócił jej uwagę z małym warczeniem. Cyntia zwęziła usta w wąską linię.

- Dobrze. - wycedziła, ignorując jego ton, mimo zirytowania. - Więc sugerujesz, że Sam-Wiesz-Kto... - specjalne podkreśliła tytuł. - ... Biega teraz po Zakazanym Lesie i zabija jednorożce?

- Dokładnie. - potwierdził sucho.

- I nic z tym nie zrobimy?

- A co chcesz robić? - zapytał kąśliwie. - Iść i go łapać? Wspaniały pomysł!

- Nie. Ale na przykład lepiej zabezpieczyć Hogwart, by czasem nie zrobił krzywdy uczniom. Czyż nie? - zasugerowała spokojnie, ale w jej głosie było słychać małą nutę irytacji.

- I czujesz się do tego powołana? - zapytał złośliwie. - "Lily Evans łamane na Cyntia Snape ratuje Hogwart!"

- Czy ty musisz być taki złośliwy? - zirytowała się uzdrowicielka.

- A może mam być miły i rozdawać wszystkim cukierki? - sarkazm był słyszalny z odległości mili.

- Słodycze twojej roboty na pewno zawierałyby truciznę! - stwierdziła złośliwie Cyntia. Dyrektor patrzyła rozbawiony na aranżowane małżeństwo. Byli tak od siebie różni i jednocześnie podobni, chociaż nie zdawali sobie z tego sprawy. A oglądanie ich podczas nawet takiej sławnej potyczki, było całkiem zabawne.

- Oczywiście! - wycedził wrednie. - A najwięcej poczęstuję Gryfonów z Chłopcem-Który-Przeżył na czele. Skaranie Merlina... - Cyntia przewróciła oczami.

- Proszę bardzo. Ale pamiętaj, że nie będę posyłać ci Ognistej Whisky do Azkabanu. - ucięła złośliwie. - Co pan myśli o tym pomyśle, profesorze? - zapytała Cyntia Dumbledore'a, nawet nie dając Severusowi szansy otworzyć ust. Dumbledore zachichotał wesoło.

- Co do pomysłu otrucia studentów jestem kategorycznie przeciwny. - zaśmiał się Albus, przez co Severus przewrócił oczami, a Cyntia uśmiechnęła się lekko. - Myślę, że zabezpieczenie zamku to dobry pomysł. Zajmę się tym jutro z samego rana. - Pani Snape posłała Mistrzowi Eliksirów triumfalne spojrzenie. Albus zachichotał, widząc to.

- Świetnie. - odezwał się kwaśno Mistrz Eliksirów. - Skoro już wszystko ustalono, to na nas już czas, prawda? - zapytał, rzucając żonie ostre spojrzenie. Cyntia przewróciła oczami, nic nie robiąc sobie z jego wzroku. Przez ten cały czas widując go niemal codziennie, przyzwyczaiła się do tego.

- Oczywiście. - zgodziła się blondynka, nie chcąc go bardziej irytować. Wstała i powędrowała do kominka. - Ale następnym razem, Severusie, bądź milszy. To cię nie zabije. - powiedziała słodkim głosem z niewinnym uśmiechem i szybko zniknęła w kominku, zanim zaskoczony jej słowami mężczyzna zdołał odpowiedzieć. Dumbledore otwarcie się zaśmiał, widząc oszołomiony wyraz twarzy Opiekuna Slytherinu.

- Twoja żona ma rację, Severusie. - zachichotał Albus. Mistrz Eliksirów zasyczał niczym jadowity wąż.

- Ona nie jest moją żoną! - przymknął oczy, rozumiejąc, że źle się wyraził. - To małżeństwo to fikcja i ty najlepiej o tym wiesz, Albusie. - powiedział chłodno. - Plan dla jej ochrony.

- Lily nie wygląda, jakby nadal była na ciebie zła. - powiedział Dumbledore, przyglądając mu się uważnie.

- Ale jest! - powiedział zapalczywie czarnowłosy mężczyzna.

- Jak nadal będziesz tak się zachowywał w stosunku do niej, to raczej się to nie zmieni. - zauważył mądrze starszy czarodziej. - Gdy będziesz traktować ją, tak jakbyś miał ją za nic, to udowodnisz, że naprawdę wierzysz w swoje słowa o jej pochodzeniu z piątego roku.

- Wcale tak nie uważam! - sprzeciwił się od razu gorliwie. - Wiesz o tym, Albusie.

- Ja tak. Ale Lily nadal ma w pamięci to, co jej powiedziałeś. Dla ciebie minęło trzynaście lat, a dla niej zaledwie dwa, Severusie. - ramiona młodszego mężczyzny opadły.

- To, co jej zrobiłem, jest niewybaczalne i nigdy, ale to nigdy mi tego nie wybaczy. - powiedział cicho Severus z rezygnacją.

- Nie bądź dla siebie taki surowy, mój chłopcze. - powiedział wyrozumiale dyrektor. - Zrozumiałeś swój błąd i żałujesz tego, co powiedziałeś. Teraz robisz wszystko, co możesz, by ją chronić. Odkupiłeś swoje winy.

- Nie odkupiłem i to nigdy się nie stanie. - "Nie, dopóki Lily mi nie wybaczy tego, jak ją skrzywdziłem. A nie stanie się, bo wbiłem jej własnoręcznie nóż w plecy." - pomyślał smutno. - "Przestań się nad sobą użalać, Snape! Zasłużyłeś na to!"

- Ale zawsze możesz spróbować, prawda? - podpowiedział Dumbledore, patrząc z małym smutkiem na młodszego czarodzieja, którego traktował jak przybranego syna.

- Po co? To i tak nic nie da. - mruknął.

- Jesteś zbyt wielkim pesymistą, Severusie.

- A ty cholernym optymistą, Albusie, widzącym wszystko w słodyczowych barwach! - zirytował się Severus, odgarniając zamaszystym ruchem czarne włosy z twarzy. - Ale rozczaruję cię. Świat nie jest kolorowy, a przynajmniej nie mój. - syknął i poszedł do kominka.

- Czasem warto nie widzieć świata taki, jaki jest, a jaki może lepszy być. - Dumbledore wyciągnął jeden ze swoich tekstów z tomiku mądrości. Książę Półkrwi przewrócił oczami.

- Nie męcz mnie swoimi mądrościami, Albusie. - warknął opryskliwie mężczyzna w czarnych szatach.

- Potraktuj to jako dobrą radę, przyjacielu. - uśmiechnął się Dumbledore, a w jego błękitnych oczach skakały ogniki. - Starsi wiedzą...

- Kolejna mądrość z 'Tomika Mądrości Albusa Dumbledore'a". - wycedził sarkastycznie Mistrz Ciętej Riposty. Dumbledore uśmiechnął się.

- Cieszę się, że zawsze mam jakąś mądrą sentencję. - Mistrz Eliksirów przewrócił oczami. - Idź już, bo twoja żona jeszcze będzie cię szukać. - zachichotał Dumbledore.

- Jasne! - prychnął sarkastycznie Snape, biorąc proszek Fiuu, by wrzucić go do kominka. - Na pewno wyśle grupę poszukiwawczą. - wymamrotał pod nosem ironicznie, zanim wywołał lokalizację i wszedł do kominka. Po kilku sekundach znalazł się w salonie swoich kwater, gdy nie było żywej duszy. Lil... Cyntia musiała pójść już do siebie.

     Może Albus ma rację? Może istniał cień szansy, by zaczęli rozmawiać ze sobą normalnie? Severus westchnął w duchu.

"Spróbować zawsze można, prawda?" - błagał tylko Salazara, by nie zrobił niczego, przez co będzie jedynie gorzej.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Musimy tam iść? - zapytała cicho Cyntia, widoczną niechęcią na twarzy. Nie chciała iść na ucztę z okazji Halloween. Dla uczniów był to dzień kojarzony ze słodyczami i pokonaniem Sam-Wiesz-Kogo. Ale ona znała go jedynie z tamtej nocy w Dolinie Godirca, gdy przyszedł Voldemort i zasnęła na dziesięć lat.

- Niestety, ale tak. - powiedział, siedząc w fotelu i czytając książkę. Cyntia westchnęła ciężko, przyciągając uwagę Mistrza Eliksirów. - Wracają złe wspomnienia? - zapytał cicho po chwili, domyślając się jej niechęci, by tam iść.

     Jasnowłosa kobieta podniosła na niego zielone oczy, spotykając się z onyksem. Widziała w jego oczach cień zrozumienia i troski. Nie było złości czy zimna, które widziała przez ostatnie tygodnie, zwłaszcza po tym, jak przypadkiem weszła do jego głowy. Zniknęły całkowicie, zastąpione innym, których wcześniej nie dostrzegała.

- Tak. - odpowiedziała niemal szeptem i opuściła wzrok, czując poczucie winy za to, jak go traktowała wcześniej. To jedno pytanie, które mogło wydawać się banalne, sprawiło, że zrozumiała swój błąd.

     Czarnowłosy mężczyzna odłożył książkę na bok. Dla niego Halloween również nie było miłym wydarzeniem. W tym dniu stracił swoją Lily bezpowrotnie, myśląc, że umarła. Na niego nie był to dzień do świętowania, a czas żałoby po jej utracie.

- Wiem, że dla ciebie to trudne. - odezwał się cicho, patrząc, jak podnosi na niego zielone oczy, w których widział mieszające się emocje. - Być tam ze wszystkimi i patrzeć, jak się śmieją i żartują, podczas gdy ty pamiętasz ten dzień, jedynie jako dzień swojej można powiedzieć "śmierci". Ale... To już przeszłość, która nie wróci. - Cyntia nie raz zastanawiała się, jakim cudem ten człowiek wie, jak się wiele razy czuje. I to bez wchodzenia ludziom do głowy.

- Wiem, ale.... - odpowiedziała z westchnieniem. - Ale to wydarzyło się tak nie dawno... - zamilkła, czując, że jej głos zaraz się załamie. - Ja nie wiem... Nie wiem, czy potrafię... - mimowolnie kilka samotnych łez spłynęło po jej twarzy, które zaraz starła. Słyszała szelest materiału i kroki, które się zatrzymały, gdy mężczyzna stanął przed nią. Jego idealnie wypastowane buty nagle stały się bardzo interesujące.

     Wstał z fotela i podszedł do zielonookiej kobiety. Widział każdą z jej emocji. Na co dzień udawała silną, ale wewnątrz była delikatna i krucha. Nie do końca radziła sobie ze wspomnieniem własnej śmieci, które oddziaływało na nią mocniej, niż na początku sądził.

     Miał wielką ochotę wziąć ją w ramiona, ale sądził raczej, że go odepchnie, niż odda uścisk. Jedynie niepewnie położył dłonie na jej ramionach. Ucieszył się, gdy się nie odsunęła.

- Oddychaj powoli. - mówił spokojnym głosem.- Zamknij wszystkie złe emocje za swoją mentalną barierą. Odgrodź się od nich. - powiedział cicho i płynnie, wiedząc, że go słucha. Widział, jak pod wpływem jego słów powoli zaczyna się opanowywać. - Lepiej? - zapytał po chwili, nadal tym samym głosem.

- Tak. - odpowiedziała cicho. Podniosła na niego wzrok. Jego twarz nie była tak zimna i pusta jak to widywała zazwyczaj. Wyglądał inaczej. Bardziej... Ludzko.

- Musimy oboje tam iść. Gdybyśmy nagle zniknęli, byłoby to zbyt podejrzane. - wyjaśnił powoli. Cyntia westchnęła cicho, odwracając wzrok.

- Masz rację. - odparła. Spojrzała lekko na jego dłonie na swoich ramionach, ale nie wykonała ruchu, by je strzepnąć.

- Gdybym nie musiał, nie ciągnąłbym cię tam. - powiedział, zabierając dłonie z jej ramion, gdy na nie spojrzała. - Gotowa?

- Tak, tak... - odparła szybko. Gestem ręki poprawiła sukienkę i szybko po raz kolejny przetarła twarz, by upewnić się, że nie widać śladów łez.

     Severus skinął głową, zanim udał się w stronę drzwi. Cyntia patrzyła, jak mężczyzna odchodzi i nagle pchana impulsem zatrzymała go, łapiąc za ramię.

- Severusie... Zaczekaj... - czuła na sobie jego ciekawe spojrzenie. Wiedziała, że powinna przeprosić za to wtargnięcie do jego głowy kilkanaście dni temu i miała tu temu właśnie okazję, ale... Nie wiedziała, co powiedzieć. Albo jak to ująć słowa. Otworzyła usta, ale nic nie wyszło. Dlaczego tak trudno było wypowiedzieć jedno proste słowo?

     Severus spokojnie czekał, aż powie to, co chciała, bo wyraźnie po niej widział, że coś miała na końcu języka. Uniósł lekko brew, gdy otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Czy to, co miała do powiedzenia, było aż tak trudne?

- Tak? - zapytał z niewielką nutą niecierpliwości w głosie.

- Nic. - Cyntia zrezygnowała ze swojej próby przeprosin. Stwierdziła, że następnym razem to zrobi, gdy wszystko ułoży w głowie. - Chodźmy.

     W duchu westchnęła. Ciężko było jej przepraszać człowieka, na którego była zła, za to, jak ją zranił w przeszłości. Ale wiedziała, że jest winna mu przeprosiny. Chociaż nadal ciężko jej było z tą myślą.

     Jedno jednak było faktem.

     Że zawdzięcza swoją obecną wolność, o ile tak można było to nazwać, Severusowi Snape'owi.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "26. Troll"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro