26. Troll

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Uczta jest jak zwykle wspaniała. - zachwycała się Minerwa. Nie tylko ona. Studenci, zwłaszcza pierwsze lata były zachwycone zarówno przystrojeniem sali jak i potrawami. Jedyną osobą, która jak zwykle była niezadowolona, był nie kto inny jak profesor Severus Snape. Był na tej uczcie tylko i wyłącznie dlatego, że było to wymagane. Ale to chyba nic nowgo.

     Cyntia podzielała jego opinię, ale w przeciwieństwie do męża nie okazywała tak widocznej niechęci do tego. Miał na twarzy łagodny wyraz, który trudno było odczytać. Nie była to niechcęć, ale nie było to także podekscytowanie i zachwyt, jak w wypadku Minerwy czy innych. To było coś pomiędzy. Starała zająć umysł wszystkim innym, byle by nie myśleć o pewnej feralnej nocy, która miała miejsce dziesięć lat temu. Nie chciała robić przedstawienia swojego rozklejenia w Wielkiej Sali pełnej uczniów i pracowników.

- Mówisz to co rok, Minerwo. - zauważył ironicznie Mistrz Eliksirów, przewracając oczami.

- Bo tak jest!

- Pewne rzeczy się nie zmieniają. - mruknął pod nosem czarnowłosy mężczyzna.

- A ty co roku narzekasz, Severusie. Więc to też się nie zmienia. - zaśmiała się McGonagall, ignorując narzekanie młodszego kolegi. Chociaż poniekąd nie była zdziwiona jego zachowaniem. W tym dniu zginęła Lily. I chociaż ich przyjaźń skończyła się na piątym roku, Minerwa wiedziała, że bardzo to przeżył. W końcu wcześniej przez lata byli przyjaciółmi. Kiedyś zastanawiała się nawet, czy pomiędzy Severusem a Lily było coś więcej niż przyjaźń, ale odrzuciła ten pomysł całkowicie, gdy dowiedziała się, że jest żonaty z Cyntią. Przez dziesięć lat cierpliwie czekał, aż się obudzi, co mogło nigdy nie nastąpić, podczas gdy mógł ułożyć sobie życie z kimś innym. Niesamowicie lojalna miłość!

- Musimy zrobić coś, by nasz Mistrz Eliksirów wreszcie się rozchmurzył. - stwierdziła Poppy rozbawiona i zdeterminowana, by to osiągnąć. Sam zainteresowany przewrócił oczami.

- Znów zaczyna się ta sama śpiewka. - wymamrotał marudnie. Co roku było dokładnie to samo.

"Uśmiechnij się, Severusie!"

"Rozchmurz się, Severusie!"

" Złość piękności szkodzi, Severusie! Robią się przez to przedwczesne zmarszczki."

"Cytrynowego dropsa?".

     I tak od kilku lat. Okropność! Aż się wzdrygnął na samo wspomnienie.

- Mam się szczerzyć, jak Albus i rozdawać cukierki? - zapytał sarkastycznie. - Niedoczekanie twoje, Poppy! - kilka osób się zaśmiało. Cyntia wygięła lekko wargi w uśmiechu. Jego sarkazm i toczona rozmowa, pomogły jej utrzymać swoje myśli z dala od wspomnień z tamtej nocy.

- O tak wiele nie śmiem prosić. - uśmiechnęła się Poppy.

- Jedyne co mogę rozdawać, to szlabany...

- Oczywiście...

- Ale jeden mały uśmiech wystarczy. - zaproponowała rozbawiona Minerwa.

- Podeślij mi na szlaban Złotego Chłopca, a na pewno go zobaczysz. - stwierdził sarkastycznie.

- Nie wątpię. - prychnęła Minerwa.

- Nie sądziłam, że tak bardzo pragniesz towarzystwa naszego Chłopca-Który-Przeżył. - Cyntia spokojnie wtrąciła się w rozmowę. - Nie jesteś za stary na autografy, Severusie?

- Jeszcze czego! - oburzył się, powodując chichot kilku osób. - Nie mam zamiaru bawić się w małe smarkule latające za Lockhartem, tym pożal się Merlinie bohaterem!

- Jeśli to wywała uśmiech to czemu nie. - zachichotał cicho dyrektor.

- Na pewno nie! - muruknął zirytowany.

- My nic nie musimy robić. - powiedział Filius spokojnie. Severus już miał zamiar mu podziękować, że chociaż on nie dołącza się do tej bezsensownej i na pewno irytującej dyskusji na jego temat. - Wystarczy, że spojrzy na żonę. - Mistrz Eliksirów zamknął z trzaskiem usta, w głowie licząc do dziesięciu. Czy wszyscy się na niego uwzięli?

     Cyntia zamrugała lekko, słysząc słowa profesora zaklęć. Czuła lekkie ciepło na twarzy, ale je zignorowała. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wygląda na to, że ich gra w udawane małżeństwo wyglądała bardziej wiarygodnie, niż oboje sądzili. Zerknęła na siedzącego obok niej Mistrza Eliksirów.

     Severus zrobił to dokładnie w tym samym czasie i ich spojrzenia się skrzyżowły. Jego oczy automatycznie zmiękły, gdy spojrzał w te zielone tęczówki, które tak kochał, a w których ostatnio widywał odbicie gniewu. Teraz tego nie widział. Wydawało mu się, że widzi coś na kształt obojętności z mieszanką chłodu, za którymi ukrywało się zaskoczenie i nuta ciekawości.

     Odwróciła twarz, chowając się za filiżanką herbaty. Severus zrobił to samo, ukrywając lekkie wygięcie warg na porcelanowym naczynkiem z kawą.

     Ale nie zrobił tego dostatecznie szybko, bo inni zdążyli zauważyć. Minerwa i Poppy uśmiechnęły się szeroko.

- Miałeś rację, Filusie!

- To samo jest ze mną i Eleonorą. Gdy tylko na nią spojrzę, od razu czuję uśmiech. - profesor zaklęć uśmiechnął się łagodnie, obserwując młode małżeństwo. Mogli oboje być powściągliwi, ale mimo wszystko widział uczucie między nimi, a zwłaszcza w oczach dotąd zimnego i samotnego Mistrza Eliksirów, którego oczy natychmiast przestawały być chłodnymi, bezdennymi tunelami.

- To jest... - zaczęła Minerwa, mając zamiar powiedzieć: "prawdziwa miłość", przez co Severus i Cyntia na pewno dostaliby zawału, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegł blady jak duch i przerażony Kwiryniusz Quirell, ratując ich przed tą niechybną śmiercią.

- TROLL! TROLL JEST W LOCHACH! - wydarł się na cały głos nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią piskliwym głosikiem. Cała Wielka Sala zamarła zamrożona w szoku. - To chyba źle... - biały jak kreda mężczyzna, upadł na podłogę, mdlejąc. Nagle wszyscy studenci popadli w panikę i zaczęli w strachu wstawać z miejsc.

- CISZA! - wzmocniony zaklęciem, autorytarny głos Albusa Dumbledore'a natychmiast uspokoił wszystkich. - Panika nie jest wskazana. Teraz prefekci odprowadzą swoje grupy do dormitoriów. Natomiast nauczyciele pójdą ze mną do lochów. - postanowił dyrektor. Prefekci zaczęli wyprowadzać wystraszonych uczniów, a nauczyciele odchodzić od stołu. Cyntia również wstała i spojrzała na Severusa... A raczej jego miejsce, które było puste. Zdezorientowana kobieta spojrzała na drzwi dla personelu, za którymi zniknął skrawek znajomej, czarnej peleryny jej męża. Dlaczego nie szedł wraz z nimi, tylko uciekł?

      Cyntii wydało się to podejrzane. Kobieta rozejrzała się lekko, i gdy widziała, że nikt na nią nie patrzy, wymknąła się niezauważona tymi samymi drzwami. Kiedy była na korytarzu, rozejrzała się za mężczyzną. W którą stronę poszedł?

     W ostatniej chwili zobaczyła go skręcającego w boczny korytarz. Cicho poszła za nim, upewniając się, że jej nie słyszy. Musiała trochę biec, bo nieświadomy jej obecności za sobą Severus, szedł bardzo szybkim krokiem. Cyntia w myślach przeklinała jego długie nogi.

     Idąc za nim dalej, zauważyła, jak otoczenie się zmienia. Co najdziwniejsze nie szedł w kierunku lochów, ale w górę zamku. Zielonooka kobieta z marszczyła brwi, odgarniając ręką zbłąkany koszyk jasnych włosów z twarzy. Gdzie on szedł? Przecież troll był w lochach...

     A może już wyszedł z lochów? Ale skąd by to wiedział? To wszystko jest jakieś dziwne...

     Cyntia nagle się zatrzymała, gdy usłyszała wysoki, dziecięcy krzyk i potężny hałas. Zupełnie jakby, ktoś burzył buldożerem drewnianą chatę. Dźwięki dobiegały z łazienki dziewczyn na pierwszym piętrze. Pani Snape niewiele myśląc, porzuciła swoje wcześniejsze plany śledzenia swojego męża i pobiegła do źródła dźwięków. Gdy usłyszała głośny ryk, uświadomiła sobie, że Troll musiał faktycznie wyjść z lochów.

     Młoda kobieta wbiegła przez otwarte drzwi łazienki i niemal otworzyła usta z szoku, gdy zobaczyła co się działo w łazience.

     Wszędzie był kompletny bałagan. Drewniane kabiny walały się w drzazgach po całym pomieszczeniu.
Pierwszoroczna Gryfonka, którą rozpoznała jako Hermionę Granger, kuliła się w rogu, kryjąc się pod jedną z uwywalek, a nad nią stał wielki Troll Górski. Ale nie to było bardzo zaskakujące i przerażające. Na barkach Trolla siedział uwieszony Draco Malfoy, natomiast trzymanym za nogę przez stworzenie, był Neville Longbottom. Cyntia jednak szybko otrząsnęła się z szoku, ktory natomiast zastąpił strach. Strach, że dzieciom może się coś stać.

- Reducto! - rzuciła zaklęcie, które zawaliło w drzazgi kawałek kabiny, robiąc przy tym spory hałas, który zwrócił uwagę Trolla na nią, odwracając je od dzieci które także teraz patrzyły na nią. Troll widząc kolejną, nową osobę, stracił zainteresowanie dziećmi. Neville upadł z łoskotem na ziemię, gdy stworzenie puściło jego nogę. Natomiast Draco nagle tkwił na jego plecach. - Draco, zejdź z niego! - rozkazała zielonooka kobieta, widząc, jak Troll zwraca się w jej kierunku.

- Ale... - chłopiec spojrzał z obawą na ziemię.

- Natychmiast! - Draco słyszał w głosie ciotki rozkazującą nutę. Zamykając oczy puścił uszy stworzenia, za które się go trzymał i właściwie zjechał po jego plecach na ziemię.

     Troll wydawał się tego nie zauważyć, idąc w stronę uzdrowicielki, która mierzyła do niego różdżką. Dzieci aż wstrzymały oddech, gdy stworzenie zamachnęło się maczugą, mając zamiar rozbić nią czaszkę kobiety.

- Reducto! - zaklęcie sprawiło, że drwniana maczuga rozbiła się w drzazgi.

- Hę? - Zaskoczony Troll gkupkowato spojrzał na to, co pozostało z jego broni.

- Conjunctivitis! - oślepiła zaskoczone stworzenie, które na nowo chciało się rzucić w jej stronę. Jednak nie widząc, złapał tylko powietrze, bo Cyntia zwinnie odskoczyła w bok.

- Ekspulso! - Troll zawył, gdy uderzył w przeciwlgłą ścianę. Oślepiony, ale nadal przytomny i jeszcze bardziej wściekły z rykiem, rzucił się w stronę swojego napastnika.

- Drętwota Maxima! - zawołała pewnie, a zaklęcie uderzyło Trolla prosto w brzuch, oszałamiając go. Stworzenie upadło z hukiem na kolana. Cyntia nie opuściła różdżki, widząc jak jeszcze się chwije, aż w końcu upada na ziemię, tracąc świadomość. Przez chwilę jeszcze mierzyła w stworzenie różdżką. - Drętwota! - ogłuszyła go po raz drugi dla pewności, zanim okrążyła cuchnące cielsko, podchodząc do dzieci. - Nic wam nie jest? - zapytała natomiast, uważnie badając je wzrokiem i rzucając zaklęcie diagnostyczne na każde z nich.

- Nie, proszę pani... - cała trójka pokręciła przecząco głowami. Nic im się nie stało na szczęście, chociaż adrenalina nadal krążyła w ich żyłach.

- Na pewno? - upewniła się. Wszyscy pokiwali głowami. - Chodźcie, zanim się obudzi. - powiedziała do uczniów i wszyscy szybko przeszli obok nieprzytomnego Trolla. - A teraz... - W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi z hukiem, a do środka wpadli Minerwa i Severus, a za nimi blady Quirell. Po wejściu tego ostatniego, Cyntia natychmiast poczuła złość nienależącą do niej. Zignorowała to jednak, skupiając się na rozgrywającej sytuacji.

- Co... Co tu się stało?! - zawołała zaszokowana McGonagall. Starsza czarownica wyglądała, jakby miała mieć zawał, widząc leżącego na podłodze Trolla i trójkę pierwszych lat.

     Cyntia spotkała czarne oczy obserwujące ją uważnie. Na moment w nie patrzyła, widząc w nich coś na kształt troski i zmartwienia, zanim znów stały się one bezdennymi tunelami. Odwróciła wzrok. - Też chętnie się dowiem. - rzuciła trojgu pierwszych lat surowe spojrzenie. Podobne dostali od pozostałych profesorów.

- No więc...

- Bo.. No chodzi o to, pani profesor... - chłopcy zaczęli się trochę jąkać.

- To moja wina, pani profesor. - odezwała się nagle Hermiona Granger. Każdy spojrzał zdziwiony na tę nie sprawiającą nigdy problemów dziewczynkę.

- Tak, panno Granger? - McGonagall brzmiała na rozczarowaną.

- Ja chciałam znaleść Trolla. Czytałam o nich i myślałam, że dam sobie radę. Ale nie wyszło... - gdy to mówiła miała spuszczony pokornie wzrok. Ale zarówno Severus jak i Cyntia czuli, że coś w tej historii jest nie tak. - Gdyby oni mnie nie znaleźli... - wskazała na Draco i Neville'a, którzy patrzyli na nią z oczami jak dwa galeony. - Już pewnie bym nie żyła. - powiedział pewnie Gryfonka.

- No cóż... Bardzo się zawiodłam, panno Granger. - powiedziała rozczarowana McGonagall. Dziewczyna spuściła wzrok na swoje buty, które były bardzo interesujące. - Pięć punktów obejmuję Gryffindorowi za tak poważną niesubordynację. - powiedział Opiekunka Gryffindoru. Severus wyglądał, jakby miał zamiar się kłócić. Tylko pięć punktów? Gdyby Granger była w Slytherinie, na pewno straciłaby więcej. - A wy dwaj wiecie, ile mieliście szczęścia? - Minerwa zwróciła się surowo do dwóch chłopców, którzy także uznali swoje buty za bardzo interesujące. - Nie każdy pierwszoroczny przeżyłby spotkanie z dorosłym Górskim Trollem, ją wam to mówię. Mieliście szczęście, że nasza uzdrowicielka, pani Snape zdążyła na czas. - w tym momencie skinęła wdzięcznie do Cyntii, która odpowiedziała małym uśmiechem. Jasnowłosa kobieta spojrzała na stojącego obok Głowy Gryffindoru Severusa, który także się jej przyglądał. Odwróciła wzrok od jego oczu w dół. Mignęła jej smuga czerwieni. Spojrzała w dół i dostrzegła rozciętą nogawkę jego czarnych spodni i krew na nodze. Był ranny.

     Cyntia czuła, jak jej serce spowalnia. Co mu się stało? Czy to coś poważnego?

     Severus zauważył jej spojrzenie, gdy wpatrywała się w jego nogę i zasłonił ją szybko swoją peleryną. Widział, jak podnosi na niego wzrok. Ich oczy się spotkały. Widział w jej zielonych tęczówkach zmartwienie i szczerą troskę. Uniósł lekko głowę i wygładził twarz, by nie ujawnić ani garma bólu, który promieniował ze zranionej nogi i dopominał swojej uwagi. Niemo zapewnił ją, że nic mu nie jest. Jej sceptyczna mina, mówiła sama za siebie. Nie przekonał jej.

"Wychodzisz z wprawy, Severusie. Co z ciebie za szpieg?!" - pomyślał drwiąco, szydząc z samego siebie.

- ... Pięć punktów... - McGonagall zawiesiła głos na moment. - Dostaje każdy z was za wyjątkowe szczęście. - ostatnie słowa były nieco kpiące. Mimo wszystko chłopcy się ucieszyli. Dostali punkty! - Czy powinni trafić do Skrzydła Szpitalnego? - Minerwa zwróciła się do młodej uzdrowicielki.

- Nie. Już ich przebadałam i nic im nie jest. - odparła spokojnie Cyntia. Jeśli był ktoś, kto powinien trafić do Szpitala, to był Severus. Ale oczywiście on tam nie pójdzie. Cyntia była tego pewna. Znała tego Mistrza Eliksirów zbyt dobrze.

- To dobrze. - Minerwa skinęła głową. - Chodźcie. - gestem wskazała dzieciom wyjść. Draco z małym wahaniem spojrzał na swoją Głowę Domu i przełknął ślinę. Widział, że profesor Snape nie kupił bajeczki Hermiony i z całą pewnością utnie sobie z nim na ten temat pogawędkę.

- N-no j-już, b-bo m-m-może s-się ob-budzić. - wyjąkał Quirell, popędzając wszystkich. W tej chwili Troll jęknął nieprzytomnie, a nauczyciel Obrony podkoczył.

     Cyntia szybko przeszła obok Trolla, podchodząc do swojego męża, którego od razu złapała za ramię. Severus westchnął wewnętrznie.

"Zupełnie tak, jakby chciała się upewnić, że jej nie ucieknę." - pomyślał z maleńką nutą irytacji. Ale z drugiej strony cieszyła go jej troska o niego. Może gdzieś tam w głębi, nadal traktowała go jak swojego przyjaciela, którym był dawniej? Chciał wierzyć, że to nie jest beznadziejna wiara w niemożliwe.

     Cyntia mocno złapała go za ramię, starając się dyskretnie okazać mu wsparcie, gdy próbował ukryć utykanie. Kobieta czuła na sobie spojrzenie Quirella, ale odmówiła spojrzenia mu w oczy. Mimo wszystko czuła negatywne emocje, które nie należały do niej. Wszystko ukryła za ścianą swojej mentalnej obrony.

     Severus rzucił jąkającemu się profesorowi ostrzegawcze spojrzenie. Po pierwsze, Quirell zdecydowanie za bardzo interesował się Kamieniem Filozoficznym i jego zabezpieczeniami, co wydało mu się podejrzane. Zwłaszcza dziś, gdy zamiast z innymi szukać Trolla, pobiegł na trzecie piętro. Severus zawsze wiedział, że coś w nim jest nie tak.

     Po drugie, zauważył, jak nauczyciel Obrony patrzy na Cyntię. Śledził wzrokiem niemal każdy jej ruch. Zrozumiał jej zachowanie, gdy był w ich towarzystwie. Cyntia musiała to zauważyć już wcześniej, dlatego trzymała się blisko niego, gdy Quirell był blisko. Severus zastanawiał się tylko, czemu nic mu nie powiedziała.

"A dałeś jej powód, by ci ufała?" - zapytał głosik w głowie. Czy dał? - "Owszem. Zwłaszcza na piątym roku lub gdy wtargnąłeś do jej umysłu." - pomyślał sarkastycznie.

     Cyntia zignorowała gapiącego się Quirella i razem z Severusem wyszli na korytarz, od razu kierując się w stronę lochów. Obserwowała go kątem oka. Usta miał ściągnięte w wąską linię i lekko zmarszczone brwi. Mimo że starał się to ukryć, widziała, że odczuwał ból. Zatrzymała się, a on wraz z nią. Spojrzał na nią pytająco.

- Boli cię? - zapytała cicho, ignorując, jak głupie jest to pytanie. Oczywiście, że pewnie odczuwał ból.

- Tylko trochę. - powiedział gładko, lekko naciągając prawdę. Tak naprawdę to rwanie w nodze było nieznośne. Cholerne... zwierzątko Hagrida.

- Co się...

- Nie tutaj. - przerwał jej. Chciał iść do przodu, gdy poczuł, jak owija ramię wokół jego pasa. Spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale zirytowany. Nie był mocno ranny. W każdym razie miał znacznie gorzej. Zwłaszcza po "herbatkach" u Czarnego Pana. - Umiem chodzić sam...

- Nie narzekaj, tylko chodź. - mruknęła Cyntia cicho, wskazując głową lochy. Nie odezwał się już słowem, ale pozwolił jej sobie pomóc. Wspierając się lekko na niej, szedł powoli w stronę lochów. Jasnowłosa kobieta objęła go mocniej. W milczeniu szli w dół, do podziemi zamku.

     Lily zawsze była bardzo współczująca i niezwykle wrażliwa. Była najbardziej dobrą i życzliwą osobą, jaką kiedykolwiek znał. Gdy widziała, że ktoś cierpiał, czy był zaniony, natychmiast starała się mu pomóc, jakkolwiek mogła. To była jej natura. Natura, która przetrwała nawet w jej obecnym ciele Cyntii Snape.

     Dlatego Severus nie był zdziwiony, gdy pomimo złości na niego, starała się mu pomóc i był jej wdzięczny. Poza tym, gdy była tak blisko, mógł chciaż przez chwilę nacieszyć się jej obecnością. Czuł zapach jej perfum, który mimo że doskonale znał, nadal był na niego jak narkotyk, doprowadzając jego zmysły do szaleństwa. Miał ochotę tak już pozostać. Nigdy nie wypuścić ją z ramion. Trzymać ją przy sobie przez wieczność, jak swój najcenniejszy skarb. Czuł, jak jego uczucia do niej, które przez lata próbował zakopać w głąb siebie pod warstwą lodu i kamieni, na nowo zaczynają rozpalać uczucie do niej płonące, jak ogień w jego duszy. Zastanawiał się, jak długo będzie w stanie ukrywać to, co do niej czuje.

"Nie!" - krzyknął sam na siebie w myślach. - "Nie bądź głupcem! Ona nigdy cię nie pokocha... Nawet ci nie wybaczy, a ty liczysz na wzajemność? Idiota!" - zbeształ sam siebie ponuro. Szczęście ani jej miłość nigdy nie były mu pisane. On miał żyć w samotności i mroku. Nie tak jak ona w świetle.

- Asfodelus... - mruknął hasło do ich kwater. Selena nie odezwała się, widząc ich, ale zmierzyła go zmartwionym wzrokiem. Lecz mimo to bez słowa otworzyła drzwi.

     Państwo Snape weszli do swoich kwater. Cyntia poprowadziła Severusa do kanapy. Pomogła mu usiąść.

- Zostań tu. Zaraz wrócę. - powiedziała spokojnie.

- Nic mi nie...

- Ani słowa! - warknęła uparcie i poszła do jego laboratorium. Mistrz Eliksirów westchnął, opierając się o oparcie kanapy. Ale nie kłócił się, ustępując.

      Chwilę późnej jasnowłosa kobieta wróciła z jego pracowni, trzymając kilka fiolek, które położyła na stoliku. Następnie pomogła mu obrócić się i położyć nogi na kanapie. Zaklęciem rozcięła nogawkę, ukazując poszarpaną ranę, z której powoli sączyła się krew. Skrzywiła się, widząc ją.

- Wygląda okropnie. - palnęła bez zastanowienia.

- Naprawdę? - zapytał ironicznie, zanim syknął boleśnie, gdy mocno przyłożyła do rany biały materiał nasączony eliksirem dezyfekującym.

- Przepraszam. - mruknęła cicho ze skruchą, zmniejszając siłę nacisku. Teraz zaczęła delikatnie przemywać całą ranę, uważając, by nie sprawić mu większego bólu. Czuła na sobie jego spojrzenie, gdy Severus śledził wzrokiem każdy jej ruch, ale zignorowała to, skupiając się na swojej pracy.

     Gdy oczyściła ranę i skórę wokół niej, delikatnie nałożyła na nią balsam leczący rany. Nastepnie machnęła różdżką i biały bandaż obwiązał zranione miejsce. Cała praca była starannie i ostrożnie wykonana.

- Przez jakiś czas będzie boleć i najprawdopodobniej będziesz utykać, ale szybko wrócisz do pełni sprawności. I musisz oszczędzać tę nogę. - odezwała się, będąc w trybie uzdrowicielki. Wewnętrznie Cyntia odetchnęła z ulgą, że nie było mu nic poważnego. Zastanawiała się jednak, jak to mu się stało.

- Rozumiem. - odpowiedział tylko, naprawiając nogawkę szybkim Reparo, a następnie zabierając nogi z kanapy i ostrożnie kładąc na ziemi.

- Jak to się stało? - Severus spojrzał na nią zastanwiająco. Mężczyzna westchnął, przeczesując ręką czarne włosy.

- Po tym jak Quirell powiedział o Trollu, czułem, że to nie przypadek. I miałem rację. - zaczął spokojnie wyjaśniać. - Natychmiast poszedłem na trzecie piętro, a tam zgadnij kogo spotkałem.

- Quirell. - odpowiedź nadeszła od razu. Severus pokiwał głową.

- Złapałem go, gdy próbował przejść koło trójgłowego psa. Nędznie się tłumaczył, że chciał sprawdzić zabezpieczenia Kamienia, ale nie wierzę mu. Ale niestety ta chwila nieuwagi kosztowała nas to. - lekko się krzywiąc wskazał dłonią na swoją zabandarzowaną nogę, ukrytą pod czarnym materiałem spodni.

- Jego też zranił pies? - zapytała, wcale go nie żałując. No, może trochę.

     Mistrz Eliksirów potwierdził skinieniem głowy.

- Pocieszająca jest myśl, że on ma gorzej. - wykrzywił wrednie wargi. Kąciki ust Cyntii lekko drgnęły.

- Czyli Quirell próbuje ukraść Kamień. - powiedziała, podsumowując. - Ale dla kogo? Chyba że dla siebie, ale...

- Nie sądzę. - zaprzeczył, kręcąc głową i patrząc w punkt na ścianie. - Quirell'owi brak do tego ambicji. Nie zależy mu także na bogactwie. - Cyntia była po raz kolejny zaskoczona, jak Severus potrafi znakomicie czytać ludzi. - Z całą pewnością robi to dla kogoś, kto potrzebuje pieniędzy lub życia.

- Kto chciałby uzyskać nieśmiertelność? - zapytała sama siebie cicho.

- Nie domyślasz się? - zapytał cichym głosem, zwracając na nią swój wzrok. Cyntia przez chwilę milczała, intensywnie myśląc. Nagle odpowiedź pojawiła się sama. Twarz kobiety stała się o kilka tonów bledsza niż przed chwilą.

- Voldemort...

- Nie wymawiaj tego imienia! - warknął od razu Mistrz Eliksirów.

- Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi. - odparowała Cyntia od razu bez zastanowienia.

- Czarny Pan ma na to inne zdanie. Nazwij go tak przy innych lub nim samym, to od razu możemy dać się zabić. - sarknął poważnie Książę Półkrwi. Cyntia westchnęła cicho, zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho. Miał rację. Znowu.

- W takim razie jak mam go nazywać? - zapytała zrezygnowana.

- Najlepiej byłoby, gdybyś nazywała go "Czarnym Panem", ale domyślam się, że nie będziesz za bardzo chciała. - powiedział, patrząc na jej twarz i upewniając się, że ma rację. - Na początek "Sam-Wiesz-Kto" wystarczy.

- Dobrze. - przystała na drugą opcję, ale podejrzewała, że i tak będzie musiała zacząć nazywać czarnoksiężnika tak, jak jej mąż.

- Późno już. Idę do siebie. - powiedział nagle Mistrz Eliksirów, powoli wstając z kanapy i zrobił kilka kroków w stronę korytarza, dość mocno utykając. Cyntia również wstała.

- Pomóc ci...? - wyciągnęła ręce w jego stronę, jakby chciała ponownie go objąć. Powstrzymał ją dłonią. Nie chciał uchodzić na słabego, nawet przed nią. Nienawidził litości.

- Dam sobie radę. - powiedział spokojnie, ale nie arogancko czy sarkastycznie. Po prostu naturalnie.

     Ręce Cyntii opadły po bokach.

- No dobrze. - odpowiedziała cicho, patrząc, jak utykając, idzie w stronę korytarza. - Dobranoc, Severusie. - zawołała za nim. Mistrz Eliksirów spojrzał na blondwłosą kobietę i leciutko wygiął wargi w imitacji uśmiechu.

- Dobranoc, Cyntio.

Następny rozdział: "27. Przyjaźń ponad konflikt"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro