30. Mała zemsta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było już po kolacji. Cyntia siedziała spokojnie w salonie, czytając książkę. Miała wolny wieczór, więc mogła sobie na to pozwolić. Czasami nawet do tej pory siedziała w Skrzydle Szpitalnym, porządkując eliksiry w składziku lub dokumenty, a jak któryś z uczniów miał zostać w szpitalu to dopilnowywała, by wziął swoje eliksiry. Mimo początkowego strachu i niepewności naprawdę polubiła tę pracę i dawała sobie radę. Oczywieście brakowało w niej trochę adrenaliny, którą mieli uzdrowiciele w Św. Mungo, ale ten względny spokój też był do zniesienia. Pomysłowość studentów czasem bywała komiczna i wiele razy bawiła ją, jak i Madame Pomfrey. Jednak niektóre pomysły były wysoce nieodpowiednie.

Jasnowłosa kobieta przewróciła kolejną stronę, gdy usłyszała szum kominka. Pomyślała, że to pewnie Severus wrócił ze spotkania z McGonagall w sprawie pewnych studentów, ale mimo wszystko spojrzała w tamtą stronę. Zdziwiła się, nie widząc oczekiwanej osoby, ale kopertę leżącą na dywanie. Zamykając książkę, Cyntia wstała z kanapy i powędrowała przed kominek. Wyciągnęła rękę po kopertę, ale ostatecznie zatrzymała się i zacisnęła dłoń w pięść. A co jeśli zawiera jakieś paskudne przekleństwo?

Zaczesując dłonią włosy za ucho, wyjęła różdżkę i sprawdziła kopertę pod kątem przekleństw, ale była ona od nich wolna. Po chwili Cyntia schowała różdżkę i wzięła kopertę do ręki, wstając z ziemi.

- "Ciekawe od kogo to..." - zastanowiła się, siadając na kanapie. Obróciła kopertę, ale nie rozpoznała herbu rodowego umieszczonego na pieczęci, którą chwilę później przełamała i wyciągnęła z niej starannie poskładany list. Cyntia rozłożyła go i zerknęła na podpis.

Lord Tobias Snape

"Interesujące... Czego chce ode mnie chce ojciec Severusa, o zgrozo mój teść." - Rodzice Jamesa byli całkiem mili, ale nie mogła tego powiedzieć o ojcu Severusa. Wyglądał na zimną i bezwzględną osobę, która uważa innych za gorszych. Nie polubiła go. Cyntia wróciła wzrokiem na list zapisany krzaczasty pismem.

Szanowna Lady Snape!

Mam nadzieję, że zarówno Pani jak i mój Syn miewacie się dobrze. Częste choroby nie wpływają dobrze na status rodu w czystokrwistym kręgu czarodziejów, w jakim obraca się nasza rodzina. Nie chcemy uchodzić za słabych.

"Naprawdę prze miły wstęp." - pomyślała sarkastycznie Cyntia, unosząc brwi. Czy ten człowiek myśli o czymś innym niż tylko czystość krwi?

Wróciła wzrokiem do listu.

Zwracam się do Pani jednak w innej sprawie, niż prozaiczne pytanie o samopoczucie.

"Urocze." - pomyślała sarkastycznie.

Pragnę zaprosić was oboje do Snape Manor na kolację w niedzielę wieczorem. Ja jak i moja małżonka chcielibyśmy poznać żonę mojego syna. Zwracam się jednak z tą prośbą do Ciebie, Moja Droga Synowo, ponieważ moje ostatnie relacje z Severusem nie były najlepsze i ode mnie mógłby nie przyjąć zaproszenia. Oczywiście pewnie Pani wie, jaki on jest uparty.

Liczę na szybką odpowiedź zwrotną.

Z poważaniem

Lord Tobias Snape

Cyntia uniosła brwi, kończąc czytać list. Interesujące... "Moje ostatnie relacje z Severusem nie były najlepsze"... Jasnowłosa kobieta była ciekawa, co takiego się wydarzyło. Severus nie był skłonny jej tego powiedzieć. Zupełnie tak, jak wiele innych rzeczy, które uważał, że nie musi wiedzieć. Wolał przemilczeć sprawę lub sprawnie zmienić temat, co niezmiernie ją denerwowało. Z wszystkiego robił tajemnice i czuła się, jak w cholernym kryminale, musząc rozwiązywać te wszystkie zagadki, a zwłaszcza tą, jaką był Severus Snape.

Po chwili namysłu Cyntia zdecydowała się na pewną opcję, która Severus raczej nie pochwali.

- "Oczywiście. Zamorduje mnie za to, ale trudno. Jakoś to przeżyje." - prychnęła w duchu, wyzywając pióro i pergamin. Przez chwilę siedziała i gryzła końcówkę pióra, zanim zamoczyła stalówkę w atramencie i zaczęła pisać.

Szanowny Lordzie Snape!

W odpowiedzi na pański list...

⋇⋆✦⋆⋇ 

Postrach Hogwardzkich Korytarzy z impetem wpadł do Skrzydła Szpitalnego, trzaskając drzwiami. Jego mina nie wskazywała na zbyt zadowoloną, ale to widzieli tylko ci, którzy znali go wystarczająco dobrze, a dla uczniów była pustą, beznamiętną maską, która oznaczała, że Mistrz Eliksirów nie był w nastroju. Nie żeby ten konkretny czarodziej był kiedykolwiek w skowronkowym humorze.

- Nie trzeba zaraz tak trzaskać drzwiami! - oburzyła się zaraz Poppy, wychodząc ze swojego biura. Ale gdy tylko zobaczyła, kto to był, nie była zdziwiona. - Chyba poproszę Albusa o zamontowanie mugolskich drzwi obrotowych.

- Dopilnuję, by szybko znikły. - powiedział sarkastycznie. - Gdzie jest Cyntia?

- A co? Już się stęskniłeś za żonką, Severusie? - zaśmiała się Poppy z własnego żartu, a Mistrz Eliksirów przewrócił oczami.

- Oczywiście, że tak. W końcu nie widziałem jej aż dwie godziny. - powiedział z uncją ironii. - Wiec gdzie jest?

- Prawdopodobnie się minęliście, po wysłałam ja do ciebie po maść na obrzęki. - odparła Poppy spokojnie. - Powinna wrócić za kilka minut. - Severus skinął głową.

- Dobrze.

- A jak wam się układa? - zapytała nagle Poppy ciekawskim głosem. Mistrz Eliksirów spojrzał na Madame Pomfrey z uniesioną brwią.

- A niby jak ma być?- odpowiedział ostrożnie pytaniem na pytanie.

- Ty mi powiedz. - odparła rozbawiona. - Jestem ciekawa.

- Ty, Poppy, czy Minerwa? - zapytał złośliwie, widząc jej minę. Chyba trafił.

- Oj, nie uciekaj mi tu od odpowiedzi, profesorze Snape. - pogroziła mu palcem, ale była rozbawiona. - Więc słucham. - westchnął. Teraz nie da mu spokoju.

- Jest dobrze. - powiedział tylko, myśląc, jakie to wierutne kłamstwo. Chociaż w sumie było lepiej, niż na samym początku. Przynajmniej się odzywała...

- Tylko "dobrze"? - powtórzyła, jakby rozczarowana. A no co liczyła? Że będzie się zachwycał i obwieszczał to całemu światu?

- A co...

- Cyntia nie wiele mówi w tej sprawie.

- Jest skryta, jak ja. - powiedział spokojnie. - A ty zamiast wyciągać z ludzi informacje, nie powinnaś zająć się leczeniem studentów, Poppy? - zapytał zirytowany.

- Oczywiście, ale nie zajmuję się tym w każdej minucie mojego życia. - zaśmiała się pielęgniarka.

- Właśnie widzę, że drugą część spędzasz na plotkowaniu. - powiedział złośliwie młodszy czarodziej.

- Nie bądź bezczelny, Severusie. - powiedziała rozbawiona Matrona. Sarkazm tego młodego człowieka zawsze ją bawił. Miał specyficzne poczucie humoru.

- Jestem po prostu szczery...

- Do bólu. - przewróciła oczami. - Ostatnio Cyntia była nieco nerwowa.

- Naprawdę? - zainteresował się się. Była nerwowa? Jakoś nie zauważył. Albo tak dobrze przed nim udawała, albo on był ślepy i tego nie zauważył.

- Tak. Jak macie problemy z...

- Nie mamy żadnych. - zaprzeczył burkliwie mężczyzna, niezbyt jej słuchając. Zastanawiał się, czym denerwowała się Cyntia.

- Dam wam eliksir...

- Oczywiście... Co? Jaki eliksir? - zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodziło Poppy. Pielęgniarka tylko przewróciła oczami. Ach, ci młodzi. Nigdy nie przyznają się do takich rzeczy.

- Problemy łóżkowe o nic wstydliwego... - Severus myślał, ze się przesłyszał.

- Co?! Nie! - oburzył się głośno, aż dwóch Gryfonów, którzy leżeli na łóżkach pochłonięci rozmową spojrzało na nich. Profesor rzucił im spojrzenie godne bazyliszka i ci natychmiast odwrócili wzrok.

- Oj Severusie...

- Nic się nie dzieje. - syknął. - Pójdę już...

- Już jestem, Poppy! - powiedziała Cyntia, która akurat wtedy weszła do Skrzydła Szpitalnego. Zwolniła na moment krok, widząc Severusa, którego nie spodziewała się zobaczyć, ale zaskoczenie szybko minęło i wznowiła korki. Podeszła do nich, stając obok Severusa. Zerknęła krótko na mężczyznę w czerni, który wyglądał na zirytowaego. Ciekawe dlaczego... - coś się stało?

- O jesteś! Severus cię szukał. - powiedziała od razu Poppy. Cyntia spojrzała na ciekawie na Severus. Nie było to do końca udawane, bo naprawdę była ciekawa, po co aż pofatygował się do Skrzydła Szpitalnego.

- Naprawdę? - zapytała, podnosząc zielone oczy na Mistrza Eliksirów, akurat w tym samym czasie, co on spojrzał na nią.

- Tak. - odpowiedział nieco sztywno.

- Pamiętaj, co ci mówiłam, Severusie... - zaczęła Poppy, na co Mistrz Eliksirów warknął rozdrażniony. Mężczyzna w czerni złapał Cyntię za dłoń i zaciągnął do gabinetu Poppy, zostawiając chichoczącą pielęgniarkę.

- Co robisz? - zapytała zaskoczona, marszcząc brwi, gdy zamknął drzwi.

- Zamykam drzwi. - powiedział ironicznie. Cyntia uniosła brew.

- To widzę, ale po co?

- Żeby nikt nie podsłuchiwał. - powiedział, jakby to było oczywiste. Przewróciła oczami.

- Jeszcze pomyślą, że Merlin wie, co tu robimy. - powiedziała, starając się ukryć swoje rozbawienie. Poczuła się, jak za swoich szkolnych lat, gdy ukrywali się przed Filchem po cichy nocnej po małej eskapadzie na ciastka w kuchni.

Severus przewrócił oczami. Najpierw Poppy, teraz ona. O czym te kobiety myślą? Zresztą nie ważne...

- Niech myślą, co chcą. - wzruszył ramionami.

- Dobrze, więc po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytała z nutą chłodu, gdy poprzednie rozbawienie minęło. Gdy wyciągnął z szaty list, Cyntia poczuła lekkie zdenerwowanie.

- Dostaliśmy zaproszenie od Perceusza Parkinson na uroczystą kolację w piątek wieczorem. - powiedział prosto z mostu. Cyntia niezauważalnie odetchnęła. Już się bała... Nie ważne.

- I domyślam się, że musimy iść. - wywnioskowała jasnowłosa czarownica, zakładając ręce na piersiach. Jej ton sugerował, że nie bardzo miała ochotę tam iść.

- Dziesięć punktów dla Gryffindoru. - powiedział sarkastycznie. Cyntia przewróciła oczami.

- Kiedy mówiłeś?

- W piątek wieczorem.

- O której?

- O 19.00

- Kto będzie?

"Prawdopodobnie wszyscy Śmierciożercy" - pomyślała.

- Malfoy'owie, Crabb, Goyle i inne rodziny Śmierciożerców. - odpowiedział, patrząc na Cyntię.

- Tak myślałam. - mruknęła cynicznie.

- To tylko zwykłe spotkanie towarzyskie...

- Mówisz, że nie będzie na nim sesji torturowanych mugoli? - nie mogła się powstrzymać od tego jadowitego pytania. Severus się skrzywił, lekko sztywniejąc.

- Nie. - warknął cicho. - Ale trzymaj się blisko mnie...

- Jak blisko? - zapytała złośliwie, podchodząc do niego, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów. - Tak wystarczy czy bliżej? - Patrzyła mu w oczy, które działały dziwnie hipnotyzująco. Miały w sobie dziwny magnetyzm, który ją odpychał i przyciągał równocześnie. Widziała wyraźnie jego zmieszanie na twarzy. Lecz nic nie mogła poradzić, że ostatnio humorki zmieniały jej się, jak w kalejdoskopie. Ach te kobiece hormony... Ale z drugiej strony zabawne było, widzieć Severusa ewidentnie zmieszanego. Widać, nie miał doświadczenia w takich sytuacjach, co ją rozbawiło i dziwiło. Szczerze to była ciut zdziwiona, że nie miał żony. Myślała, że przez te dziesięć lat sobie kogoś znajdzie.

"Tak czy siak, przyszedł czas odegrać się za tę scenę w gabinecie kilka tygodni temu." - pomyślała złośliwie, opierając dłonie na jego ramionach.

- Yyyyy... - tylko tyle powiedział zaskoczony i zmieszany jej zachowaniem. Co w nią wstąpiło? Patrzył w jej oczy, które były wyjątkowo blisko i widział w nich złośliwe rozbawienie, a jej drobne dłonie opierały się na jego ramionach. Nie miał zielonego pojęcia, co kombinowała. I to było najgorsze. Nie lubił nie mieć kontroli nad sytuacją. Ta niepewność była straszna. A reakcja jego serca, które prawie się zatrzymało na jej bliskość i drżenie, którego nie mógł powstrzymać, wybijały go z jego zimnej i poważnej fasady. Jej dotyk sprawiał, że stawał się bezwolny, a zapach jej perfum był jak narkotyk. Prawda była taka, że był jej zupełnie i bezwarunkowo oddany.

Severus Snape był niewolnikiem miłości do Lily Evans, będącej w ciele Cyntii Snape.

Cyntia uśmiechnęła się lekko złośliwie, widząc jego reakcje. Przez umysł przeszło jej pytanie, dlaczego tak reagował, ale zepchnęła je głęboko w na dalsze plany swoich myśli. Zamiast tego stanęła na palcach, nachylając się ku jego twarzy.

Severus czuł ciepłe powietrze jej oddechu muskające jego policzek, który lekko się rozgrzał na tę bliskość. Jego serce wręcz się zatrzymało, a ona sam wstrzymał oddech.

- Tylko się tak nie rumień w piątek, bo przypominasz nastolatka na hormonach. - powiedziała złośliwie, tuż przy jego uchu, a następnie zdjęła ręce z jego ramiona i się odsunęła, jakby nigdy nic wychodząc z gabinetu zadowolona z siebie. Zostawiła za sobą wręcz ogłuszonego Severusa, który po prostu stał i wpatrywał się w drzwi, a na jego wiecznie bladej twarzy gościł delikatny rumieniec. Natomiast w głowie miał natłok myśli, a przede wszystkim pytanie:

"Co tu się do cholery stało?! "

Zamrugał kilkakrotnie, by się otrząsnąć z tego stanu szoku, w jaki go wprawiła, ale potrzebował na to dłuższej chwili. Nadal miał przed oczami bliskość jej cudnych zielonych oczu i drobnych dłoni, a ta wizja nie chciała odejść. Jego serce nadal biło jak oszalałe, a jej gładki głos dzwięczał mu w uszach. Uczucia, które drzemały na dnie jego duszy, które próbował stłumić na nowo wykwitły niczym kwiat. Były jak krwiście czerwona róża, która zachwyca pięknem, ale potrafił boleśnie zranić, o czym przekonał się na własnej skórze.

Potrząsnął głową, opanowywując się. Czuł. jak jego twarz wraca do normalnej barwy, ale serce nadal biło szybciej. Może nie tak szaleńczo jak poprzednio, ale jednak szybciej. Gdy już czuł, że wrócił do normy, upewnił się, że jego twarz pozostanie obojętna bez cienia żadnych emocji, wyszedł z gabinetu, a następnie ze Skrzydła Szpitalnego powiewając dramatycznie szatami, niczym przerośnięty nietoperz.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Severus Snape siedział spokojnie w fotelu sprawdzając eseje siódmego roku. Zastanawiał się, jakim cudem niektorzy, chcą zdać swoje egzaminy. To było wręcz nie wiarygodne. Co te smarkacze robią zamiast się uczyć? Z westchnieniem nakreślił na czerwono zamaszyście Nędzny u góry strony i odłożył oceniony esej na bok. Następnie zaczął kreślić czerwony atramentem po następnej pracy biednego ucznia.

Jego myśli jednak odbiegały od sprawdzanej pracy. Nadal miał przed oczami tamtą scenę z gabinetu Poppy. Postępowanie Lily... Cyntii było zupełnie dziwaczne i odbiegało od normy. Teraz po dłuższym zastanowieniu poczuł się, jakby się nim bawiła. Możemy to była mała zemsta za scenkę z gabinetu sprzed kilku tygodni?

Możliwe. W każdym razie poczuł się nieco zraniony, że zabawę jego uczuciami uznała za rozrywkę. Cóż... Nie istotne, że o nich nie wiedziała. Chyba.

Severus poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. A co jeśli Lily wie? Jeśli wie, co do niej czuł? Nie... To nie możliwe. Niby kto by jej powiedział? Nikt poza nim i Albusem nie wie o tym. Wątpił, by ten ostatni cokolwiek powiedział, bo dyrektor obiecał mu zachować to w tajemnicy. A nie sądził też by sama się domyśliła, a on sam robił wszystko, by tak pozostało. Może to czysty przypadek?

Jego uwagę zwróciło otwieranie drzwi zajętej od pewnego czasu sypialni i ciche kroki zmierzające do salonu. Ukradkiem zerknął na korytarz. Tak jak się spodziewał, kilka sekund późnej w salonie pojawiła się ich właścicielka.

- Severusie? - podniósł głowę znad pergaminów, słysząc swoje imię. Jej głos mówił mu jasno, że coś od niego chce. Pytanie tylko: "O co chodziło?"

- Tak? - spojrzał na nią z ukrytą ciekawością.

- Jesteś zajęty? - zapytała, stając obok fotela i patrząc, co robi. Plik esejów studentów mówił sam za siebie.

- Wyżywam się na esejach smarkaczy, jak widać. A o co chodzi? - zapytał neutralnie, odkładając pióro na bok na moment i patrząc na jasnowłosą kobietę, która stała w miejscu, bawiąc się różdżką. Jej mowa ciała wyraźnie mówiła, że była znudzona i coś chciała, tylko zastanawiała się, jak o to prosić. Interesujące.

- A nie chciałbyś się czasem "wyżyć" inaczej? - zapytała, patrząc na niego. Severus uniósł brew.

- Mianowicie? - zapytał, patrząc na nią spod uniesionych brwi. Cyntia zarumieniła się lekko, rozumiejąc, jak to zabrzmiało.

- W pojedynku oczywiście. - powiedziała szybko, opanowując swoją twarz do normalnego wyrazu.

- Proponujesz mi pojedynek?

- Tak. Własne odbicie nie jest dobrym kompanem. - powiedziała sarkastycznie. Snape wykrzywił ironicznie wargi.

- Przekonałaś mnie. - powiedział, wstając. Machnął na nią dłonią, by poszła za nim. Wolał nie pojedynkować się w mieszkaniu. Żal mebli.

- Jesteś gotowy przyjąć gorycz porażki?

- A ty? - zapytał sarkastycznie.

- Nie mam zamiaru przegrywać. - oświadczyła, unosząc podbródek dumnie.

- Zobaczymy. - uśmiechnął się ironicznie z pasją i może maleńką nutą mroku. Jeszcze nie przegrał pojedynku. Nie tylko dzięki znajomości zaklęć i umiejętności. Wyłapywał słabość przeciwnika i bezlitośnie wykorzystywał je przeciwko niemu. W pojedynku był niebezpieczny. Jakaś jego część, która należała do śmierciożerczej natury budziła się wtedy, pomagając mu osiągnąć wygraną. A może to też instynkt, który nakazuje przetrwać za wszelką cenę? Możliwe. Bowiem, gdy życie jest zagrożone, czy to mugol, czy czarodziej odda wszystko, by przeżyć.

- Już się tak nie pusz. Nie ty jeden miałeś Wybitny z Obrony. - powiedziała dumnie, idąc obok, gdy szli do starej sali obrony.

- Skąd wiesz, że miałem? - myślał, że nie zwracała już na niego uwagi wtedy. Jednak sie mylił, skoro znała tak trywialny fakt.

- Nie było to tajemnicą. - odpowiedziała wymijająco. Nie chciała się przyznawać, że tak naprawdę śledziła każdy ruch Ślizgona. Wbrew wszystkiemu, nadal się nim interesowała, mimo bólu. W końcu przez bardzo długo byli bliskimi przyjaciółmi i ciągle obchodził ją jego los.

- Potter też miał Wybitny. - zauważył kąśliwie.

- Od zawsze miał dar do Obrony. Miał nawet szansę zostania profesorem, ale wolał być aurorem. Więcej adrenaliny... - zamilkła, przypominając sobie, z kim rozmawia. Severus Snape nie jest odpowiednią osobą, by rozmawiać o Jamesie Potterze.

- I chwała Merlinowi, bo kolejny rok w Hogwarcie bym z nim nie wytrzymał. - mruknął pod nosem Mistrz Eliksirów z nutą niechęci.

- Byłby dobrym nauczycielem. - Severus rzucił na nią okiem unosząc brew.

- Możliwe. - przyznał spokojnie, na co Cyntia uniosła brew w zaskoczeniu. - Z całą pewnością świetnie uczyły robienia figli. - Cyntia przewróciła oczami. Mogła się spodziewać. Sarkastyczny w każdym calu i guziku.

- Oj! Już nie przesadzaj. Na szóstym i siódmym roku się uspokoili...

- Uspokoili? - powtórzył, zatrzymując się tak nagle, że Cyntia wpadła na na niego. Szybko cofnęła się o krok do bezpieczenej odległości. Mistrz Eliksirów odwrócił się do niej gwałtownie, a jego peleryna dramatycznie okręciła się wokół jego kostek. Spojrzenie mężczyzny było ostre i wyraziste. - Uspokoili? Chyba żartujesz.

- A tak nie było? - zadziwiła się, patrząc na mężczyznę, który wyglądał na złego z jakiegoś powodu. Przecież nic takiego nie powiedziała...

Severus przyglądał się jej przez chwilę i jego wzrok złagodniał. Kobieta wyglądała na zaskoczoną i zmieszaną. Chyba nie miała pojęcia o tych wszystkich żartach, które Huncwoci robili. Widać bardzo dobrze się z tym ukrywali.

- Wyobraź sobie, że nie. - powiedział tylko i wznowił wędrówkę korytarzem. Cyntia zmarszczyła brwi i poszła dalej za mężczyzną. Przecież... James obiecał... Obiecał jej, że zostawią Severusa w spokoju. Postawiła sprawę jasno, że rzuci go, jak tego nie zrobi. Ale jak widać nie dotrzymał słowa.

***

Lily wróciła po zajęciach pod Wieży Gryffindoru, będąc nieco nie w humorze. Jej przyjaciel... Były przyjaciel Severus... Snape znów zaczepił ją po zajęciach i próbował ponownie przepraszać. Ale Lily była nieugięta. Bolało ją to, co powiedział i nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie mu to wybaczyć. Rana na jej wrażliwym sercu była zbyt świeża i głęboka.

Gryfonka weszła po schodach i miała właśnie wejść do dormitorium dziewczyn, gdy usłyszała głosy zza drzwi pokoju chłopców.

- Więc plan jest taki... - aż za dobrze znała ten konspiracyjny głos Jamesa. Nie zwiastował on nic dobrego. Z reguły dla Severusa... Ach! Czemu nie może przestać i nim myśleć?!

- Zapomniałeś, Rogacz?

- O czym?

- Sam wiesz o czym. - głos Lupina był sugestywny.

- Tak, wiem... Ale to i tak nic nie zmienia.

- Wiesz, że jak się dowie...

- Wiem! Ale nie mogę pozwolić, by uszło to bezkarnie.

- Przecież nas to nie dotyczy.

- Dotyczy Lily, więc także i nas.

***

Cyntia szybko dogoniła Mistrza Eliksirów, otrząsając się ze wspomnień. Więc to o tym tak szeptali. To wcale nie były rozmowy o zajęciach czy żarty. To były konspiracyjne rozmowy o kolejnych podłych żartach na Severusie.

Kobieta w milczeniu szła obok mężczyzny w czarnych szatach. Była zła na siebie, że tak szybko uwierzyła Jamesowi... Zacisnęła dłonie w pięści... Potterowi. Dupek ją oszukał! Była zła, że tak dała się zwieść. Nie powinna była mu wierzyć. Zwęziła usta w wąską linię. Była głupia!

Teraz dopiero zaczęła zastanawiać się, jakim cudem jej umysł sprawił, że Potter nagle stał się święty. Przecież to było... Absurdalne! Był dupkiem od pierwszego roku i potem miało by się to zmienić? Śmieszne!

"Ty w to uwierzyłaś." - zaszydził głosik w jej głowie, któremu natychmiast kazała się zamknąć. Ale taka była niestety prawda. Uwierzyła Potterowi. Oj wygarnie mu to przy najbliższej dogodnej okazji... Gryfonka nigdy nie miała tak wielkiej chęci wyprowadzić czyiś przednich zębów na spacer, jak teraz.

- Jesteśmy. - usłyszał głos Severusa, który otworzył drzwi jednej z sal. - Chyba że ochota na pojedynek ci przeszła...

- Nie. - zaprzeczyła jasnowłosa czarownica gorliwie. - Wręcz wzrosła. - powiedziała ze złością w głosie. Severus uniósł brew w niemym pytaniu. Co ja tak zdenerwowało? Wolał jednak nie pytać. Ale nawet nie musiał. - Nie wiedziałam, że potem mimo wszystko nadal cię dręczyli, Severusie. - powiedział cicho, ale szczerze. - James... Potter miał zostawić cię w spokoju, ale nie wywiązał się z obietnicy. - westchnęła.

- Czy Potter kiedykolwiek dotrzymał słowa? - prychnął Mistrz Eliksirów ponuro. - Byłaś głupia, że mu uwierzyłaś. - powiedział, zanim zdążył się powstrzymać. Ale zamiast oczekiwanej złości i fochów, zobaczył mały uśmiech na jej twarzy.

- Masz rację. Popisałam się "gryfońskim idiotyzmem". - powiedziała z rozbawieniem, świadomie cytując jedną z jego ulubionych fraz. Na ustach Severusa pojawił się mały uśmiech. W duchu cieszył się, widząc mały grymas rozbawienia na jej twarzy. Widział uśmiech Lily Evans.

- Zaczynamy pojedynek?

- Oczywiście...

- Tylko nie wyobrażaj siebie, że jestem Potterem. - Cyntia skrzywiła się na samo nazwisko, nadal czując gniew na niego i siebie. W głowie zaczęła wyobrażać sobie, co by zrobiła Potterowi, gdyby go teraz spotkała.

- Dlaczego? - zapytała ciekawie. Severus wygiął rozbawiony wargi, machnięciem różdżki odsyłając stoliki pod ścianę.

- Bo twoja twarz doskonale ukazała żądzę mordu, a ja nie chcę skoczyć bez klejnotów rodowych.

Następny rozdział: " 31. Rozejm"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro