31. Rozejm

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś gotowa? - zapytał Severus, starając się nie pokazać irytacji, gdy już dziesięć minut stał pod drzwiami sypialni żony. Nigdy wcześniej nie miał powodu narzekać, gdy się szykowała, ale teraz był trochę zirytowany, bezczynnym staniem po drzwiami. Jak długo można się picować?

     Dziś był piętek i czekała ich kolacja w Parkinsonów, na którą nie chciał się spóźnić. Chociaż do 19.00 mieli jeszcze sporo czasu, Severus nie lubił przychodzić na ostatnią chwilę. Z reguły bywał pierwszy i też pierwszy wychodził, bo nie przepadał za takimi spotkaniami, ale jako lojalny Śmierciożerca musiał przebywać w towarzystwie innych. Czasem dowiedział się tę czegoś ciekawego, a innym razem to po prostu było zwykle spotkanie, które kwalifikował jako stratę czasu. Zwłaszcza gdy jego ojciec podsyłał do niego niektóre z wolnych panien, które uważał za idealne kandydatki na żonę dla swojego jedynego syna, co Severusa strasznie denerwowało. Cóż, teraz był już żonaty i liczył, że ojciec zrezygnuje z tych dziwacznych prób zeswatania go. Oczywiście nadzieja matką głupich, ale...

Severus usłyszał ciche otwieranie się drzwi, obok których stał.

- Nareszcie... - odwrócił się do nich i zamarł, otwierając usta. Cyntia wyglądała... nieziemsko. Gładka, dopasowana suknia do ziemi w kolorze szmaragdowej zieleni oplatała jej szczupłą figurę. Dekolt oraz ręce były okryte pół przeźroczystą skromną koronką tego samego koloru, która schodząc poniżej linię biustu, zanikała stopniowo. Kolor sukni podkreślał zieleń jej oczu, która była tym bardziej wyrazista. Na twarzy miała delikatny makijaż, a platynowe włosy podpięte lekko z tyłu, a reszta opadała w łagodnych, idealnych falach na jej plecy. Kilka wolnych pasm, okalało jej twarz po oby stronach, a skromna, srebrna biżuteria dopełniała ideałowi. Wyglądała zjawiskowo, tak że Severus nie mógł oderwać od niej wzroku. Delikatny uśmiech, który wpłynął na jej usta, go oczarował jak cała jej osoba. Gdy się do niego uśmiechała, była tak podobna do Lily Evans, którą pokochał jak nikogo innego na świecie. Czuł, jak jego serce biło szybciej. Lód, który je otaczał po śmierci Lily te dziesięć lat temu, stopniał.

     Cyntia podeszła bliżej i chichocząc, palcem zamknęła usta oszołomionego mężczyzny, którego mięśnie twarzy ogłosiły strajk, ujawniając szok. Rozbawiona kobieta, słyszała kliknięcie zębów. Nie spodziewała się, że tak zareaguje, widząc ją. Słysząc jego zirytowany głos zza drzwi, sądziła raczej, że obrzuci ją pogardliwym spojrzeniem i rzuci jakąś kąśliwą uwagę na ten temat, a tymczasem udało jej się wprowadzić go w osłupienie, co było i zabawne, ale i w jakiś sposób sprawiło jej radość. Podobała mu się? Z tego zamętu na twarzy czarnowłosego mężczyzny trudno było jej to wyczytać.

- Wnioskuję, że irytacja ci przeszła na mój widok. - powiedziała rozbawiona, cały czas patrzyła na jego twarz, która pozbawiona była chłodu. Widziała tylko szok.

- Wyglądasz zjawiskowo... - wydusił po chwili odlegle. Kilka sekund później zmarszczył brwi. Naprawdę powiedział to na głos? Po jej cichym chichocie oraz delikatnym rumieńcu sądził, że chyba tak...

- Dziękuję. - zachichotała cicho, czując rozbawienie, gdy Severus powiedział na głos swoje myśli. Lecz nie mogła zaprzeczyć, że to było miłe z jego strony, mimo że nieoczekiwane. - A ty jak zawsze, Severusie. - dodała z rozbawieniem. Dostojnie i mrocznie, ale tego nie powiedziała na głos.

- Czerń zawsze jest elegancka. - wybrnął, doprowadzając twarz do normalnego wyrazu. Cyntia potrząsnęła głową na boki.

- Zwłaszcza w twoim wypadku. - powiedziała rozbawiona. - Idziemy?

- Tak, tak. - mruknął, idąc razem z nią do salonu. Po drodze wezwał swój płaszcz oraz jej. Gdy oboje byli ubrani, złapał za klamkę.

- Czekaj. - zatrzymał się wpół ruchu, słysząc jej głos. Obrócił się do jasnowłosej czarownicy która podeszła do niego, stając naprzeciw. Cyntia wyciągnęła ręce i poprawiła kołnierzyk, a następnie cofnęła się o krok. - Gotowe. Nie możesz wyglądać gorzej ode mnie. - uśmiechnęła się ciut złośliwie. Mistrz Eliksirów uniósł brwi.

- Za dużo ze mną przebywasz. Uczysz się mojej złośliwości. - podsumował, otwierając drzwi i puszczając ją przodem, a następnie samemu wychodząc. Selena Slytherin na portrecie zmierzyła jego żonę wzrokiem, lekko kiwając z uznaniem głową. Miała gust.

- Nie wiem, o czym mówisz... - odparła niewinne, łapiąc go za ramię, które mężczyzna do niej wyciągnął.

- Już ci wierzę. - prychnął sarkastycznie.

- Skoro nie znasz innego języka jak sarkazm i ironia, to jakiś muszę do ciebie przemawiać. - odparła z nutą ironii. Severus przewrócił oczami. Sarkazm zdecydowanie jej nie pasował, nie do Lily.

- Złośliwość do ciebie nie pasuje. - posumował.

- Możliwe. - przytaknęła. - Ale zaczynam ją lubić.

- O Merlinie, apokalipsa. Ratuj, Salazarze... - mruknął sarkastycznie pod nosem. Cyntia potrząsnęła głową. Gdy rozmawiali ze sobą w ten sposób, było to całkiem znośne i zabawne. Przynajmniej się nie kłócili ani warczeli na siebie, bo ich małe złośliwości rozładowywały napięcie w ich relacji. - Gdy będziemy na miejscu, nie oddalaj się zbytnio, uważaj na wszystko i wszystkich. - powiedział Severus, poważniejąc.

- Dobrze. Już ustaliliśmy we wtorek, jak blisko mam się trzymać. - powiedziała kobieta z nutą rozbawienia i złośliwej satysfakcji przypominając siebie tamtą sytuację.

- Mówię poważnie. - po Severusie jakby to spłynęło. Okazał tylko obojętność na to wspomnienie, chociaż w głębi duszy czuł przejęcie.

- Ja też.

- Wątpię. - powiedział z nutą pogardliwości. - I pilnuj swojego drinka.

- Sugerujesz, że ktoś może mi czegoś dosypać? Nie sądzisz, że to zbyt mugolskie posunięcie?

- Możliwe, ale niektórzy nie stronią od mugolskich praktyk, mimo nienawiści do niemagów. - odparł spokojnie, gdy wychodzili na zewnątrz. - Znam to towarzystwo znacznie dłużej, więc wiem czego się po nich spodziewać. Zwłaszcza niektórych...

- Nie kwestionuję tego. Tylko się po prostu dziwię.

- Zdziwiłabyś się pomysłowością niektórych.

- Więc słucham. Kogo mam szczególnie unikać? - zapytała, gdy razem szli po pustych błoniach w kierunku granicy aportacyjnej Hogwartu. Jasnowłosa czarownica mocno trzymała ramię Severusa, by się nie poślizgnąć. Wysoki obcas i trwa to nie najlepsze połączenie.

- Na wszystkich...

- To już wiem. - odparła spokojnie. - A kto będzie obecny? - zapytał z ciekawością, licząc, że czegoś się dowie.

- Lucjusz z Narcyzą... Jakby musiał gdzie iść, lepiej zostań z nimi... Rodziny Crabb i Goyle, Dołohow, rodzeństwo Carrow, Avery... Od niego lepiej trzymaj się z dala. - skrzywił się lekko.

- Dlaczego?

- A chcesz być podrywana cały wieczór? - zapytał kąśliwie. - Drogi Avery ma zwyczaj podrywania wszystkich kobiet wśród rodzin Śmierciożerców.

- Zdecydowanie, wolę go omijać. - stwierdziła, marszcząc brwi.

- Dobry wybór. Najlepiej siedź cicho i słuchaj, wtedy dużo się dowiesz i zmniejszasz szansę na zdradzenie się czymś. - powiedział, patrząc przed siebie.

- To rada, prośba czy rozkaz? - uniosła brwi.

- Potraktuj to, jak chcesz. - wzruszył lekko ramionami. - Tylko nie ściągnij na nas kłopotów. - powiedział tonem poszytym groźbą, na co Cytnia uniosła brwi.

- Nie musisz grozić, nie jestem Potterem. - wycedziła nieco zirytowana, zaciskając delikatnie usta. Znała stawkę najmniejszej pomyłki. Mogli umrzeć oboje w mękach, a Zakon straci informatora.

Severus otworzył usta i jej zamknął. Miała rację. Nie była Potterem. Czemu to tak powiedział?

- Ja....

- Nie oczekuję, że będziesz mnie przepraszać. Pewnie tego nie zrobisz, bo nie przejdzie ci to przez gardło. Za dobrze cię znam, Severusie. - powiedziała Cyntia, zatrzymując się przed nim. - Ale przynajmniej powstrzymaj się od warczenia na mnie za każdym razem. - poprosiła spokojnie.

- Zobaczę, co da się zrobić, jak ty może przestaniesz wypominać mi przeszłość za każdym razem, gdy jesteś zła. - powiedział bez zastanowienia, lekko się krzywiąc. Nie lubił, gdy wypominała mu błędy przeszłości. Wiedział, że postąpił źle, ale nie mógł tego cofnąć. Za każdym razem poczucie winy wracało, a wyrzuty sumienia, które próbował zagłuszyć, wyły w jego duszy jeszcze głośniej, jak dusze potępione w ostatnim kręgu piekielnym.

- Zobaczę, co da się zrobić. - zacytowała go w odpowiedzi, na co Severus uniósł brwi. - Ślizgon z ciebie w każdym calu, co? - Tu Severus uśmiechnął się z ironią.

- Nie bez powodu ten stary kapelusz przydzielił mnie do Slytherinu. - odparł ze złośliwym uśmieszkiem. Jasnowłosa kobieta przewróciła oczami, oczyma wyobraźni widząc młodego czarnowłosego Ślizgona, z którym śmiała się w bibliotece podczas swoich szkolnych lat. Ostatnimi czasy coraz częściej nawiedzały ją wspomnienia z tamtych lat.

- Rozejm? - wyciągnęła do niego dłoń. Severus spojrzał na jej wyciągniętą dłoń, którą po chwili uścisnął delikatnie.

- Rozejm.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Więc jak się poznaliście? - zapytała z pewną ciekawością pani Parkinson, gdy Cyntia i kilka innych żon Śmierciożerców siedziały w jednym z salonów rezydencji państwa Parkinson. Kątem oka widziała Severusa na drugim końcu salonu, rozmawiającego z innymi czarodziejami. Mignęła jej blond fryzura przyszywanego brata, obok którego żony siedziała. Większość czasu spędziła w ciszy, korzystając z rady Severusa. Słuchała toczonych rozmów, okazyjnie wtrącając słowo lub odpowiadając na pytania, które wiedziała, że padną. Byłaby zdziwiona, gdyby nie.

- To był czysty przypadek. - odparła spokojnie, trzymając talerzyk z filiżanką w dłoniach. - Wpadliśmy na siebie w Hogsmade. - powiedziała Cyntia, trzymając się z góry ustalonej historyjki.

- I tak po prostu zaczęliście się spotykać? - usłyszała kolejne ciekawe pytanie od pani Greengrass.

- To raczej nie podobne do Severusa.

- Tak... Jego kompletny brak zainteresowania płcią piękną był naprawdę niepokojący...

- Już zaczynałam myśleć, że lubi chłopców. - zachichotała małżonka Vincenta Crabb'a seniora. Cyntia nie skomentowała tego, tylko taktownie lekko się uśmiechając w odpowiedzi. Ale jakoś nie była sobie w stanie wyobrazić Severusa lubiącego... Ehhh... Nie to że miała coś przeciwko osobom innej orientacji, ale po prostu nie mogła sobie wyobrazić jego w takiej sytuacji.

- Po prostu jest typem samotnika...

- A co? Bałabyś się, że będze podrywać, twojego męża, Dalio? - zadrwiła Teresa Goyle, śmiejąc się cicho. Narcyza przewróciła oczami, na te dziwaczne rozważania, które uważała zdecydownie za niesmaczne.

- Spotkaliście się w Hogsmade, tak? I co dalej? - Cyntia była wdzięczna, że rozmowa wróciła na poprzednie tory, bo nie widziała, ile mogłaby jeszcze słuchać tych absurdalnych spekulacji. Dobrze, że Severus tego nie słyszał, bo nie obyłoby się bez zimnych szyderstw.

- Nie wspomniałam, że wepchnęłam go przy tym przypadkiem w kałużę błota? Musiałam postawić mu za to kawę, ale i tak co miał do powiedzenia powiedział. Nie będę cytować, jak przeklinał. - powiedziała z małym uśmiechem, jakby uśmiechała się do wspomnienia z rozbawieniem. Słuchające ją czarownice zaśmiały się cicho, ale i współczująco. Nawet jeśli słabo znały Severusa Snape'a to, doskonale wiedziały o jego sławnym, ognistym temperamencie.

- Cały Severus. - podsumowała rozbawiona Narcyza.

- Pewnie wrzeszczał, jak po nieszczęsnych Gryfonach. - powiedziała współczująco pani Parkinson.

- Gorzej. - powiedziała rozbawiona Cyntia, wyobrażając sobie wyklinającego Severusa Snape'a w szatach oblepionych błotem. Nie było ważne, że był wtedy o wiele młodszy, a sprawcą był czysty przypadek i śliskie buty. - I jak sam mówi: "Ja nie wrzeszczę, ja wykładam." - zacytowała słowa, które kiedyś słyszała, jak Severus mówił Minerwrze, która mówiła mu o skarżących się Gryfonach.

- Oczywiście! Z perspektywy Ślizgonów to inaczej wygląda. - powiedziała jedna z matek pierwszorocznych Ślizgonów z rozbawieniem. - Cytuję list mojej córki: "Profesor Snape prawie rozszarpał Pottera za tą petardę. Myślałam, że zamorduje go wzorkiem, a Wybraniec skakał na krześle jak na sprężynie za każdym razem, gdy profesor na niego wrzeszczał." - zacytowała śmiejąc się cicho.

- Ach... Sławna petarda. Draco miał szczęście, że upuścił to mieszadełko. - westchnęła.

- To prawda. Co smarkacz Potteraw ogóle sobie myślał?! - oburzyła się Narcyza. Severus oczywiście powiadomił ich o wypadku na eliksirch.

- Nie mam pojęcia, Narcyzo. Szczęście, że Draco się nic nie stało.

- Gdyby to zrobił tak mojemu dziecku, sprałabym go na kwaśne jabłko... - rozmowa zmieniła tory, a Cyntia znowu zaczęła słuchać, raz na jakiś czas wrtącając słowo. Wszystko było normalne. Ani słowa o Voldemorcie czy planach Śmierciożerców. Zupełnie jakby nic takiego nie istniało. Z jednej strony Cyntię to cieszyło, ale z drugiej dziwiło.

- Dzień dobry, piękne panie. - rozmowę nagle przewał głęboki, męski głos. Cyntia, podobnie jak inne czarownice spojrzały na mężczyznę w średnim wieku. Na twarzy miał arogancki uśmieszek podrywacza. Pani Snape pomyślała, że to właśnie musiał być Avery. Ten uśmieszek Casanovy mówił wszystko.

- Witaj, Avery. Znudziło ci się męskie towarzystwo? - zapytała z nutą chłodnego rozbawienia Narcyza, zupełnie obojętna na bajerancki ton czarodzieja.

- Dla pięknych pań jestem gotowy zrezygnować z każdego towarzystwa. - Avery mrugnął do flirciarsko do kobiet, na co część przewróciło oczami, aż za dobrze znając tego konkretnego czarodzieja.

- Wiesz, że obecne tu są mężatkami. Idź pobajeruj młodsze. - powiedziała inna.

- Wiek nie ma znaczenia, podobnie jak...

- Wiemy, wiemy. - zaśmiały się rozbawione.

- A my się chyba nie znamy... - Avery dostrzegł spokojnie siedzącą w fotelu Cyntię i podszedł do niej. Jasnowłosa czarownica, kątem oka zerknęła w stronę Severusa, który rozmawiał z jakimś Śmierciożercą, którego imienia nie znała. Czyli będzie musiała poradzić sobie sama.

     Spojrzała z uniesioną brwią na mężczyznę, który pocałował jej dłoń, patrząc jej prosto w oczy. Cyntia spojrzała na niego chłodno.

- Faktycznie. - odparła tylko, zabierając dłoń z jego uściku.

- Avery, a moża podać imię pięknej pani? - Cyntia miała ochotę przewrócić oczami i strzepnąć mu z twarzy ten bajerancki uśmieszek Casanovy.

- Cyntia Snape. - z wielką sastysfakcją patrzyła, jak jego twarz obmywa szok.

- Żona Snape'a... - mruknął pod nosem, zanim zmienił gadane. - Nie sądziłem, że będzie pani taka piękna. Jak najpiękniejsza z gwiazd na wieczornym niebie... - słodził dalej.

- Takie komplementy przyjmuję tylko od mojego męża, panie Avery. - przerwała mu, zanim za bardzo się rozkręcił.

- Snape raczej nie jest typem poety.

- Nie musi prawić mi poematów. Wystrarczy, że jest szczery. - odparła niby to niewinnie, a niby sugestywnie.

- Sugerujesz, Cyntio, że nie jestem szczery?

- Pani Snape dla pana. - powiedziała chłodno, obojętna na jego podrywy. - I nie znam, pana, ani pańskich intencji, a śmiem twierdzić, że podrywanie każdej kobiety wychodzi, panu, naturalnie, nieprawdaż? - spojrzała na mężczyznę niewinnie. Narcyza siedząca obok niej zaśmiała się cicho, chowając się za filiżanką. Avery miał przez chwilę minę, jakby rozszyfrowano jego plan jakieś psoty, ale szybko się opanował.

- Nie wiem, o czym pani mówi. Mam w zwyczju mówić pięknym paniom komblementy.

- Zwłaszcza mężatkom. Aż taka pana ciągnie na ślubny kobierec? - zapytała chytrze Pani Snape. Inne czarownice się zaśmiały. Trafiła kosa na kamień.

- Z panią? - zapytał równie chytrze Avery, mrużąc lekko oczy.

- Miałby pan odwagę spytać o to mojego męża? - według Cyntii dziwnie nadal nazywało się Severusa "mężem", ale za każdym kolejnym razem przychodziło jej to coraz łatwiej. W głowie już zastanawiała się, jaką klątwą umilić Avery'emu życie...

- O co? - usłyszała głęboki, jedwabisty i bardzo znajomy głos za sobą. Cyntia podniosła lekko głowę i zobaczyła Severusa, który niczym cień znikąd zjawił się za nią. Była wdzięczna, że się pojawił, bo była o krok od przeklęcia Avery'ego.

- Pan Avery chciałby wypożyczyć mnie na ślubny kobierec i pyta, czy zostaniesz jego drużbą. - powiedziała szybko z ironią, zanim Avery zdążył wypowiedzieć choć słowo. Spojrzała się niewinnie na drugiego czarodzieja, który wydawał się maleć pod wpływem morderczego spojrzenia Severusa.

- Lepiej niech poszuka sobie kogoś na swoim poziomie. Może kiedyś znajdzie kobietę o tak zastarszająco niskim poziomie inteligencji. - powiedział chłodno ze złośliwością Mistrz Eliksirów, patrząc wprost na Avery'ego, który najpierw pobladł, a potem poczerwieniał, zmieniając kolor twarzy szybciej niż kameleon. - Zatańczysz? - zapytał spokojnie, wyciągając do żony rękę, kompletnie ignorując niedowierzające spojrzenia czarownic i Avery'ego. Mistrz Eliksirów i taniec? Kim jest ten człowiek i co zrobił z Severusem Snape'em?

- Chętnie. - odparła z łagodnym uśmiechem, który starannie utrzymała na ustach. Odłożyła filiżankę i podała mu swoją dłoń, wstając.

- Dobry pomysł...Czego jeszcze stoisz, Lucjuszu? - Narcyza szybko wzięła w obroty swojego męża, który do tej pory stał z boku.

- Oczywiście, moja Królowo. - arystokrata z szarmancją również podał żonie dłoń. Inne panie również zaczęły szukać swoich mężów, ale tego Cyntia już nie zobaczyła, bo została pociągnięta przez Severusa za rękę do drugiego salonu, gdzie grała cicha muzyka i tańczyło już kilka par.

- Zjawiłeś się w idealnym momencie. - powiedziała cicho, ignorując drżenie, gdy mężczyzna położył dłoń na jej tali, a drugą trzymał jej i zaczął prowadzić ją w tańcu. Położyła lekko niepewnie rękę na jego ramieniu, pozwalając się kierować w rytnie cichej muzyki. Zignorował spojrzenie Yaxley'a, które płonęło niedowierzaniem i niemym pytaniem: "Czyżby przyszedło koniec świata i nikt o tym nie poinformował?".

"Czego ludzie się tak dziwią? Pomyśleć, że zobaczyli Hippogryffa na parkiecie. Kretyni..." - pomyślał kąśliwie, ale rzucił te myśli w niepamięć.

- Zauważyłem, że męczy cię ten kretyn i przyszedłem. Dziwne by było, gdybym tego nie zrobił.

- Ale miałeś wyczycie czasu.

- Czyżby różdżka kusiła? - uśmiechnął się złośliwie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - przyznała z rozbrającą wrecz szczerością. - Zaczęłam już przeglądać w głowie listę klątw...

- Jakby się do ciebie dobierał to nie szczędź przekleństw. - powiedział, przez chwilę patrząc w przestrzeń, zanim wrócił wzrokiem na nią. - Jak ci się podoba?

- Nie jest tak sztywno, jak się spodziewałam. - odpała cicho, zerkając na jego twarz i wracając wzrokiem na guziki jego szaty. Nie uszło jej uwagi, z jaką delikatnością ją prowadził. Nie znała Severusa z tej strony. Tej delikatniejszej i spokojniejszej. Cyntia nie raz zastanawiała się, która z jego twarzy jest jego prawdziwym obliczem. - Od kiedy lubisz tańczyć?

- Nie lubię. - zaprzeczył, potrząsając lekko głową. - Ale twoje towarzystwo jest znacznie lepsze niż innych. - Cyntia uniosła brwi.

- Mam się czuć zaszczycona? - zapytała chytrze, uśmiechając się złośliwie. Severus uniósł brew.

- Możliwe. - odpowiedział bezlitośnie, zerkając na nią. Cyntia potrzasnęła głową rozbawiona, opierając się chęci roześmiania.

"Łatwiej będzie wam udawać przed innymi, gdy zażegnacie własny konflikt."

     W jej głowie zadźwięczały słowa dyrektora sprzed blisko trzech miesięcy. Dumbledore miał rację. Łatwiej udawać ich role, gdy osiągnęli pewne porozumienie, o ile tak można to nazwać.

     Rozejm.

     Tak... To dobre słowo, bo do pogodzenia się jeszcze im brakowało. Cyntia teraz się nad tym nie zastanawiała specjalnie, ale nadal nie zdecydowała, co zrobić z pewnym aktem w ich przeszłości. Na początku sądziła, że było to niewybaczlane i nigdy mu tego nie przebaczy, ale teraz... Sama nie była już tego taka pewna. Zdążyła już trochę ochłonąć i przemysleć pewne sprawy, co sprawiło, że miała mętlik w głowie.

     Ale widziała, że narazie jeszcze mu nie przebaczy. Jeszcze nie teraz. Nie zna odpowiedzi na podstawowe pytania i dopóki ich nie pozna, nie ma o tym mowy. Nagła zmiana stron Ślizgona nie miała sensu, bez konkretnego powodu. Severus nie jest głupi. Coś poważnego i ważnego dla niego musiało sprawić, że zmienił lojalność. Tylko co?

     Muzyka zwolniła i inne pary, które również tańczyły, przylgnęły bliżej siebie. Tłumacząc sobie, że to tylko na pokaz, by inni nic nie podejrzewali, przysunęła się bliżej, delikatnie opierając głowę na jego ramieniu. Z niewiadomych powodów czuła szybsze bicie serce i drżenie, które wyjaśniła sobie, jako że z zimna, bo ogólnie w salonie było dość chłodno.

     Nie zauważyła relacji Severusa, który starannie zadbał, by po sobie jej nie pokazać, mimo że w jego wnętrzu szalało serce i ukryte emocje, które trzymał zawsze głęboko na dnie swej duszy. Jedyne, co uczynił, to objął ją delikatnie ciaśniej i nadal prowadził w spokojnym rytmie wolnego walca.

     W głębi rozkoszował się tą cudowną chwilą, która mogła już się nie powtórzyć. Chociaż przez ten krótki moment mógł trzymajć swoją ukochaną Lily w ramionach, nawet jeśli było to tylko przymuszenie sytuacji. Zachowa to wspomnienie na honorowym miejscu w swoim umyśle wraz z innymi chwilami, w których była obok.

Następny rozdział: "32. Spowiedź"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro