33. Nie ma to jak rodzina w komplecie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Atmosfera w salonie dworu Snape Manor nigdy nie była tak chłodna jak dziś. Nie to, że kiedykolwiek było tu miło i przyjemnie. Właściwie Severus nie przypominał sobie momentu tu spędzonego, w którym czułby przyjemne ciepło i uczucie bezpieczeństwa, jakie powinien czuć normalny człowiek, wracający do rodzinnego domu.

     Nie wiele brakowało, by herbata w filiżankach zamarzła na kość. Wszyscy siedzieli sztywno, jakby połknęli kije od miotły. W pomieszczeniu rozchodził się tylko odgłos sztućców, gdy każdy w niezwykłym skupieniu zajmował się swoim talerzem. Severus stwierdził, że brokuł polany sosem serowym nigdy nie był tak fascynujący. Ucinając nożem kolejne gałązki, wyobrażał sobie, że to jego ojciec, macocha, Potter, Black, Voldemort... i w ogóle wszyscy, których nie cierpiał z całej duszy. W sumie to zawsze było dobrą motywacją do dokładnego starcia na proch skarabeuszy, czy innych składników eliksirów.

     Cyntia tymczasem w myślach wyliczała dziesięć powodów, dlaczego przyjmowanie zaproszenia od teściów było błędem. I to pomyłką wielkości problemu całego czarodziejskiego świata, jakim jest fakt, że Voldemort nadal żywy stąpa po ziemi. Ze wszystkich głupot, jakie zrobiła w życiu, ta nadawała się na sam początek listy. Kobieta ukradkiem założyła kosmyk platynowych włosów za ucho. Kątem oka zerknęła na Severusa, który mordował wzrokiem talerz i rozczłonkowywał brokuła. Widziała, że był zły i nie miał ochoty tu być. Ona też nie. Cyntia stwierdziła, powinna bardziej słuchać Severusa.

"Kolejna rzecz, którą powinnam, a której nie robię, dodana do listy. A wszystko sprowadza się do zaufania." - westchnęła w duchu. Ale dlaczego zaufanie Severusowi, było aż tak trudne?

"Bo boisz się, że zrani cię po raz kolejny." - odpowiedział głosik w jej głowie. Tak, to była prawda. Bała się. Nie chciała po raz kolejny czuć tego smutlu i bólu jak poprzednio. Nie chciała znów słuchać tych przeprosin i błagań o wybaczenie, które pamiętała do tej pory. Nie chciała...

"Daj przeszłości odejść. Zabij ją jeśli inaczej się nie da. Jeśli tego nie zrobisz, nigdy nie staniesz się tym, kim masz się stać." - pomyślała Cyntia. To Lily Evans zranił Severus, a ona już nią nie była. Jej stara tożsamość zaczęła się stopniowo zacierać, mieszając się w jedną osobę. Cyntię Snape. A jej Severus nie zranił. Właściwie to uratował Lily przed nagonką dziennikarzy i społeczeństwa czarodziejów, tworząc Cyntię Snape, która tak naprawdę nigdy nie istniała...

- Więc, jak się poznaliście? - sztywną ciszę przerwał w końcu Tobias, gdy po skończonej kolacji skrzaty zabrały talerze. Zarówno Severus, jak i Cyntia równocześnie podnieśli wzrok. Czyży przesłuchanie czas zacząć?

- To długa historia. - skwitował Severus krótko. Nie miał ochoty na spowiedzi.

- Chętnie posłuchamy. Prawda, Ravenno? - Tobias nawet nie spojrzał na swoją żonę, jakby nawet nie oczekiwał odpowiedzi.

- Naturalnie. - odparła starsza czarownica głosem butnym i wysokim. Zupełnie jak gdyby była najważniejszą kobietą w tym towarzystwie. Wzrok, jakim co chwilę mierzyła swoją synową, był wyniosły, jakby uważała ją za gorszą od siebie, mimo że teoretycznie były tej samej krwi. Ale tylko w teorii.

- To był czysty przypadek. Spotkaliśmy się w Hogsmade. - powiedział Severus tonem, który świadczył, że nie ma więcej informacji do zaoferowania.

- Interesujące. - powiedział Tobias. - A kiedy wzięliście ślub?

- Dokładnie rok późnej. - wycedził Mistrz Eliksirów sztywno, ciągnąc ich wybitne kłamstwo dalej, ponieważ prawdziwa historia była zupełnie inna.

- Szybko. - stwierdziła Ravenna. - Nie mieliście za dużo czasu się poznać.

- Wystarczająco dużo. - powiedział mężczyzna przez zaciśnięte zęby. Rok to niby mało czasu, by się poznać? Oni chcieli by ożenił się z kimś, kogo znał zaledwie miesiąc. Ironia!

- Powiedz mi, Severusie, jakiej krwi jest twoja żona? - Cyntia zwęziła usta. Denerwowała ją rozmowa. Tobias Snape prowadził tę powiewającą chłodem pogawędkę, zupełnie jakby jej tu nie było. Kobieta po sekundzie ukradkowego wahania, położyła swoją drobną dłoń na zaciśniętej w pięść ręce Severusa. Ten nadal siedział sztywno, na pierwszy rzut oka nawet nie reagując na jej gest. Ale rozluźnienie palców, przez co mogła wpleść swoje palce w jego, mówiło samo za siebie.

- Jestem czystej krwi. - skłamała gładko Cyntia, wtrącając się w rozmowę, co nie spodobało się jej teściowi. Widać liczył na odpowiedź Severusa. Snape Senior myślał, że będzie jak piesek wystawowy, który usiądzie kiedy każą i zaszczeka na zawołanie? Na pewno nie!

- Naprawdę? Widać Severus uszanował rodzinną tradycję, co do czystości krwi. - powiedział z uznaniem Tobias, odsuwając na bok irytację, którą powodowała w nim synowa. Była zbyt... Gadatliwa i niezależna. Ale to da się jeszcze utemperować...

- Zapewniam, że żeniąc się z Cyntią, nie obchodził mnie jej status krwi. - splunął złośliwie, wiedząc, że tym będzie denerwował ojca. - Ożeniłbym się z nią nawet gdybym była półkrwi. - nie mógł powiedzieć, że mugolką, bo jego pozycja szpiega byłaby zagrożona gdyby doszło to kiedyś do uszu Czarnego Pana. A po Ravennie Snape mógł się spodziewać wszystkiego. To była niebezpieczna kobieta, dlatego wiedział, że musi trzymać ją z dala od Cyntii.

- Nie zrobiłbyś tego!

- Owszem tak. - uśmiechnął się złośliwie, na co Tobias się skrzywił. Zdecydowanie odziedziczył bezczelność po Elieen. Ma po niej zbyt wiele cech, które z jego parszywym charakterkiem utworzyły mieszankę wybuchową, której Tobias nie potrafił opanować. - Właśnie dlatego na ślubie byli tylko Malfoy'owie...

- Te arystokratyczne szuje. - mruknął pod nosem Tobias.

- Proszę nie obrażać rodziny mojego brata. - powiedziała najeżona Cyntia z częściowo udawaną złością.

- Twojego... Co?! - Tobias brzmiał na zaskoczonego. Następnie spojrzał na syna gniewnie. Powinien się spodziewać. Skądś znał ten blond włosy. Najpierw jego przyjaźń z tamtą szlamą Evans w Hogwarcie, a potem przerzucił się na te kanalie... I jeszcze ożenił się z jedną z nich! - Wiesz dobrze, że Malfoy'owie...

- Są bogatą rodziną czystej krwi i wiernie popierają ideologię Czarnego Pana. - powiedział, wchodząc ojcu w paradę. - Chyba że uważasz ich za... - zawiesił głos sugestywnie, generując napięcie. - Nielojalnych.

- Wszyscy wiedzą, że popierają Czarnego Pana ze strachu!

- A wnioskujesz to z faktycznych dowodów, czy własnej niechęci, bo Abraxas Malfoy oszukał cię w interesach? - zapytała chytrze Severus, patrząc złośliwie, jak ojciec krzywi się w paskudnym grymasie.

- Nie wywlekaj starych spraw, Severusie. - ostrzegł Tobias chłodnym głosem, który Severus znał aż za dobrze. Gdyby nadal był bezbronnym nastolatkiem, na pewno dostałby bolesną karę.

- To samo dotyczy ciebie, ojcze. - powiedział sugestywnie Mistrz Eliksirów. - Czarny Pan nie byłby zadowolony z podziałów w swoich szeregach. - to zdanie sprawiło, że Snape Senior zamilkł, okazując nagłe zainteresowanie swojej filiżance. Tu musiał przyznać synowi rację. Każdy podział w Wewnętrznym Kręgu stwarza lukę, którą może wykorzystać Zakon Feniksa.

     Cyntia musiała przyznać, że Severus był idealnym podwójnym agentem. Miał wspaniałe zdolności siania wątpliwości, tam, gdzie ich nie było. Potrafił też okazywać należyte oddanie i uwielbienie dla ideologii Voldemorta, mimo że tak naprawdę ich nie podzielał.

- Nadal jednak uważam, że Mathilda byłaby lepszą partią.

- Na czyjąś kochankę na pewno, ale nie moją żonę. - powiedział lodowato Mistrz Eliksirów. - I nie życzę sobie takich uwag, zwłaszcza zwarzywszy na fakt, że jestem już żonaty.

- Z siostrą Malfoy'a. - podsumowała wyniośle Ravenna.

- Jestem siostrą Lucjusza i co z tego? - Cyntia zabrała głos. - Nie wiem, co mój ojciec panu zrobił, ale ani ja, ani mój brat nie ponosimy za to odpowiedzialności. Poza tym jestem już żoną pańskiego syna od kilkunastu lat, więc należę do tej rodziny, czy się to panu podoba, czy nie. I nie chcę słyszeć więcej o planowanym przez państwa małżeństwie mojego męża z inną kobietą, która nie nadaje się na nikogo innego jak prostytutkę. - powiedziała lodowato, sprawiając, że Severus cieszył się, że nie jest celem jej złości.Tobias zamrugał, a potem się delikatnie strzywił ukrywając gniew. Jednak jego synowa nie był taką prostą kobietą. Miała swój charakter i potrafiła tupnąć nogą, co Severusowi jak widać odpowiadało, bo miał dumną minę.

- Utęperuj swoją żonę, Severusie. - wycedził starszy mężczyzna.

- Nie mam zamiaru. Podoba mi się jej charakter, który mnie urzekł już w pierwszej chwili. - powiedział Severus, mówiąc to patrząc cały czas na Cyntię. Jasnowłosa czarownica poczuła ciepło które rozeszło się po jej klatce piersiowej na jego słowa, mające swój własny czar. Ledwie widoczne rumieńce nawiedziły jej policzki.

- Miejsce kobiety jest...

- U boku męża. To właśnie robię. Na zawsze. - odparła Cyntia, zerkając na Severusa łagodniejszym spojrzeniem. Dostrzegła, jak wzrok czarnowłosego mężczyzny ledwie zauważalnie miękł, gdy na nią patrzył. Czy zawsze tak było?

     Tobias zacisnął usta w wąską linię. Nie dawali się przekonać do niczego. Ravenna położyła dłoń na dłoni męża. Wiedziała, że w ten sposób nic nie ugrają. Oboje byli w siebie zapatrzeni i to było widać. Ale zazdrość jest potężną bronią.

     Trzeba tylko wiedzieć, jak jej właściwie użyć.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Oboje odetchnęli gdy wreszcie znaleźli się w ich kwaterach w Hogwarcie. Cyntia prawdopodobnie nigdy tak się nie cieszyła z powrotu. Pierwsze spotkanie z rodzicami Jamesa uważała za średnio udane, i nie dlatego, że została oblana pączem, ale bo było chuczne. Jednak dzisiejsza wizyta była koszmarem porównywalnym do odwiedzin Petunii i jej męża.

     Może nie była wyzywana od "dziwaków" czy "wybryków natury", ale te subtelne obelgi ukryte w starania złożonych zdaniach było prawie takie same. Cóż... Przynajmniej nie była tam sama. Razem z Severusem jakoś znieśli to spotkanie. Cyntia przez cały czas trzymała jego większą od swojej dłoń, która pozwalała jej opanować się i nie wyjść z tamtąd trzaśnięciem drzwi. Już wiedziała, dlaczego Severus był przeciwny temu spotkaniu.

- Miałeś rację. - odezwała się pierwsza Cyntia, gdy znaleźli się w salonie. Chociaż ciężko było jej to przyznać na głos, chciała, by Severus wiedział, że przyznaje mu rację.

     Severus zatrzymał się, odwracając do Cyntii. Spojrzał na nią pytająco zielonooką czarownicę, która założyła kosmyk platynowych włosów za ucho.

- W czym? - zapytał nie rozumiejąc, zanim przyszło olśnienie.

- Co do tego spotkania. - powiedziała cicho. - Powinnam cię słuchać. - przyznała, na co Severus uniósł brew. Kusiło go wygłosić jakiś kąśliwy komentarz.

- Tak jak ciebie te kilkanaście lat temu. - powiedział cicho z westchnieniem. Był pewien, że domyśli się, o czym mówi. Cyntia opuściła wzrok na ułamek sekundy. Tak. Doskonale wiedziała, co miał na myśli.

- Jesteśmy kwita. - podsumowała neutralnie czarownica, podnosząc na niego zielone oczy, które spotkały się z czarnymi. Widziała w nich pewien ciepły blask, którego jeszcze nie rozszyfrowała. Był on obecny za każdym razem, gdy na nią patrzył. Cyntia nie czuła się niewygodnie, widząc to. Wręcz przeciwnie! Odczuwała spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jakaś jej część mówiła jej, że przy nim zawsze będzie bezpieczna.

- Tak, jesteśmy kwita. - Severus lekko wygiął wargi w imitacji delikatnego uśmiechu. Cyntia zrobiła to samo.

- Wiesz, co?

- Co?

- Musisz się częściej uśmiechać. - wypaliła Cyntia, przechylając głowę na bok. Wyglądała, jak ciekawskie dziecko. Severus zmarszczył lekko brwi.

- Czemu? - zapytał autentyczne zaciekawiony.

- Wyglądasz młodziej. - odparła czarownica, wzruszając delikatnie ramionami. Severus uśmiechnął się chytrze.

- A nie przystojniej? - zapytał przebiegle. Cyntia przewróciła rozbawiona oczami. Czuła się teraz, jakby rozmawiała ze swoich starym przyjacielem.

- Chciałbyś, ale nie. - odpowiedziała bezlitośnie, chociaż gdzieś w jej umyśle pojawiła się myśl, że jest przystojny.

"Czy ja naprawdę to pomyślałam?"

- Ranisz moje serce, o pani... - powiedział sarkastyczne, kładąc teatralnie dłoń na sercu. Gest był tak do niego tak niepodobny i zaskakujący, że Cyntia zaśmiała się cicho. Teraz uświadomiła sobie, jak bardzo brakowało jej jego poczucia humoru.

- Gdyby uczniowie cię teraz zobaczyli powiedzieliby, że ich profesor zwariował. - podsumowała rozbawiona.

- Ale nigdy nie zobaczą, więc nie powiedzą.

- Uwielbiasz swoją reputację dupka z lochów, co? - zapytała niewinnie.

- Jestem z niej dumny. - powiedział zadowolony z siebie. Dziwnie się czuł, rozmawiając z nią tak... Naturalnie. Nie było warczenia, ani chłodu w ich rozmowie. Rozmawiali normlanie jak za dawnych lat, gdy jeszcze byli niewinnymi dziećmi, które nie znaly smaku bólu i zdrady.

- Właśnie widzę. - odparła. - A nie myślałeś czasem, by... Porzucić wszystko? - zapytała cicho po chwili milczenia. Widziała, jak Severus podnosi na nią wzrok, rozważając odpowiedź. W końcu westchnął, siadając w fotelu.

- Czasem tak. - Cyntia czuła, jak nadzieja w niej kiełkuje. Więc była jeszcze nadzieja. Nie został całkiem pochłonięty przez mrok.

- Więc dlaczego tego nie zrobisz? Mógłbyś zacząć wszystko od początku. - Cyntia... A właściwie Lily, bo tak się teraz czuła, usiadła naprzeciwko niego na kanapie. Miała znajome Déjà vu, gdy razem siadali w Pokoju Życzeń i rozmawiali przy kominku, który dawał im pokój. Tak samo jak teraz. On siedział w fotelu blisko kominka. Tajemiczy i skryty, a jednocześnie wrażliwy i zabawny Ślizgon, który zawsze potrafił ją rozweselić. Teraz widziała w nim tego samego człowieka, który po prostu wydoroślał, a piętno błędów nadało mu mrocznej otoczki, która nadawała uroku i przyciągała. Nadal nie wiedziała, czy na pewno mu wybaczyła, ale w tej chwili nie chciała o tym myśleć.

     Lily dostrzegała w jego postawie pewien sposób nieufności. Gdy nie nosił swojej mentalnej bariery, miał inny wyraz twarzy. Mniej surowy, bardziej zrelaksowany. Teraz takiego nie miał, co jej powiedziało, że chronił swój umysł. Niby szczegół, ale wiele jej mówił. Nie ufał jej. A co zrobiła, by to zmienić?

- Za bardzo jestem w to zamieszany, by się wycofać. - powiedział spokojnie, kręcąc głową. - Poza tym Zakon straciłby informatora.

- Ktoś inny mógłby... - Severus prychnął w odpowiedzi.

- Droga, Cyntio, chyba nie jesteś tak naiwna. - powiedział z nutą sarkazmu, ale i pobłażliwości. Zwrot ten zabrzmiał śmiesznie w jego ustach.

- To znaczy? - zdusiła irytację, zachowując spokój.

- Myślisz, że dostanie się do Wewnętrznego Kręgu Czarnego Pana jest takie proste? - zapytał retorycznie, unosząc brew.

- Oczywiście, że nie, ale...

- Riddle nie prowadzi loterii biletów. Nie każdy może dostąpić tego... zaszczytu. - splunął kwasem ostatnie słowo.

- Nie tylko ty jeden na świecie znasz Oklumencję. - zauważyła.

- Owszem. - przyznał. - Ale trzeba wiele czasu, by tam się dostać. A tego właśnie nam brakuje.

- Ale...

- Nie ma innego, szybszego rozwiązania by dostać się do Najwyższego Kręgu, Cyntio. - przerwał jej, zmęczony tą bezsensowną dywagacją. Nie było innego sposób. To było jego brzemię i kara za błędy. - Moja pozycja jest zbiorem poświęceń i obkupiona krwią, nie tylko moją własną. - powiedział Severus sciszonym głosem, w którym pobrzmiewały miękkie i jednocześnie mroczne wibracje. Widział, jak jasnowłosa czarownica lekko zbladła, zaczynając rozumieć, co ma na myśli.

     Oczywiście Cyntia wiedziała, że Śmierciożercy mordują niewinnych i zabawiają się torturami, ale... Jakoś nigdy nie pomyślała, że Severus też... Mógłby... Ta myśl sprawiła, że poczuła się chora.

- Jestem zmęczona. Pójdę się położyć. - powiedziała szybko, wstając z kanapy. Jej oczy na moment spotkały się z bezdennymi tunelami czarnowłosego mężczyzny. Dostrzegła smutek w jego spojrzeniu, ale nie wykonał żadnego ruchu, by ją zatrzymać.

    Severus w milczeniu patrzył, jak kobieta szybko wstała i wyszła z salonu. Wrócił wzrokiem na płomienie, nie patrząc, czy odeszła czy nie. Bała się go. Nie był tym zdziwiony, ale... Może trochę rozczarowany. Nie chciał, by Lily ze wszystkich ludzi na ziemi czuła przed nim lęk. Nie ona. Jej nigdy by nie skrzywdził. Kochał ją ponad wszystko. Oddałby jej nawet własne życie, gdyby było trzeba. Była dla niego całym światem. Przez te dziesięć lat samotności tylko myśl o Lily i obietnicy złożonej na jej grobie, dodawały mu sił by odkupić swoje winy.

     Lecz prawda była taka, że był potworem, który musiał robić straszne rzeczy, by przeżyć. By odkupić dawne winy musiał się dopuszczać kolejnych. To było, jak zamknięte koło. Nadal miał w pamięci skowyt swoich ofiar, których mimo że nie było wiele, swoimi krzykami dręczyły jego sumienie i sny. Taka była jego kara za błąd z przeszłości.

     Drgnął lekko, gdy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Podniósł głowę i zobaczył Cyntię, która patrzyła na niego zielonymi oczami Lily Evans, w których odbijało się ciepłe światło płomieni z kominka. Nie odeszła. Nawet nie wiedział, że stała w korytarzu od kilku minut, uważnie patrząc się na niego w milczeniu. W jej oczach widział mieszane emocje. Trochę strachu, ale i odwagę i żal zmieszany z litością. Odwrócił wzrok. Nienawidził litości. Od nikogo.

- Kiedyś uwolnisz się od tego. - powiedziała cicho. - Nie będziesz musiał do niego wracać.

- Kiedyś. - powtórzył cicho, patrząc w ogień. Wątpił w to, chociaż jakaś jego część wierzyła w to. Lepsza fałszywa nadzieja niż jej brak. Czuł, jak po chwili czarownica zabrała dłoń z jego ramienia i cicho odeszła. Jej kroki zniknęły w korytarzu, a potem usłyszał ciche zamykanie drzwi. Po kilku minutach rozbrzmiała cicha melodia znanego mu utworu. Przymknął oczy, opierając głowę o zagłówek fotela. Ciche dźwięki skrzypiec działały kojąco na jego umysł, zagłuszając krzyki z przeszłości.

     Mężczyzna otworzył po chwili oczy, wzywając machnięciem dłoni brązową teczkę i podłużne drewniane pudełko. Wyciagnął z teczki lekko pożółkłe kartki pergaminu, a następnie otworzył pudełko, w którym znajdowały się stare ołówki, zabierając się za coś czego dawno nie robił nie tylko ze względu na brak czasu. Założył nogę na nogę i zaczął spokojnie kreślić po kartce, nawet nie zastanawiając się, co z tego wyjdzie. Jedna linia, druga linia, a potem kolejne, aż szkic zaczął nabierać kształtu. Owalna twarz, duże oczy w kształcie migdałów, otoczone gęstymi, długim rzęsami. Poniżej prosty, ale zgrabny nosek i wyraziste usta. Cała twarz otoczona grubymi ciemnymi włosami, skręconymi w fale. Kobieta na portrecie miała poważny wyraz, a oczy przewiercały autora na wskroś. Dokładnie tak samo wyglądała Lily, kiedy Severus zobaczył ją po raz pierwszy po tych dziesięciu latach, zanim na jej twarz wpłynął chłód. Doskonale pamiętał każdy szczegół jej twarzy. Miał w pamięci każdy jej gest, spojrzenie, uśmiech. Nie musiał mieć jej zdjęcia, by móc narysować jej idealny portret, tak jak teraz.

Mistrz Eliksirów bez większego zastanowienia nakreślił u dołu kartki podpis autora, którym nie zdradzał swoje tożsamości.

Książę Półkrwi

Severus spojrzał w oczy portretu, który mimo, że martwy, przeszywał jego duszę jak miecz obosieczny, oddzielając od niego serce. Nie tylko jako organ pompujący krew, ale żywe serce, które biło i zawsze bić będzie dla Lily Evans nie ważne w jakim ciele.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "34. Inna metoda"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro