37. Pytania i odpowiedzi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⋇⋆✦⋆⋇

Poprzednio:

⋇⋆✦⋆⋇

- Severusie?

- Tak? - Severus spojrzał na Cyntię, która wyglądała, jakby chciała o coś zapytać, ale nie wiedziała jak. Dał jej chwilę do namysłu, po czym uniósł brew. - O co chcesz zapytać?

- Skąd wiesz, że mam pytanie? - zapytała ciekawie.

- Robisz wtedy taką specyficzną minę, której stopień niewygody zależy od niewygodności pytania. - odpowiedział spokojnie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Cyntia rozchyliła lekko wargi. Severus był naprawdę bystrym obserwatorem. A może po prostu ją znał?

- Aha...

- Więc o co chciałaś zapytać?

Cyntia przez chwilę milczała, zanim zaczęła starać się to ująć w słowa.

- Dzisiaj śniłam o tamtej halloweenowej nocy. - zaczęła cicho, uciekając wzrokiem na swoje dłonie. - Ale nie tak jak zawsze. Czułam się, jakbym naprawdę tam była i to przeżywała.

- To normalne. Zaklęcie to powoduje. Dawniej było stosowane w niektórych przypadkach amnezji, ale ze względu na intensywność działania, zwłaszcza gdy było powtarzane regularnie u jednej osoby, co powodowało szaleństwo, zostało zakazane i uznane za jedno z zaklęć na pograniczu magii białej i czarnej. - powiedział wyjaśniająco, wpadając na moment w tryb nauczania. Wiedział, że Cytnia albo raczej Lily, nie była głupia i posiadała dużo wiedzę o magii, ale nie o jej ciemnej stronie, którą zaś on miał w jednym palcu.

- Nie dziwię się. To było okropne. - lekko się wzdrygnęła.

- Racja... Ale chyba nie o zaklęcie chciałaś zapytać. - zauważył Mistrz Eliksirów spokojnie, patrząc na Cyntię czarnymi oczami, które wydawały się bezdennymi zimnymi tunelami. Tylko bystry obserwator był w stanie dostrzec w nich coś więcej.

- To prawda. - przytaknęła. - Więc gdy tamtej nocy przyszedł Czarny Pan, powiedział, że ktoś ubłagał go o moje życie. - powiedziała Cyntia, zerkając na Severusa. Albo jej się wydawało, albo mężczyzna zesztywniał nieco na jej słowa. Ciekawiła ją jego reakcja, ale mimo to kontynuowała: - Wiem, że to ty. - spojrzała na Severusa, obserwując nie jego twarz, bo ta była beznamiętną maską, ale patrzyła na jego oczy, które zawsze zdradzały jej więcej niż innym. Cyntia widziała, jak uciekł niepewnie wzrokiem, jak również inne emocje. Zmieszanie, zaskoczenie, zastanowienie, a nawet przebłysk paniki. Czego się obawiał?

- Powiedział ci. - mruknął ściszonym głosem Severus, zastanawiając się, co powiedzieć. Przecież nie mógł przyznać tak po prostu, że chciał ją ratować, bo ją kocha.

- Tak. - potwierdziła cicho, obserwując go. Jego twarz była częściowo przysłonięta kurtyną czarnych włosów, ale nadal widziała jego hebanowe tęczówki, które wiele razy działały na nią hipnotyzująco. - Dlaczego? - zapytała cichym głosem, który brzmiał łagodniej niż zwykle. Chciała się czegoś dowiedzieć, a nie go spłoszyć, co skutkowałoby atakiem, a potem ucieczką. Miała pytania i potrzebowała odpowiedzi, by ułożyć własną ukladankę. A Severus był jej głównym elementem.

- Nie chciałem, by cię zabił. - odparł krótko, ale widział, że ta odpowiedź nie zadowoli Cyntii. Znał Lily od dziecka. Mogła zmienić imię i wygląd, ale nadal był a tą samą osobą. Tak samo dobra, wrażliwa, ciekawa świata.

- Ale dlaczego nie chciałeś? Myślałam, że cię już nie obchodzę... - powiedziała cicho z małą nutą smutku. Widziała, jak Severus potrząsa przecząco głową.

- Zawsze mnie obchodziłaś, Lily. - zaprzeczył, używając jej starego imienia. - Nawet po tym co się stało, nie mogłem tak po prostu przekreślić naszej przyjaźni. - czuł na siebie spojrzenie Cyntii, która bacznie go obserwowała.

- Na piątym roku odniosłam inne wrażenie. - powiedziała z lekką urazą w głosie. Nadal czuła się nieco obrażona. Severus westchnął, patrząc w swoje palce.

- Nigdy nie chciałem cię tak zranić. Nazwanie cię tym słowem jest moim największym błędem w życiu, zaraz przed dołączeniem do Czarnego Pana. - pozwolił siebie na szczerość w tym wyznaniu, która jej się należała. Chciał to już jej powiedzieć już dawno, ale nie było okazji.

     Snape prychnął w duchu. - "Nie tłumacz się brakiem właściwego momentu, Snape! Jesteś po prostu tchórzem!" - wyśmiał go głosik w głowie, przez co nie odważył się spojrzeń nią Lily, ukrytą w ciele Cyntii.

     Ale gdyby to zrobił, nie zobaczyłby spodziewanej odrazy i obrzydzenia, ale łagodność i ciepły blask. Ukryta w niej Lily pamiętała każde przeprosiny, którymi przepraszał ją Severus na piątym roku. Wtedy uważała, że jego przeprosiny są nie szczere. Ale teraz, gdy nie była zaślepiona bólem zdrady, wyraźnie dostrzegała szczerość i skruchę w jego głosie. Naprawdę tego żałował. Widziała to w jego postawie. Nie. Nie po wszędobylskiej czerni, która zawsze była jego nieodłączynym elementem, ale po oczach. Czarne tęczówki innym wydawały się zimnymi bezdennymi tunelami, ale Lily widziała w nich smutek, żal i szczere poczucie winy. Oczy są odzwierciedleniem duszy.

     Bez zastanowienia położyła dłoń na jego dłoni, ściskając lekko. Severus drgnął zaskoczony i spojrzał na ich dłonie, a potem kobietę. Lily uśmiechnęła się delikatnie, a jej oczy błyszczały, słysząc jego przeprosiny. Wcześniejszych nie doceniła, ale te wiele dla niej znaczyły.

- Cieszę się, że odzyskałam przyjaciela. - odparł Lily ciepłym głosem, sprawiając, że serce Severusa zatrzepotało mu w piersi. Rozchylił delikatnie usta.

- Ty... Wybaczasz mi? - zapytał ogłuszony, patrząc na nią z niekrytym zaskoczeniem.

- Tak, Severusie. - uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny, zanim westchnęła. - Powinnam zrobić to już wcześniej, ale byłam zaślepiona bólem. - przyznała cicho. Podniosła na Severusa duże, zielone oczy, które zawsze były pełne emocji. Teraz nie było inaczej. - Wybaczysz mi?

- Co? Ja nie mam ci czego wybaczać! To ja... - zamilkł, gdy Lily uniosła dłoń.

- Nie, Severusie. Nie powinnam była cię opuszczać, mimo tego, co powiedziałeś. - powiedziała stanowczo czarownica. - Byliśmy wieloletnimi przyjaciółmi, a na tak łatwo przekreśliłam naszą przyjaźń i wybieliłam Jamesa, odtrącając ciebie. To nie było w porządku. Wręcz karygodne. - wyjaśniła uparcie, cały czas mocno trzymając jego dłoń obiema rękami. - Ale byłam tak bardzo zaślepiona bólem...

- Miałaś prawo. Wbiłem ci nóż w plecy.

- Ja zrobiłam to samo, więc chyba jesteśmy kwita?

- Jesteśmy. - Mistrz Eliksirów delikatnie kiwnął głową unosząc kąciki ust. Twarz Lily rozjaśnił promienny uśmiech. Bez ostrzeżenia objęła Ślizgona i przytuliła się do swojego starego przyjaciela, którzy nie był już nieśmiałym chłopcem, a dorosłym mężczyzną. Severus zesztywniał na moment, zaskoczony jej nagłym gestem ale po chwili odwzajeminił jej uścisk, obejmując delikatnie. Zupełnie jakby się bał, że jak jej dotknie to nagle zniknie. Jego serce przyspieszyło radośnie. Wyczuł jej delikatne, słodkie perfumy. Delikatny uśmiech wpłynął na jego wąskie usta.

     Lily uśmiechnęła się, przytulając do przyjaciela, którego odzyskała. Nie przyznała tego głośno, ale tęskniła za nim. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy po przebudzeniu pierwszą rzeczą, którą poczuła, to nie nienawiść czy złość. To była radość i ulga, że jest cały. Teraz znów miała przy sobie swojego najlepszego przyjaciela. Ale nie nastoletniego Ślizgona, ale dorosłego mężczyznę. To było dziwne uczucie, wiedzieć, ze już oboje nie są niewinnymi nastolatkami, tylko dorosłymi ludźmi.

     Lily odsunęła się po chwili, ziewając krótko. Sen spowodowany zaklęciem nie był naturalny, więc dalej odczuwała zmęczenie.

- Dobranoc, Severusie. - uśmiechnęła się do przyjaciela.

- Dobranoc, Lily... Cyntio. - poprawił się szybko. Lily z krótkim chichotem poszła do swojej sypialni. Stwierdziła, ze nie będzie już zadręczać Severusa pytaniami, które ją dręczyły. Poczekają na inny czas.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Lily obudziła się wcześnie rano, wyjątkowo wyspana. Odkąd pogodziła się z Severusem minęło kilka tygodni. Dziwne, ale od tego czasu spała spokojniej. Zdarzył się jakiś koszmar, ale demony przeszłości nie nawiedzały ją już codziennie. Czuła się radosniej na myśl, że to udawane małżeństwo nie było już polem bitwy, z którym zmagała się cały czas. Przynajmniej będąc w kwaterach w lochach mogła odpocząć po całym dniu i uciec od napięcia.

     Jasnowłosa kobieta usiadła na łóżku, opuszczając nogi na podłogę wprost w bordowe kapcie. Cyntia wstała z łóżka i powędrowała do łazienki, skąd wyszła po załatwieniu swoich spraw. Zaczęła się jej codzienna rutyna. Łazienka, pokój, szafa, lustro. Dzień jak codzień. Bez żadnych niespodzianek. Z jednej strony cieszyła się z tego spokoju, ale z drugiej nudziła ją ta monotonia. Nie to, że uczniowie nie dostarczali atrakcyji. Wręcz przeciwnie! Ich coraz to wymyślne pomysły zaskakiwały Cyntię. Ale jednak wcześniej była przyzwyczajona do innego, bardziej dynamicznego trybu życia, jaki prowadziła w czasie wojny niż ten obecny. Lecz z drugiej strony czuła, gdzieś tam w głębi duszy, że to cisza przed burzą, czego się obawiała. Czym życie ich zaskoczy?

     Smukłymi palcami zgrabnie zasunęła zamek swojej sukienki, po czym odwróciła się do lustra, poprawiając jeszcze butelkową suknię. Na początku przeszkadzały jej eleganckie szaty w raczej ciemnej kolorystyce, ale po czasie się do nich przyzwyczaiła i ku swojemu zaskoczeniu polubiła. Przynajmniej każda była inna, a nie jak szaty Severusa, które chyba wszystkie były takie same. W każdym razie nie widziała go w niczym innym niż czerni, która swoją drogą mu bardzo pasowała. Nadawała mężczyźnie mrocznej elegancji i szyku, co Cyntia była pewna, podobało się nie jednej kobiecie. Cóż... Gdyby była na miejscu innych też by zwróciła na Severusa uwagę. Profesor w renomowanej szkole, z tytułami Mistrza Eliksirów i Obrony przed Czarną Magią. Dobrze wykształcony, inteligentny, przystojny...

     Cyntia potrząsnęła głowa nad swoimi dziwacznymi rozważaniami, czesząc platynowe włosy. Jedna z rzeczy, jaka jej się podobała w jej nowym wyglądzie to włosy, które nie ważne czy wstała rano, czy była zabiegana przez cały dzień, nigdy nie przypominały gniaza, w którym śmiało mógł zamieszkać żmijoptak. Dzięki cechom Malfoy'ów wyglądała poważniej niż jako Lily Evans.

     Czarownica zaplotła włosy tak jak zawsze i wyszła z pokoju. W salonie panowała pustka. Severusa nigdzie nie było. Cyntia uznała, że jeszcze jest u siebie, więc poszła do jadalni, gdzie zatrzymała się zaskoczona w progu, widząc trzy sowy, z czego nie rozpoznawała ani jednej. Podeszła do magicznego ptactwa, chcąc odebrać listy, ale nawet jej dar przekonywania nie przekonał sów do oddania przesyłek.

- Ała! - syknęła, gdy jedna z sów ją udziabała. - Tak, już rozumiem, że nie do mnie te listy. - warknęła na ptaka, któremu spłynęło to po piórach. Cyntia wyszła z jadalni zerkając na korytarz, gdzie zauważyła uchylone drzwi sypialni przyjaciela. Severus już musiał się obudzić. Zadowolona poszła w stronę jego pokoju. Zapomninając o pukaniu, pchnęła drzwi.

- Severusie, jakieś sowy... - Cyntia otworzyła usta i zamknęła je z trzaskiem, widząc mężczyznę, który stał z różdżką w ręce bez koszuli w samych spodniach, prasując zaklęciem białą koszulę, która pogniotła się w kilku miesięcach. Zawsze był pedantem. Zaczerwieniła się bardziej, gdy złapała się, że wlepia oczy w jego urzeźbiony tors. Czasami zapominała, że byli dorośli i to był moment, w którym nadchodziło znajome olśnienie. Chociaż musiała przyznać, ze nie był już aż takim szkielecikiem, jak gdy był nastolatkiem...

     Zaskoczony nagłym hałasem Severus odwrócił się do zarumienionej Cyntii, zapominając, że był nie do końca ubrany. Cóż... Raczej nie spodziewał się jej nagłego wpadniecia do jego sypialni. A tak poza tym nie bardzo się przejął tym, że paraduje przed nią bez koszuli. Zapomniał jedynie o swoim Mrocznym Zanku.

- Co się stało? - zapytał, sądząc z jej nagłego wpadnięcia, że coś się stało.

- Nie... Tak... Po prostu...

"Od kiedy ja się jąkam?" - zapytała sama siebie. - "Oj przestań! Zachowujesz się jak nastolatka, która nie widziała nagiego faceta... No cóż.... tak, raczej nie widziałam... ZAMKINJ SIĘ!"

- Tak? - Mistrz Eliksirów uniósł brew. Od kiedy Lily się jąkała? Brzmiała wtedy tak uroczo.

- Mogłabyś na siebie coś włożyć? - wypaliła, patrząc wszędzie indziej niż on. Chociaż jej oczy ciągło do wlepienia w wzroku w jego ciało.

     Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie.

- A coś nie tak? - zapytał chytrze. - W pierwszej chwili jakoś nic ci nie przeszkadzało. - był bardzo rozbawiony jej zakłopotaniem.

- Wcale nie... Znaczy tak... - zamknęła usta, ucinając jeden wielki bełkot, jak udało jej się stworzyć. Nie zwróciła nawet uwagi na Mroczny Znak na jego przeramieniu, zajęta powstrzymywaniem zakłopotania i ukradkowym badaniem jego sylwetki.

- Wparowałaś do mojej sypialni jak burza i czegoś innego się spodziewałaś? - droczył się z nią rozbawiony jej uroczymi rumieńcami.

- Nie... Ja właśnie... - nie wiedziała, co dokładnie chciała powiedzieć.

- Przynajmniej zdążyłem się częściowo ubrać... - jej rumieńce się pogłębiły.

- To źle... znaczy dobrze...

- To chyba nie powód, dla którego pożerasz mnie wzrokiem? - zapytał jedwabiście, bawiąc się jej zakłopotaniem.

- Ja wcale tego nie robię... - oburzyła się, wpatrując się w niego zmrużonymi oczami. Zaraz potem odwróciła zakłopotany wzrok, wiedząc, że zaprzecza sama sobie.

- Drzwi są od tego, żebyś pukała. Chyba, że chcesz po raz kolejny mieć powód, by czerwienić się, jak dojrzały pomidor. - zwrócił jej uwagę z nutą złośliwej kpiny.

- Ja wcale... Ahhhh! Severusie Snape! Nie drocz się ze mną! - oburzyła się wkurzona i zakłopotana Cyntia. Ten człowiek był niemożliwy! Nie dość, że był powodem jej zakłopotania, to jeszcze go to bawiło! Zapomniała o orginalnym poczuciu humoru Severusa Snape'a. - Chciałam powiedzieć, że w jadalni czeka na ciebie magiczne ptactwo! - odwróciła się na pięcie i wymaszerowała sztywno z jego sypialni. Z ust mężczyzny uciekł krótki śmiech. Gdyby nie ta sytuacja, to prawdowpodobnie doczepiłby się faktu, że nie zapukała, ale jej zakłopotanie było dużo zabawniejsze.

      Rozbawiony Severus ubrał białą koszulę, a potem czarny surdut, zapinając guziki pod samą szyję jak zwykle. Tak samo czarną pelerynę wziął do ręki, chowając różdżkę do rękawa, jak zawsze. Następnie mężczyzna wyszedł ze swojego pokoju do jadalni, gdzie była Cyntia i, jak powiedziała: "magiczne ptactwo". Kobieta, gdy tylko go zobaczyła, natychmiast schowała jeszcze lekko zaróżowioną twarz za filiżanką herbaty, co go rozbawiło. Ale nie powiedział nic. Zamiast tego podszedł do trzech sów. Jedna przyniosła pokwitowanie z apteki, druga była od Lucjusza, a trzecia nie dała sobie tak łatwo odebrać listu. Ale rozpoznał ją jako sowę Pottera, na co lekko się skrzywił.

- Oddaj to, głupie ptaszysko! - warknął pod nosem. Sowa fuknęła obrażona, pusząc się i uwalniając kilka piórek. Po chwili jednak udało mu się przekupić ptaka kawałkiem śniadania z talerza Cyntii, która zmrużyła lekko oczy, ale nic nie powiedziała. Severus spojrzał na kopertę, czytając adresata, a potem na Cyntię.

- Do ciebie. - powiedział skrzywiony i potał jej list od Pottera. Nic nie mógł poradzić na uczucie zazdrości. W końcu Cyntia była jego żoną, a nie...

"Jesteście małżeństwem na papierze. Wasze małżeństwo tak napradę nie istnieje! Czujesz się zazdrosny? Jesteś jeszcze większym idiotą niż Potter!" - wyśmiał go jego własny umysł, przez co Severus poczuł smutek. Jego marzenia nigdy się nie spełnią. Teraz miał imitację ich spełnienia i tylko to mu będzie dane. Gdy wojna się skończy, a Voldemort będzie martwy, Cyntia Snape zniknie, a pojawi się Lily Evans, dla której był tylko przyjacielem i nikim więcej. Przynajmniej tyle. Powinien się cieszyć z tego, co ma. Jeśli nie mogł być dla Lily kimś więcej niż tylko przyjacielem, powienien się z tego cieszyć.

- Do mnie? Ciekawe od kogo. - Cyntia spojrzała na kopertę, biorąc ją do ręki. Otworzyła ją i zaczęła czytać. Już po pierwszej lini się skrzywiła, gdy rozpoznała pismo. Pobieżnie przeczytała całość i na końcu miała ochote zwymiotować na tę ilość komplementów, przeplecionych z przeprosinami i wyrazami uwielbienia. - Co za idiota! - zawołał oburzona i oszołomiona kobieta, rzucając list na stół i wlepiając w niego mordercze spojrzenie. Severus uniósł wzrok znad swojego talerza.

- Coś nie tak?

- Idiota, kretyn, debil... nie wiem, jakim jeszcze słowem mogę określić głupotę Pottera! - zawołała zirytowana Cyntia. - Cymbał napisał list z przeprosinami, ale nie pomyślał, że ktoś może go przechwycić. A zawarł w nim tyle informacji, że lepiej by było, żebyśmy sobie strzelili Avadą!

- To Potter, Cyntio. Nie można wymagać od niego zbyt wielkiej inteligencji. - westchnął, zerkając na list, który po chwili stanął w płomieniach, spopielając się na proch. Czuł pewien rodzaj złośliwej satysfakcji, że list Pottera nie został dobrze odebrany przez Cyntię. Severus uważał, że to śmieszne, ale odnosił wrażenie, jakby Huncwot był zazdrosny o kobietę. Zupełnie jakby nie miał własnej rodziny i żony. Chyba że MacDoland też nie kochał. Ale z drugiej strony to dla niej stworzył tę całą intrygę... Zresztą to nie ważne. Co go to obchodzi?

- Jest inteligenty, tylko jak chce. - powiedziała zgryźliwie. Potrząsnęła głową. Nie będzie się denerwować kimś takim jak James Potter. - Za ile masz pierwsze zajęcia?

- Dziś Filuis mnie zastępuje. - powiedział. - Muszę złożyć Goldstien'owi wizytę w związku z ostatnią partią ingrediencji, którą przysłali do Hogwartu.

- Daleko poza oczekiwaniami?

- I to bardzo. Chyba nie zrozumiał mojego ostrzeżenia w wakacje. - Cyntia parsknęła śmiechem.

- Tego o zastępowaniu skłodników jego osobą? - zapytała rozbawiona.

- Właśnie tego. - powiedział mężczyzna, wstając od stołu po skończonym śniadaniu. Założył płaszcz. - Idę urzeczywistnić swoje groźby. - powiedział czarnowłosy czarodziej z diabelnym zacieszem na tę myśl.

- Tylko nie krzycz po nim za bardzo, dobrze? - poprosiła rozbawiona Cyntia, potrząsając głową, trochę żałując pracownika apteki. Severus i jego uwielbienie do straszenia ludzi. Ciekawa była, co zrobi, gdy kiedyś ktoś dostanie przez niego zawału.

- Nie podniosę głosu ani o decybel. - zagwarantował.

- Bo pewnie morderczy ton zrobi swoje. - powiedziała, przewracając oczami.

- Cenię swoje zdolności. - powiedział rozbawiony mężczyzna i zniknął za drzwiami.

⋇⋆✦⋆⋇

Następny rozdział: "38. Tajemniczy wielbiciel"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro