38. Tajemniczy wielbiciel

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Zadowolony postrachem, jaki wywarł na biednym sprzedawcy, Severus Snape zamknął drzwi apteki, wychodząc na ulicę Pokątną. Przynajmniej załatwił sprawę, jak należy. Wszyscy wiedzieli, że nie będzie tolerować słabej jakości składników dla Hogwartu. Slughorn sobie na to pozwalał, ale nie on. Wiedział, że jeśli raz machanie na to ręką, to już zawsze będą wysyłać takie ingrediencie. Ach, te chwyty marketingowe. Uzależnić klienta wysokiej jakości składnikami, a potem z każdą kolejną partią są coraz gorsze. Nie z nim te numery.

     Mężczyzna poprawił swój płaszcz i spokojnym krokiem zaczął iść w stronę jednego z zaułków, by się deportować, gdy przypomniało mu się, że musi załatwić coś jeszcze w Ministerstwie. Nie lubił tam chodzić, lecz gdy tego wymagała sytuacja, niechętnie się tam wybierał. Odrzucał wtedy wszystkie złe wspomnienia, związane z tym miejscem. Cele w Ministerstwie ją bardzo ciasne i zimne. A stróżujący dementor pogłębia panującą tam lodowatą atmosferę. Był tam przez kilka dni przed swoją rozprawą, kilkanaście lat temu i nie chciał trafić tam ponownie.

      Jednak o wiele bardziej obawiał się zamknięcia w Azkabanie. Nie chciał tam trafić po raz drugi. Wystarczyło mu spędzenie tam trzech miesięcy, po których wyglądał, jak wrak człowieka. Nie znosił dobrze swojego drugiego raczej przerażającego współlokatora zza ściany. Zadrżał mimowolnie, otulając się ciaśniej peleryną na wspomnienie chłodu, który zawsze go dopadał w towarzystwie dementora. Nienawidził tego uczucia. Nienawidził przeżywania swoich najgorszych wspomnień wciąż i wciąż, jak było przez te trzy miesiące w Azkabanie. Nigdy nie chciał tam ponownie wrócić.

      Mężczyzna przechodził obok jednej z uliczek, gdy usłyszał rozmowę, która go zaciekawiła. Wyłapał w niej swoje nazwisko. Kto by rozmawiał o nim na ulicy? Severus schował się w cieniu uliczki, będąc niewidocznym w mroku, gdy przywarł do muru. Gdy chciał, potrafił stać się niewidoczny nawet bez zaklęć.

- ... Snape'owi się poszczęściło. - rozpoznał głos Antonina Dołohowa.

- Tak naprawdę to nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek się ożeni. - prychnął drugi mężczyzna o imieniu Avery.

- I udało mu się ustrzelić niezłą partię. - wtrącił się trzeci głos, którego Severus nie rozpoznał. Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi. Czuł jednak ciarki pełzające na dźwięk tego głosu, który miał w sobie coś przerażającego. Jego Znak delikatnie mrowił. A może to tylko dreszcze? Kim był ten człowiek?

- Masz rację, pa...

- Dołohow!

- Przepraszam...

- Nie obchodzą mnie twoje przeprosiny! Nie popełniaj błędów! Jeszcze nie czas! - zasyczał ten sam głos. - Otaczają mnie kretyni! Wracając do głównego tematu... To naprawdę piękna kobieta. Jakim cudem nie wiedziałem, że Malfoy ma siostrę? - podejrzliwość Severusa się pogłębiła. Jego szpiegowski instynkt dał o sobie znać. Nie podobało mu się, że ktoś tak bardzo interesował się Cyntią. Nie chodziło już o fakt, że jest jego żoną, ale istotę tego faktu, że ktoś węszył wokół jej pochodzenia. To mogło źle się skończyć.

- Nikt nie wiedział. - odezwał się Avery. - Podobno jest dzieckiem z romansu ojca Malfoy'a z jakąś kobietą.

- A ona to owoc rozwiązłości Abraksasa... Chyba jedna rzecz, jaką udało mu się w życiu to jego potomstwo.

- Był użyteczny dla naszej sprawy...

- Nie tobie to oceniać, Dołohow! - warknął lodowato nieznajomy z pewną władczością w głosie. - To należy się tylko naszemu panu. - Severus poczuł skurcz żołądka. Oczywiście wiedział, że nadal istnieją fanatycy Czarnego Pana, ale nie sądził, że idioci będą się aż tak z tym afiszować. Jednak to nie odpowiadało na pytanie, dlaczego rozmawiali o Cyntii. - Chyba już zapomniałeś, jak smakuje Crucio Czarnego Pana, Antonin. - głos mężczyzny był zimny i złowrogi, który był piekielnie znajomy. Gdzieś już go na pewno słyszał.

- Oczywiście, że nie. Wybacz... - Dołohow był bardzo potulny wobec tego człowieka. Severus zastanawiał się nad jego tożsamością. Może jakiś ważny sprzymierzeniec Czarnego Pana, o którym nie wiedział?

- Snape'a spotkał zaszczyt, że Cyntia za niego wyszła, mimo że jest półkrwi. - głos nieznajomego czarodzieja znów był spokojny. Jednak nadal była w nim obecna pewna władcza nuta, która była Severusowi znajoma, a jednocześnie obca. I to było to, co sprawiało, że zaczynał czuć obawy. Znajomy skręt we wnętrznościach znów dał o sobie znać. Tak samo jak nieprzyjemne uczucie lęku. - Ktoś tak szlachetnego pochodzenia zasługuje na więcej. - stwierdził wyniośle. Ukryty za rogiem Severus, odniósł wrażenie, jakby mężczyzna mówił o sobie, co mu się nie spodobało.

- Masz rację. - obaj mężczyźni potulnie przytaknęli.

- Mamy coś zrobić w tym kierunku? - zapytał Avery. - Jakieś anonimowe listy o cichego wielbiciela doprowadzą Snape'a do szału.

- Pomyśli, że jego żona ma kochanka i od razu ją zostawi! Każdy zna jego piekielny charakter.

- Macie się nie wtrącać! Sprawą Czarnej Pani muszę zająć się sam. - powiedział ostro mężczyzna. Severus tego nie widział, ale obaj czarodzieje kiwnęli głowami. - Idźcie już! Lepiej, żeby nikt nas tu nie zobaczył. - ponaglił ich rozkazująco. Lepiej by nikt ich tu nie widział. Severus szybko odszedł niezauważony, mieszając się z tłumem czarodziejów i czarownic.

     Niepokoiło go to, co usłyszał. Ktoś interesował się Cyntią i węszył wokół jej pochodzenia. Co jak ktoś odkryłby jej tożsamość? Severus poczuł przeszywający lęk na tę myśl. Gdyby ktoś dowiedziałby się, że Cyntią Snape'a to tak naprawdę Lily Evans, jego pozycja szpiega byłaby zagrożona. Jednak nie o to się najbardziej martwił. Bardziej martwił się o Lily. Nie mógł pozwolić, by coś jej się stało. Gdyby znów umarła... Nie przeżyłby tego. Nie wytrzymałby po raz drugi takiego bólu. Obiecał ją chronić i zrobi wszystko, by była bezpieczna bez względu na cenę.

      Kimkolwiek był ten nieznajomy mężczyzna, który tak bardzo interesował się Cyntią, Severus wiedział, że nie pozwoli mu jej skrzywdzić. Najpierw jednak musiał odkryć, kim jest owy tajemniczy człowiek. Znaj swojego wroga, by wyłapać jego słabości i móc go pokonać. Dołohow i Avery najwyraźniej wiedzieli, kim był. Ich też będzie musiał mieć na oku...

⋇⋆✦⋆⋇ 

- W zamku jest ktoś, kto chce ukraść to coś co strzeże pies. - powiedział Seamus do swoich towarzyszy, gdy chłopcy siedzieli w pustym już Pokoju Wspólnym Gryffindoru. W kominku miło płonął ogień, będąc źródłem światła i ciepła.

- Ale kto chciałby ukraść to... To coś? - zapytał Ron marszcząc lekko piegowaty nos.

- Snape. To chyba jasne. - odrzekł pewnie Wybraniec.

- Snape?

- No a kto inny, jeśli nie on? Percy sam powiedział, że macza palce w Czarnej Magii. A poza tym zaatakował mojego tatę...

- Według świadków to było na odwrót Harry. - zauważył uprzejmie Seamus. Harry przewrócił oczami.

- Niech sobie mówią, co chcą. Nawet jeśli tak było, to na pewno Snape go czymś sprowokował. - powiedział ze złością.

- Na pewno tak było, Harry. - Ron energicznie pokiwał głową. - Szkoda, że nie widzieliśmy, jak skopał temu dupkowi tyłka.

- Też chętnie bym to zobaczył. - przyznał Harry nieco rozczarowany.

- Podobno pani Snape została poszkodowana. - dodał Seamus.

- Też słyszałem...

- Mogła się nie wtrącać. - Harry wzruszył ramionami.

- Racja...

- Słyszałem, że Snape był wściekły i omal nie przeklął twojego taty. Ale McGonagall się zjawiła z Filtwickiem. - powiedział Ron, opowiadając, co słyszał. - Podobno bardzo wrzeszczała na twojego ojca, a Snape'owni nic nie powiedziała. Tak opowiadał Percy.

- Bzdury! Na pewno coś ci się pomieszało, Ron. - Harry machnął ręką lekceważąco. Jego tata był najlepszy i każdy go lubił! Może poza Snape'em.

- Wcale nie! - oburzył się Ron. Nic nie pokręcił! Był tego pewny... Chyba.

- Ale oczywiście, że tak. Szkoda tylko, że Snape'a nie wywalili.

- Nawet nie dostał ochrzanu!

- Może miał później rozmowę? - zastanowił się Ron.

- Wątpię. - oświadczył Harry zgryźliwie. - Ja bym go wyrzucił z Hogwartu i wpakował do Azkabanu! - Seamus i Ron spojrzeli na niego. - No co? Mój tata tak zawsze mówi.

- Dlaczego się nie lubią? - zapytał ciekawie Seamus. Harry wzruszył ramionami.

- Nie wiem, ale czy to ważne? Jest Opiekunem Domu Czarnoksiężników. To chyba wystarczający powód. - Seamus i Ron, objadający się słodyczami, pokiwali zgodnie głowami. Harry nikomu nie wspomniał, że prawie sam został tam przydzielony.

- Masz rację.

- Skoro jest taki zły, to nie rozumiem, co jeszcze tu robi.

- To chyba jasne! Dumbledore go tu trzyma. - Harry przewrócił oczami.

- No, ale co może mu dać taki Snape? - Ronowi nie szło w parze jedzenie i myślenie jednocześnie.

- Myśl, Ron!

- Jest najmłodszym Mistrzem Eliksirów w Europie...

- No na przykład! Posiadanie nauczycieli z tytułami "Mistrza" dobrze wpływa na renomę szkoły. - stwierdził rozumnie Seamus.

- No, ale Snape'a mógł sobie darować. - narzekał Ron.

- Trudno się nie zgodzić. - mruknął Harry.

- A tak właściwie to, co z Granger? - Chłopiec-Który-Przeżył spojrzał na Rona zza okrągłych okularów.

- A co ma być?

- Nie uważasz, że ostatnio jej pofolgowaliśmy?

- Dlaczego? Trzyma się od nas z daleka. To chyba dobrze. - zdziwił się Seamus.

- Tak i prowadza się ze Ślizgonami. - zauważył sarkastycznie Ron. - Zwłaszcza z Malfoy'em.

- Ten cholerny Śmierciożerca. - mruknął pod nosem Potter. Co prawda Draco nie był Śmierciożercą, ale dla Harry'ego było to wszystko jedno. Ze Slytherinu wychodzi samo zło, więc to bez różnicy. - Ron ma rację. Trzeba coś zrobić. Mam pewien plan. Słuchajcie...

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Severus siedział spokojnie w fotelu, rozglądając się po gabinecie, podczas gdy Dumbledore oglądał wspomnienie w myśodsiewni. A było na co patrzeć. Różnorodność bibelotów w biurze dyrektora wręcz zatrważała. Każdy inny. Większy, mniejszy. Lecz każdy dodawał uroku pomieszczeniu, które stawało się przytulniejsze i jedyne w swoim rodzaju.

     Czarnowłosy mężczyzna odłożył pustą filiżankę na stolik razem z talerzykiem i założył ręce, łącąc je koniuszkami palców. Zaczął bez celu przyglądać się srebrnej obrączce na palcu. Patrząc na nią, myslał o Lily. Nie żałował, że zgodził się na to aranżowane małżeństwo. Chociaż nosło to ze sobą pewne ryzyko, to z drugiej strony mógł być blisko Lily i tym samym lepiej ją chronić. Poza tym nie wyobrażał sobie, żeby ktoś inny był na jego miejscu. Na przykład Black. Cyntia Black. Aż poczuł nieprzyjemne wzdrygnięcie. To nie brzmiało za dobrze. Cieszył się, że to właśnie on jest na tym miejscu. Mógł być blisko Lily i nie musiał patrzeć na nią w ciele Cyntii idącej za rękę z innym. Nie wiedział, czy jego serce by to wytrzymało, czy pokryłoby się jeszcze większą warstwą lodu, stając się nie czułe na najmniejsze zranienie.

- To bardzo interesujące. - odezwał się Dumbledore, gdy wyszedł z myślodsiewni. Severus odgonił własne myśli. - Sądziłem, że zwolennicy Voldemorta są bardziej dyekretni. - Mistrz Eliksirów skrzywił się na dźwięk imienia, które nadał sobie Tom Riddle, czując nieprzyjemny dreszcz i mrownienie w Mrocznym Znaku, który ostatni dość często dawał o sobie znać.

- Mógłbyś nie używać tego imienia, Albusie? - wycedził Mistrz Eliksirów, patrząc na mentora spod byka i zmarszczonych brwi.

- Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi. - Dumbledore wygłosił jedną ze swoich mądrych sentencji ze swojego prywatnego "Tomika mądrości" swojego autorstwa. Severus przewrócił oczami.

- Powtarzasz się, Albusie.

- Ty też, mój chłopcze. - powiedział rozbawiony Dumbledore. Po chwili jedna starzec spoważniał. - Wracając do tego wspomnienia, które mi pokazałeś, jest intrygujące. Wygląda na to, że Lily komuś wpadła w oko.

- Ona ma na imię Cyntia, Albusie. - poprawił automatycznie. - I jest to raczej niepokojące, a nie intrugujące. - dodał lekko oburzony.

- Martwisz się o nią. - Albus uśmiechnął się. Zaczynał dostrzegać, że to arażowane małżeństwo zaczynało wychodzić obojgu na dobre. Oczywiście nie wiedział, jak zachowują się względem siebie, gdy są sami, ale zaczynał dostrzegać subtelną różnicę. Severus martwił się i dbał o Lily, chroniąc, jak tylko mógł. Natomiast Lily zaczynała dostrzegać jego poświęcenie i zastanawiać się nad jego przeszłością. Dlaczego tak nagle zmienił strony? Dlaczego jej pomógł? Czemu nie ułożył sobie życia przez te lata? To pytania, na które odpowiedzieć mógł tylko Severus.

- Oczywiście, że tak! Jest moją przyjaciółką...

- Którą darzysz silnym uczuciami. - uśmiechnął się delikatnie Dyrektor. Severus westchnął na słowa mentora.

- Wiem. Ale Lily nigdy się nie dowie...

- Dlaczego? - Albus bardzo lubił Severusa. Nawet więcej. Kochał go, jak swojego własnego syna, którego nigdy nie miał, ale czasem naprawdę go nie rozumiał. Zwłaszcza co do kwestii uczuć do Lily. Dumbledore nie rozumiał, dlaczego Ślizgon woli milczeć w tej sprawie, zamiast po prostu wyznać swoje uczucia. Jednak umysł uczniów domu Salazara Slytherina jest bardziej skomplikowany niż Gryfonów.

- Ja... Nie i koniec! - zdenerwował się mężczyzna. Założył ręce na klatce piersiowej i milcząc, wpatrywał się w kominek, zdecydowany nie patrzeć na dyrektora, którego spojrzenie czuł na sobie. Po kilku minutach ciszy, westchnął. Nienawidział Albusa za jego umięjętności zdobywania informacji i to bez użycia Legilimencji czy Veristaserum. Nawet on nie mógł się temu oprzeć. - Ona i tak tego nie odwzajemi. Nie chcę niszczyć tego rozejmu, jaki udało nam się osiągnąć. - powiedział cicho, patrząc w płomienie.

- Wam obojgu odbierasz szansę na szczęście w ten sposób, Severusie. Skąd wiesz, że ona nie czuje tego samego? - Lily miałaby go pokochać? Marzył o tym w najgłębszych snach, ale uważał to za niemożliwe w rzeczywistości. Dlaczego miałaby pokochać takiego potwora jak on?

- Wiem to i tyle! - zirytował się Severus. Nie w tej sprawie tu przyszedł. - Nie przyszedłem tu dyskutować o moich uczuciach, ale o Cyntii i Śmierciożercach. - Albus westchął w duchu, widząc, że to koniec tej dyskusji. - I nie waż się jej o tym mówić, Albusie!

- To od ciebie musi się dowiedzieć. - powiedział mądrze Dumbledore.

- Możemy wrócić do tematu? - zapytał zirytowany Mistrz Eliksirów.

- Oczywiście, mój chłopcze. Musisz mieć żonę na oku. Nie wiemy, co ten nieznajomy planuje.

- Nie masz pomysłu, kim może być, Albusie?

- Niestety nie, Severusie. - odparł Dumbledore, opierając się wygodnie w fotelu za biurkiem. Starszy czarodziej złożył ręce razem, myśląc. - Ten ktoś bardzo zadbał, by pozostać anonimowy.

- Na nieszczęście dla nas. Postaram się wysondować Avery'ego i Dołohowa przy najbliższej okazji. Zwłaszcza tego drugiego. Antonin nigdy nie był zbyt... inteligentny. - powiedział szyderczo Mistrz Eliksirów.

- Może "puści farbę", jak to mówi dzisiejsza młodzież. - stwierdził Albus z nutą humoru, na co Severus wywrócił oczami.

- Zobaczymy, co uda mi się dowiedzieć. - powiedział mężczyzna w czerni.

- Jesteś uzdolnionym czarodziejem, Severusie. Potrafisz być przekonujący. - Dumbledore uśmiechnął się ciepło. - Cytrynowego dropsa?

- Nie słodź mi, Albusie. Od madmiaru słodkości psują się zęby. - powiedział zgryźliwie Snape. - Jak się je ma. - dodał z okropnym grymasem. - I nie waż się w mojej obecności wyjmować tej protezy, bo osobiście ci ją wcisnę tak głęboko w gardło, że będziesz myć zęby w.... - tylko raz widział sztuczne zęby dyrektora, jak ten wyciągnął je kiedyś w pokoju nauczycielskim. Stracił wtedy nagle ochotę nawet na kawę. Dobrze, że szybko wyszedł, zanim Hagrid puścił pawia....

- Wolę nie wiedzieć. - zaśmiał się rozbawiony dyrektor. - Idź już, mój chłopcze. Cyntia na pewno na ciebie czeka. - uśmiechnął dobrotliwie Albus z skaczącymi iskierkami w błękitnych oczach.

- Do widzenia, dyrekorze. - pożegnał się profesor i szybko wyszłaś z gabinetu, zanim Albus zdążyłby po raz kolejny zaproponować mu te jego okropne cukierki.

     Severus zeszedł po schodach z gabinetu, bez jednego spojrzenia mijając gargulca. Wiedział, że ominęły go dziś wszystkie jego zajęcia, ale był też pewien, że jego zastępca należycie przypilnuje studentów i przeprowadzi lekcje. Mógł więc spokojnie wrócić do kwater. Patrząc na godzinę, podejrzewał, że Cyntia albo jeszcze będzie w skrzydle szpitalnym, albo będzie z niego wracać. Może spotkają się po drodze?

     Jego nadzieja jednak okazała się płonna, bo oprócz spotkania kilku studentów, którzy czym prędzej przed nim uciekli, nie napotkał swojej żony. Spotkał natomiast kogoś innego. Przy zejściu do lochów zobaczył kręcącego się Quirella. Zmrużył oczy. Ostatnimi czasy często go tu widywał. Zbyt często. I to w porach, gdy akurat Cyntia wracała ze Skrzydła Szpitalnego. Zaświeciła mu się czerwona lampka w głowie. To było podejrzane. I to bardzo...

     Severus podszedł do Quirella szybkim krokiem, a peleryna za nim falowała. Na twarzy miał beznamiętną maskę.

- Witaj, Quirell. - przywitał drugiego nauczyciela niebezpiecznie uprzejmym głosem.

- W-w-witaj, S-s-eve-rusie. - wyjąkał Quirell, patrząc niepewnie na drugiego nauczyciela.

- Co tu robisz? Czyżbyś uciął sobie spacer? - zapytał chłodno Mistrz Eliksirów, patrząc na niego z góry złośliwie.

- J-ja... p-p-przech-chodziłem t-tędy... - zaczął się tłumaczyć Quirell. Zirytowany Severus miał ochotę przerwać jego żałosny bełkot, który doprowadzał go do szału.

- Nie obchodzą mnie twoje żałosne wymówki, Quirell. - przerwał mu bezceremonialnie mężczyzna w czerni, które dodawała mu mroku, a podkreślało to delikatne światło pochodni. Wbił w czarodzieja w fioletowym furbanie złowrogie spojrzenie.

- T-to n-nie w-w-wymówki! - oburzył się niepewnie Kwiryniusz, dygotając ze strachu. Pisnął cicho, gdy nagle został popchnęty przez drugiego mężczyznę na ścianę. Mistrz Eliksirów ścisnął w dłoni garść nauczycielskich szat profesora Obrony przed Czarną Magią, aż pobielały mu knykcie.

- Ty chcesz mieć we mnie wroga, Quirell? - wysyczał groźnie, nie musząc wkładać wiele serca w ten złowrogi ton. Czuł wściekłość na Quirella.

- S-severusie... j-j-ja n-nie w-w-wiem o-o cz-czym m-mówisz... - wybełkotał przerażony i zaskoczony profesor.

- Doskonale wiesz, o co chodzi. - warknął Mistrz Eliksirów.

- J-ja...

- Nie przerywaj i słuchaj, co mówie, bo nie powtorzę. - rozkazał lodowato mężczyzna. - Masz mnie na ślepego głupca? Myślisz, że nie widzę, jak śledzisz moją żonę? Jak wodzisz za nią wzrokiem? - syknął kpiąco.

- J-ja...

- Kazałem ci milczeć! - warknął ostro czarnowłosy mężczyzna, złoworgo świdrując swoją ofiarę wzrokiem. - Jeszcze raz zauważę, że za nią chodzisz, czy nawet patrzysz, to źle się to dla ciebie skończy. Pokażę ci czym naprawdę jest Czarna Magia i nawet twoje mizerne umiejętności ci nie pomogą... - przerwał nagle coś otarło się o jego nogę i usłyszał szelest materiału. Nie puszczając szat Quirella, rozejrzał się, ale korytarz był pusty. Wyciągnął rękę przed siebie, ale jego palce złapały powietrze. Dziwne... Po chwili wrócił do ciekawie obserwującego go Quirella, którego zainteresowanie szybko zniknęło. - Wkrótce znów sobie pogadamy... Więc zdecyduj, co dla ciebie lepsze. - zagroził, zanim puścił niższego mężczyznę, który goraczkowo poprawił turban, którym chyba dodawał sobie wzrost.

     Mistrz Eliksirów odszedł w stronę lochów, zostawiając Quirella samego na korytarzu. Jego peleryna falowała za nim dramatycznie, niczym skrzydła przerośniętego nietoperza. Czarnowłosy mężczyzna zszedł do podziemi Hogwartu, gdzie były jego kwatery. Miał nadzieję, że jego groźba dotarła należycie i Quirell odczepi się od Cyntii. Przynajmniej jeden problem będzie mniej.

- Asfodelus. - mruknął hasło, a Selena Sytherin na portrecie wpuściła go do środka. Gdy Severus wszedł do środka zobaczył Cyntię siedzącą na kanapie z jakąś książką na kolanach i szklanka w ręce. Zamknał za sobą drzwi. - Już jestem...

     Głowa Cyntii podskoczyła, ukazując zarumienioną twarz. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a oczy dziwnie mętnie błyszczały.

- Sev! - zawołała radośnie, zrywając się z kanapy. W nieco chwiejnych podskokach podbiegła do zaskoczonego Severusa, zarzucając mu ręce na szyję. - Jesteś wreszczie! Czułam się taka samotna, Sevi... - poskarzyła się smutaśnie. Severus złapał ją zaskoczony, a jego brwi prawie zniknęły za linią włosów. Czy on czuł od niej alkohol? Lily zawsze raczej stroniła od alkoholu... - Ale już nie jestem. - czarownica wyszczerzyła się w uśmiechu, ciągnąc go na kanapę. - Jak było w pracy? - zapytała radośnie, ciągnąc go za rękę na kanapę. Zatoczyła się na fotel, ale Severus uratował ją od upadku. Kobieta zachichotała, śmiejąc się, nawet nie wiedziała z czego.

- Dobrze... - powiedział powoli, będąc raczej zaskoczony tym, co tu zastał. Pijanej Lily na pewno się nie spodziewał. Czemu to zrobiła? Spojrzał na stół i zobaczył w połowie pustą butelkę z napisem: "Sok wiśniowy". Severus przymknął na moment oczy, starając się nie roześmiać. W istocie w butelce było coś z wiśni, ale nie sok, ale gęsta wiśniówka od Lucjusza. A że alkochole wyrobu arystokraty są bardzo słodkie, a przede wszystkim mocne... Powinien chyba pomysleć wcześniej i zabezpieczeniu barku. Lily miała bardzo słabą głowę, co właśnie widział po raz kolejny.

- To cudownie! A ja się tak nudziłam... - spojrzała na niego figlarnie mętnym wzrokiem, zalotnie trzepocząc rzęsami. Usiadła mu znienacka na kolanach, zaczynając się jedną ręką bawić się jego włosami. Uśmichała się psotnie pijanym uśmiechem. Severus czuł, jak jego serce zaczynało być szybciej widząc czuły wzrok, jakim go obdarzała, ale wiedział, że to nie prawda. Zachowuje się tak, bo jest pijana.

- Nie jesteś zmęczona? - zapytał, starając się jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Nie chciał, by Lily zrobiła coś, czego będzie żałować.

- Nieee. Jestem peeełna energii. - odparła pijana kobieta, przeciągając uwodziceilsko samogłoski i delikatnie przejeżdzając palcem wskazującym wzdłuż jego klatki piersiowej, powodując u niego przyjemny dreszcz. Na ustach miała zalotny uśmiech i kokieteryjny blask w oczach.

- Jesteś pijana, Lily. - powiedział wprost, gdy jej twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać. Lily zachichotała uroczo.

- Jaaaa? Pijanaaa? Ależ skąd! - mruknęła kobieta, dłonią delikatnie błądząc po jego torsie w poszukiwaniu guzików. Jej usta delikatnie wbiły się w jego szyję, niczym wampir w poszukiwaniu krwi. Severus czuł, jak drży pod wpływem jej pieszczoty, pozwalając sobie na moment przymknąć oczy. Czuł się dziwnie, ale przyjemnie, czując jej delikatne pocałunki składane na szyi i drobne dłonie na ciele. Jeden guzik, drugi, trzeci od góry zostały odpięte. Usta Lily odnalazły drogę do jego wąskich ust, składając na nich czuły pocałunek. Jej usta miały taki słodki smak. Było to coś, o czym zawsze śnił, a jednocześnie coś, co go otrzeźwiło. Nie mogli... Nie mógł skrzywdzić tak Lily. Czułby się, jakby ją wykorzystał, a przez to i zranił. Nie mógł... Musiał to jak najszybciej przerwać.

     Delikatnie położył dłoń na jej ustach, gdy się od niego oderwała i chciała ponownie pocałować. Chociaż inaczej sobie wyobrażał jego pierwszy pocałunek z Lily.

- Sevvvv...? - zamruczała Lily, otwierając oczy. - coś nieeee tak?

- Nie możemy, Lily. - odparł, odzyskując panowanie.

- Cooo? Czeemuu? - potrząsnęła głową na boki, by ustąpiło zamroczenie, spowodowane alkocholem. - No czeeemuu..? Jest takk faaaaajniee...

- Jesteś pijana, Lily. Nie chcę, byś zrobiłaś coś czegoś, czego... - przerwał, gdy nagle dostał od kobiety w twarz. Otworzył szerzej oczy. - Za co...?

- Ty mnie już nie lubisz! - zachlipiała, stając tyłem do niego. Severus westchnął, biorąc kika wdechów, by się nie roześmiać na tę absurdalną sytuację. Wiedział, że nie powinien, ale to było śmieszne i bawiło go niezmiernie. Trzeźwa Lily była piękna, ale pijana Lily była po prostu urocza.

- Oczywiście, że cię lubię. - powiedział, podchodząc do kobiety. Blondyna natychmiast się odwróciła do niego wpadając wprost w jego ramiona, bo miała problemy z utrzymaniem równowagi. Spojrzał się za niego zapuchniętymi i czerwonymi oczami które w jednej chwili były pełne łez.

- N-n-naprawdę? - zaszeptała, chlipiąc i pociągając nosem. Dłońmi kurczowo trzymała się jego szaty. Mężczyzna obejmował jej talię, a drugą ręką delikatnie gładził plecy. Czuł, jak Lily delikatnie drżała pod jego dotykiem.

- Tak, Lily. - odparł spokojnie, delikatnie prowadząc ją w stronę kanapy. - Usiądź. - Lily kiwnęła głową i gdy usiadł od razu wcisnęła mu się na kolana i przytuliła mocno do niego, wtulając w jego tors. Severus potrząsnął delikatnie głową z nutą rozbawiania. Na trzeźwo by nigdy tego nie zrobiła. Ale z drugiej strony jakaś jego część cieszyła się, że jest w takim stanie, bo mógł trzymać ją w ramionach i cieszyć jej bliskością. Czuł, jak Lily delikatnie drżała szlochając nieszczęśliwa. Wiedział, że ten stan wywołał u niej alkohol. Obiecał sobie już nigdy nie pozwolić, by się upiła. Oczywiście, była wtedy zabawna i bardzo urocza, ale mogła też wiele zdradzić. Severus czuł ulgę, że przyszedł do kwarter i nie musiał jej gonić po zamku. Nie wspominał już o zrujnowanej reputacji.

     Delikatnie gładził po włosach przylepioną do niego kobietę, która lekko drżała, chlipiąc w jego szatę. Nie przeszkadzało mu to. Przynajmniej mógł przytulać twarz do jej włosów. Jego ręka delikatnie pocierała uspokajające kręgi na jej plecach. Stopniowo alkocholowy płacz Lily zredukował się do pociągania nosem. Jednak nie poruszyła się. Dalej przytulała się do niego mocno, ściskając dlońmi szatę Mistrza Eliksirów. Severus spojrzał na Lily. Oczy miała zamknięte, a oddech stopniowo się wyrównywał.

     Zegar na kominku wybił godzinę dwudziestą trzecią. Severus spojrzał na Lily, która zasnęła w jego ramionach. Mężczyzna ostrożnie wstał, podnosząc Lily delikatnie, by się nie obudziła. Zaniósł śpiącą kobietę do jej sypialni i położył delikatnie na łóżku. Czarownica spała, jak zabita. Zdjął jej buty, wyciągnął różdżkę i odłożył na stolik nocny, a potem przykrył kołdrą. Severus spojrzał na Lily i czułym gestem odgarnął jej włosy z twarzy. Zrobił krok w stronę drzwi, ale zatrzymał się, odwracając do łóżka. Pchany impulsem pochylił się nad Lily i złożył na jej ustach delikatny, ale czuły pocałunek. Nigdy więcej mógł nie mieć takiej okazji.

- Dobranoc, Najdroższa. Kocham cię. - szepnął cicho, a świadkami tego wyznania byli tylko księżyc i gwiazdy.

Następny rozdział: "39. Powrót do zawodu"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro