39. Powrót do zawodu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nigdy więcej alkoholu, Lily Evans. Nigdy więcej alkoholu, Cyntia Snape. Nigdy więcej. - mruknęła do siebie samej jasnowłosa kobieta, ściskając dłońmi skronie i wbijając tępe spojrzenie w szklankę wody. Bolała ją niemiłosiernie głowa i miała okropnego kaca. Czuła donośnie kołatanie w głowie. W ogóle wyglądała dziś okropnie. Blada twarz, podkrążone oczy... Innymi słowy lustro by pękło, gdyby w nie spojrzała. Wygładała, jak chodząca kostucha. Jak to mówią: "kac morderca nie ma serca" nawet nad nią, biedną Lily.

- Dzień dobry! - usłyszała głośny i kpiący głos Mistrza Eliksirów, gdy ten wszedł do kuchni.

- Ciszej, Severusie... Proszę... - poprosiła skrzywiąc się delikatnie na głośność jego głosu. Podejrzewała, że robi to specjalnie, by ją podrażnić, albo spotęgować jej kaca.

- Czyżby ktoś miał kaca? - zapytał złośliwie, stając obok.

- I to bardzo... - jęknęła.

- To są skutki picia. - podsumował, czerpiąc rozbawienie z jej krzywych min.

- Nie chciałam się upić... - Severus prychnął.

- Więc po jaką cholerę, wypiłaś mi prawie całą butelkę wiśniówki? - zapytał sarkastycznie mężczyzna.

- Nie wiedziałam, że to alkohol... Pisało sok wiśniowy. - skrzywiła się, czując silniejszy ból głowy.

- Lucjusz tak to podpisał, sam nie wiem czemu. - wzruszył ramionami. - Po smaku nie rozpoznałaś, że to coś innego?

- Smakowało ciut dziwnie. - przyznała. - Ale było takie słodkie...

- Bo Lucjusz sypie cukier kilogramami do alkoholi swojego wyrobu. - powiedział i łaskawie postawił na stole przed nim fiolkę z zielonkawym eliksir o gęstej konstystencji. - To na twojego kaca. - powiedział z łaską rozbawiony. - Lily spojrzała na błogosławiony eliksir, jakby dostała najpiękniejszy prezent na świecie.

- Dziękuję! - zawołała entuzjastycznie i zaraz się skrzywiła. Za głośno. Rozbawiony Severus patrzył, jak odkręca fiolkę i lekko zielenieje na zapach. Przewrócił oczami, ale nie tylko ona tak reagowała na ten eliksir.

- Jest skuteczny mimo wyglądu. Nie myśl o zapachu, tylko szybko wypij. - poradził jej. Nie chciał za chwilę czyścić salonu. Lily tylko kiwnęła głową i zrobila, jak powiedział. Po chwili poczuła działanie eliksiru. Jednak dobrze jest mieć Mistrza Eliksirów za męża...

"Chwilę... Stop! Nie jesteście prawdziwym małżeństwem. To tylko aranżacja dla twojego dobra..." - pomyślała, już trzeźwym umysłem. Spojrzała na ewidentnie rozbawionego Mistrza Eliksirów.

- Lepiej? - zobaczył, jak kiwa głową. - Mam nadzieję, że następnym razem nie będę cię musiał pijanej kłaść do łóżka.

- Nigdy nie pozwolisz mi o tym zapomnieć, co? - zapytała cynicznie. Jego diabelny uśmieszek jej o tym zapewniał.

- Oczywiście, że nie. - odparł wrednie. - Byłaś wczoraj taka zabawna...

- Proszę nie wypominaj mi tego... - załamała ręce, chowając w nich twarz. Po chwili jednak podniosła ją, jak oparzona. - Ale chyba nie zrobiłam czegoś głupiego... Błagam, powiedz, że nie!

"Czy całowanie mnie i próba uwodzenia się liczy?" - pomyślał sarkastycznie Severus. Dobrze, że tego nie pamiętała.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał chytrze mężczyzna w czerni. Lily się zastanawiła, ale doszła do wniosku, że błoga niewiedza jest najlepsza.

- Masz rację. Wolę nie wiedzieć. - stwierdziła. Chciaż trochę ją ciekawiło, co nawywijała.

- Dobry wybór, Lily.

- Nazywam się Cyntia, Severusie. - poprawiła go Lily. Przyzwyczaiła się już do nowego imienia i dziwnie się czuła, gdy nazywał ją starym. A ostatnio, gdy bywali sami, często to robił.

- Nie. Tak naprawdę masz na imię Lily. - odparł spokojnie. - Cyntia to tylko przykrywka.

- Lily Evans umarła w Dolinie Godrica. Dla całego świata ona nie żyje. - powiedziała bez emocji. Powoli zaczynała się już godzić z myślą, że dla magicznego społeczeństwa była martwa.

- Owszem, ale nie dla mnie czy Albusa czy nawet Black'a. My wiemy, kim jesteś. - odpowiedział łagodniejszym głosem, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Lily Evans i Cyntia Snape to tak naprawdę ta sama osoba. Obie żyją w tobie i są tobą w równych częściach. Dzięki jednej i drugiej jesteś tym, kim jesteś. Nie zapominaj o tym. - kontynuował gładko. Lily uniosła kąciki ust, podnosząc na Severusa zielone oczy. Jakim cudem ten człowiek potrafił przedstawiać pewne rzeczy, które dla niej nie miały znaczenia, jakby miały sens.

- Jak ty to robisz, Severusie? Myślę, że coś nie ma sensu, a ty przedstawisz to w taki sposób, że wszystko nabiera kształtów? - zapytała, patrząc na mężczyznę ciekawie. Severus wzruszył ramionami. Gest niby normalny, ale jednak do niego nie podobny.

- Nie wiem. - odparł zgodnie z prawdą. Samo tak po prostu wychodziło. - Może to po prostu dar?

- Albo raczej piekielna inteligencja, Severusie, co w twoim wypadku bardzo prawdopodobne. - powiedziała Lily z nutą rozbawienia.

- Możliwe... - wypowiedź Severusa przerwało jego nagłe syknięcie z bólu, gdy znienacka poczuł pieczenie w Mrocznym Znaku. Odruchowo złapał się za przedramię i zbladł znacznie, rozumiejąc po chwili, co się dzieje. Wezwanie. Pierwsze od dziesięciu lat. To nie może się dziać...

     Lily zbladła widząc, co miało miejsce. Była kilka świadkiem jego wezwań na zebraniach Zakonu Feniksa, ale zazwyczaj udawało mu się to względnie ukryć. Po prostu kiwał delikatnie głową Dumbledore'owi i wychodził, chociaż nie raz widziała, jak zaciskał dłonie z bólu, ale nie wykonał ruchu, by złapać się za przedramię. Severus zawsze był wytrzymały na ból i bardzo dobrze to ukrywał. Widziała tylko raz jego załamanie. Gdy Czarny Pan go karał.

***

     Lily wyszła z kuchni Grimmauld Place na korytarz. Było już długo po spotkaniu, ale zostali razem z Jamesem, bo Syriusz miał do niego jakąś sprawę. Obaj Huncwoci zamknęli się w pokoju na górze i dyskutowali o czymś zawzięcie, ale Lily nie obchodził temat tej rozmowy. Zacznie bardziej wolała porozmawiać z Molly lub pobawić któregoś z bliźniaków, dla których była "ciocią Lily".

     Rudowłosa kobieta przechodziła obok uchylonych drzwi biblioteki, gdy usłyszał znajome głosy. Wiedziała, ze nie ładnie podsłuchiwać, ale nie mogła się oprzeć.

- Ile już to trwa, Severusie? - zapytał cichym głosem głosem Dumbledore, w którym pobrzmiewało zmartwienie. Słysząc że rozmawia z jej byłym przyjacielem, chciała odejść zdecydowana, by o nim nie myśleć, ale zatroskanie w głosie dyrektora ją zatrzymało.

- Kilka godzin... Straciłem rachubę.... - usłyszała drżący głos Severusa, w którym wyraźnie słyszała ból. Serce rudowłosej kobiety stanęło ma moment. Severusowi coś było? Coś go bolało? Wykonała gest, jakby miała wparować do pokoju, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Potrząsnęła głową. To już nie był jej przyjaciel. Ale nie odeszła do drzwi. Coś jej nie pozwoliło. Zajrzała delikatnie do środka, zauważając Dumbledore'a siedzieli w jednym fotelu, a w drugim siedział skulony Severus, będąc zupełnie do siebie nie podobny. Dumna i zimna postawa gdzieś zniknęła, zastąpioną cierpieniem złamanego człowieka. Widziała ból w mowie jego ciała, zwłaszcza gdy ściskał dłonią przedramię na którym był Morczny Znak i delikatnie się kołysał, by uśpić ból, co trochę pomagało. Lily czuła wzbierający w niej żal dla niego tak bardzo cierpiał...

- Severusie, jak mogę coś zrobić...

- Nie możesz, Albusie. Nie możesz tego zmazać... - skulił się mocniej, gdy przez jego przedramię przeszedł kolejny spazm bólu, promieniujący, aż do ramion i klatki piersiowej. To była jego kara. - To moje przekleństwo...

***

- Muszę iść. - wybudził ją z zamysłu głos Severusa, który zdołał już otrzeźwieć.

- To dzieje się naprawdę? - wyszeptała, łącząc wątki. Voldemort powrócił.

- Niestety tak. - odparł ponuro mężczyzna, mijając jej krzesło. Szybko poszedł do swojej sypialni i otworzył szafę. Na jej dnie było kartonowe pudełko, którego nigdy więcej nie chciał otwierać. Wyciągnął z niego  czarne szaty śmierciożercy i srebrną maskę. Nigdy więcej nie chciał ubierać na siebie tych ubrań. Czuł w nich ciężar wszystkich swoich win.

    Lily czekała w salonie na Severusa. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się się dzieje. Voldemort powrócił i oni pierwsi o tym wiedzieli. Jej zabójca znów był wśród żywych. Lily czuła, jak w jej wnętrzu zaczyna kiełkować uczucie strachu. Co jeśli ją rozpozna? Jeśli... Znów zginie z jego ręki i tym razem nie będzie tajemniczego Anioła Stróża, który ocali jej życie.

     Po kilku minutach Severus wrócił do salonu. Lily prez chwilę poczuła chłód pełzający wzdłuż kręgosłupa, widząc jego strój Śmierciożercy. Ale nie drgnęła, ani nie wykonała ruchu, by uciec, ani się zbliżyć.

"To Severus. Nie żaden inny Śmierciożerca. On cię nie skrzywdzi." - powiedziała sobie stanowczo zielonooka czarownica. Jednak w jej oczach czaiła się obawa. Widząc ją, Severus nie wykonał ruchu, by się zbliżyć. Wiedział, że miała powód. Miał tylko nadzieję, że jakoś da sobie radę, gdyby czasem musieli się spotkać z innymi zwolennikami Czarnego Pana lub nim samym.

- Muszę zawiadomić Albusa... - mruknął do siebie.

- Ja to zrobię. Ty idź. On nie lubi czekać. - powiedziała cicho Lily. Severus kiwnął głową z wdzięcznością.

- Dziękuję ci. - rozpalił zaklęciem ogień w kominku i nabrał w rękę garść proszku Fiuu. Wolną ręką nałożył na twarz maskę.

- Severusie? - przed wejściem do kominka zatrzymał go cichy głos Lily. Odwrócił twarz w jej stronę, patrząc zza oczodołów maski. Lily starała się nie skupiać na zdobieniach maski, ale na czarnych oczach, ktore widziała zza niej.

- Pilnuj się tam. - powiedziała cicho. Mężczyzna skinął głową i po chwili zniknął w płomieniach.

     Przez chwilę Lily patrzyła w żar w kominku, który pozwolił jej uspokoić i zebrać szalejące myśli.

"Nie martw się. Severus to sprytny czarodziej. Niczym się nie zdradzi i wróci." - uspokajał ją głosik w jej głowie. - "Musisz iść do Dumbledore'a." -  kobieta ponownie rozpaliła ogień i wrzuciła proszek Fiuu wykrzykując lokalizację biura Dumbledore'a.

     Gdy wyszła z kominka zobaczyła dyrektora siedzącego za biurkiem, a naprzeciw nigdy siedziała Minerwa i Poppy. O czymś zawzięcie dyskutowali, ale gdy się pojawiła zamilkli.

- Witaj, Cyntio. W czym mogę ci pomóc? - zapytał jak zwykle sympatycznym głosem Dumbledore. Dla niego prawdopodobnie nigdy nie będzie złego momentu na rozmowę.

- Możemy porozmawiać, dyrektorze? - zapytała zachowując głos gładki, ale pobrzmiewa w nim powaga.

- Słucham.

- To dotyczy "starych znajomych". - powiedziała konspiracjnie, używając jednego ze starych określeń Zakonu Feniksa, które było znaczenie bezpieczniejsze.

- W takim razie możesz mówić. Wszyscy tu są wtajemniczeni. - powiedział spokojnie Dumbledore. Cyntia zerknęła na Minerwę i Poppy.

- Może was zostawimy...

- Nie ma potrzeby, Minerwo. I tak się dowiecie. - odparła Cyntia, unosząc lekko dłoń. Blondwłosa czarownica spojrzał wprost na Dumbledore'a, milcząc przez chwilę, zanim wypowiedziała te trzy słowa, zwiastujące nadchodzącą wojnę. - Czarny Pan powrócił. - po tych słowach w gabinecie zpanowała grobowa cisza. Minerwa i Poppy prawie jednocześnie zasłoniły usta z szoku, a Albus spoważniał diametralnie. Ogniki skaczące w błęlintych oczach zniknęły. Brak wesołości i powaga ujawniły na jego twarzy wiele bruzd, wyżłobionych wiekiem i wojnami.

- Skąd o tym wiesz? - zapytała z przejęciem Minerwa, jakby to nie było oczywiste.

- Severus... Severus został wezwany. - odparła Cyntia, wkładając w to więcej wiarygodnego zmartwienia. Chociaż nie musiała się za bardzo starać, bo jej troska była autentyczna. Zawsze była. Nawet gdy się pokłócili, martwiła się o Severusa, gdy ten był wzywany.

- Słodki Merlinie... Albusie, co teraz? - zapytała Minerwa, patrząc na dyrektora. Albus westchnął smutno.

- Severus wie, co ma robić. - odparł Albus. - Muszę wezwać Zakon Feniksa. - podjął decyzję Dumbledore. Dyrektor wyciągnął z szuflady wisior złotego feniksa i dotknął go końcem różdżki.

- Chodźmy na Grimmauld Place. - Minerwa i Poppy wstały.

- Ktoś musi zostać w Skrzydle Szpitalnym...

- Ja zostanę. - odparła Cyntia. - Zajmę się szpitalem i będę czekać na Severusa. - postanowiła. Albus kiwnął głową.

- Dobrze, Cyntio. - kobieta kiwnęła głową i kominkiem przeniosła się do Skrzydła Szpitalnego. Ambulatorium zionęło pustką. Wyjątkowo nie było w nim pacjentów. Panowała głucha cisza. Roznosił się tylko odgłos testrali latających nad Zakazanym Lasem, który było widać zza okien. Pani Snape wezwała pstryknięciem palca skrzata.

- Mispi słucha. W czym Mispi może pani służyć, pani Snape? - zapytała skrzatka, patrząc na czarownicę wielkimi, fiołkowymi oczami. Drobnymi rączkami, miętosiła fragment swojego ubranka z herbem Hogwartu.

- Mispi, powiadom mnie, proszę, jak Severus wróci do zamku. - poprosiła cicho patrząc na skrzatkę, która pokiwała enegicznie głową.

- Jak pani sobie życzy! Mispi panią powiadomi! - odpowiedziała skrzatka i zniknęła z trzaskiem, pozostawiając ją samą w opustoszałym Skrzydle Szpitalnym. Cyntia westchnęła cicho, rozglądając po potem sali. Nic się nie zmieniło. Czuła się, jak za dawnych lat, gdy niejednokrotnie tutaj przebywała, jako Lily Evans. Gdy była sama, wiele razy nachodziły ją wspomnienia z tamtych czasów. Czuła się wtedy, jak dawna ona. W szybach okiennych widziała swoje odbicie, które choć różne, nadal było nią. Zielone oczy, które wiele już widziały, przypominały jej o tym, bądąc niezmienne w obu wcieleniach. Dwie osoby w jedyn ciele. Na początku było ciężko, ale z czasem nauczyła się je dzielić. Zwłaszcza Oklumencja jej w tym pomogła.

     Jasnowłosa czarownica podeszła do jednego z okien, otwierając je na oścież. Chłodne powietrze natychmiast wpadło do sali, wyganiając zapach krochmalonej pościeli i eliksirów. Lily oparła się o parapet i patrzyła na widok, jaki rozciągał się z okna. Widziała błonia, Zakazany Las i testrale krążące po bezkresnym niebie. Takie beztroskie, takie wolne. Lily zazdrościła im tego, bo jej życie było skomplikowane, a teraz skomplikowało się bardziej. Powrót Voldemorta to było coś, czego najmniej się spodziewała i najbardziej obawiała. Oczywiście wiedziała, że to wydarzenie namąciło nie tylko w jej życiu. Severus musiał wrócić do swojego drugiego zawodu — szpiega.

     Lily oczywiście wiedziała, że Severus jest sprytnym oraz inteligentnym mężczyzną, ale jednak strach, że wpadnie, nadal pozostawał w niej i nie potrafiła się go wyzbyć. Mimo wszystko nadal jej zależało, by wrócił cały. Miała okazję widzieć ofiary "zabaw" Voldemorta i nie wyglądało to miło. Fizyczne obrażenia mogli uleczyć, ale nie te psychicznie, które pozostawały na całe życie. Wiedziała, że Severus jest silny psychicznie i fizycznie, ale nie chciała, by musiał przechodzić przez to piekło. Żaden człowiek nie powinien.

"Sam sobie zgotował taki los. Teraz ponosi tego konsekwencje. Ostrzegałaś go, ale nie słuchał." - powiedział głosik w jej głowie, na co Lily potrząsnęła głową. Może i to prawda, ale nadal nie zasługiwał na to cierpienie.

     Pani Snape zaczynała się znów zastanawiać, dlaczego tak naprawdę został Śmierciożercą i czemu potem zawrócił z tej ścieżki. Na to ostatnie pytanie nadal nie znała odpowiedzi. Może zmądrzał? To chyba jedyne, najbardziej pasujące wyjaśnienie. A dlaczego dołączył? Czego szukał? Władzy? Potęgi? Wiedzy? Nie wiedziała, co go do tego zmusiło.

***

- To zrobiłaś! - zasyczał, dokładnie widząc w pamięci ten moment, gdy uśmiechała się wraz z innymi w chwili jego największego upokorzenia. Owszem, nie powinien z tego powodu nazywać ją "szlamą", ale to nie zmieniało faktu, że ten jeden uśmiech był dla niego, jak cios nożem w plecy.

- Ja?! Niby kiedy?! - zawołała oszołomiona Cyntia. Nie miała zielonego pojęcia, o czym on mówi. Ona go zdradziła? Niby kiedy? Niby jak? - Broniłam cię przed nimi, a ty twierdzisz, że cię zdradziłam?! Co takiego zrobiłam?!

     Po prostu spojrzał na nią gorzko. Nie pamiętała. Nie pamiętała tego, o czym on pamiętał każdego dnia przez ostatnie dziesięć lat.

- Nie ważne!

***

     Lily zmarszczyła brwi, przypominając sobie to wspomnienie. Do tej pory nie udało jej się rozgryźć, o co Severusowi chodziło w tamtym momencie. Odtwarzała to zdarzenie w swojej głowie kilkakrotnie, ale za każdym razem nie znajdowała odpowiedzi. Ona go zdradziła? Kiedy? Co zrobiła?

     Blondwłosa kobieta ręką założyła uciekający kosmyk za ucho. Ta kwestia nadal ją gryzła i nie dawała jej spokoju. Może powinna się jeszcze raz nad tym zastanowić? Co jej to da?

"Dowiesz się, co pchnęło go na ścieżkę Śmierciożercy." -  odpowiedziała sama sobie. - "I co go zraniło..." - dodała potem znacznie ciszej.

     Pani Snape odeszła od okna i powędrowała do gabinetu Poppy i kominkiem przeniosła się do biura Severusa. Wiedziała, że mężczyzna nie lubił, jak ktoś myszkował mu po gabinecie, ale w tej sytuacji mało ją to interesowało. Po krótkich poszukiwaniach odnalazła cel swojego szperania. Wyciągnęła z szafki okrągłą, myślodsiewnię w ramce z czarnego marmuru. Chciała obejrzeć w niej swoje własne wspomnienia, ale dostrzegła, że nie jest ona pusta. W srebrzystym płynie migały pojedyńcze obrazy, w których rozpoznała Severusa, siebie, a nawet Jamesa i Dumbledore'a. Lily wiedziała, że nie powinna grzebać w jego prywatnych wspomnieniach, bo to prawie, jakby znów wpadła mu do głowy, ale ciekawość była silniejsza od niej. Kobieta zanurzyła głowę w myślodsiewni, zanim zdążyła się powstrzymać.

***

     Dwudziestoparoletni Severus Snape stał zdenerwowany na granicy terenów Hogwartu. Młody mężczyzna nerwowo zaciskał dłonie na szacie, miętosząc materiał peleryny, gdy jego oczekiwanie się przedłużało. Cała jego postawa sztywna zdradzała niepokój, gdy każda minuta stawała się godziną, a nikt nie odpowiadał. Czuł, że dobrze postąpił przychodząc tutaj, ale z drugiej miał do siebie obrzydzenie. Nie sądził, ze kiedykolwiek będzie musiał kogoś błagać o pomoc.

     Lily czytała jego postawę, zastanawiając się na kogo czeka, że jest taki zdenerwowany. Podeszła do mężczyzny, obserwując jego twarz.

    Nagle ciemność rozproszyło jasne świato, a młody mężczyzna od razu padł na kolana. Lily, która nagle się odwróciła, musiała zmrużyć oczy przed tą jasnością.

- Nie zabijaj mnie! - usłyszała rozpaczliwy głos Severusa. Słyszała taki tylko raz. Kiedy błagał, by go nie odtrącała. Wtedy nie słuchała.

- Nie mam takiego zamiaru, Severusie. - lodowaty głos Dumbledore'a przeszył ciszę. Lily widziała, jak Severus we wspomnieniu wzdryga się, a ona sama czuła dreszcze na placach. Nie była przyzwyczajona do tej strony Albusa Dumbledore'a. - Co chce mi przekazać Lord Voldemort?

- Nic! Ja przyszedłem sam! - głos Severusa drżał. Ślizgon wyglądał na przerażonego i zagubionego.

- Sam?

- Tak... Ja... Ja... Chcę pana o coś prosić, profesorze. - wydusił czarnowłosy mężczyzna.

- A co może chcieć ode mnie plugawy Śmierciożerca?  Brzydzę się twoimi zbrodniami i tobą. - Lily nigdy nie sądziła, że Dumbledore może być tak okrutny w słowach. Kobieta mimowolnie zacisnęła dłonie. Z jednej strony rozumiała dyrektora, ale z drugiej czuła odrazę do jego zachowania w tamtym momencie.

- Jestem potworem... Wiem... Ale musi mnie pan wysłuchać! Proszę! - Lily czuła litość dla błagającego na klęczkach Severusa. Nigdy nie widziała, by postąpił tak nisko swojej godności. Musiało mu na czymś bardzo zależeć. Ale na czym?

- Mów i nie trać czasu!

- Czarny Pan zna przepowiednie... Ja... Ode mnie ją zna... Nie całą, ale on wie, że chodzi o jej syna! Syna Lily Ev... Potter! Chce ich odnaleźć, a potem zabić! - Ślizgon zaczął chaotyczne wyjaśnienia. Lily czuła, jak jej serce staje na moment. To Severus zdradził przepowiednie Voldemortowi? To przez niego stali się celem i musieli ukrywać... Czuła, jakby to był kolejny cios. To jakby... Jakby on skazał ją na śmierć. Czego jeszcze Severus jej nie powiedział? - Ukryj ją... Błagam! Chroń ją... Ich... Cała rodzinę... Ja proszę... - głos czarnowłosego czarodzieja błagał i prosił o nadzieję. Lily nie odrywała wzroku  od błagającego mężczyzny, którego twarz była bledsza niż zazwyczaj i ściągnięta błaganiem. Błagał o jej życie Voldemorta i Dumbledore'a. Skazał ją na śmierć, a jednocześnie chciał ratować. Dlaczego?

- Co dasz mi wzamian, Severusie? - zapytał Dumbledore, nadal brzmiąc chłodno, ale już nie aż tak, jak wcześniej.

- Wszystko! Co tylko zechcesz... - mężczyzna zrezygnowany opuścił głowę. Tak stał się niewolnikiem dwoja panów.

     Wspomnieni uległo zmianie.

     W jednej chwili z ust Snape'a popłynęły strumieniem różowe bańki mydlane. Piana pokrywała jego wargi dusząc go...

- Zostawcie go W SPOKOJU!

     James i Syriusz spojrzeli w tamtym kierunku. Wolna ręka Jamesa natychmiast podskoczyła do jego włosów. To była jedna z dziewcząt znad brzegu jeziora. Miała grube, ciemnorude włosy, które opadały na jej ramiona i zadziwiająco zielone oczy w kształcie migdałów.

     Lily od razu rozpoznała młodszą siebie, ale też wspomnienie, które zmieniło drastycznie jej życie.

- Wszystko w porządku, Evans? - spytał James, a ton jego głosu stał się nagle uprzejmy, głębszy, bardziej dojrzały.

     Starsza Lily przewróciła oczami , krzywiąc się delikatnie. James i jego umiejętności podrywu. Ze swojej perspektywy uważała
są okropne, ale oczami Severusa wyglądało to jeszcze gorzej. Jak mogła być tak ślepa?

- Zostawcie go w spokoju - powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa ze wszystkimi oznakami wielkiej niechęci. - Co on wam zrobił?

- No cóż - stwierdził James po chwili zastanowienia - chodzi bardziej o to, że istnieje, jeśli wiesz, co mam na myśli...

     Wielu z otaczających ich uczniów zaśmiało się, włączając w to Syriusza i Glizdogona, ale ani Lupin, wciąż najwyraźniej skupiony na swojej książce, ani Lily tego nie uczynili.

- Myślisz, że jesteś zabawny - powiedziała zimno. - Ale jesteś tylko aroganckim, znęcającym się szmaciarzem, Potter. Zostaw go w spokoju.

- Zostawię, jeśli umówisz się ze mną, Evans - odparł szybko James. - No dalej, umów się ze mną i nigdy więcej nie położę różdżki na starym Severku.

     Za jego plecami Zaklęcie Unieruchamiające przestawało działać. Snape cal po calu ruszył, czołgając się w kierunku swojej różdżki, wypluwając kłęby mydlanej piany.

     Oglądając to wspomnienie ponownie, ale z większą uwagą, Lily mogła dostrzec, jak bardzo upokorzony wtedy czuł się Severus.

- Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybym miała wybierać między tobą i wielką kałamarnicą - oznajmiła Lily.

- No to pech - powiedział rześko Syriusz i odwrócił się z powrotem do Snape'a - OJ!

     Ale już było za późno. Snape wymierzył swoją różdżkę prosto w Jamesa. Błysnęło światło i na twarzy Jamesa pojawiła się rana, opryskując krwią jego szaty. Jamesem okręciło. Po następnym błysku światła Snape wisiał do góry nogami w powietrzu. Jego szaty opadły mu na głowę odsłaniając wychudłe, blade nogi i parę poszarzałych majtek. Wielu ludzi pośród małego tłumu zaczęło bić brawa. Syriusz, James i Glizdogon ryczeli ze śmiechu.

     Lily, której wściekły wyraz na twarzy zadrżał leciutko przez chwilę jakby miała zamiar się uśmiechnąć, powiedziała:

- Sprowadź go na dół!

    Wtedy Lily coś uderzyło, patrząc na młodszą siebie. W swoim wspomnieniu tego nie zauważyła, ale z perspektywy Severus dostrzegała to wyraźnie. Gdy spojrzał wprost na nią, widząc ten lekki uśmiech rozbawienia w chwili jego największego upokorzenia.

"Więc o tym mówił, Severus! Poczuł się zdradzony, gdy uśmiechałam się, gdy się z niego śmiali! Dlatego tak zareagował... Merlinie... Jaka ja byłam głupia!"- Lily nie oglądała już dalszej części wspomnienia. Doskonale wiedziała, co było dalej. Skupiona była na sytuacji sprzed chwili.

***

     Blondwłosa kobieta wyciągnęła głowę z myślodsiewni i oparła się dłońmi o jej kanty, patrząc niewidzącym wzrokiem w jej zawartości. Dowiedziała się więcej niż przypuszczała. Widziała, że gdyby Severus teraz ją przyłapał, byłby wściekłych prawdopodobnie nigdy nie zaufał, dlatego szybko schowała Myślodsiewnię i wyszła z gabinetu do salonu, gdzie usiadła w fotelu i zapatrzyła się w ogień. Już rozumiała, o co chodziło Severusowi, gdy mówił, że pierwsza go zraniła. Nieświadomie wbiła mu nóż w plecy jednym uśmiechem.

Następny rozdział: "40. Spotkanie po latach"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro