41. Ciche dni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cukrowe pióra. - Mistrz Eliksirów z niesmakiem podał kolejne, obrzydliwie słodyczowe hasło do biura dyrektora. Fetysz Dumbledore'a do słodyczy był przerażający. Severus nie rozumiał tej "miłości" do słodkość, ale według niego nie miała prawa bytu. Ale to zdanie osoby, która nie znosi słodyczy, rzecz jasna.

     Gargulec odskoczył na bok, ukazując przyjście. Profesor Snape wszedł po schodach prowadzących do biura jego pracodawcy szybkim krokiem. W ciągu paru sekund mężczyzna znalazł się pod drzwiami, pukając w nie zdecydowanie.

- Wejdź, Severusie. - usłyszał stłumione głos dyrektora po drugiej stronie. Czarnowłosy mężczyzna od razu otworzył drzwi, wchodząc do środka. Dumbledore jak zawsze siedział w fotelu za biurkiem, a przed nim jakieś dokumenty i pudełeczko cytrynowych dropsów. - Cytrynowego Dropsa? - zapytał na "dzień dobry", na co Severus się skrzywił.

- Nie, dziękuję.

- Skoro tak, to co się do mnie sprowadza, mój chłopcze? - spytał Dumbledore, wkładając jednego cukierka do ust.

- Chciałby prosić o zastępstwo na dzisiejsze zajęcia, Albusie. - Mistrz Eliksirów od razu jasno określił cel swojej wizyty.

- Coś się stało?

- Mam do załatwienia sprawy poza Hogwartem. - odpowiedział zdawkowo Severus, aż za dobrze znając ciekawość swojego pracodawcy. " Ciekawość to pierwszy stopień do piekła" jak to mówią, ale Dumbledore'a nawet Czarny Pan nie ruszał, a co dopiero jakiś czort. - Znajdziesz, Albusie, to zastępstwo?

- Poproś, Cyntię. Jestem pewien, że się zgodzi. - powiedział Albus, na co Severus zacisnął usta w wąską linię. Uwadze dyrektora nie uszły te tak zwane "ciche dni", które trwały już dobry tydzień do czasu pierwszego spotkania Śmierciożerców. Widać Lily poczuła się poważnie urażona sugestią Severusa, że czekała na niego tylko z litości, a nie z prawdziwego zmartwienia.

- Jestem pewien, że ktoś inny wziąłby moje dzisiejsze zajęcia. - powiedział Mistrz Eliksirów, starając się zachować spokój. Albus był najbardziej wtrącającą się osobą, jaką znał. Chociaż Minerwa i Poppy czasem mu dorównywały wścibskością.

- To raczej niemożliwe, mój chłopcze. Minerwa ma dziś z Pomoną rozstrzygnięcie konkursu, Filius testy, a...

- A ty? - zapytał kwaśno Mistrz Eliksirów, nie chcąc słuchać, dlaczego żaden nauczyciel nie może go zastąpić. Albus spojrzał na biurko.

- Obowiązki dyrektora. - powiedział dobrotliwie starzec. Snape zawarczał pod nosem niczym wściekły pies. Miał wrażenie, że Albus robi to specjalnie, by musiał prosić o zastępstwo Cyntię. Musiał zauważyć, że nie odzywali się zbytnio do siebie od kilku dni i teraz na siłę chce ich pogodzić.

"Jakim cudem Albus nie trafił do Slytherinu jest poza moim rozumowaniem." - pomyślał zgryźliwie i z niedowierzaniem Snape.

- Świetnie! - rozdrażniony mężczyzna odwróciła się i wyszedł z trzaskiem drzwi z gabinetu, zostawiając chichoczącego dyrektora. Upartość Severusa bywała uciążliwa, ale Albus nauczył się z nią radzić.

     Najeżony Severus Snape wyszłaś z gabinetu dyrektora, wyglądając jak chmura gradowa, wyglądając, jakby był gotowy odebrać Gryffindorowi wszystkie punkty. Uczniowie uciekli z drugi nauczyciela, wołać mu się nie narażać. Zwłaszcza pierwsze lata uciekały spłoszone, bo profesor eliksirów ich przerażał.

     Czarnowłosy mężczyzna szybkim krokiem szedł w stronę Skrzydła Szpitalnego. Albus postawił go pod ścianą i nie miał wyboru, jak prosić Cyntię o zastępstwo. Nie wątpił, że sobie poradzi. Była utalentowana i znała się na eliksirach, jak to uzdrowicielka. Musiał tylko połknąć swoją dumę i pierwszy wyciągnąć dłoń.

     Powiedzieć jest zawsze łatwo. Trudniej zrobić. Otóż Severus Snape należy do pokroju ludzi, którym przeprosiny nie przychodzą łatwo. I mimo że czuł pewne... Niekomfortowe uczucia w związku z ich małą sprzeczką, wiedział, że wcześniej czy poźniej będą musieli porozmawiać. Wiedział, że nie powinien na nią naskakiwać, ale jak to on nie mógł opanować swojego ognistego temperamentu w tamtej chwili. Myśl o litości dla niego działa na niego, jak płachta na byka. Było to drugie uczucie po arogancji, którego nie cierpiał.

     Mistrz Eliksirów otworzył drzwi do Skrzydła Szpitalnego wyjątkowo cicho i wsunął się do środka. Na sali była tylko Poppy, zajmująca się jakąś siódmoroczną Puchonką, która była wyjątkowo czerwona. Domyśł się treści rozmowy. Tak to jest, jak nieświadome, jak się robi dzieci, smarkacze, zaczynają "eksperymentować".

- ... się zabezpieczać... - tyle usłyszał, zanim wszedł do otwartego składzika na eliksiry, nie poświęcając buraczanej Puchonce więcej uwagi.

     Cyntia była w składziku i układała fiolki na najwyższych półkach, stojąc na drabinie. Wyglądała na tak zamyśloną, że nawet nie zauważyła, gdy ktoś wszedł do składzika. Severus oparł się ramieniem o framugę drzwi, w milczeniu przyglądając się, co robi. Była taka idealna w każdym ciele. Drobne, delikatnie dłonie poruszające się szybko i precyzyjnie. Podkreślona przez materiał sukni smukła sylwetka. Gładka cera, prosty nos i malionwe, pełne usta, które wiele razy miał ochotę pocałować. Zielone oczy, błyszczące emocjami, a w tej chwili skupieniem. Oczy, które prześladowały jego sny, które chciał zawsze śnić.

     Mrugnął kilka razy oczami, wybudzając się z zamyślenia. Postanowił zasygnalizować swoją obecność. W końcu nie przyszedł tu tylko się na nią gapić. Odchrząknął.

     Najwyraźniej jednak nie był to dobry sposób, bo kobieta na drabienie podskoczyła z zaskoczenia, chwiejąc na szczeblach.

- Severus..! - nie czekał aż dokończy zdanie, w sekundzie znajdując się obok, by złapać Cyntię w ramiona, zanim spadłaby na ziemię. Fiolka, którą trzymała upadła z hukiem na podłogę, roztrzaskując się w drobny mak.

     Kobieta otworzyła oczy, które wcześniej zamknęła i natychmiast spotkała czarne tęczówki Severusa. Mężczyzna na szczęście zdążył ją złapać, zanim ucałowałaby podłogę. Zapatrzyła się na moment z delikatnie rozchylonymi ustami w jego hebanwe oczy, których dostrzegła ciepły blask, które wcześniej widziała tylko przez ułamki sekundy, ale teraz był tam dłużej. Zawsze on tam był, gdy na nią patrzył? Poczuła dziwne, ale nie nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. Ciepło jakiego wcześniej nie czuła. - Dziękuję. - podziękowała cicho, wybudzając się z tego stanu bezwładu, jaki ją w jednej chwili ogarnął. Severus zamrugał, wydając się czuć tak samo.

- Nie ma za co. - odparł, stawiając ją na ziemi. Cyntia stanęła na własnych nogach, z małym opóźnieniem ściągając dłonie z jego ramion. Czuła delikatnie ciepło na policzkach.

     Zwabiona hałasem Poppy, zajrzała do składzika.

- Coś się stało?

- Nic, Poppy. Po prostu Severus uratował mnie od upadku z drabiny. - odpowiedziała Pani Snape, poprawiając suknię. Poppy kiwnęła głową, delikatnie się uśmiechając.

- Miałaś szczęście, że akurat przyszedł. - Cyntia skinęła głową, wymuszając delikatny uśmiech. Nie wspomniała, że to właśnie przez jego nagłe pojawienie się, prawie miała randkę z podlogą. - Jak zawsze ma wyczucie czas, prawda Severusie? - uśmiechnęła się Poppy. Mężczyzna odchrząknął cicho.

- Jak widać.

- Ja już was zostawię. - odparł rozbawiona pielęgniarka, zostawiając małżeństwo same. Gdy tylko kroki Poppy ucichły, Cyntia zwróciła się do swojego aranżowanego męża.

- Czegoś bardzo chcesz, że postanowiłeś się zjawić. - powiedziała, patrząc na mężczyznę. Severus poczuł się lekko zmieszany.

- Potrzebuję zastępstwa na dzisiejsze zajęcia, a ty jesteś moją jedyną możliwością. - odrzekł, wyjawiając cel swojej wizyty, na co Cyntia uniosła brew. Miała rację.

- Nikt inny nie może?

- Niestety nie. - Cyntia zastanowiła się chwilę.

- Powiedz mi, dlaczego miałabym się zgodzić?

- Bo grzecznie proszę? - mina Cyntii wydawała się raczej nieprzekonana. Tylko jej brew drgnęła. Westchnął w duchu, widząc jej oczy, którym nigdy nie potrafił odmówić. - Nie powieniem wtedy tak mówić. - Zmusił się do przyznania do błędu, a przychodziło mu to ciężko. - Byłem zdenerwowany i zmęczony spotkaniem. - kiepskie usprawiedliwienie, ale chyba zostało zaakceptowane, bo jej wzrok złagodniał. Cyntia wyciągnęła rękę, delikatnym gestem zaczesując jego włosy. Zrobiła to, czując ciekawski wzrok rzekomo zajętej Poppy. Odrobina czułości nie zaszkodzi.

- Rozumiem. Powinnam o tym pomyśleć. - odparła spokojnie. - Będę pamiętać następnym razem. - posłała mu delikatny uśmiech. Zobaczyła wyraz ulgi na twarzy Severusa. Widać i on ucieszył się, że zarzegnali już ten konflikt.

- Następnym razem będę nad sobą panowć. - stwierdził pewnie. Cyntia uniosła rozbawiona brwi. Za dobrze znała jego ognisty temperament. Ale dobrze, że starał się nad nim panować.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się delikatnie. - O której zaczynają się pierwsze zajęcia?

- O 9.00. - odparł. - Pokażę ci, co masz z nimi przerobić.

- Dobrze. - odparła i razem wyszli ze składzika. Cyntia zostawiła mężczyznę i podeszła do Poppy, z którą zamieniła parę słów. Severus widział, jak pielęgniarka kiwa głową, mówiąc, że nie ma problemu. Po krótkiej rozmowie Pani Snape wróciła do męża, delikatnie się uśmiechając i od razu łapiąc go za ramię. - Idziemy? - Severus skinął głową.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Harry skrzywił się, patrząc na swoje dłonie, które po ostatnim szlabanie u Snape'a wyglądały okropnie. Czymkolwiek próbował je domyć, nie działało. Na skórze nadal pozostawały brązowe plamy, jakby przez tydzień bez przerwy obierał ziemniaki i zapomniał umyć rąk. Harry nie miał pojęcia, co to było za świństwo, które Snape kazał mu patroszyć, ale musiał je specjalnie zaczarować, by teraz nie mógł się odmyć. Inni się śmiali i dopytywali, co się stało i czy Snape nie kazał mu czasem czyścić dziedzińca szczoteczką do zębów. Nawet McGonagall zapytała, co się stało, gdy na Transmutacji zauważyła jego umorusane dłonie. Kiedy powiedział, że to przez szlaban u Mistrza Eliksirów, myślał, że Głowa jego Domu coś z tym zrobi. Lecz się rozczarował, bo nauczycielka po prostu się uśmiechnęła delikatnie i zajęła się prowadzeniem zajęć.

- Umyj je cytryną. - powiedział Ron, rzucając niedbale książki na stół. - Mama zawsze tak robi, jak czymś mocno wybrudzi ręce.

- A potem będę capić cytryną. - skrzywił się Potter.

- Lepsza cytryna niż ropusze flaki. - rzucił Seamus mimochodem, przechodząc obok ich ławki, by usiąść przed nimi.

- Och, gość trochę racji, stary. - przyznał Ron.

- Spróbuję dziś po lekcjach. - odpowiedział Chłopiec-Który-Przeżył, ciężko wzdychając.

- Dupek za chwilę się pojawi. - powiedział Seamus, zerkając za zegarek. Potter zazgrzytał zębami.

- Nawet mi nie mów. - wycedził Gryfon. - Jak mój ojciec się dowie, to Dupek z lochów wyleci z hukiem.

- Jak narazie się na to nie zapowiada. - zauważył Seamus. - Nietoperz trzyma się regulaminu.

- Zobaczysz, że coś znajdę!

- Nie wątpimy, ale nie uważasz, że porywasz się z motyką na słońce? Snape to w końcu nauczyciel...

- Chyba obźligła podróba. - mruknął Potter. - Jakim cudem ten człowiek został nauczycielem?

- Głupi zawsze ma szczęście.

- Też fakt. - przyznał Seamus. - Czy... - nagle drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypem, przez co pół klasy nawet tego nie usłyszała, a do klasy spokojnym ale dumnym krokiem weszła Pani Snape. Pierwsze lata zaczęły stopniowo milknąć i z zaciekawieniem patrzeć na żonę ich profesora.

- Co ona tu robi? - zapytał szeptem Ron.

- Nie mam pojęcia. - odszepnął Harry.

- Gdzie Snape?

- A bo ja wiem? Czy jestem jego aniołem stróżem? - zapytał sarkastycznie chłopak.

- Dzień dobry, wszystkim. W związku z nieobecnością profesora Snape'a, dziś to ja poprowadzę zajęcia z wami. - powiedziała kobieta, wchodząc na podium sali, a zatrzymując się obok biurka. Zmierzyła wszystkich spokojnym, aczkolwiek uważnym spojrzeniem, które upominało, by nie robić głupot. Widziała zaskoczenie, ale i ciekawość na twarzach pierwszych lat oraz wyraz niezadowolenia na twarzy Harry'ego Pottera i jego dwóch kolegów.

     Kobieta usiadła za biurkiem i spojrzała na listę obecności. Wzięła do ręki pióro i zaczęła wyczytywać kolejne nazwiska, stawiając kreskę przy obecnych i kropkę przy nieobecnych uczniach. Dziś akurat, jak nigdy, frekwencja była wzorowa. Jedynej osoby, jakiej nie było, był sam Mistrz Eliksirów. Ale przyszła tu go zastąpić, prawda?

- Otwórzcie książki na stronie dwudziestej czwartej. - poleciła klasie, ukrywając stres gdzieś głęboko w zakamarkach umysłu. Uczniowie bez szemrania wykonali jej polecenie. Wiedzieli, że denerwowanie żony Mistrza Eliksirów raczej nie jest dobrym pomysłem.

     Harry spojrzał na podręcznik i niechętnie go otworzył. Nie był taki głupi, jakby się momentami wydawało. Wolał nie dostać do uzdrowicielki kolejnego szlabanu, który z całą pewnością prowadziłby jej mąż.

- Eliksir zapomnienia jak sama nazwa wskazuje powoduje utratę pamięci. Jego efekty są nieodwracalne, podobnie jak w przypadku zaklęcia Obliviate. Stopień utraconych wspomnień i czas określa siła wywaru. Może być to tymczasowa utrata pamięci, strata kilku wspomnień lub całkowity i nieodwracalny zanik pamieci. Do silniejszych wariantów eliksiru potrzebne są dodatkowe składniki oraz umiejętności. Jeden zły składnik i mikstura jest do wyzucenia, wytwarzając toksyny. - Cyntia mówiła spokojnym, dzwięcznym głosem, który niósł się w ciszy, jaka panowała w klasie. Gdy zaczęła opowiadać o eliksirze, stres jakby minął.

***

- Stresuję się. - mruknęła, gdy lekko drgającymi rękami brała od Severusa dokumenty. Była uzdrowicielką, a nie nauczycielką. Nigdy nie miała okazji prowadzić lekcji. - Nigdy nie prowadziłam zajęć.

- Nie przejmuj się. Najważniejsze jest zacząć. Gdy już zaczniesz mówić, stres minie. - poradził jej Severus, pamiętając, jak ona sam zaczynał uczyć.

- Tak uważasz?

- Mówię z doświadczenia.

***

     Severus miał rację. Przestała się stresować, gdy zaczęła opowiadać to, co sama musiała się nauczyć przed laty. Widziała, jak uczniowie słuchają jej uważnie, zwłaszcza Panna Granger, której ręka wręcz sunęła po pergaminie, nie odrywając się od niego ani na moment, gdy robiła szaleńczo notatki. Albo raczej dokładne transkrypcje każdego jej słowa.

- ... A teraz jeśli nikt nie ma pytań, zapraszam do składzika że składnikami. - zakończyła Cyntia. W klasie dało się słyszeć szuranie krzeseł i kroki, gdy studenci, wstali ze swoich miejsc. Tylko Harry Potter pozostał w swojej ławce, siedząc, jakby nie miał zamiaru się ruszyć.

     Chłopiec-Który-Przeżył uznał, że tego już za wiele. Żonka Snape'a przyszła na zastępstwo, dobrze. Wyłożyła im teorie, okay. Ale kazała im też warzyć eliksir? Nie ma mowy! Nie była Mistrzynią Eliksirów, nawet nie była nauczycielką, tylko uzdrowicielką. Nie ma praw prowadzić zajęć. To...

- Jakiś problem, panie Potter? - chłopak wybudził się ze swoich buntowniczych rozmyślań, na dźwięk głosu uzdrowicielki, która teraz stała nad jego ławką. Nawet nie wiedział, kiedy tu przyszła! Poruszała się, jak duch... Zupełnie jak jej mąż.

- Dlaczego mamy warzyć ten eliksir? - pytanie zabrzmiało wybitnie głupio, dlatego Potter szybko się poprawił: - Dlaczego mamy warzyć go z panią? - podkreślił Gryfon. Cyntia uniosła brew na ten jawny przejaw impertynencji. Inni studenci z zaciekawieniem spojrzeli na nich, ciekawi odpowiedzi, jak i konsekwencji, jakie wyciągnie Pani Snape z jego bezczelnego zachowania. Gdyby tu był Mistrz Eliksirów, to Potter prawdopodobnie spędziłby kolejny tydzień na szlabanie.

- Ponieważ, po pierwsze, jest on w podstawie programowej, po drugie został on przewidziany przez Profesora Snape'a akurat na dzisiejsze zajęcia i, po trzecie, czego pewnie dotyczyło pana pytanie, mam odpowiednie kwalifikacje, by przeprowadzić z wami zajęcia praktyczne, panie Potter. - odpowiedziała chłodno, nieco zirytowana zachowaniem latorośli Potterów, bo w tym momencie zachowywał się zupełnie, jak jego tatuś, do którego ostatnimi czasy czuła jeszcze większą niechęć. Cyntia zachodziła w głowę, jak można było zepsuć tak grzeczne dziecko, jakim był Harry, gdy był niemowlęciem. I chociaż nie pochwalała wszystkich wrednych uwag swojego męża, bo większość był kierowana nienawiścią do jego ojca, częściowo przestawała mu się dziwić. Harry Potter bywał naprawdę rozpieszczony i bezczelny.

- A gdzie jest profesor Snape? - jeśli Cyntia myślała, że bezczelność Chłopca-Który-Przeżył ma granice, teraz stwierdziła, że wcale ich nie ma.

- To nie pańska sprawa, panie Potter. - oparła chłodno. W głosie Cyntii Snape łatwo było to osiągnąć. - Traci pan piętnaście punktów za bezczelność i nie stosowanie się do poleceń prowadzącego.

- Nie może pani... - tylko Wybraniec miał czelność się jeszcze kłócić.

- Jak najbardziej mogę, panie Potter i nie będzie mi pan mówić, co powinnam, a czego nie. - jej głos pozostał chłodny, ale pobrzmiewała w nim irytacja i ostrzegawcza nuta. Informacja, że jej cierpliwość też ma granice i lepiej ich nie przekraczać. - Tydzień szlabanu może pozwoli panu przemyśleć wszelakie znaczenie określenia: "milczeć jak grób i trzymać nos w swoich sprawach", które obowiązuje na lekcji, a którego pan najwyraźniej nie rozumie. Ale co się dziwić komuś, kto widzi tylko czubek własnego, zadartego nosa. - Harry zamrugał na ten pokaz drwin w wykonaniu Pani Snape, otwierając usta jak złota rybka. Kobieta potrafiła być tak samo wredna, jak jej mąż. - A teraz, jak nie ma pan do powiedzenia czegoś mądrego, to zapraszam do składzika ze składnikami. - wskazała dłonią składzik. Uznając, że milczenie faktycznie jest złotem, Harry wstał w ciszy, rzucając jej jedynie obrażone i powędrował do składzika. Cyntia uniosła delikatnie brew na tę żałosną próbę zastraszenia jej wzrokiem. Może działało na niektórych jego rówieśników, ale nie na nią. Niestety ani Mary ani James nie posiadali tej, czasem przydatnej, umiejętności. - A wy zabierajcie się za warzenie, bo nie zdążycie. - upomniała resztę klasy, która z zainteresowaniem słuchała ich wymiany zdań. W sali słychać było szuranie krzeseł i butów. Po chwili klasę wypełniły dźwięki krojenia składników i bulgotania zawartości kociołków.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Severus Snape stał w jednej z zaciemnionych uliczek Alei Knockturnu. Mężczyzna miał na twarzy wyraz niesmaku. Nie chciał tu być. To miejsce aż zionęło czarną magią, a ludzie w nim obecni tylko dodawali mu mrocznej i złowrogiej atmosfery. Szmalcownicy, kieszonkowcy, czarownice lekkich obyczajów szukające zarobku, pijacy. Najniższa kasta w społeczeństwie czarodziejów. Wielu z tych ludzi miało dawnej wszystko, ale stracili to przez głupotę lub zawiść innych i stoczyli się ma samo dno, grzęznąc w bagnie, z którego nie umieli się wydostać. Inni z premedytacją wybrali takie życie, uważając, że mają większe możliwości przez swobodny dostęp do czarnej magii. Z kolei niektórzy po prostu tędy przechodzili lub mieli do załatwienia pewne sprawy. Łatwo było ich zauważyć. Byli lepiej ubrani, kobiety pilnowały swoich torebek i biżuterii, a mężczyźni rozglądali się nerwowo.

      Przeklinał w myślach Avery'ego, za wybranie akurat tego miejsca na spotkanie. Severus nigdy nie lubił odwiedzać Alei Knockturnu, mimo że wydawało się, że powinien lubić. Czarna magia przyciągała wielu, a zwłaszcza zwolenników Czarnego Pana. Lecz on nie. Chciał się uwolnić od tego mroku na ile mógł, chociaż już był w nim pogrążony. Nie chciał tonąć w nim bardziej. Jego życie było w odcieniach szarości, a dusza w barwach błękitu, przykryta połami czarni. Ale jego miłości do Lily ma kolor czerwony. To ta żywa barwa utrzymuje go na powierzchni, by nie stoczyć się w otchłań smutku i mroku.

- Co takiego ciekawego jest w tej ścianie? Liczysz cegły, Snape? - wybudził Severusa z zamyślenia głos Avery'ego, który wreszcie się pojawił. Zaalarmowało go, gdy ktoś przeszedł przez jego zaklęcia prywatności. Wcześniej wpatrywał się od kilku minut w mur bez celu. Nie to, że miał coś ciekawszego do roboty.

- Czekałem, aż wreszcie postanowisz zaszczycić mnie swoją obecnością, Avery. - odpowiedział chłodno Mistrz Eliksirów z drwiącą nutą.

- Jak widać jestem. Nie stęskniłeś się za bardzo, co? Po zniknięciu Czarnego Pana nie dawałeś znaku życia. Czyżbyś zapomniał o starych znajomych? - zapytał mężczyzna, na co Snape spojrzał na niego z góry.

- Za tobą nawet własna matka by nie tęskniła, a co dopiero ja. - zaszydził zimno, patrząc na drugiego Śmierciożercę z góry. Avery skrzywił się na tę uwagę ale szybko odzyskał rezorn.

- Za to za tobą twoja żona na pewno tęskni. - powiedział wymownie drugi mężczyzna.

- Co miałeś mi do przekazania? - Snape zmienił temat, nie chcąc rozmawiać z tym Casanovą o Lily... Cholera Cyntii. Nie mógł się pomylić. Nie teraz. Zaczynało być to trudne. Jej obie osobowości się zacierały.

- Lista mikstur. Masz czas do końca miesiąca. - powiedział, podając mu poskładaną kartkę pergaminu. Snape wziął od niego listę spojrzał na nią.

- Wyrobię się.

"Ledwo." - pomyślał. Już widział nie jedną zarwaną noc. Znów się zaczynało.

- Lepiej dla ciebie. Wiesz, że nasz Pan nie jest cierpliwy.

- Tak, Avery. Wiem o tym. - wycedził przez zęby. Nie musiał liczyć, ile razy cierpiał ból z powodu Cruciatusa Czarnego Pana. Stracił rachubę.

- Następne spotkanie jest w ostatni tydzień miesiąca. - poinformował Avery. - Tylko dla Wewnętrznego Kręgu.

- Dlaczego dowiaduję się ostatni? - zapytał nieco najeżony.

- Nie wiem. Może Czarny Pan już ci nie ufa tak jak dawniej? - zapytał drwiąco Avery. - Obracasz się wokół wielbicieli szlam i może przesiąknąłeś ich poglądami. Powiedz mi, Snape, co zrobiłeś, by Dumbledore trzymał cię z daleka od Azkabanu... - Avery zamilkł, gdy hebanowa różdżka Snape wbiła mu się w gardło.

- Nie waż się podważać zaufania Czarnego Pana do mnie, Avery. Pamiętasz nadal do czego jestem zdolny? Żeby to zaraz ciebie Lord nie uznał za zdrajcę. - wysyczał lodowato Snape.

- Nie ośmielisz się...

- Sprawdź, a się przekonasz. - syknął Snape głosem sugerującym, że faktycznie może to zrobić. Avery nie lubił Snape'a. To dzięki niemu Ślizgon jest wśród sług Czarnego Pana. Na domiar złego został prawą ręką Lorda i zbiera całą śmietankę, a Avery tego mu zazdrościł, mimo że wiązało się to również z bolesnymi karami, gdy coś pójdzie nie tak. Jednak zaszczyty były dużo bardziej pociągające, niż lęk przed karami. Lecz wolał nie pokazywać Snape'owi jawnej niechęci. Lepiej jest być pseudo przyjacielem i znać jego plany niż wrogiem i nie wiedzieć nic. Ale Mistrz Eliksirów był inteligentny oraz ostrożny. Nie ufał nikomu poza samym sobą wśród Śmierciożerców.

- Dobra... - Avery uniósł dłonie w geście poddania. - Nie rób scen, Snape.

- To mnie do tego nie zmuszaj. - uciął Severus ostro. - Coś jeszcze masz mi do przekazania?

- Tak. Spotkanie jest tylko dla Wewnętrznego Kręgu. Obecność wszystkich jest wymagana. - powiedział Śmierciożerca znacząco.

- Oczywiście, że będę...

- Razem z żoną, prawda?

- Cyntia nie ma znaku. - zauważył spokojnie Severus, mimo że w środku był zaniepokojony. Dziwne zachowanie Quirella, podsłuchana rozmowa, zainteresowanie Śmierciożerców i Czarnego Pana. Coś było na rzeczy. Jego szpiegowski instynkt dawał o sobie znać.

- Rozkaz Czarnego Pana jest jasny, a on nie toleruje odmowy. - powiedział mężczyzna.

- Rozumiem. Jak tak każe Lord...

- Widać nie tylko my byliśmy ciekawi, twojej żonki. Może udałoby się poznać ją bliżej... - Avery uniósł sugestywnie brwi. - Niezła z niej sztuka...

- Od mojej żony trzymaj się z daleka, bo z naczelnego Casanovy przerobię cię na panienkę. - warknął zimno Snape, zdenerwowany, ale i zniesmaczony tekstami Śmierciożercy.

- Dobra. Jak widać nie lubisz dzielić się zabawkami... - Severus powstrzymał się całą siłą woli, by nie rozsmarować drugiego mężczyzny na przeciwległej ścianie.

- Zabawek szukaj na ulicy. A jakbyś zapomniał Cyntia to moja żona i nie znałem jej na Knockturnie. I jeszcze jeden tak obrzydliwy komentarz na temat...

- Dobra, panie zazdrosny! Już milczę. - Śmierciożerca uniósł poddańczo ręce. Ale ten niesmaczny blask w jego oczach pozostał, co Severusowi zdecydowanie się nie podobało.

- Lepiej dla ciebie.


Następny rozdział: "42. Gumowe ucho"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro