43. Inna perspektywa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Zarówno Cyntia jak i Minerwa zaskoczone spojrzały jednocześnie na wejście do gabinetu, przez które przed chwilą wpadł James Potter i to dosłownie, bo szybko zbierał się z ziemi. Cyntii od razu przyszło do głowy, że musiał podsłuchiwać, ale raczej mistrzem subtelności i dyskrecji to on nie zostanie. Wyraz zaskoczenia na twarzy blondwłosej kobiety zastąpił chłód, patrząc, jak Potter szybko zbiera się z ziemi.

- Dzień dobry, mogę zająć chwilę? - zapytał mężczyzna jakby nigdy nic, próbując odzyskać rezorn, ale jego zarumieniona twarz mówiła swoje. Było mu głupio za to wpadnięcie do biura i złapanie na podsłuchiwaniu. Cyntia nie mogła tylko zdecydować za co bardziej.

- Jak pan widzi, jestem zajęta. - odparła chłodno Cyntia, gwałtownie wstając i zaczynając układać pudełka.

- Ja już pójdę. - Minerwa mruknęła cicho, wychodząc z biura.

- Zajmę pani tylko chwilę... - szybko poszedł za jasnowłosą kobietą, która wzięła jedno z pudełek i wyszła z nim do głównej sali, kładąc je na drugim z nieco większą siłą niż to konieczne.

- Powiedziałam, że nie mam czasu. Mam to panu przeliterować, by pan zrozumiał, panie Potter? - zapytała z chłodną irytacją, odwracając się do mężczyzny na pięcie. Jej granatowa suknia zafalowała okręcając się wokół jej kostek, dramatymzmem prawie dorównując Severusowi Snape'owi. Ich rozmowa przyciągnęła uwagę pacjentów, którzy spojrzeli w ich stronę zaciekawieni. Pani Snape kontra James Potter? To nie może skończyć się dobrze.

- Nie musi być pani taka złośliwa. - zauważył James z lekkim skwaszeniem.

- Nie byłabym, gdybym nie musiała powtarzać kilka razy tego samego.

- Na pewno znajdzie pani dla mnie minutę... - Potter nie dawał za wygraną.

- Nie pan będzie mi mówić na co znajdę czas, a na co nie. A pan jeśli nie rozumie sformułowania "nie mam dla pana czasu" To panu przetłumaczę: Nie chcę z panem rozmawiać. - wycedziła zła kobieta, czując podnoszący się poziom temperamentu. Była zła na Pottera. Najpierw dręczył Severusa w Hogwarcie, następnie wykorzystał jej rozpacz wiele lat temu i przez niego spała przez prawie dekadę, potem chciał ją jeszcze uwięzić, ale bez powodzenia. Ale saga trwa dalej. Jakby tego było jeszcze mało nie dawno zaatakował Severusa bez powodu, trafiając ją przy tym klątwą. I jeszcze nie dotrzymał słowa, by zostawić go w spokoju na siódmym roku. Nie za długa ta lista?

     James zamrugał na tę wypowiedź pełną chłodu i szyderstwa. Co to miało być?

- Dlaczego? - jego pytanie zabrzmiało wyjątkowo nie na miejscu.

- Śmie pan jeszcze pytać? Inteligencja jak widać to nie pana mocna strona. - zadrwiła, sama nie mając pojęcia skąd jej się to bierze. - To...

- Chciałem panią przeprosić za ostatni incydent. Nie chciałem pani trafić. - Potter bezczelnie wszedł jej w słowo, podając jej kwiatu herbacianej róży, który ukradkiem wyczarował. Cyntia spojrzał najpierw na mężczyznę w okularach zaskoczona, a potem na kwiat. Nagle uśmiechnęła się delikatnie, gdy przyszedł jej do głowy pewien diabelny plan i wzięła do ręki kwiat. Widziała zaskoczenie malujące się na twarzy aurora, gdy jej złość nagle wyparowała. Ta zmiana była zbyt szybka i mocno podejrzana. Obserwujący o pacjenci również byli zaskoczeni. Czyżby zwykły kwiatek jest w stanie obłaskawić Panią Snape?

- Dziękuję za przeprosiny, panie Potter. - odparła tonem spokojnym i opanowanym. Złapała palcami łodygę, zręcznie omijając kolce. Przez chwilę obracała kwiat w palcach, a następnie nagle złamała go w pół i rzuciła pod stopy Pottera, który wyglądał na zaszokowanego i zdezorientowanego jej czynem. - Ale tyle mnie one obchodzą. - Powiedziała chłodno z szyderczą nutą, która nagle się pojawiła. Cyntia była z siebie dumna. Mina Pottera była bezcenna. Jej trzech pacjentów zresztą też, zanim uśmiechnęli się rozbawieni, podobnie jak Poppy, która od kilku minut stała w drzwiach.

- Ale...

- Nie mnie, ale mojego męża powinien pan przepraszać. Gdyby go pan nie zaatakował, do niczego by nie doszło. - przerwała mu bezceremonialnie Cyntia, mając dość tej żałosnej sytuacji. Mina Jamesa sama mówiła: "Czy ty jesteś niepoważna?!", gdy to usłyszał. - A skoro na to pana nie stać, to proszę opuścić teren zamku i nie tracić niczyjego czasu na żałosne dywagacje. - James wyglądał, jakby został spoliczkowany. Ta rozmowa nie tak miała wyglądać. Zupełnie nie tak! Snapie odmienił Lily. Tak... To jego wina. Ona wcześniej taka nie była. Zacisnął dłonie w pięści, a marsowa brudzą na jego czole mówiła o jego nastroju. Mężczyzna w okularach obrócił się na pięcie, do wyjścia. - I proszę posprzątać po sobie. Tylko niech pan uważa, bo jeszcze dostanie alergii. - dodała gładko, ze złośliwością zerkając za siebie. James wkurzony jeszcze bardziej zabrał róże... Albo to co z niej zostało i wyszedł z głośnym trzaskiem drzwi.

- Chyba naprawdę poproszę Albusa o zamontowanie mugolskich drzwi obrotowych. - skomentowała Poppy, wchodząc do głównej sali szpitala.

- Lepiej nie, bo Severus nie będzie miał, jak oznajmiać swojego wielkiego wejścia. - odpowiedziała rozbawiona Cyntia, chichocząc krótko. Poppy roześmiała się.

- Będzie musiał wykazać się kreatywnością. - odparła rozbawiona pielęgniarka. - Dużo ci jeszcze zostało, Cyntio?

- Nie. Już prawie skończyłam.

- Dobrze. Gdy skończysz, zajrzysz jeszcze do biura? - zapytał Poppy. Brew Cyntii delikatnie podskoczyło. Wyraźnie Poppy coś chciała. Pytanie, co?

- Coś się stało? - zapytała ostrożnie.

- Nie. Skąd. Chciałam po prostu porozmawiać. - uśmiechnęła się starsza kobieta, uspokajając żonę Mistrza Eliksirów.

- Rozumiem. Przyjdę, jak tylko skończę. - Poppy skinęła głową z uśmiechem i poszła do biura. Cyntia wróciła do ukarania pudełek ciekawa, o czym chce rozmawiać Poppy. Może to po prostu zwykłe ploteczki, albo... Jasnowłosa kobieta czuła, jak oblewa ją zimny pot.

"A co jeśli... Jeśli Poppy domyśliła się, że nasze małżeństwo jet udawane? Wtedy będziemy mieć poważny problem..." - pomyślała lekko wystraszona tą perspektywą. Modliła się w duchu, by nie chodziło właśnie o to.

     Jasnowłosa kobieta szybko skoczyła układać pudełka i po odłożeniu ostatniego kartonu, poszła do biura, gdzie siedziała Poppy.

- Chciałaś ze mną porozmawiać, Poppy. - powiedziała Cyntia, siadając w fotelu. Poppy siedziała w drugim.

- Tak, Cyntio. Herbarty?

- Chętnie. - Poppy wezwała skrzata, a po chwili leżały przed nimi dwie filiżanki z parującą zawartością. Cyntia wzięła swoją na kolana razem z talerzykiem, by czymś zająć ręce. Nie chciała ujawnić nerwowości, którą czuła. - Więc?

- Chciałam porozmawiać o tobie i Severusie. - powiedziała spokojnie pani Pomfrey, nie zauważając nawet, jak twarz jej koleżanki po fachu błędnie o kilka tonów.

- Naprawdę? - Cyntia całą siłą woli zadbała, by jej głos nie zadrżał, a brzmiał na spokojny, było to trudne, bo na słowa Poppy jej żołądek spadł gdzieś w okolice kolan.

- Tak. Przez te dziesięć lat naprawdę wątpiłam, by Severus kiedykolwiek się ożenił, aż tu nagle pojawiłaś się ty. Tylko w towarzystwie jego przyjaciółki widziałam go tak szczęśliwego, jak teraz, gdy tu jesteś. Razem naprawdę ładnie wygladacie. - Poppy uśmiechnęła się do młodszej kobiety, nie zauważając, jak uzdrowicielka ledwie widocznie wzdycha z ulgą. Nie wiedziała. - Zauważyłam jednak, że zachowujecie się... Raczej trochę sztywno. Oczywiście nie chce sie wtrącać i wiem, że Severus nie okazuje uczuć, ale rzadko widzę takie czułe interakcje między wami. Oczywiście nie zrozum mnie źle, Cyntio...

- Nic się nie dzieje, Poppy. - odparła łagodnie Cyntia. Była zbyt szczęśliwa, że Poppy nie domyśliła się prawdy, by być złą na jej małą wścibskość. - Gdybyś powiedziała to Severusowi, to prawdopodobnie by cię wyszydził. - powiedziała z cieniem rozbawienia pomieszanego z dezaprobatą.

- I wysłał na terapię do Mungo. - zachichotał Poppy. Cyntia tylko się uśmiechnęła. - Jak ostatnim razem... - Pani Snape naprawdę wolał nie znać tematu tej rozmowy.

- Rozumiem, o co ci chodzi, Poppy. - szybko wróciła tematem na poprzedni tor. - Po prostu oboje nie jesteśmy wylewni i nie spijamy sobie publicznie z dziubków. - wyjaśniła, co nie było do końca kłamstwem, ale i nie do końca prawdą. Nie wyobrażała sobie, jakby miała całować Severusa w usta przy ludziach... W ogóle całować w usta. W policzek to co innego... A co jeśli ich gra będzie tego wymagać? Kolejna rzecz, o której nie myślała, zgadzając się na ten plan Dumbledore'a.

- Oczywiście wszystko rozumiem. Ale jakoś nigdy nie słyszałam, by Severus powiedział do ciebie w jakiś miły sposób, jak na przykład "kochanie" Czy coś w tym stylu. Mówi ci tak w ogóle? - Poppy za dobrze znała Mistrza Eliksirów, by wiedzieć, że nie przepadał za czułościami. Ale małżeństwo zmienia... Przynajmniej większość ludzi.

- Oczywiście. Bez świadków. - skłamała gładko, wkładając w to rozbawienie. Poppy zachichotała cicho.

- To do niego podobne. - przyznała Poppy. - I tak się zmienił.

- w jakim sensie? - zapytała ciekawie Cyntia. Chętnie posłuchałaby, jaki Severus był wcześniej. Nie mówił wiele o tym.

- Nie jest taki, jak wcześniej. Zmienił się. Dawniej był o wiele bardziej zimny i sarkastyczny. Mało spędzał czasu z resztą personelu, tylko wtedy, gdy musiał. Potrafił godzinami tkwić w pracowni, albo zaszyć się w swoich kwaterach. - zaczęła opowiadać Poppy. - Ale częściowo mu się nie dziwię. Przez drwiny Huncwotów stał się bardziej zamknięty. Tylko Lily potrafiła do niego dotrzeć... - Poppy zamilkła, jakby weszła na zakazany temat.

- Lily Evans, prawda? - zapytała lekko Cyntia, patrząc badawczo na pielęgniarkę.

- Tak. Przyjaźnili się od pierwszego roku.

- Severus coś wspominał, ale nie za wiele. - powiedziała luźno, zerkają na Poppy. - Podobno ich przyjaźń zerwała się na bodajże piątym roku...

- To prawda.

- Nie wiesz, dlaczego?- dopytywała.

- Powinnaś zapytać Severusa. - zauważyła Poppy. Cyntia westchnęła sztucznie.

- Wiem, ale Severus unika tego tematu, a ja nie chcę go naciskać. - opowiedziała. - Widzę, jaki jest smutny, gdy o tym mowa. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak. - powiedziała z cichym westchnieniem. Poppy wydawała się być szczerze poruszona jej troską o czarnowłosego mężczyznę. Zdawało się, ze została przekonana do poruszenia tematu Taboo.

- No dobrze. Ale nie wiesz tego ode mnie.

- Oczywiście. - obiecała Cyntia skrycie zadowolona, ale i ciekawa. Interesujące było, jak widzieli ich inni.

- Severus i Lily przyjaźni się od pierwszego roku. Wyglądali, jakby już wcześniej się znali. Lily była wesołą i bystrą dziewczynką. Bardzo wrażliwą i dobrą. Natomiast Severus cichym i nieśmiałym chłopcem. Byli inni, a jednak podobni. Ich przyjaźń przetrwała, mimo że trafili do dwóch rywalizujących domów. - opowiadała Poppy. - Oczywiście to nie spodobało się pewnej grupie chłopców w Gryffindoru, zwanymi Huncwotami i obrali sobie go za cel. Stąd ta pokaźna kartoteka. - Cyntia doskonale o tym wiedziała. Wybrali go sobie za cel, mimo że nic im nie zrobił. Jak to stwierdził kiedyś James, po prostu istniał. - Jednak nawet to nie zdołało ich poróżnić. Przyjaźnili się dalej. Im starsi byli ich przyjaźń zmieniła się razem z nimi. W pewnym momencie nawet zastanawiałam się, czy nie było coś między nimi. - przyznała Poppy, na moment zapominając, z kim rozmawia. Po chwili spojrzała na żonę Mistrza Eliksirów przepraszająco, na co ta uśmiechnęła się wyrozumiale. Naprawdę zachowywali się, jak para? - Ale potem się pokłócili na piątym roku. Dokładnie nie wiem, co się stało, ale słyszałam, że nazwał ją w gniewie pewnym brzydkim słowem. Od tego czasu więcej się nie przyjaźnili. - Poppy westchnęła smutno. - Severus bardzo to przeżył. Naprawdę żałował tego, co zrobił, ale Lily mu nie wybaczyła. Coraz bardziej zamykał się w sobie i stał się zimną oraz poważną osobą. - zakończyła pielęgniarka. - Resztę już znasz.

"Właśnie nie znam! Wiem ze dołączył do Śmierciożerców, a potem bałagał Dumbledore'a o ratowanie mi życia i stał się szpiegiem. Ale nie wiem DLACZEGO?! " - pomyślała z irytacją, ale wiedziała, że nie może zadawać za dużo pytań. Dziś już niczego się nie dowie.

- To smutne. Lily skreśliła całą ich przyjaźń przez jedną kłótnię. - powiedziała Cyntia, marszcząc delikatnie brwi.

"Krytykuję swoje własne zachowanie sprzed lat, ale nikt o tym nie wie. Jakie to ironiczne." - pomyślała cynicznie.

- Może się to wydawać okrutne i smutne. Ale nikt z nas nie wie, jak by się zachował na jej miejscu. Nikt nie wie do końca, co czuła. - powiedziała łagodnie Poppy.

- Masz rację... - przyznała jasnowłosa czarownica, kłamiąc. Doskonale wiedziała, jak się wtedy czuła. Na samo wspomnienie tych uczuć gardło jej się ściskało. W jej wrażliwe serce został wbity nóż, przez najbliższą jej wtedy osobę. Czuła się zdradzona i zraniona, a jednocześnie smutna. Czuła...

"Dosyć!" - nagle odcięła się od uczuć z przeszłości. Jej umysł wypełniła ściana ognia. - "To już przeszłość. Daj jej odejść. Zabij ją, jeśli inaczej się nią da. Poza tym już mu wybaczyłaś... "

- Cyntio? - Pani Snape otworzyła nagle oczy i zobaczyła Poppy wpatrującą się w nią ze zmartwieniem. Cyntia dotknęła swojej twarzy, czując wilgoć na policzkach, gdy kilka łez opuściło jej oczy. Starła je dłonią. Musiała wiarygodnie wyjaśnić swoje wzruszenie. Szybki myślała.

- Ja... Po prostu... - wzięła jeden, lekko drżący wdech, chcąc rozluźnić struny głosowe. - Wyobraziłam sobie, co musiał czuć Severus... Gdy najlepsza przyjaciółka, tak po prostu go odrzuciła... Jakby dla niej nic nie znaczył.... - wydusiła drżąco, naginając prawdę. Gdy powiedziała to na głos, dotarło do niej, jak bardzo było to dla niego boleśnie. To spowodowało tylko więcej łez. Dotarło do niej, jak bardzo skrzywdziła Severusa. Swojego przyjaciela.

     Poppy delikatnie złapała dłonie młodszej kobiety w swoje pomarszczone wiekiem. Była taka wrażliwa i dobra. Severus miał naprawdę szczęście że ją ma. Jeśli zraniłby w jakikolwiek sposób, to Poppy osobiście sprawiłaby, że wylądowałby w Św. Mungo.

- Nasza przeszłość kształtuje naszą osobowość. Nawet ta bolesna. Dzięki niej jesteśmy tymi, kim jesteśmy. - powiedziała łagodnie starsza czarownica. - Nie odpowiadamy też za postępowanie innych, które może nas ranić i zostawiać rany. Ale każda rana kiedyś zamienia się w bliznę, blaknąc w naszej pamięci i sercu. Zawsze znajdzie się lekarstwo. Dla Severusa jesteś nim ty. - Cyntia podniosła wzrok oszklonych oczu na łagodne słowa Poppy. Gdyby tylko widziała, że to ona jest tą, która zadała mu te rany. To przez nią miał te blizny, które na nowo się otwarły, gdy się pojawiła. Była jego lekarstwem? Raczej przekleństwem przypominającym o zadanym bólu.

- Wybaczenie Lily byłoby. - odparła cicho.

- To jest niemożliwe, bo zasnęła snem śmierci. - powiedziała łagodnie Poppy. - Ale to ty jesteś jego lekarstwem.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytała, patrząc na nią z mieszaniną ciekawości. Poppy uśmiechnęła się delikatnie.

- To proste. Jest przy tobie szczęśliwy. - powiedziała kobieta. - Kocha cię... - na ostatnie słowa Poppy, które zabrzmiały jak echo w jej głowie, serce Cyntii stanęło na moment.

Kocha cię.

Kocha cię.

Kocha cię.

"Severus mnie kocha? Niemożliwe. To pewnie tylko wymysł Poppy. Znak, że dobrze odgrywamy swoje role. Tak... To na pewno to... " - pomyślała zdecydowanie. Bo przecież Severus nie mógłby jej kochać naprawdę... Chyba...

- ... Nigdy nie widziałam, by ktoś był tak oddany. Może nie mówi tego, ale jego czyny świadczą o jego uczuciach, które ukrywa... - usłyszała dalszą wypowiedź Poppy, która nabierała sensu im dłużej o niej myślała.

- Severus to osobliwy człowiek. - Odparła po prostu, ignorując szalejące serce, które nadal biło po słowach Poppy. Powoli zaczynała układać puzzle w głowie.

- I to bardzo. Ale coś cię w nim przciągnęło.

- To właśnie ta oryginalność. - odparła powoli i częściowo z prawdą. To ten orginalny charakter spowodował, że zaczęli rozmawiać jako dzieci. Był taki... Enigmatyczny i skryty. Ciekawił ją. Potem zwykle koleżeństwo przerodziło się w przyjaźń. - Poppy, czy... - nagle ktoś zapukał do drzwi.

- Zaczekaj chwilkę, moja droga. - powiedziała Poppy, wstając z krzesła i zobaczyć, o co chodziło. Dała tym samym młodszej czarownicy czas, by się doprowadzić do ładu. Cyntia wyciągnęła chusteczkę i delikatnie starała resztki łez z twarzy. Z rozmowy Poppy dowiedziała się więcej niż chciała. Tak sądziła.

     Czy wspomniana przez Poppy miłość Severusa do niej jest prawdziwa, czy tylko tak widzą ich inny?

     Lily czuła, ze jest coraz bliżej odkrycia motywów Severusa Snape'a.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Nie denerwuj się tak. - powiedział Severusa, poprawiając kołnierzyk, podczas gdy Cyntia... A raczej Lily krążyła po salonie już gotowa. Była zestresowana. Widział to w całej jej postawie. Sztywny krok, twarz blada. Nerwowo bawiła się palcami, które musiała czymś zająć, by nie drżały. Obracała obrączkę, która widniała na jej palcu. Jej szmaragdowa suknia falowała w takt jej ruchów, podkreślając nerwowość jej sylwetki.

- Nie potrafię, Severusie. Znam tam niemal wszystkich, ale muszę udawać, że tak nie jest. To trudne... - odparła zdenerwowana, nawet sie nie zatrzymując.

- Poradzisz sobie. - powiedział pewnie Severus. Lily zatrzymała się i spojrzała na niego. Brzmiał i wyglądał bardzo pewnie. Skąd ta pewność się brała?

- A co jeśli nie? Co jeśli się czymś zdradzę? Znam większość z tych ludzi... - Severus zbliżył się do Lily i położył dłonie na jej ramionach, zatrzymując w miejscu, gdy chciała znów zacząć wydeptywać ścieżkę w dywanie. Lily podniosła na niego swój wzrok zielonych oczu, które błyszczały emocjami jak zawsze, spotykając jego czarne tęczówki, wydające się bezdennymi tunelami. Lecz dostrzegła w nich pewne ciepło, które widziała tylko, gdy patrzył na nią nikogo innego.

Kocha cię.

     Słowa Poppy zadźwięczały jej w głowie. Ten niezwykły blask w jego oczach to przyjaźń czy coś więcej? Lily nie wiedziała. Gdyby ktoś jej to zasugerował kilka miesięcy temu, byłaby zaskoczona i może trochę zła, że ktoś kto najpierw ją rani i wyzywa od "szlam" śmiał się w niej zakochać, ale teraz było inaczej. Wybaczyła mu i stała przed swoim przyjacielem, który kochał jako tylko i wyłącznie przyjaciółkę, prawda?

- Jestem pewien, że sobie poradzisz i niczym nie zdradzisz, Lily. Poradziłaś sobie w towarzystwie Śmierciożerców i mojego ojca, więc poradzisz sobie i tutaj. - powiedział głosem jedwabistym i spokojnym, który sprawił, że Lily skupiła się na nim, a nie na własnych rozmyślaniach. Zawsze podobał jej się ten ton. Był gładki, hipnotyzujący i jednocześnie pociągający oraz intrygujący. Chciało się go słuchać i słuchać.

- Tamtych ludzi nie znałam. Byli dla mnie obcy. - zauważyła cicho. - Ale Zakon znam. Molly, Arthur, Remus, nawet Moody... - na myśl o Szalonookim zamilkła, przypominając sobie jego oko, które dla niej zawsze było upiorne. - Co jeśli oko Szalonookiego...

- Nie przejrzy zaklęcia. Może je jedynie ujawnić twoje największe pragnienie w zwierciadle Ain Eingarp, a jest jedno takie lustro w tym zamku i zostało ukryte w jednej z sal. To zależy oczywiście czego najbardziej pragniesz. - powiedział spokojnie, uspokajając ją.

"Czego pragnę najbardziej?" - Zapytała sama sobie. Chciała prawdziwej miłości. Miłości, której nikt by nie wykorzystał, jak James wykorzystał jej ślepe zauroczenie, ani udawanego uczucia, które musi udawać teraz. Czy lustro pokazałaby jej tą osobę?

    Natomiast Severus nie musiał się zastanawiać, co najbardziej pragnęło jego serce. Raz spojrzał zwierciadło i zobaczył ją. Piękną kobietę o kasztanowo rudych włosach i cudownych zielonych oczach. Uśmiechała się do niego czule, odwzajemniając jego uczucie. Pragnął tylko tego. Wybaczenia i miłości Lily. Nic więcej. Ale wątpił, by to się kiedykolwiek ziściło, bo los zabierał mu wszystko, co dobrego miał w życiu. To pragnienie pozostanie tylko sennym marzeniem, które trzymało go na powierzchni.

- A ty co widzisz w lustrze, Severusie? - wypaliła Lily, zanim zdążyła się powstrzymać. Jej oczy nie odrywały się od jego, a serce Severusa biło szybciej.

"Ciebie." - pomyślała, ale nie odważył się powiedzieć tego na głos.

- Siebie bez Mrocznego Znaku. - skłamał. Lily nie powiedziała tego na głos, ale średnio mu wierzyła. Znała go. Uważał, że Mroczny Znak jest jego karą za błędy, a szpiegostwo odkupieniem winy. Nie był taki samolubny, by marzyć o usunięciu Znaku. Pragnął czegoś innego, czego nie chciał jej zdradzić. Dlaczego? - A ty? - zapytał.

- Nigdy nie patrzyłam w zwierciadło. - przyznała.

- Kiedyś spojrzyszy. - powiedział spokojnie. - Idziemy?

- A jak ktoś będzie chciał ze mną rozmawiać? Wypyta mnie i przypadkiem się zdradzę... - spojrzała na Severusa niepewnie.

- Dlatego przychodzimy na ostatnią chwilę. A ja będę tam cały czas. - powiedział spokojnie. - Poza tym spodziewaj się raczej spotkać z nieufną postawą.

- Nadal nic się nie zmieniło? - zapytała cicho. Pamiętała te wszystkie nieufne spojrzenia, którymi obdarowywał go zawsze Zakon na spotkaniach. Dlatego zawsze przychodził ostatni i wychodził pierwszy.

- Niestety. - odparł. - Dlatego nie spodziewaj się ciepłego powitania.

- Rozumiem. - kiwnęła głową. - Możemy iść. - powiedziała, czując się spokojniej. Miała przy sobie Severusa, który miał tam być cały czas.

     Mężczyzna zdjął ręce z jej ramion, podchodząc do kominka, patrząc, jak Cyntia zrobiła to samo. Nabrał w rękę garść proszku fiuu i wrzucił go w ogień, wywołując lokalizację, gdzie miało się odbyć zebranie Zakonu. Płomienie w kominku przybrały żywo zieloną barwę. Severus spojrzał na Lily i podał jej dłoń, widząc nadal obawę w jej oczach.

- Razem? - ta w odpowiedzi kiwnęła głową, łapiąc jego dłoń i splatając palce, które dawały ciepło jej zimnym. Po chwili razem weszli do kominka, by trzymając się za dłonie, wyjść w kuchni Grimmauld Place.

Następny rozdział: "44. Spotkanie Zakonu"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro