44. Spotkanie Zakonu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cyntia czuła, jak zostaje wciągnięta przez kominek, a jej ciało rozpada się na kawałki, by po chwili zmaterializować się w miejscu docelowym. Nigdy nie lubiła podróży kominkiem, ale ta z Severusem była do zniesienia. W każdym razie nie wylądowała na podłodze, ani jej żołądek nie wywracał koziołków. Ściskana przez nią dłoń Severusa, pozwoliła jej wrócić do rzeczywistości.

Gdy tylko oboje pojawili się w kuchni Grimmauld Place wzrok obecnych zwrócił się na nich. Cyntia od razu rozpoznała znajome twarze, chociaż trochę się zmienili przez ślad czasu i lat. Nadal jednak ich znała. Czuła ciekawość Weasley'ów, ale i nieufność. Moody przewiercał ją na wylot swoim magicznym okiem. Inni też obserwowali ich, a szczególnie ją z ciekawością.

Wyłapała wzrok Syriusza, który musiał udawać do niej negatywne nastawienie. Do Severusa nie musiał specjalnie się starać, ale dla niej musiał się wysilić. W końcu nie miał nic do Lily.

Dumbledore siedzący już u szczytu stołu, uśmiechnął się do nich. Jego błękitne oczy błyszczały, zwłaszcza gdy widział ich splecione dłonie.

- Jesteście w samą porę. Właśnie mieliśmy zaczynać. Siadajcie. - Oboje podeszli do stołu, gdzie obok dyrektora były dwa miejsca wolne. - James ty też usiądź. - powiedział spokojnie dyrektor, patrząc na niego zza okularów połowek. Auror niechętnie wykonał polecenie i usiadł obok żony, patrząc wrogo, jak Snape odsuwa krzesło Cyntii, zanim sam usiadł. Każdy obserwował ich najmniejszy ruch, przez co czuła się, jak pod lupą. Położyła dłonie na kolanach. Cyntia czuła na sobie ciekawski wzrok Molly, obok której miała przywilej siedzieć. - To nasz drugie spotkanie odkąd Voldemort powrócił. - Severus lekko spiął się na dźwięk imnienia Czarnego Pana, ale nie był jedynym, bo kilka innych osób się wzdrygnęło. - Ale już i tak mamy pewne informacje o nim i jego zwolennikach, którzy się spotkali w czasie trwania naszego ostatniego spotkania, więc nie wiedzieliśmy wiele. - kontynuował dyrektor, jakby nigdy nic. - Na szczęście nasza wiedza się powiększyła.

- Ciekawie dlaczego. - mruknął pod nosem skwaszony James, na co dostał kuksańca w bok od żony. Snape rzucił mu tylko pogardliwe zerknęcie, a Cyntia zignorowała tę docinkę. Na razie. Poznała się już na Jamesie i teraz nie musiała już udawać nieprzychylnego nastawienia do niego.

- Z naszych informacji wynika, że Tom nie odzyskał jeszcze ludzkiej formy, jednak nad tym pracuje.

- Jakim cudem więc wezwał swoich zwolenników? Musi mieć ciało, by to zrobić. - zauważył Moody zwracając magiczne oko na dyrektora, który zerknął za Severusa, którego twarz była beznamiętną maską.

- Nasz szpieg prawdopodobnie wie więcej na ten temat. - oczu obecnych zwróciły się na profesora Eliksirów. Severus zwęził usta. Nie cierpiał, jak Albus to robił. Jakby mało miał uwagi.

- Więc tak to wyjaśnisz, Snape? - zapytał Moody raczej nieprzyjemnym głosem jak na prośbę o informacje. Cyntia jednak milczała, rzucając Moody'emu tylko krótkie, chłodne spojrzenie.

- Krótko i zwięźle. - oznajmił sarkasycznie. Nie dał jednak nikomu dojść do słowa. - Czarny Pan nie odzyskał jeszcze fizycznej formy, ale prawdopodobnie wykorzystuje ciało jednego ze zwolenników, bądź niczego nieświadomą ofiarę poprzez opętanie... - wyjaśnił spokojnie.

- To obrzydliwe... - Kingsley skrzywił się na samą myśl. - To jak pozbawianie kogoś woli, kradzież ciała...

- To nieetyczne i okrutne. - mruknęła Molly.

- Nie humanitarne... - dopowiedział ktoś.

- Czarnego Pana mało to obchodzi. - zauważył jedwabiście Snape. Czarnemu Panu wiele brakowało do określenia "ludzki". Nic nigdy do Kingsley'a nie miał. Czarnoskóry czarodziej też nie okazywał mu wrogości. W przeciwieństwie do niektórych.

- Z tego, co wiem, było jeszcze wcześniej spotkanie Śmierciożerców. - wtrącił się nagle James. Kilka osób zerknęło na niego, a kilka na Profesora Eliksirów.

- Owszem. - potwierdził gładko. - I co to ma do tematu?

- Na pewno ktoś wiedział już wcześniej coś na ten temat, a ty po prostu tego nie usłyszałeś. - powiedział złośliwie Potter, będąc dumny ze swojego pomysłu. Zupełnie, jakby to była najgenialniejsza myśl na świecie. Severus uniósł brew.

- Sugerujesz, że mógłby przeoczyć tak ważną informację, Potter? - zapytał Mistrz Eliksirów niebezpiecznie niskim i miękkim głosem, który groził uszkodzeniem ciała. - Jesteś głupcem.

- Raczej realistą. Jak widać nie jesteś takim idealnym szpiegiem...

- Nie masz zielonego pojęcia o moim zadaniu, więc z łaski swojej się nie wtrącaj. - syknął Mistrz Eliksirów.

- Co? Prawda w oczy kole? - Syriusz uśmiechnął wrednie. Nie mógł się powstrzymać. Kilka osób przewróciło oczami w tym Weasley'e. Znów zaczyna się to samo. Też raczej nie przepadali za Snape'em, ale określenie, że byli w stosunku do niego ostrożni byłby odpowiednie, lecz mimo to nie okazywali mu jawnej wrogości.

- Nie taki Ślizgon ślizgoński, jak mu się zdaje. - zadrwił James. Severus otworzył usta, by się odgryść jakąś mało kulturalną ripostą, ale ktoś inny go ubiegł.

- To samo można powiedzieć o panu, panie Potter. - odezwała się nagle Cyntia, przez co wszyscy na nią spojrzeli. Jej głos był cichy, ale gładki z nutą chłodu. - Intryga, którą opisała Skeeter w Proroku Codziennym, aż cuchnie Slytherinem. Jakim cudem więc trafił pan do Gryffindoru jest nierealne. Chyba że przekupił pan Tiarę przydziału. - powiedziała zimno, patrząc złośliwie na Pottera. James otworzył i zamknął usta, jak złota rybka. Wyglądał na zaszokowanego jej odpowiedzią, co blondwłosa kobieta przyjęła z zadowoleniem. Nie sadził, że Lily posunie się do takiego szyderczego stwierdzenia? Cóż. Nie była już Lily Evans. To była Cyntia Snape.

Zakon popatrzył po sobie. Cicha myszka za jaką uznali panią Snape posiada pazurki i właśnie pokazała, że wie, jak ich używać.

- Ty... - James, jak widać, szybko ozdyskał odwagę.

- Koniec, James. - Remus uciął dyskusje, kopiąc go przyjaciela pod stołem, na co ten spojrzał na niego z wyrzutem. James i Syriusz naprawdę zachowywali się dziecinne.

- Co jeszcze wiemy o powrocie Sam-Wiesz-Kogo? - Arthur uprzejmie wrócił do tematu. Może i nie ufał do końca ex Śmierciożercy jak większa połowa Zakonu, ale nie okazywał mu jawnej wrogości czy nie uprzejmości.

- Nie wiele, poza faktem, że szuka sposobu na odrodzenie. - odpowiedział Snape jedwabistym głosem. - Dlatego Quirell poluje na pewien artefakt...

- Już o tym rozmawialiśmy, Severusie. Artefakt jest dobrze chroniony, a Kwiryniusz nic nie kombinuje... - wtrącił się dyrektor.

- Szczerze w to wątpię. Daje wszystkie oznaki zbyt zainteresowanego. - upierał się Mistrz Eliksirów.

- Martwi się o niego... - Snape prychnął z pogardą.

- Chyba o własną głowę, bo zostanie bez niej, jak go nie ukradnie. - zaszydził. - Wspomnienisz moje słowa, Albusie. - tylko Severus Snape miał na tyle odwagi i tupetu, by w ten sposób sprzeczać się z dyrektorem.

- Nikt go nie ukradnie.

- Jeszcze się przekonamy. - burknął zirytowany Snape pod nosem. Cyntia niemal bezwiednie położyła pod stołem dłoń na jego dłoni, ściskając w uspokajającym geście. Severus tylko zerknął na ich ręce prez ułamek sekundy. Złość zaczęła powoli z niego ulatywać.

- Kamień filozoficzny jestem bezpieczny. Osobiście tego dopilnowałem. - powiedział dyrektor spokojnie, aczkolwiek stanowczo, nie ciągnąc już tej dyskusji dalej.

- A więc tego strzeże Puszek... - mruknął pod nosem Potter, przypominając sobie listy syna. Jednak nie dość cicho, by Mistrz Eliksirów tego nie usłyszał. Zapomniał, że Snape ma słuch nietoperza.

- Skoro już o tym mowa, to trzymaj swojego smarkacza zdala od trzeciego piętra. - warknął Snape.

- A bo co...

- To Pan Potter tam był? - Minerwa brzmiała na zdziwioną. Słyszała od Filch'a, że ktoś tam trafił, ale nie spodziewała się, że to ktoś z pierwszych lat.

- Tak, Minerwo. A któż by inny! - Cyntia znów delikatnie ścisnęła jego palce w uspokajającym geście.

- Gdybym wiedziała to wepiłabym mu szlaban! - Snape jedynie prychnął w odpowiedzi. Tylko szlaban. I myśli że to go powstrzyma od dalszej eksploracji?!

- Na pewno to zrobisz po powrocie do Hogwartu, Minerwo. - powiedział dyrektor, przerywając dyskusje. James się już zapowietrzył, gotów się buntować, ale nie było mu dane dojść do słowa. - Wracając do głównego tematu spotkania. Voldemort planuje, jak najszybciej odzyskać ciało i tym samym pełnię mocy. Musimy...

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Uważam nasze spotkanie za zakończone. - zakończył Dumbledore po upływie godziny. Dalsza część spotkania minęła w miarę spokojnie. James i Syriusz siedzieli cicho, a w każdym razie nie rzucali żadnych kąśliwych uwag za co i Severus i Cyntia byli wdzięczni. Lily czuła przez cały czas na sobie ciekawsze spojrzenia innych. Zakon wyraźnie był ciekawy Cyntii Snape. Cieszyła się, że nie musiała zbyt wiele się odzywać. Znała większość z tych ludzi i obawiała się, że powie coś, co mogłoby ich zdradzić.

Severus, jak obiecał, przez cały czas był obok. Dzięki temu nie czuła się tak niepewnie. A jego dłoń, którą przez cały czas trzymała, była jak jej kotwica. Uspokajała ją i dawała poczucie bezpieczeństwa. Aż sama się dziwiła, jak jedynie drobny gest potrafił tyle zdziałać. Jeszcze parę miesięcy temu było to dla niej nie do pomyślenia. A teraz? Jej poglądy uległy zmianie. Było to wsparcie nie tylko dla niej, ale i dla Severusa także, o czym nie wiedziała.

Gdy mógł trzymać jej drobną dłoń w swojej, czuł się bardziej pewny. Nie był taki samotny, opuszczony. Po raz pierwszy na spotkaniach Zakonu nie był sam pośród nieufnych i pogardliwych spojrzeń. Miał chociaż jedną osobę po swojej stronie oprócz Albusa. Swoją Lily. Znaczy Cyntię.

- Severusie, mój chłopcze, pozwolisz na moment ze mną? - zapytał Dumbledore, wybudzając Severusa z zamysłu i zanim ten jak zawsze zdążył się szybko zmyć. Severus powstrzymał westchnienie i spojrzał na Lily... Cyntię, której dłoń trzymał.

- Zaraz wrócę. - powiedział cicho.

- Dobrze. Nie spiesz się. - odparła równie cicho. Mimo że nie chciała zostać sama, to nie okazała tego. W końcu nie mogła okazać niepewności wobec członków Zakonu... Zwłaszcza Jamesa. Lily obawiała się, czy Potter przypadkiem nie wypapla czegoś, czego nie powinien. Dlatego od niego najbardziej trzymała się z daleka.

Severus w odpowiedzi skinął głowa i wstał, puszczając jej dłoń. Jasnowłosa czarownica złączyła dłonie razem, tracąc nagle swoją kotwicę, ogrzewającą jej zimną dłoń. Patrzyła, jak peleryna Severusa znika za drzwiami. Ale nie była długo sama.

- Nie sądziłem, że dziś panią tu zobaczę. - Gdy tylko Severus zniknął z pola widzenia pojawił się James Potter. Lily nawet na niego nie spojrzała. Jej chłodny wzrok był utkwiony w przeciwległej ścianie.

- A ja, że będzie pan trzymać się od nas z daleka. - powiedziała chłodno, kładąc nacisk na slowo "nas". Podświadomie przyszło jej do głowy, że prowokuje tym Jamesa, ale mało ją to obchodziło, bo jak przegnie, to Severus osobiście skopie mu tyłek. Chyba że ona sama wcześniej to zrobi.

Na czole Pottera pojawiła się marsowa bruzga. Więc teraz trzymała ze Smarkerusem? Świetnie! Przelotnie pomyślał, że tak naprawdę nie ma wyjścia, ale z drugiej nie wygądała, jakby niechętnie to robiła. Poza tym jak dziś zobaczył ich razem i to jeszcze trzymających się za ręce... Myślał, że dostanie szału.

- Snape nigdy nie będzie tu mile widziany. - Weasley'e spojrzeli na Jamesa, który wypluł nazwisko swojego Nemezis jak kwas. Nie od dziś było wiadome, że nie lubi Mistrza Eliksirów. Jak zauważyła Molly, jego nienawiść przeniosła się także na żonę Snape'a, która według niej nie wyglądała na odpychającą. Mimo chłodnego wyrazu twarzy i rzekomej obojętności, Molly widziała na jej twarzy pewien rodzaj sympatii, która przyciągała ludzi.

- Więc skoro jestem żoną Severusa, to ja też. - odparła chłodno. James zaklął w myślach. Tego nie chciał powiedzieć. Nie zdążył jednak otworzyć ust. - Dla obopólnej korzyści proszę zostawiać nas oboje w spokoju.

- Śmiesz mi stawiać warunki... - Potter zaczął się buntować. Cyntia spojrzała na niego chłodno.

- Uprzejmie ostrzegam. W końcu chyba potrafi pan dotrzymywać obietnic? - zapytała sugestywnie. James zmrużyłem oczy, myśląc, o co jej chodzi. Dopiero po chwili zrozumiał, gdy przypomniał sobie pewną rozmowę.

***

- Lily, umówisz się że mną? - nastoletni James Potter spojrzał prosząco ale i bajerancko na rudowłosą dziewczynę o imieniu Lily. Widział jak jej zielone oczy patrzą na niego uważnie.

- Po co, James? - spytała, patrząc na niego dużymi, zielonymi oczami. Na twarzy miała delikatne rumieńce, które wyglądały uroczo. Zaczęła kolegować się z Huncwotami, po tym, jak pokłóciła się ze swoim dotychczasowym przyjacielem, Severusem Snape'em. Nazwał ją "szlamą", czego się po nim nie spodziewała. Zraniło ją to bardzo i przez długi czas nie mogła się pozbierać, aż znalazła pocieszenie w ramionach Jamesa Pottera.

- Jutro są walentynki. - powiedział głośno James, upewniając się, że Snape, który wyglądał zza zakrętu, wszystko słyszał. Po jego minie i zaciśniętych dłoniach widział, że tak było.

Lily udała się że zastanawia. Może to nie taki zły pomysł?

- Dobrze. Zgadzam się... - powiedziała powoli, nie mogąc dokończyć, bo pisnęła, gdy została nagle podniesiona przez zadowolonego Jamesa. Gdy ją postawił na ziemię, kątem oka zauważył, że Snape'a już nie było. Ślizgon musiał odejść. I dobrze! Niech wie, że jest nikim. I teraz nawet Lily to zrozumiała.

- To super! To...

- Ale mam jeden warunek.

- Jaki? - zapytał ciekawie James. co też Lily mogła wymyślić?

- Zostawicie Sev... Snape'a w spokoju. - powiedziała uparcie, a jej głos lekko zadrżał przy nazwisku przyjaciela. Byłego przyjaciela. Jamesowi szczęka opadła. I to dosłownie.

- Co?! Snape okazał się takim dupkiem, a ty nadal go bronisz?! - nie potrafił tego zrozumieć.

- Oboje wiemy, że dręczyliście go bez powodu, dla zwykłej zabawy. On na to nie zasłużył... Mimo wszystko. - mimo wszystko nadal jej na nim zależało. N potrafiła tego pojąć. Z jednej strony czuła się przez niego zraniona i zdradzona, ale z drugiej nadal się przejmowała jego losem.

- Lily, to...

- Przystajesz na mój warunek czy nie? - rudowłosa dziewczyna złożyła ręce na piersiach, odgarniając rudego warkocza na plecy. - Bo inaczej z nami koniec.

- I to tylko przez Smark... Snape'a?

- Tak.

- Dlaczego? Po tym co zrobił...

- Jak tego nie akceptujesz to nie - odwróciła się. James złapał ją za rękę, przyciągając do siebie.

- No dobrze. Zgadzam się. - powiedział, chociaż w głębi duszy wcale nie miał takiego zamiaru. Lily podniosła na niego wielkie, zielone oczy, błyszczące emocjami.

- Naprawdę?

- Tak. - uśmiechnął się do dziewczyny. Była taka naiwna...

***

- Nie wiem, o... - zaczął.

- Świetnie, że się rozumiemy. - przerwała mu gładko głosem Pani Snape. - A teraz byłby pan łaskaw zostawić mnie z rozsądniejszą osobą od pana.

- To znaczy?

- Mną samą. - odparła ironicznie.

"Zdecydowanie zbyt dużo czas spędzam z Severusem. Zaczynam przejmować jego cynizm." - pomyślała Lily przelotnie. Ale wcale jej to nie przeszkadzało. Po tym, co zrobił jej Potter, nie zamierzała być miła.

- Nie zamierzam...

- Daj jej spokój, James. - odezwała się nagle Molly. - Jest na pierwszym spotkaniu, a ty już musisz się czepiać.

- Jest żoną Snape'a, Molly...

- Bystre spostrzeżenie, panie Potter. - Cyntia prychnęła cicho.

- No właśnie i co z tego? Mary chyba cię woła. - zauważyła matriarcha rodziny Weasley. James zwęził usta, ale nie odezwał się słowem, odchodząc. Molly zwróciła się do Cyntii, delikatnie uśmiechając sympatycznie, ale i lustrując ją oceniająco wzrokiem. Lily czuła, że było to nieco wymuszone i zdecydowanie ostrożne spojrzenie. Molly jej nie ufała.

Poza tym spodziewaj się raczej spotkać z nieufną postawą.

Severus miał rację. Nikt nie będzie jej tu ufać, tylko ze względu na jego nazwisko.

- Musisz wybaczyć, Jamesowi, moja droga. Po prostu nie lubi Severusa...

- Nie da się nie zauważyć jego awersji do mojego męża. - odparła spokojnie tonem nie chłodnym, ale też nie przesadnie radosnym. To było coś na pograniczu obojętności i sympatii.

- To nie żadna tajemnica, że się nie lubią. Niestety James uwielbia to pokazywać. - westchnęła Molly.

- Zauważyłam, M... Pani Weasley. - odparła Cyntia, czując nerwowe bicie serca, gdy prawie się pomyliła. Miała nadzieję, że Molly nie zauważyła tego poślizgu. Na jej szczęście matka watahy rudzielców nie przywiązała do tego większej wagi.

- Gdy po raz pierwszy usłyszałam, że Severus się ożenił, byłam zaskoczona. Nikt się raczej tego nie spodziewał. - powiedziała Molly. Lily miała ochotę przewrócić oczami. Aha! Nadszedł czas na przesłuchanie. Wiedziała, że musiała się bardzo pilnować, co mówi.

- Jakoś mnie to nie zaskakuje. Nie jest pani pierwszą taką osobą.

- Każdy kto go zna, wie, że kobiety raczej nigdy go nie intersowały. Jedyną z jaką miał kontakt do pewnego momentu była jego przyjaciółka. - Lily dostrzegła, jak Molly rzuca na nią krótko okiem. Jakby chciała zobaczyć jej reakcje na tę rewelację. To niby proste stwierdzenie zabrzmiało, jakby miało być ziarnem niedomówienia, zasianym niby przypadkiem. Jasnowłosa czarownica potajemnie stwierdziła, że Molly Weasley to nie tylko bardzo miła i sympatyczna osoba, ale i cwana lisica.

- Lily Evans. Wiem. - odparła spokojnie. - Severus opowiadał mi o niej. - dodała znacząco. Mimo że obie kobiety nie były w Slytherinie, to potrafiły czytać między wierszami. Cyntia dała jej subtelnie do zrozumienia, że nie mają przed sobą tajemnic. W teorii. W praktyce wygląda do nieco inaczej. Na kilka pytań miała już odpowiedź, na inne jeszcze nie lub miała podejrzenia. Jedno musiała jeszcze sprawdzić. Zdecydowanie.

- Och... Nie sądziłam, że to zrobił. To był raczej drażliwy temat i raczej się niem nie dzielił z innymi.

- Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale jestem żoną Severusa i ufa mi, bo nie jestem kimś, kto tylko udaje sympatię do niego, jak część obecnych tu osób. - powiedziała wprost, a jej głos lekko się ochłodził. Zawsze miała Molly za symaptyczną, miłą i bezstronną osobę. Jak widać się pomyliła, albo wcześniej tego nie widziała. Czuła się zawiedziona. Czy ten brak zaufania był taki trudny do zauważenia? Większość Zakonu siedziała cicho ze względu na gniew Dumbledore'a, ale nie dało się nie zobaczyć tych nieufnych i pogardliwych spojrzeń. Nikt z nich mu nie ufał. Wszyscy uważali go za wroga. Śmierciożercę, który nie zasługuje na odkupienie. Dlaczego więc Severus miałby zaufać im?

"Ty też tak wcześniej uważałaś. Spisałaś go na straty." - odezwał się kpiący głosik w głowie, bezlitośnie z niej drwiący, tak iż czuła się przez to winna. Tak, to prawda, że tak postąpiła, ale popełniła błąd. Wiedziała o tym i starała się go naprawić.

- Nie to miałam tego na myśli...

- Myślę, że właśnie to miała pani na myśli. Nie jestem ślepa. - Cyntia wstała z miejsca. Arthur, który wszystko słuchał nie odzywał się słowem. On tam nie miał nic do Severusa, ale Molly mu nie ufała i ta ostrożna, nieufna postawa jego żony zaczynała przechodzić na niego.

- Nadal obraca się w towarzystwie zwolenników Sama-Wiesz-Kogo. To normalne, że wszyscy są ostrożni i zachowują dystans... - Molly próbowała bronić innych, ale i siebie. Jakaś jej szlachenta części, należąca do Gryffindoru mówiła jej, że nie postępuje sprawiedliwie względem podwójnego agenta, ale uprzedzenia robiły swoje i zaguszały sumienie. Kwestia, dlaczego Snape nagle zmienił strony, była niejasna nie tylko dla Lily.

- Istnieje granica między ostrożnością a nieufnością, którą wszyscy tutaj przejawiają w duecie z pogardą. - oznajmiła wystarczająco dosadnie, by niektórych dotknęło do żywego. Niech wiedzą, że z nią też nie ma dwa razy dwa i będzie bronić swojego męża oraz trzymać jego stronę. - Jak tak dalej pójdzie, to przez te podziały Czarny Pan naprawdę wygra tę wojnę! - syknęła chłodno i wyszła z kuchni, pozostawiając po sobie zamęt i ogłuszenie na twarzach innych. Lily potrafiła być na codzień opanowana, ale bywały chwile, gdy jej temperament się podnosił i brał górę, a wtedy była bardzo szczera. To była jedna z tych chwil. Liczyła, że chociaż jej słowa potrząsnął porządnie, chociaż kilkoma osobami.

Cyntia wyszła z kuchni Grimmauld Place na korytarz, gdzie postanowiła poczekać na Severusa w samotności. Miała nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać. Teraz już rozumiała, dlaczego Severus przychodził ostatni i pierwszy wychodził. Czuł się zwyczajnie jak intruz. Nieproszony gości, którego każdy mierzył pogardliwym wzrokiem i szukam okazji do poniżenia lub sprowokowania. A teraz i ona była traktowana tak samo. Bo była Cyntią Snape.

Kilka minut później drzwi biblioteki, gdzie dyrektor rozmawiał ze Severusem, się otworzyły i wyszedł z nich sam Mistrz Eliksirów. Grymas na jego twarzy powiedział Lily, że temat tej rozmowy wcale mu się nie podobał.

- Możemy iść. - powiedział tylko, na co kobieta bez słowa skinęła głową. Oboje wrócili do kuchni, gdzie od razu poszli do kominka. Severusowi nie umknęły poruszone, a raczej ogłuszone twarze niektórych osób z Zakonu ani dumna postawa Cyntią, gdy szła obok niego. Co się stało, jak jego nie było?

Nie miał pojęcia. Jedyne czego był pewien, to, wsuwającej się drobnej dłoni w jego rękę i zaciskiwanych palcy.


Następny rozdział: "45. Niewypowiedziane"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro